„O czymkolwiek byśmy nie rozmawiali, musiał poszukać czegoś na ten temat w internecie. Gdy chciał coś kupić, cały wieczór ślęczał nad analizowaniem opinii na temat tego produktu. Zanim gdzieś pojechał, kilka razy ustalał w sieci trasę. Co chwilę sprawdzał, co kto napisał na ulubionym portalu społecznościowym i jakie zdjęcia tam umieścił. Sam też próbował dokumentować niemal każdą chwilę naszego życia, żeby się tym pochwalić w necie”. Marta, 35 lat
Tatusiuuuuuu, a pobudujemy razem z lego? – Lenka spojrzała wyczekująco na Daniela.
– Nie, tata po obiedzie odrabia ze mną lekcje! – zaprotestowała Martynka. – Obiecał mi!
– Wcale że nie! – moja młodsza córcia aż się zaczerwieniła ze złości.
– Hej, przestańcie! Jedzcie! – zainterweniowałam i spojrzałam na męża.
Ten siedział przy stole, ale jakby nie słyszał kłótni. W jednej ręce trzymał widelec, automatycznie nabierając jedzenie i wkładając je sobie do ust, w drugiej – swoją komórkę. Był tak zajęty sprawdzaniem czegoś w telefonie, że kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie.
– Daniel! Puk, puk! Słyszysz? Dziewczynki coś do ciebie mówią! – zawołałam.
– Tak, tak, słyszę – pokiwał głową, nie przerywając żadnej czynności. Dalej stukał palcem w ekran i wpatrywał się w niego z najwyższą uwagą.
– Tatooooo! No powiedz tej trąbie, że pomożesz mi w matematyce – podjęła na nowo temat Martyna. – Bo mama nie radzi sobie z zadaniami...
– Ta, jasne – mój mąż na chwilę oderwał się od telefonu i spojrzał na starszą córkę nieprzytomnym wzrokiem.
Trafił mnie szlag! Daniel zachowywał się ostatnio okropnie. Bez przerwy siedział przy laptopie. A jak nie mógł z niego korzystać, zamieniał go na komórkę. Miałam wrażenie, że nic ponadto go nie interesuje.
– Daniel, czy mógłbyś odłożyć łaskawie ten telefon chociaż na czas obiadu? – syknęłam.
– Tak, a coś się stało? – zdziwił się.
– Twoje córki domagają się odrobiny twojej uwagi, kłócąc się przy tym zawzięcie, a do ciebie kompletnie nic nie dociera – stwierdziłam poirytowana. – Co ty tak ciągle klikasz? Masz romans czy co?
– Ej tam, od razu romans – skrzywił się, a potem szczypnął Lenkę w policzek. – Pobuduję z tobą, księżniczko, jak tylko rozwiążę z Martynką zadanie, OK?
A więc jednak słyszał, o czym mówiłyśmy w czasie obiadu, choć wyglądało na to, że ma nas w nosie. Mój mąż zawsze miał tendencje do zamykania się we własnym świecie i kiedy jeszcze nie posiadał nowoczesnej komórki, potrafił ginąć gdzieś na długie godziny z książką czy gazetą. Irytowało mnie to, ale z czasem nauczyłam się tolerować takie zachowanie. Jednak jego związek z tym olbrzymim telefonem dotykowym to był jakiś koszmar. O czymkolwiek byśmy nie rozmawiali, musiał poszukać czegoś na ten temat w internecie. Gdy chciał coś kupić, cały wieczór ślęczał nad analizowaniem opinii na temat tego produktu. Zanim gdzieś pojechał, kilka razy ustalał w sieci trasę. Co chwilę sprawdzał, co kto napisał na ulubionym portalu społecznościowym i jakie zdjęcia tam umieścił. Sam też próbował dokumentować niemal każdą chwilę naszego życia, żeby się tym pochwalić w necie. Na szczęście szybko się zorientowałam i zabroniłam mu zamieszczania zdjęć moich i dziewczynek. Mało to świrów potem to ogląda?
Po obiedzie Daniel zabrał dziewczynki do pokoju i próbował je jakoś pogodzić. Kiedy jednak weszłam do nich, zapytać, czy chcą coś do picia, Lenka siedziała na podłodze i budowała jakiś domek z klocków, Martynka ślęczała z nosem w zeszycie przy biurku, a mój mąż rozparty na krześle oczywiście klikał sobie w telefonie!
– Jak wam idzie? – spytałam, siląc się na spokój.
– Dobrze – odparła młodsza córka.
– Trudne te zadania, szukam właśnie, czy ktoś nie zamieścił podobnych w sieci – poinformował mnie Daniel, nie odrywając wzroku od ekranu.
– A może byście po prostu pokombinowali? Jak sami spróbujecie je rozwiązać, to Martynka więcej zrozumie, nie uważasz? – spytałam. – Za naszych czasów nie było internetu, a mimo to jakoś sobie radziliśmy, pamiętasz?
Daniel podniósł na mnie wzrok. Zmrużył oczy.
– Ale po co sobie utrudniać? Po co wyważać drzwi, które ktoś już dawno otworzył, kochanie? – odparł.
– Niedługo będziesz nawet swoje potrzeby fizjologiczne załatwiał za pośrednictwem sieci! – warknęłam ze złością.
– O, jest, znalazłem! – wykrzyknął tymczasem mój mąż, jakby w ogóle nie słyszał, co do niego mówię. – Patrz, takie samo zadanie! Ale mamy farta! – podłożył Martynie pod nos komórkę i stuknął w ekran. – Zobaczmy, jakie jest rozwiązanie...
Wycofałam się z pokoju z poczuciem totalnej klęski. Czy to, co czułam i mówiłam, miało jakikolwiek znaczenie? Zdaje się, że nie... A może przesadzałam? Bo przecież wszyscy tak postępują.
W kolejnych tygodniach sytuacja się nie zmieniała. Nasze dni były do siebie tak podobne, że prawie nie do odróżnienia. Rano śniadanie, szkoła, przedszkole, praca. Po południu obiad, odrabianie lekcji z Martynką i czytanie Lence, kąpiel dziewczynek i odpoczynek wieczorem. A jak wyglądało to ostatnie? Daniel z nosem w laptopie, ja znudzona przed telewizorem. Atrakcją było to, że co kilka godzin mój mąż znajdował w sieci wiadomość, którą postanawiał się ze mną podzielić.
– Patrz, Ewa zamieściła swoje najnowsze fotki z wakacji. Byli w Egipcie! Ale im dobrze! – wołał i pokazywał kolorowe fotografie na ekranie. Albo: – O, znalazłem stronę z tanimi lotami do różnych krajów. Patrz, do Barcelony za sto pięćdziesiąt złotych, tam i z powrotem! Ale super! – ekscytował się i próbował mnie zainteresować tematem.
Udawałam, że jestem zainteresowana, bo przecież to była jedyna możliwość porozmawiania z własnym mężem. Wiedziałam jednak, że na dłuższą metę tak się nie da żyć i kombinowałam, co zrobić, by wszystko wróciło do normy. I któregoś wieczoru wpadłam na pewien pomysł. Był dość ryzykowny, ale postanowiłam spróbować...
W kolejnych dniach bardzo mało się w domu odzywałam. Kiedy dziewczynki szły do łóżek, siadałam ostentacyjnie przy swoim komputerze i oglądałam sobie jakieś filmiki, czytałam i pisałam długaśne mejle, kompletnie nie zwracając uwagi na Daniela. Gdy on kładł się spać, zostawałam dłużej w pokoju i puszczałam z komputera muzykę, układając sobie jednocześnie pasjanse w telefonie. Nie powiem, kosztowało mnie to sporo poświęcenia, bo nie odnajdywałam w tym przyjemności, ale czego się nie robi w akcie desperacji... Pierwszego dnia mój mąż nie zauważył różnicy. W kolejnym coś mu już nie pasowało i wyściubiając nos znad swojego tableta, spytał, czy mogę mu zrobić kolację. Nie odpowiedziałam. Zamiast tego napisałam mu wiadomość na komunikatorze: „Wstaw wodę na herbatę”.
Jego mina była bezcenna. Patrzył na mnie dłuższą chwilę, a ja udawałam, że jestem bardzo zajęta.
– Gniewasz się na mnie? Zrobiłem coś nie tak? – stanął koło mnie i zajrzał mi przez ramię w komputer.
Znowu nie odezwałam się ani słowem. Napisałam mu wiadomość. „Nie, skądże. Ale widzę, że komunikaty, które przekazuję ci pisemnie, szybciej do ciebie docierają, kochanie.”
Kiedy Daniel usłyszał dźwięk nadchodzącej wiadomości, odczytał ją w swoim telefonie. Uśmiechnął się i znowu na mnie spojrzał. Potem pomaszerował do kuchni i włączył palnik pod czajnikiem.
– Dobrze, to ja zrobię coś do jedzenia. Masz ochotę na kanapki?! – zawołał.
„Tak, poproszę z serem i pomidorem. I możesz dodać odrobinę majonezu. Dziękuję”, odpisałam od razu.
„Kocham cię!”, dostałam błyskawiczną odpowiedź. Mimo że zaprosił mnie do stołu, wzięłam swoje kanapki i znowu siadłam przy komputerze. Kiedy je zjadłam, napisałam: „Były pyszne, dziękuję!”.
Przez kilka kolejnych dni zachowywałam się podobnie. A gdy po tygodniu Daniel, idąc spać, chciał mnie przytulić, a ja wysłałam mu wirtualny uścisk, skapitulował.
– Marta, może już dasz z tym spokój, co? – stanął naprzeciw mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
Widać było, że przestało go to już bawić.
– Dostałem po nosie. Zrozumiałem i obiecuję poprawę – uśmiechnął się do mnie ciepło.
Odetchnęłam z ulgą. Ja też już miałam serdecznie dość tej zabawy. Przytuliłam męża realnie i z wielką przyjemnością wyłączyłam wszystkie sprzęty.
Mój eksperyment się udał. Odzyskałam swojego męża!