"Mąż zdradzał mnie od zawsze. W końcu się odegrałam i dziś jestem szczęśliwa"
Fot. 123RF

"Mąż zdradzał mnie od zawsze. W końcu się odegrałam i dziś jestem szczęśliwa"

"Mój mąż miał naturę bezpańskiego psa – musiał łasić się do każdej spódnicy, to było silniejsze od niego. Koncertowo kłamał, a mnie przylepił łatkę zazdrosnej żony. Długo to znosiłam, aż w końcu moje życie zmieniły trzy zdarzenia... Mila, 29 lat"

Mój mąż zdradzał mnie od zawsze. Początkowo byłam zakochana i naiwnie ufna. Dowcipy kolegów, dwuznaczne spojrzenia koleżanek traktowałam wyłącznie w kategorii niewybrednych żartów. W głowie mi się nie mieściło, że człowiek, który na każdym kroku mówił mi o swoim ogromnym uczuciu, mógł najzwyczajniej łgać.

Przejrzałam na oczy dwa lata po ślubie

Wtedy odkryłam, że Bolka fascynacje różnymi kobietami nie są bynajmniej platoniczne. Jego natura bezpańskiego psa była silniejsza od niego: musiał łasić się do każdej spódnicy. Dowody zdrady same wpadały mi w ręce: czułam obce perfumy, spierałam z kołnierzyków koszul cudze pomadki, przechwytywałam miłosne liściki, ale nigdy nie przyłapałam go na gorącym uczynku. Kłamał koncertowo, a mnie przylepił etykietkę zazdrosnej żony.
Jakieś pół roku temu spędził w hotelu noc z kobietą. Dowiedziałam się o tym, jak zwykle, przez przypadek i obiecałam, że następnej zdrady już nie podaruję.
Moje życie zmieniły trzy wydarzenia ściśle ze sobą powiązane.

Zdarzenie pierwsze: Bolek wykręcił się od wspólnego wyjazdu

W piątek po południu Bolek wrócił z pracy w fatalnym nastroju. Już od progu pomstował na swojego szefa, na organizację pracy w firmie i na cały świat.
– Jadę na szkolenie, wracam we wtorek – powiedział ściągając neseser z pawlacza. – Spakuj mnie, Milu, bo ze złości cały się trzęsę!
Od trzech tygodni planowaliśmy spędzenie tego akurat weekendu u jego przyjaciół w Olkuszu. To właśnie mojemu mężowi bardzo zależało na wyjeździe. W tej sytuacji głupio było się wycofywać.
– Jedź sama – poradził. – Przeproś i zwal całą winę na szefa. Nie chciało mu się tyłka ruszyć, to oczywiście mnie wrobił.
– A zostawisz mi samochód? – zapytałam z nadzieją.
– Kochanie, bez samochodu nie dostanę się do tej dziury. Jedź autobusem. Najwyżej skoczę i kupię ci bilet, chcesz? Spisał się na medal – kupił bilet na dziewiętnastą i ogromnie zmartwiony pojechał na kurs.

Zdarzenie drugie: kolejny raz okazało się, że kłamie

Kończyłam pakować swoją torbę, gdy zadzwonił telefon. Szef mojego męża ogromnie się ucieszył, że jeszcze nas zastał. Zdziwiło mnie trochę słówko „nas”.
– Mam pytanie do Bolka. Mogę go prosić?
– Mąż wyszedł po bilety – skłamałam na poczekaniu. – Czy mogę w czymś pomóc?
– Chciałem tylko uściślić, kiedy państwo wracacie z urlopu, we wtorek, czy w środę, bo właśnie planuję... a sekretarka wyszła...
– We wtorek – powiedziałam i przyjęłam życzenia miłego wypoczynku.
Zadzwoniłam do przyjaciół i odwołałam wizytę, a zaraz potem poszłam na dworzec oddać bilet. Straciłam ochotę na wyjazd, byłam rozżalona i wściekła. Kobieta zdradzana czuje się nie tylko odtrącona, ale przede wszystkim gorsza od rywalek. Nie chciałam wciąż być gorsza... i nie chciałam być sama.

Zdarzenie trzecie: zrozumiałam, że nie jestem sama...

Wracając z dworca wstąpiłam do Andrzeja. Przyjaciółek nie miałam, głównie ze względu na Bolka, miałam natomiast Andrzeja. Znaliśmy się praktycznie od piaskownicy, ale poza przyjaźnią nic nas nigdy nie łączyło.
– Bądź człowiekiem, zrób coś do picia i o nic nie pytaj, bo zaraz się rozpłaczę – powiedziałam zamiast powitania, a następnie, nie roniąc ani jednej łzy, wyjaśniałam, co wydarzyło się tego popołudnia. Dopiero w trakcie opowiadania zdałam sobie sprawę z perfidii męża. Rozegrał scenę bezbłędnie. Ta jego złość na szefa, ten udany pośpiech, wciągnięcie mnie do pomocy przy pakowaniu, bilet, który przyniósł w zębach, żeby mieć pewność...
Teraz dręczy cię pytanie, dokąd i z kim pojechał, prawda? – Andrzej pogładził mnie po włosach. – A może szef ma sklerozę i zapomniał o szkoleniu?
– Szef jest w porządku. To Bolek ma sklerozę. Zbyt szybko zapomniał, co mu obiecałam pół roku temu. Ale ja dotrzymam słowa!
– To pewnie nic poważnego. W końcu zawsze do ciebie wraca – pocieszał mnie.
Zdrada jest zdradą. Nie chcę, żeby do mnie wracał z przyzwyczajenia. Nie chcę, żeby w ogóle wracał. Brzydzę się nim! Boję się tylko samotności...
– Mówisz: samotności? – Andrzej patrzył na mnie poważnie. – A ja?
– Ty jesteś moim przyjacielem...
– Więc skłam, że mnie kochasz, i przestanę być tylko przyjacielem.

Tym razem ja przyprawiłam rogi mężowi

Noc z piątku na sobotę spędziłam z Andrzejem.
– Jak się czujesz, kochanie? – spytał Andrzej, całując mnie na dzień dobry.
– Właśnie zdałam sobie sprawę, że tej nocy przyprawiłam rogi mojemu mężowi! Łajdak brzmi wystarczająco źle, ale łajdak i rogacz, to fatalne. Zgadzasz się?
– Zgadzam się zostać z tobą. Twój Bolek nie obchodzi mnie nic a nic!
Koło południa namówiłam Andrzeja na wyjazd za miasto. Całkiem niedawno kupiliśmy w pobliskiej wiosce działkę letniskową z piękną starą chałupą. Dzień był pochmurny, w powietrzu wisiała burza. I nie tylko w powietrzu... Już z daleka zobaczyłam samochód Bolka, zaparkowany przed chałupą.
– Andrzej, wracamy, on tam jest! – czułam w głowie kompletny zamęt, a serce wyprawiało dziwne harce.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie.
– Nie chcę, żeby nas zobaczył!
– Mila, na złodzieju czapka gore... Przecież to on się urwał, ty go teraz złapiesz na gorącym uczynku. Ja jestem tylko szoferem. Pojmujesz? I pamiętaj, żadnych awantur. Im mniej powiesz, tym lepiej. Pojęłam. Mówił mądrze i już samo to pozwoliło mi opanować drżenie rąk.

W końcu przyłapałam męża z inną w łóżku

Do chałupy weszłam pozornie spokojna. Na pięknym, drewnianym łóżku siedziała jakaś rozłożysta dziwa w samej bieliźnie. Szarpnęło mną. Bolek, wystrojony w gatki, smażył jajecznicę. W domu nie wiedział, gdzie jest kuchnia, a obcej dziwie osobiście jajka smażył? Nastrój panował u nich sielski i rodzinny. Na mój widok Bolek wypuścił z rąk patelnię.
– Przepraszam, że przerywam szkolenie – powiedziałam zachrypniętym głosem. – Szef cię szukał. Masz się natychmiast zgłosić. A mój adwokat sam cię znajdzie.
Obrót o sto osiemdziesiąt stopni i już mnie nie było. Wyszłam z podniesioną głową. Wprawdzie język mnie świerzbił, żeby wygarnąć choć część z tego, co mi leżało na sercu, jednak skorzystałam z rady Andrzeja. Słowa nie były potrzebne. Nakryłam drania, zepsułam plany na cztery dni, zepsułam mu dobre samopoczucie i obiad – na razie wystarczyło.
– Co teraz zrobisz? – spytał Andrzej, gdy wracaliśmy do miasta.
– A co mi radzisz?
– Kochanie, musisz zdecydować sama. Czekałem tyle lat, poczekam jeszcze... Byle nie za długo, bo ja cię naprawdę kocham. Położyłam mu rękę na plecach.
– Zawieź mnie do domu. Bolek należy już do przeszłości, ale jeszcze muszę się z nim rozliczyć. Przyrzekam, że to nie potrwa długo.

Wyrzuciłam go z domu i z życia

Bolek zjawił się późnym popołudniem. Jego rzeczy, upchnięte w dwu walizkach, stały w przedpokoju. Dużo bym dała, by dowiedzieć się, jak przebiegała rozmowa z szefem. Niestety, na ten temat milczał. Próbował natomiast sprzedać mi historyjkę o koleżance z kursu, która zasłabła... Spojrzałam zimno, przepełniona obrzydzeniem.
– Gdzie twoja godność, żałosny kretynie? Nie stać cię na zdrowe kobiety? Albo się topią, albo słabną, albo wypadają z tramwaju... Łap walizki i żegnaj.
Stał jak słup i nerwowo mrugał oczami.
– Mila, osądzasz po pozorach...
– Nie osądzam, tylko nie chcę cię widzieć.
– Szpiegowałaś mnie? – spytał z wymówką.
– Człowieku, łatwiej sto pcheł upilnować niż ciebie! Od dzisiaj jesteś wolny. Żyj, jak chcesz i z kim chcesz. Możesz nawet wynajmować się na godziny.
– Gdzie mam iść? – spytał znękanym głosem. Znałam ten głos i minę zmokniętego wyżła.
– Na ulicę, do koleżanek – odparłam zamykając za nim drzwi. Przez chwilę nasłuchiwałam kroków na schodach. Wraz z tymi krokami odchodziło pięć lat mojego życia.

Dzisiaj jestem szczęśliwa

Stałam oparta o drzwi i nie czułam nic: ani żalu, ani radości. Nawet nie miałam ochoty zapłakać. Jedyną więzią, jaka nas jeszcze łączyła, była jego niewierność. Z miesiąca na miesiąc czekałam, co wymyśli, gryzłam się: zdradził, zdradza, czy ma zamiar zdradzić... To nie było życie.
Wieczorem zadzwonił Andrzej.
– I jak, kochanie?
– Głupio, smutno i samotnie, przynajmniej w mieszkaniu.
– Powiedz słowo, a przyjadę po ciebie.
– Najpierw muszę uporać się z myślami. Nie chciałam w nowe życie zabierać starych bagaży. Trochę trwało, nim się pozbierałam. Dziś jestem już żoną Andrzeja. Stare przysłowie mówi: „Jeżeli kobieta cudzołoży, jej mąż nie jest bez winy”. Rozgrzeszam się z pierwszej nocy spędzonej z Andrzejem. To wielkie szczęście, że właśnie on znalazł się obok mnie. A przy nim nie mam najmniejszej ochoty cudzołożyć. Nie rozumiem tylko, jak mogłam tyle lat przeżyć z dala od Andrzeja?

Czytaj więcej