"Mój mąż miał naturę bezpańskiego psa – musiał łasić się do każdej spódnicy, to było silniejsze od niego. Koncertowo kłamał, a mnie przylepił łatkę zazdrosnej żony. Długo to znosiłam, aż w końcu moje życie zmieniły trzy zdarzenia... Mila, 29 lat"
Mój mąż zdradzał mnie od zawsze. Początkowo byłam zakochana i naiwnie ufna. Dowcipy kolegów, dwuznaczne spojrzenia koleżanek traktowałam wyłącznie w kategorii niewybrednych żartów. W głowie mi się nie mieściło, że człowiek, który na każdym kroku mówił mi o swoim ogromnym uczuciu, mógł najzwyczajniej łgać.
Wtedy odkryłam, że Bolka fascynacje różnymi kobietami nie są bynajmniej platoniczne. Jego natura bezpańskiego psa była silniejsza od niego: musiał łasić się do każdej spódnicy. Dowody zdrady same wpadały mi w ręce: czułam obce perfumy, spierałam z kołnierzyków koszul cudze pomadki, przechwytywałam miłosne liściki, ale nigdy nie przyłapałam go na gorącym uczynku. Kłamał koncertowo, a mnie przylepił etykietkę zazdrosnej żony.
Jakieś pół roku temu spędził w hotelu noc z kobietą. Dowiedziałam się o tym, jak zwykle, przez przypadek i obiecałam, że następnej zdrady już nie podaruję.
Moje życie zmieniły trzy wydarzenia ściśle ze sobą powiązane.
W piątek po południu Bolek wrócił z pracy w fatalnym nastroju. Już od progu pomstował na swojego szefa, na organizację pracy w firmie i na cały świat.
– Jadę na szkolenie, wracam we wtorek – powiedział ściągając neseser z pawlacza. – Spakuj mnie, Milu, bo ze złości cały się trzęsę!
Od trzech tygodni planowaliśmy spędzenie tego akurat weekendu u jego przyjaciół w Olkuszu. To właśnie mojemu mężowi bardzo zależało na wyjeździe. W tej sytuacji głupio było się wycofywać.
– Jedź sama – poradził. – Przeproś i zwal całą winę na szefa. Nie chciało mu się tyłka ruszyć, to oczywiście mnie wrobił.
– A zostawisz mi samochód? – zapytałam z nadzieją.
– Kochanie, bez samochodu nie dostanę się do tej dziury. Jedź autobusem. Najwyżej skoczę i kupię ci bilet, chcesz? Spisał się na medal – kupił bilet na dziewiętnastą i ogromnie zmartwiony pojechał na kurs.
Kończyłam pakować swoją torbę, gdy zadzwonił telefon. Szef mojego męża ogromnie się ucieszył, że jeszcze nas zastał. Zdziwiło mnie trochę słówko „nas”.
– Mam pytanie do Bolka. Mogę go prosić?
– Mąż wyszedł po bilety – skłamałam na poczekaniu. – Czy mogę w czymś pomóc?
– Chciałem tylko uściślić, kiedy państwo wracacie z urlopu, we wtorek, czy w środę, bo właśnie planuję... a sekretarka wyszła...
– We wtorek – powiedziałam i przyjęłam życzenia miłego wypoczynku.
Zadzwoniłam do przyjaciół i odwołałam wizytę, a zaraz potem poszłam na dworzec oddać bilet. Straciłam ochotę na wyjazd, byłam rozżalona i wściekła. Kobieta zdradzana czuje się nie tylko odtrącona, ale przede wszystkim gorsza od rywalek. Nie chciałam wciąż być gorsza... i nie chciałam być sama.
Wracając z dworca wstąpiłam do Andrzeja. Przyjaciółek nie miałam, głównie ze względu na Bolka, miałam natomiast Andrzeja. Znaliśmy się praktycznie od piaskownicy, ale poza przyjaźnią nic nas nigdy nie łączyło.
– Bądź człowiekiem, zrób coś do picia i o nic nie pytaj, bo zaraz się rozpłaczę – powiedziałam zamiast powitania, a następnie, nie roniąc ani jednej łzy, wyjaśniałam, co wydarzyło się tego popołudnia. Dopiero w trakcie opowiadania zdałam sobie sprawę z perfidii męża. Rozegrał scenę bezbłędnie. Ta jego złość na szefa, ten udany pośpiech, wciągnięcie mnie do pomocy przy pakowaniu, bilet, który przyniósł w zębach, żeby mieć pewność...
– Teraz dręczy cię pytanie, dokąd i z kim pojechał, prawda? – Andrzej pogładził mnie po włosach. – A może szef ma sklerozę i zapomniał o szkoleniu?
– Szef jest w porządku. To Bolek ma sklerozę. Zbyt szybko zapomniał, co mu obiecałam pół roku temu. Ale ja dotrzymam słowa!
– To pewnie nic poważnego. W końcu zawsze do ciebie wraca – pocieszał mnie.
– Zdrada jest zdradą. Nie chcę, żeby do mnie wracał z przyzwyczajenia. Nie chcę, żeby w ogóle wracał. Brzydzę się nim! Boję się tylko samotności...
– Mówisz: samotności? – Andrzej patrzył na mnie poważnie. – A ja?
– Ty jesteś moim przyjacielem...
– Więc skłam, że mnie kochasz, i przestanę być tylko przyjacielem.
Noc z piątku na sobotę spędziłam z Andrzejem.
– Jak się czujesz, kochanie? – spytał Andrzej, całując mnie na dzień dobry.
– Właśnie zdałam sobie sprawę, że tej nocy przyprawiłam rogi mojemu mężowi! Łajdak brzmi wystarczająco źle, ale łajdak i rogacz, to fatalne. Zgadzasz się?
– Zgadzam się zostać z tobą. Twój Bolek nie obchodzi mnie nic a nic!
Koło południa namówiłam Andrzeja na wyjazd za miasto. Całkiem niedawno kupiliśmy w pobliskiej wiosce działkę letniskową z piękną starą chałupą. Dzień był pochmurny, w powietrzu wisiała burza. I nie tylko w powietrzu... Już z daleka zobaczyłam samochód Bolka, zaparkowany przed chałupą.
– Andrzej, wracamy, on tam jest! – czułam w głowie kompletny zamęt, a serce wyprawiało dziwne harce.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie.
– Nie chcę, żeby nas zobaczył!
– Mila, na złodzieju czapka gore... Przecież to on się urwał, ty go teraz złapiesz na gorącym uczynku. Ja jestem tylko szoferem. Pojmujesz? I pamiętaj, żadnych awantur. Im mniej powiesz, tym lepiej. Pojęłam. Mówił mądrze i już samo to pozwoliło mi opanować drżenie rąk.
Do chałupy weszłam pozornie spokojna. Na pięknym, drewnianym łóżku siedziała jakaś rozłożysta dziwa w samej bieliźnie. Szarpnęło mną. Bolek, wystrojony w gatki, smażył jajecznicę. W domu nie wiedział, gdzie jest kuchnia, a obcej dziwie osobiście jajka smażył? Nastrój panował u nich sielski i rodzinny. Na mój widok Bolek wypuścił z rąk patelnię.
– Przepraszam, że przerywam szkolenie – powiedziałam zachrypniętym głosem. – Szef cię szukał. Masz się natychmiast zgłosić. A mój adwokat sam cię znajdzie.
Obrót o sto osiemdziesiąt stopni i już mnie nie było. Wyszłam z podniesioną głową. Wprawdzie język mnie świerzbił, żeby wygarnąć choć część z tego, co mi leżało na sercu, jednak skorzystałam z rady Andrzeja. Słowa nie były potrzebne. Nakryłam drania, zepsułam plany na cztery dni, zepsułam mu dobre samopoczucie i obiad – na razie wystarczyło.
– Co teraz zrobisz? – spytał Andrzej, gdy wracaliśmy do miasta.
– A co mi radzisz?
– Kochanie, musisz zdecydować sama. Czekałem tyle lat, poczekam jeszcze... Byle nie za długo, bo ja cię naprawdę kocham. Położyłam mu rękę na plecach.
– Zawieź mnie do domu. Bolek należy już do przeszłości, ale jeszcze muszę się z nim rozliczyć. Przyrzekam, że to nie potrwa długo.
Bolek zjawił się późnym popołudniem. Jego rzeczy, upchnięte w dwu walizkach, stały w przedpokoju. Dużo bym dała, by dowiedzieć się, jak przebiegała rozmowa z szefem. Niestety, na ten temat milczał. Próbował natomiast sprzedać mi historyjkę o koleżance z kursu, która zasłabła... Spojrzałam zimno, przepełniona obrzydzeniem.
– Gdzie twoja godność, żałosny kretynie? Nie stać cię na zdrowe kobiety? Albo się topią, albo słabną, albo wypadają z tramwaju... Łap walizki i żegnaj.
Stał jak słup i nerwowo mrugał oczami.
– Mila, osądzasz po pozorach...
– Nie osądzam, tylko nie chcę cię widzieć.
– Szpiegowałaś mnie? – spytał z wymówką.
– Człowieku, łatwiej sto pcheł upilnować niż ciebie! Od dzisiaj jesteś wolny. Żyj, jak chcesz i z kim chcesz. Możesz nawet wynajmować się na godziny.
– Gdzie mam iść? – spytał znękanym głosem. Znałam ten głos i minę zmokniętego wyżła.
– Na ulicę, do koleżanek – odparłam zamykając za nim drzwi. Przez chwilę nasłuchiwałam kroków na schodach. Wraz z tymi krokami odchodziło pięć lat mojego życia.
Stałam oparta o drzwi i nie czułam nic: ani żalu, ani radości. Nawet nie miałam ochoty zapłakać. Jedyną więzią, jaka nas jeszcze łączyła, była jego niewierność. Z miesiąca na miesiąc czekałam, co wymyśli, gryzłam się: zdradził, zdradza, czy ma zamiar zdradzić... To nie było życie.
Wieczorem zadzwonił Andrzej.
– I jak, kochanie?
– Głupio, smutno i samotnie, przynajmniej w mieszkaniu.
– Powiedz słowo, a przyjadę po ciebie.
– Najpierw muszę uporać się z myślami. Nie chciałam w nowe życie zabierać starych bagaży. Trochę trwało, nim się pozbierałam. Dziś jestem już żoną Andrzeja. Stare przysłowie mówi: „Jeżeli kobieta cudzołoży, jej mąż nie jest bez winy”. Rozgrzeszam się z pierwszej nocy spędzonej z Andrzejem. To wielkie szczęście, że właśnie on znalazł się obok mnie. A przy nim nie mam najmniejszej ochoty cudzołożyć. Nie rozumiem tylko, jak mogłam tyle lat przeżyć z dala od Andrzeja?