"Byliśmy z Wojtkiem dobraną parą. Do szczęścia brakowało nam tylko dziecka. Pomimo starań, nie mogłam zajść w ciążę. Chodziłam od lekarza do lekarza – bez efektu. W końcu mąż dał się namówić na testy nasienia. Miałam złe przeczucia. Wyniki postanowiłam odebrać sama..." Katarzyna, 32 lata
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy po kilku miesiącach znajomości Wojtek oświadczył mi się, poczułam się najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Byłam pewna, że to z nim chcę spędzić resztę życia. Pobraliśmy się i przez kolejne dwa lata nic nie zakłócało naszego szczęścia. Zaczęliśmy myśleć o dziecku. Tylko jego brakowało nam do szczęścia. Ale gdy po roku starań nie mogłam zajść w ciążę, zaczęliśmy się niepokoić.
Wojtek nie żałował pieniędzy na moje wizyty u ginekologów, ale zdziwił się, gdy od jednego z nich usłyszał, że musimy zbadać się oboje. Nie dopuszczał myśli, że to z nim może być coś nie tak. Minęło kilka miesięcy, zanim dał się namówić na badania. Czas oczekiwania na wyniki dłużył się niemiłosiernie. Byliśmy podenerwowani, a ja... miałam jakieś złe przeczucia. Dlatego, kiedy wreszcie zadzwonili z przychodni i zaprosili nas na konsultację, zdecydowałam, że nie powiem Wojtkowi o telefonie, a na wizytę pójdę sama. Wymyśliłam kłamstwo o stażu, na który został jakoby wysłany mój mąż. Dobrze zrobiłam. Wyniki badań odkryły okrutną prawdę. Wojtek był bezpłodny. Nie mogłam w to uwierzyć. Straciliśmy szanse na posiadanie dziecka, którego tak pragnęliśmy. Na usta cisnęły mi się pytania: dlaczego Wojtek? Za co spotkała nas taka kara?
Postanowiłam, że nie powiem mężowi prawdy. Byłam przekonana, że to by go załamało. Kochałam męża i za wszelką cenę chciałam go chronić... Wróciłam do domu, siadłam w fotelu i w napięciu czekałam, aż Wojtek przyjedzie z pracy. Ledwie wszedł do mieszkania, zauważył, że coś jest nie tak.
– Co się stało? – spytał łagodnie.
– Ja... – powiedziałam cicho. – Wojtek, ja... Odebrałam dziś wyniki swoich badań i twoich.
– No i co? – rzucił lekkim tonem, ale w jego głosie słychać było napięcie.
– Jestem bezpłodna – powiedziałam, wpatrując się z napięciem w jego oczy.
Szukałam oparcia, zrozumienia... Ale on popatrzył na mnie bez słowa, potem ubrał kurtkę i wyszedł. Nie było go aż do wieczora. W końcu położyłam się spać. Wrócił późno w nocy, kompletnie pijany. Nie miałam mu tego za złe. Wiadomość, że nigdy nie spełni się nasze marzenie o dziecku, musiała być dla niego ciosem. Liczyłam, że przemyśli to na spokojnie i pogodzi się z losem. Było jednak inaczej...
Wojtek stał się złośliwy, agresywny w stosunku do mnie. Wracał do domu coraz później. Zaczęłam podejrzewać, że kogoś ma.
– Czy w twoim życiu jest jakaś inna kobieta? – zapytałam go podczas kolejnej kłótni. – Znalazłeś sobie kogoś? Patrzył na mnie z taką nienawiścią...
– A co ty myślałaś?! – chwycił mnie mocno za nadgarstek, aż jęknęłam z bólu. – Że będę tu usychał z taką bezwartościową kobietą jak ty? – warknął. – Ty nawet nie możesz dać mi dziecka! – krzyczał. – Więc po co mam tracić z tobą czas?! Odchodzę...
Tymi słowami zadał mi cios prosto w serce. Przez kilka dni nie wychodziłam z domu. Nie mogłam się pozbierać. Myślałam, że dla Wojtka liczę się ja, nasza miłość... Tymczasem on potraktował mnie jak zepsutą zabawkę.
Odszedł do innej kobiety, bo myślał, że z nią będzie mieć dzieci. Tylko ja wiedziałam, jak bardzo się myli. Zastanawiałam się nawet, czy nie powiedzieć mu prawdy. Szczególnie wtedy, gdy podczas rozprawy rozwodowej traktował mnie chłodno i obojętnie. Jakby nigdy nic nas nie łączyło. Jednak nie zrobiłam tego. Nadal go kochałam. Może liczyłam, że to, co się dzieje, jest jakimś ponurym żartem? Snem, z którego wystarczy się obudzić, aby życie było takie, jak przedtem. Dopiero gdy wróciłam z ostatniej rozprawy do pustego domu, uświadomiłam sobie, że już jest po wszystkim.
Życie po rozwodzie było trudne... Chciałam zapomnieć o Wojtku. Rzuciłam się w wir życia towarzyskiego. Mężczyźni adorowali mnie, ale ja nie pozwoliłam im się zbliżyć. Zniechęceni, dawali za wygraną. Tak było do czasu, gdy poznałam Marcina. Ten miły, przystojny facet sprawił, że zapomniałam o krzywdzie, jaką wyrządził mi były mąż. Czułością i cierpliwością przełamał mój strach i nieufność. Pokochałam go miłością spokojną, dojrzałą. Nie tak wariacką, jak kiedyś Wojtka. Czułam się przy nim bezpieczna i w pełni akceptowana. Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, oszalał ze szczęścia. Mieliśmy wziąć ślub po narodzinach dziecka. Moje życie znowu zaczęło się układać... Ale przeszłość nie dała mi o sobie zapomnieć.
Pewnego dnia spotkałam na ulicy Wojtka. Choć mieszkaliśmy w jednym mieście, od rozwodu go nie widziałam. Przyspieszyłam kroku. Dogonił mnie. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Widziałam zdumienie na jego twarzy, gdy zauważył mój zaokrąglony brzuch.
– Jak to jest możliwe? – spytał.
– Po prostu – odparłam cicho. – Chyba należy ci się wyjaśnienie – dodałam.
W pobliskiej kawiarni wytłumaczyłam mu, czemu zataiłam wyniki badań.
– Wojtek, ja... – wzięłam głęboki wdech. – Kłamałam, bo cię kochałam. Nie chciałam, żebyś czuł się winny. Myślałam, że razem poradzimy sobie jakoś z tym problemem...
W oczach Wojtka pojawiły się łzy.
– Przepraszam cię, kochanie – szepnął.
To spotkanie przypomniało mi o uczuciu, jakim darzyłam tego człowieka. Na nowo urzekły mnie jego oczy i delikatny dotyk dłoni, który przywołał najpiękniejsze chwile naszego wspólnego życia. Czułam, że postępuję nie fair w stosunku do Marcina. Jednak jakaś siła pchała mnie w ramiona byłego męża.
Gdy kilka dni później zadzwonił i zaproponował spotkanie, zgodziłam się. Poszliśmy na spacer. W pewnej chwili Wojtek przystanął. Miał takie poważne spojrzenie... Złapał mnie za rękę i poprosił, bym do niego wróciła. Zapewniał o miłości, mówił, że będzie cudownym mężem i ojcem dla mojego dziecka... W pierwszym odruchu serca chciałam wykrzyknąć: „tak, wrócę!”, ale nagle poczułam lekkie kopnięcie w brzuch. To ruszało się dziecko. Moje i Marcina. Już wiedziałam, co robić. Nie przyjęłam propozycji Wojtka. Nie rzuciłam mu się z wdzięcznością w ramiona, bo zrozumiałam, że mężczyzną mego życia jest Marcin. Dostałam od losu drugą szansę. Nie mogłam jej tak głupio zmarnować... Wróciłam do domu, przytuliłam się do ojca mojego dziecka i poczułam się naprawdę bezpieczna. Jestem pewna, że dokonałam właściwego wyboru.