"Adam powiedział, że musi sprawdzić, czy nadaję się na sekretarkę. A potem zrobił straszną rzecz..."
Fot. 123RF

"Adam powiedział, że musi sprawdzić, czy nadaję się na sekretarkę. A potem zrobił straszną rzecz..."

"Tamtej nocy nie spałam. Cały czas analizowałam w głowie spotkanie z Adamem w sprawie pracy, starając się odnaleźć chwilę, w której popełniłam błąd, moment, kiedy mogłam jeszcze uciec..." Anna, 52 lata

Często zastanawiałam się rozżalona, dlaczego tak kiepsko ułożyło mi się życie. Mąż mnie zostawił i moja własna matka dawała mi do zrozumienia, że to pewnie z mojej winy. Bo chociaż Staszek pił, to jednak jakoś wychowaliśmy razem córkę, więc nie mógł być taki najgorszy. I skoro mnie zostawił, to ja musiałam jakoś zawinić... Myślałam, że nic gorszego niż nieudane małżeństwo i ciągła walka z brakiem pieniędzy nie może mnie spotkać. Niestety, myliłam się...

Ten dzień zapowiadał się lepiej niż inne

To był jeden z niewielu dni, kiedy czekała mnie chwila przyjemności. Po pracy odwiedziłam koleżankę mojej córki, która otworzyła gabinet kosmetyczny i w ramach promocji robiła za darmo makijaże. To byłą naprawdę miła odskocznia od codziennej szarzyzny i problemów.
Z przyjemnością poddałam się zabiegom Wioli, a kiedy skończyła i spojrzałam w lustro, nie rozpoznałam się! Profesjonalny makijaż odwrócił uwagę od moich zmarszczek, podkreślił kolor oczu, dobrze dobrany kolor szminki dodał twarzy życia. Nie wyglądałam na, jak zazwyczaj, na przytłoczoną i zmęczoną życiem kobietę w średnim wieku.
– Wiolka, naprawdę masz talent! – wykrzyknęłam radośnie do koleżanki córki.
Uśmiechnęła się.
– Dla mnie to łatwe. O wiele prostsze niż cała ta papierologia z zakładaniem firmy. Oby się tylko biznes toczył – westchnęła.
Życzyłam jej tego. Ja pracowałam na trzy czwarte etatu i naprawdę ledwo mi starczało do pierwszego.

Niespodziewane po latach spotkałam Adama

Z gabinetu Wioli poszłam do galerii handlowej. Miałam dobry humor, więc postanowiłam pochodzić sobie po sklepach i pomarzyć, co bym sobie kupiła, gdybym miała choć trochę grosza na przyjemności.
– Ania? – usłyszałam nagle swoje imię. – To ty?
Przede mną stał Adam, kolega z podstawówki. Podobał mi się wtedy... On nie zwracał jednak na mnie uwagi, był klasowym wesołkiem, duszą towarzystwa, a ja raczej szarą myszką, która siedzi w kącie. Teraz wodził wzrokiem po mojej twarzy z wyraźnym zachwytem.
– Wyładniałaś... – stwierdził. – Chodźmy na kawę!
W kawiarni wyznał, że jest rozwiedziony i prowadzi własną firmę.
– Ale mów, jak ty sobie radzisz – rzucił.
– Pracuję, ale chętnie dorobiłabym do pensji – westchnęłam. – Ciągle jakieś wydatki. Chciałabym nie martwić się co miesiąc, czy starczy mi do pierwszego, czasem wnukom prezenty zrobić, ale z jednej niskiej pensji...
– A, to ty sama zostałaś... Zmierzył mnie bystrym spojrzeniem. Jego wzrok ześlizgiwał się na moją szyję i dekolt. Pod jego spojrzeniem czułam się nieswojo. Chciałam jak najszybciej zmienić temat, powiedzieć coś, na czym się skupi i przestanie taksować mnie wzrokiem.
– A może u ciebie w firmie byłaby szansa na jakąś fuchę? – wyrzuciłam z siebie.
– Hm... – mruknął. – Pomyślę. Wpadnij do mnie do pracy.
– Co za szczęście, że się spotkaliśmy – ucieszyłam się, a on spojrzał na mnie znacząco.
– Nic nie dzieje się przypadkiem...

Umówiliśmy się u niego w firmie

W poniedziałek Adam zadzwonił do mnie.
– To jak, przyjedziesz? Ja już kończę robotę. Będę mógł spokojnie porozmawiać. Siedziba firmy Adama mieściła się na przedmieściach. Nie znałam tych okolic i nie potrafiłam jej znaleźć. Spytałam o drogę przechodzącą obok kobietę. Kilka razy powtórzyła nazwisko Adama, a potem powiedziała:
– A, to będzie ten, co tu od paru lat wynajmuje dom. Rzadko się go widzi. Na budynku nie było żadnego szyldu.
– Nie mogłam trafić – wyjaśniłam Adamowi. – Będę musiał w końcu jakąś tablicę sobie zorganizować. Wskazał mi kanapę.
– Usiądź. Napijesz się kawy czy herbaty? Mam też dobre winko. Przesunął w moją stronę pudełko czekoladek.
– Częstuj się. I opowiadaj, co u ciebie.
– U mnie? – zdziwiłam się. Zabrzmiało to tak, jakbyśmy wcale nie spotkali się kilka dni temu i nie spędzili trzech kwadransów na rozmowie. Adam wydawał się nieobecny duchem.
„Pewnie właśnie z kimś rozmawiał o jakimś kontrakcie, nie przestawił się jeszcze”, pomyślałam, a potem opowiedziałam mu żart o Myszce Miki, który usłyszałam od wnuczki.
– Tak, tak, młodzież – mruknął, wrzucając sobie do ust pralinkę. „Ona ma pięć lat, mówiłam ci”, zamierzałam sprostować, ale nie chciałam robić mu przykrości. Jego biurko było zawalone dokumentami.
– Dużo masz papierologii – stwierdziłam. – Myślałeś o tej pracy dla mnie?
– Co by tu, co by tu... – zabębnił palcami po blacie stolika.
– Na razie nie mam pomysłu, ale... wino doda nam skrzydeł.

Powiedział, że musi sprawdzić, czy nadaję się na sekretarkę...

Nie przepadałam za alkoholem, jednak w tych okolicznościach nie wypadało mi odmówić. Wysączyliśmy ten pierwszy kieliszek, rozmawiając o wyjazdach wakacyjnych Adama. Powiedział, że na którejś wyspie było jak w raju.
– Adam w raju – roześmiałam się.
– O, widzisz – powiedział. – Tobie już fantazja dopisuje! Ale ja potrzebuję więcej... Dolał nam wina.
– Że też cię ten mąż zostawił – stwierdził, kręcąc głową. – Taką kobietę!
Zaszumiało mi w głowie. Nachylił się do mnie, spojrzał głęboko w oczy.
– Podobałaś mi się, wiesz? Naprawdę była z ciebie laska. I nadal jest! – powiedział. Kompletnie zaskoczył mnie tym wyznaniem.
– Daj spokój...
– Co „daj spokój”?! To już komplementu powiedzieć nie można? „Mieliśmy rozmawiać o pracy”, miałam na końcu języka, ale w tej chwili Adam przysunął się do mnie i przełożył swoje ramię ponad moimi plecami na oparciu kanapy. Odchrząknęłam speszona.
– A co z tą pracą? – wydusiłam, czując rosnące między nami napięcie.
– No właśnie myślę – parsknął śmiechem i przycisnął mnie do siebie ramieniem. – Może nadałabyś się na sekretarkę, ale musimy to sprawdzić... Położył mi dłoń na kolanie, potem wsunął ją pod spódnicę.
– Przestań – wykrztusiłam.
– Nie rób z siebie świętej! Nie masz 15 lat – prychnął. – Jesteśmy dorośli.
– Ale ja nie chcę – wymamrotałam.
Był ode mnie silniejszy. Zadarł mi do góry spódnicę, zerwał majtki. Próbowałam wstać, ale wcisnął mnie z powrotem w kanapę. Zakręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie, że umieram...

Kiedy skończył, usiadł i sięgnął po butelkę z winem

– Rozczarowałaś mnie – stwierdził.
Szlochając, wciągałam bieliznę, poprawiałam spódnicę i bluzkę.
– Jak ty wyglądasz?! – burknął Adam głosem pełnym wstrętu.
Sama czułam do siebie wstręt... Wróciłam do domu jak błędna. Zadzwoniła do mnie córka. Nie odebrałam. Nie byłam w stanie z nią rozmawiać. Było mi wstyd! Jak ja, dojrzała kobieta, mogłam tak dać się nabrać? Dlaczego zaufałam człowiekowi, którego tak naprawdę nie znałam?
Przez godzinę powtarzałam sobie w myślach: „Przeżyjesz to! A teraz skupisz się i zadzwonisz do córki, jakby nic się nie stało”. I tak zrobiłam... W nocy nie mogłam spać. Przewijałam w głowie film ze spotkania z Adamem, starając się odnaleźć chwilę, w której popełniłam błąd, moment, kiedy mogłam jeszcze uciec... „Co się stało, to się nie odstanie”, powiedziałam sobie rano. Musiałam to po prostu wyrzucić z pamięci. Jak najprędzej.

Adam nie dał o sobie zapomnieć. Miał czelność do mnie zadzwonić!

– Potrzebuję gotówki. Jakiś pięć stówek, teraz – powiedział.
– Co takiego? – wyjąkałam. – Przecież mówiłam ci, że ledwo mi starcza do pierwszego! – wybuchnęłam płaczem.
– Tyle na pewno masz. Albo dostanę kasę, albo wszyscy się dowiedzą, jaka z ciebie puszczalska – usłyszałam.
„Może powinnam pójść na policję i powiedzieć, że on mnie szantażuje? Nie musiałabym wspominać o gwałcie”, zastanawiałam się gorączkowo. Nie chciałam rozpraw w sądzie, obcych ludzi patrzących na mnie i oceniających moje zachowanie.
Odnalazłam wizytówkę Adama. W wyszukiwarkę internetową wpisałam nazwę jego firmy, żeby podać policji adres. Na wizytówce go nie było. Widniał tylko numer telefonu. Po chwili pojawiło się jedno ogłoszenie: „Praca dla Ukrainek”. Numer telefonu był inny niż ten, z którego Adam do mnie dzwonił...

Ten człowiek to łajdak, oszust i gwałciciel

Domyśliłam się, że prowadzi nielegalną działalność. To dlatego nie miał nawet szyldu na budynku. Doskonale wiedziałam, czym grozi prowadzenie takiej „firmy”. Urząd skarbowy czasami jest skuteczniejszy niż policja! Zadzwoniłam do Adama.
– Nic ode mnie nie dostaniesz! – wysyczałam. – A jeśli nadal będziesz mnie nękać, zainteresuje się tobą urząd skarbowy. Rozłączyłam się. Nagle ogarnął mnie gniew, jakiego nigdy wcześniej nie czułam. Przecież ten człowiek to łajdak, oszust i gwałciciel! To on powinien się wstydzić tego, co zrobił, nie ja! Czym prędzej wybrałam numer córki.
– Muszę ci powiedzieć, co się stało... Popłakała się, a potem przekonywała mnie, że powinnam zgłosić gwałt. Nadal się waham, ale jeśli ona będzie mnie wspierać, chyba się na to zdecyduję. Za to, co zrobił mi Adam, należy mu się kara! 

Czytaj więcej