"Latami walczyłam z nadwagą. Chudłam, a potem znowu tyłam... – Podoba ci się, że jesteś taka gruba? Zrób coś ze sobą, bo żaden chłopak cię nie zechce! – krzyczał mój tata. Kiedy zalogowałam się na portalu randkowym otwarcie napisałam o swojej wadze. Nie wierzyłam, że kogoś poznam, a tymczasem ruszyła lawina! Postanowiłam przedstawić ojcu Krzyśka. Był w szoku, gdy go zobaczył...!" Patrycja, 28 lat
Odkąd pamiętam, byłam gruba. Na wszystkich zdjęciach z dzieciństwa wyglądam jak pyza, ale dla mamy i babci byłam ósmym cudem świata. Niestety, dzieciaki w szkole szybko dały mi odczuć, że coś jest ze mną nie tak. Zawsze miałam przezwiska, których nie znosiłam.
Pierwszy raz zaczęłam się odchudzać w podstawówce, byłam w szóstej klasie. Raz-dwa zrzuciłam pięć kilo i byłam szczęśliwa. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że każda gruba dziewczyna się odchudza. Za każdym razem z większej wagi... Jak tylko przestałam pilnować diety, szybko przytyłam. Gdy kończyłam liceum, ważyłam dziewięćdziesiąt cztery kilo.
– Kto to widział, żeby dziewczyna tak wyglądała?! – krytykował mnie ojciec. – Żaden chłopak cię nie zechce!
Ojciec trafił celnie – bałam się tego jak każda młoda dziewczyna. Mama obiecała, że mi pomoże, że będziemy jeść więcej sałatek i produktów niskokalorycznych. Zapisałam się też na basen, choć nie znosiłam pływania. Problem w tym, że po basenie zawsze wracałam głodna i musiałam coś zjeść. Moja waga prawie stała w miejscu.
– Podoba ci się, że jesteś taka gruba? Będziesz gruba, będziesz nieszczęśliwa! – krzyczał tata.
Wiem, że się o mnie martwił, ale przez niego czułam się jak przegrana. Miałam wrażenie, że jeśli niczego ze sobą nie zrobię, skończę jako samotna, brzydka i sfrustrowana baba. Zaczęła się moja droga przez mękę, czyli testowanie różnych diet i regularne stawanie na wadze.
Próbowałam głodówek, ale na dłuższą metę nie dawałam rady nic nie jeść. Sięgałam po tabletki przeczyszczające, ale potem siedziałam w toalecie i płakałam – brzuch bolał niemiłosiernie. Wiem, że wiele dziewczyn wywołuje wymioty, ale od tego niszczą się zęby.
Męczyłam się. Chudłam, a potem tyłam. „Całe życie już będę musiała być na diecie?”, myślałam przerażona. „Przecież to koszmar!”
Wstydziłam się swojej otyłości – chodziłam w ciuchach jak worki po ziemniakach i wyglądałam jak siedem nieszczęść. Któregoś dnia poznałam Aldonę. Była grubsza ode mnie, roześmiana od ucha do ucha i... miała faceta! „Więc jednak nie jestem przegrana?”, zastanawiałam się, patrząc na nią.
– Daj spokój, szkoda życia na odchudzanie – radziła mi. – Szczęście nie jest zarezerwowane dla szczupłych ludzi. Jest wielu mężczyzn, którym podobają się krąglejsze babki.
Żeby dojrzeć do takiego myślenia, musiałam zrobić w swoim życiu rewolucję: wyprowadzić się z domu, spojrzeć na siebie łaskawszym okiem i wpaść w wir randkowy (wbrew temu, co powtarzał mi tata: „Kto zechce taką grubą babę?”).
Otwarcie napisałam, że jestem kobietą w rozmiarze XL, a potem lawina ruszyła. W ciągu trzech dni dostałam ponad sto wiadomości.
Pierwszy był Piotrek. Niestety, miał chyba więcej kompleksów niż ja. Byłam pewna, że zaczepił mnie tylko dlatego, że bał się odrzucenia ze strony ładniejszej i atrakcyjniejszej dziewczyny. Myślał, że jak się zwiąże z grubą, to taka go nie rzuci...
Potem był Waldek z Wybrzeża. Wpadł do mnie dwa razy, ale średnio się dogadywaliśmy. Po nim spotykałam się z Tomkiem, który nie krył, że bardzo podniecają go większe kobiety. Chociaż wiedziałam, że nic z naszej znajomości nie będzie, potraktowałam ten romans jako terapię. On wszystko we mnie akceptował: i brzuszek, i dużą pupę... Jeszcze nigdy nie usłyszałam z ust faceta tylu cudownych słów. Przyznaję, leczyłam swoje kompleksy w jego ramionach, ale oboje byliśmy zadowoleni.
Poznałam też Mirka – dużego faceta z dużym uśmiechem. Myślałam, że będziemy parą idealną. Mieliśmy za sobą podobne doświadczenia, ale zupełnie różne podejście do życia. On najchętniej siedziałby w domu, a mnie roznosiła energia. Chciałam się bawić i śmiać. Rozstaliśmy się.
Koleżanki w pracy dziwiły się, dlaczego taka kobieta jaka ja ma takie duże powodzenie. Jakbym nie mogła być atrakcyjna. A przecież atrakcyjność to nie tylko wygląd zewnętrzny. OK, mężczyźni są wzrokowcami, ale u boku chudej nudziary raczej nie znajdą szczęścia... Atrakcyjność to sposób bycia, błysk w oku i aura, którą się wokół siebie roztacza. Kobieta musi być interesująca...
Szkoda, że sama tak późno to zrozumiałam. Przestałam chować się po kątach. A zamiast luźnych worków, które kiedyś nosiłam, zaczęłam się ubierać wesoło i kolorowo. Problem w tym, że w większości sklepów dla puszystych były jedynie garsonki, w których mogłaby chodzić moja babcia. Tymczasem ja miałam dwadzieścia sześć lat i miłość swojego życia przed sobą...
Kiedy poznałam Krzyśka, nie dawałam mu dużych szans. „Za chudy”, oceniłam go szybko. „Będę wyglądała przy nim jak wielka baba”.
Poszliśmy do kina i choć komedia była średnio zabawna, wybuchaliśmy śmiechem w tych samych momentach.
– Naprawdę nie przeszkadza ci, że taka duża ze mnie dziewczyna? – spytałam.
– Świetna z ciebie babka – powiedział. – Dowcipna, zabawna, sama wiesz...
Uśmiechnęłam się. Już wiedziałam, że umówię się z nim kolejny raz. Okazało się, że dobrze się ze sobą bawimy.
Krzysiek był facetem, który nie bał się złośliwych komentarzy na nasz temat, a po ulicy chodziliśmy, trzymając się za ręce. W końcu Krzysiek postanowił przedstawić mnie swoim znajomym. Pojechaliśmy na imprezę do jego kolegi. Pamiętam, jak weszliśmy razem i zapanowała konsternacja. Dziwnie się czułam, ale udawałam, że wszystko jest OK.
W którymś momencie usłyszałam, jak kumpel mówił do Krzyśka:
– Na co ci taka gruba baba? Cycki ma fajne, a w łóżku jest dobra?
Odpowiedzią Krzyśka był mocny prawy sierpowy. Kolega nie zdążył zrobić uniku i wylądował na podłodze. A Krzysiek już pochylał się nad nim z pięściami.
– Chłopaki, dajcie spokój! – Zaczęła ich rozdzielać jakaś dziewczyna.
– Zostaw, nie warto. – Złapałam Krzyśka za ramię.
Prawie wszyscy zastanawiają się, co taki chudy chłopak widzi w grubej dziewczynie. „Pewnie chodzi o seks”, kiwają głowami. A przecież oprócz dużych piersi mam wiele innych zalet, za które można mnie kochać.
Gdy przedstawiłam Krzyśka rodzicom, tata nie krył zdziwienia. Chyba się nie spodziewał, że jego gruba córka znajdzie sobie takiego przystojnego narzeczonego. Oboje z Krzyśkiem przyzwyczailiśmy się już, że ludzie różnie reagują, widząc taką parę jak my. „Kochamy się i to jest najważniejsze”, powtarzam sobie. A jednak ciągle zdarzają się takie sytuacje, kiedy jest mi przykro.
Gdy Krzysiek mi się oświadczył, poczułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. A potem zaczęłam szukać swojej wymarzonej sukienki. Pamiętam, poszłam do salonu, a chuda jak szczypior ekspedientka zmierzyła mnie od stóp do głów i powiedziała:
– Ojej, ale my przecież nic dla pani nie mamy.
Sukienkę uszyłam u krawcowej i była dokładnie taka, o jakiej marzyłam.
Nasz ślub odbył się w czerwcu i był dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Kiedy oglądam nasze zdjęcia ślubne, podobam się sobie. Wyglądałam naprawdę nieźle. Na mojej twarzy widać szczęście. A przecież to ono jest największą ozdobą kobiety. Dziś wiem jedno: nie warto marnować życia na odchudzanie, bo jest wiele ciekawszych rzeczy do robienia.
Każda z nas chciałaby coś zmienić w swoim wyglądzie, ale patrząc w lustro, nie należy koncentrować się na swoich słabych stronach. Każda z nas ma przecież wiele zalet...