"Jestem kobietą z temperamentem. Uwielbiam seks, za to mojego męża w sypialni coraz częściej „bolała głowa”. Najpierw myślałam, że ma kochankę, ale później zaczęłam analizować nasz związek i dotarła do mnie bolesna prawda..." Beata, 34 lata
Zwykło się uważać, że to kobiety wymigują się od tzw. obowiązków małżeńskich. U mnie było na odwrót.
– Kochanie, nie dziś, objadłem się. Trzeba było nie szykować tyle na kolację – Kamil zgasił mnie, gdy przytuliłam się do niego w piątkowy wieczór. – Beatko, chcę obejrzeć film. Może za chwilkę, okej? – spławił mnie w sobotę, więc w niedzielę już nie próbowałam.
Mam 34 lata. Mąż jest rok starszy. Małżeństwem jesteśmy od pięciu lat. Dzieci nie mamy, a ja nie jestem typem kury domowej. Chodzę na aerobik, poza tym kosmetyczka, fryzjer...
– Na pewno ma kochankę! Z moim starym było tak samo – zawyrokowała Anka, koleżanka z pracy, która była rok po rozwodzie. Mąż ją zdradzał.
„Detektyw!”, wpadłam na szalony pomysł. Mieszkam w dużym mieście, więc ze znalezieniem biura detektywistycznego nie było problemu. To nie jest tania impreza, ale chciałam mieć pewność.
Detektyw zobowiązał się do śledzenia Kamila, a po tygodniu stwierdził:
– Jeśli pani chce, możemy poobserwować go jeszcze tydzień dłużej, ale... Po każdym firmowym zleceniu wraca prosto do domu. A te zlecenia to naprawdę robota przy komputerach, a nie żadne kochanki. Aha, raz poszedł z kolegą na hamburgera, interesuje to panią?
Wróciłam do domu i spojrzałam na męża przychylniejszym okiem. Do czasu...
Wieczorem założyłam seksowną koszulkę nocną i zaczęłam przymilać się do mojego ślubnego.
– Kochanie, nie teraz, głowa mnie boli... – użył tej typowo babskiej wymówki.
– Twoja głowa do niczego nie jest mi potrzebna! – krzyknęłam i wściekła odwróciłam się do niego plecami. Myślałam, że będzie próbował się jeszcze tłumaczyć, ale... nie. Obejrzał do końca film, a potem jakby nigdy nic poszedł spać. A ja nie mogłam zasnąć.
Zaczęłam analizować nasz związek i zdałam sobie sprawę, że ogniście to nigdy między nami nie było! Przed ślubem znaliśmy się rok. Z wcześniejszymi partnerami łączył mnie głównie seks, więc cieszyłam się, że poznałam kogoś poważnie myślącego o życiu. Szliśmy do łóżka, ale nie za często. Kamil brał nadgodziny, bo zarabiał na wesele, i miał prawo być zmęczony. Tak myślałam, ale po ślubie nasze życie seksualne stało się jeszcze bardziej marne...
Ostatnio znajomi z pracy, w tym Anka, wyciągnęli mnie w piątek wieczorem na piwo. Nie miałam nastroju, ale dałam się namówić.
– Jak tam, Beatko, poszaleliście z mężem w nocy? – zaśmiał się nagle mój kolega, trochę już wstawiony.
– Po co im o tym opowiadasz?! – krzyknęłam do Anki. Koleżanka poczerwieniała.
– Przepraszam, jakoś mi się wymsknęło... – tłumaczyła. Nawet nie miałam siły się na nią gniewać.
– Beata, ty jesteś fajna dziewczyna! Twój mąż to frajer – pocieszał mnie drugi z kolegów. – Dam ci coś, co mu pomoże! – zaśmiał się i wyciągnął z kieszeni niebieskie tabletki. – Wiesz chociaż, co to jest?
Domyśliłam się. Kolega, który wręczył mi „prezencik”, był już po pięćdziesiątce. Miał żonę, ale znany był z romansowego trybu życia. Nie przypuszczałam, że wspomaga się viagrą...
– Chyba żartujesz? – odparowałam.
– Bierz i jedź do domu! Zobaczysz, jaki będzie efekt. Moje dziewczyny zawsze są zachwycone! – zachęcał.
Byłam seksualnie wygłodzona, więc – chociaż było mi wstyd – przyjęłam prezent i zamówiłam taksówkę, by jak najszybciej być już przy Kamilu. Mąż nawet nie zapytał, dlaczego przyjechałam trzy godziny później niż zwykle. Wiedziałam, że nie weźmie viagry, jeśli powiem mu, co to jest. Wpadłam więc na dziwaczny pomysł. Na trzeźwo z pewnością bym tego nie wymyśliła! Zrobiłam mu kanapkę, w której ukryłam pokruszoną tabletkę. Kamil był leniwy nie tylko w łóżku. Wiedziałam, że jest głodny, ale czeka na mój powrót, bo samemu nie chce mu się nic szykować. Kanapkę chętnie przyjął, spałaszował i... nic. Dalej tkwił w fotelu, gapiąc się w telewizor. „Może musi minąć trochę czasu...”, niecierpliwiłam się. Ale doczekałam się!
Pół godziny po zjedzeniu kanapki mąż stwierdził, że... kiepsko się czuje i zniknął w toalecie.
Kładę się – zakomunikował, kiedy wyszedł z niej pół godziny później.
„Jak długo można pozwalać się tak poniżać?”, wciąż zadawałam sobie to pytanie.
– Zacznij się stroić, wychodź wieczorami, to będzie zazdrosny – podpowiadała mi Anka.
Chwyciłam się tego jak ostatniej deski ratunku. Zafundowałam sobie kilka seksownych kiecek – krótkich, z okazałymi dekoltami – i tak ubrana wychodziłam rano. Po pracy urządzałam sobie samotne spacery. Byle tylko wracać później do domu. Efekt przerósł moje oczekiwania... Nie! Mąż nie nabrał na mnie ochoty, za to... wpadłam w oko nowemu koledze z pracy.
Tomek był 38-letnim rozwodnikiem, przystojnym i ciągle uśmiechniętym. Od razu zauważyłam, że mnie adoruje. Fakt, że mam męża, chyba mu nie przeszkadzał...
– Mogę cię zaprosić na piwo? Opowiesz mi coś o firmie... – zachęcał któregoś dnia. Odmówiłam, bo chodziło mi o odzyskanie względów męża, a nie znalezienie kochanka. Tomek jednak nie rezygnował.
– Koleżanko z nowej pracy, daj się wreszcie zaprosić na piwo! Nie jestem mordercą pięknych kobiet! – żartował. Nie pamiętam, kiedy od własnego męża usłyszałam, że jestem „piękna”. „Kamila i tak nie interesuje, z kim wychodzę”, pomyślałam smutno i... zgodziłam się.
Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Przez kilka godzin bez przerwy śmiałam się z jego dowcipów. Do domu wróciłam w świetnym nastroju. Kamil tradycyjnie tkwił przed telewizorem.
Jakiś czas później znów wybraliśmy się z Tomkiem na obiad. Tym razem nie musiał mnie namawiać. Byłam znudzona małżeństwem i czułam, że należy mi się jakaś odskocznia. Restaurację opuściliśmy dopiero późnym wieczorem. Po wyjściu Tomek niespodziewanie przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Było cudownie i... chciałam jeszcze.
– Jedźmy jutro do mnie, proszę cię... – wyszeptał mi do ucha.
– Wiesz, że mam męża... – Na pewno nie ma na ciebie takiej ochoty jak ja – kusił.
Rano przy śniadaniu rzuciłam od niechcenia mężowi:
– Będę dzisiaj późno...
– Dobrze, kochanie, baw się dobrze.
„Nawet nie zapytał, z kim i gdzie idę. Będzie miał za swoje!”, pomyślałam wściekła.
Prosto po pracy Tomek zabrał mnie do swojego mieszkania. Był fantastycznym kochankiem. „Dużo straciłam przez pięć lat małżeństwa”, nie mogłam pozbyć się tej myśli, kiedy wracałam taksówką do domu.
Z Tomkiem spotykaliśmy się regularnie. Miałam z tego powodu coraz mniejsze wyrzuty sumienia.
Pewnego razu Kamil wyjechał na weekendowe szkolenie. Miał wrócić w niedzielę wieczorem. Postanowiłam zaprosić kochanka do siebie na kolację. Tomek spędził u mnie noc z soboty na niedzielę. Nie mogliśmy się sobą nasycić. Wyszedł dopiero po 17, dwie godziny przed powrotem męża. Kiedy Kamil przyjechał, rzucił jakieś zdawkowe „cześć” i zasiadł w ulubionym fotelu. Przygotowywałam mu kolację, kiedy nagle...
"Prezerwatywa! Została na dywanie! Miałam ją wyrzucić, ale zapomniałam!" przeraziłam się. Nerwowo wbiegłam do pokoju, w którym siedział Kamil. Patrzył w stronę leżącej na podłodze prezerwatywy i minę miał nieszczególną. Musiał ją widzieć. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– To ja się pójdę wykąpać... – powiedział niespodziewanie.
Nie mogłam w to uwierzyć! Mój mąż wolał udawać, że nic nie wie o mojej zdradzie. Było mu wszystko jedno! Chciał, żeby było bez zmian – nudno, przed telewizorem, z żoną sprzątającą i gotującą obiady. Może nawet pasowało mu, że mam kochanka i będzie miał wieczorami święty spokój.
– To kąp się szybko, a ja zrobię kolację – odparłam beztrosko. Kiedy tylko zamknął się w łazience, napisałam do Tomka. Miałam ochotę odwiedzić go następnego dnia po pracy...