" To, co zrobili, było nielegalne, ale postanowiłam milczeć dla dobra ich dziecka..."
Fot. 123RF

" To, co zrobili, było nielegalne, ale postanowiłam milczeć dla dobra ich dziecka..."

"Od lat zajmuję się adopcjami. Któregoś dnia zjawili się u mnie państwo B. z dość dziwną prośbą. Kochanka pana B. była z nim w ciąży i po porodzie chciała się zrzec praw do dziecka. Tylko że mi od początku ta sprawa wydała się podejrzana..." Daria, 42 lata

Pracuję w ośrodku adopcyjnym od lat i sporo już widziałam. Dla wielu ludzi ośrodek adopcyjny to uwieńczenie marzeń o posiadaniu dziecka. Przychodzą zdeterminowani, zdenerwowani, gotowi na wszystko… Któregoś dnia zjawiła się u mnie para trzydziestoparolatków.

Ich prośba wydała mi się dziwna

Państwo B., Olga i Krzysztof – dobrze ubrani, zadbani. Polacy na stałe mieszkający w Niemczech. Mieli dobrą sytuację materialną i za sobą kilkuletni staż małżeński. Idealni kandydaci na rodziców, a przyszli do mnie z nietypową prośbą.
Chciałabym zaadoptować nieślubne dziecko swojego męża – zawstydzona kobieta spuściła oczy. – Wiele lat staraliśmy się o dziecko. Bezskutecznie – wyjaśniła. – A teraz los podsunął nam taką szansę… Lada dzień nastąpi rozwiązanie… „A więc to dziecko miało się dopiero urodzić?!”, spojrzałam na nich zaskoczona. Oboje mówili o tym spokojnie, jakby nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. A przecież rzadko zdarza się coś takiego, żeby kobieta wybaczyła mężowi zdradę i jeszcze zaadoptowała dziecko jego kochanki! Niestosownie byłoby jednak o to pytać, więc tak jak oni udałam, że nie zaszło nic dziwnego. Obiecałam też, że pomogę załatwić im wszystkie formalności i że nie powinno być z tym żadnego problemu, pod warunkiem że po narodzinach matka dziecka zrzeknie się praw do niego.
– Tak, tak – ożywiła się pani Olga. – To nie będzie żaden kłopot. Myśmy już wszystko załatwili… – wymknęło się jej, a zaraz potem zamilkła. Miałam wrażenie, że mąż upomniał ją wzrokiem. Wtedy nie wzbudziło to moich podejrzeń... Dopiero potem, gdy urodziło się dziecko, a ja zobaczyłam jego matkę, cała sprawa wydała mi się dziwna.

Ta biedna kobieta miałaby być kochanką pana Krzysztofa B.?

Joanna S. to prosta, biedna, zaniedbana kobieta. Miała już dwójkę dzieci i żyła z konkubentem. On bez pracy, ona – zwykła sklepowa. Jakoś nie pasowała mi do wymuskanego pana B. Jak tych dwoje mogłoby być kochankami? Joanna S. była zdecydowana oddać dziecko.
– Proszę pamiętać, że na podjęcie ostatecznej decyzji ma pani aż sześć tygodni… – przypomniałam jej.
– Eee, nie trzeba tyle czekać, ja już zdecydowałam. Wszystko szło gładko, ale mnie coś jednak nie pasowało. Nabierałam podejrzeń, że Joanna S. po prostu zamierza sprzedać swoje dziecko małżeństwu B. Pieniądze, które by od nich dostała, ustawiłyby ją na wiele miesięcy! Podejrzewałam też, że historyjka państwa B. została po prostu wymyślona, żeby ułatwić załatwienie całej sprawy.

Nie dawało mi to spokoju. Zaczęłam własne dochodzenie

Sprawdziłam, kiedy Olga i Krzysztof wrócili do Polski. W marcu. W sierpniu Joanna S. była już w ciąży. Szybki romans, szybkie rozstanie? Coraz bardziej upewniałam się, że moje podejrzenia są słuszne. Na wyjaśnienie sprawy miałam mało czasu, musiałam zdążyć, nim Joanna S. zrzeknie się praw do dziecka. Tymczasem państwo B. stawali się coraz bardziej niecierpliwi. Chcieli załatwić wszystko i wrócić do Niemiec. Jakby się czegoś bali… Czas mijał, a ja nie zdobyłam żadnych dowodów na to, że mam rację. W końcu postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę… Podczas kolejnej rozmowy z państwem B. spytałam wprost:
– Państwo wiedzą, że handel dziećmi jest nielegalny?
– Wiemy, ale skąd pomysł, że… mamy coś wpólnego z handlem dziećmi? – przestraszyła się nagle pani B.
– Gdybym zawiadomiła policję, mogliby mieć państwo problemy… – powiedziałam.
– Proszę nas nie straszyć! – uniósł się nagle pan B. – Nie ma pani żadnych dowodów!
– Policja z pewnością je zdobędzie – odparłam.

Próbowali mnie przekupić

Próbowali zachować ten swój wyniosły spokój, ale widziałam, że oboje się zdenerwowali. Byłam już prawie pewna, że coś tu jest nie tak, ale od państwa B. nie udało mi się wydobyć nic więcej. Dlatego, kiedy spotkałam Joannę S., nie wytrzymałam i spytałam:
– Ciekawa jestem, czy dużo pani zapłacili…
– Co pani? – spojrzała na mnie przestraszona i uciekła.
Na reakcję państwa B. nie musiałam długo czekać. Przyszli do mnie już następnego dnia. Z kopertą…
– Jeśli to mało, proszę powiedzieć – rzuciła pani Olga.
– Proszę to zabrać – oburzona odsunęłam kopertę.
– Zapłacimy, ile będzie trzeba… – nie ustępował pan B. – Tylko proszę skończyć to swoje dochodzenie… Nikomu nie wyjdzie ono na dobre, zwłaszcza dziecku. Ono powinno zostać przy prawdziwych rodzicach…
– Niech pani da spokój – starałam się zachować opanowanie. – Przecież ja dobrze wiem, że matką dziecka jest Joanna, a ojcem – jej kochanek, a nie pani mąż…
– Myli się pani – pokręciła głową pani Olga. – To my jesteśmy rodzicami, a tamta kobieta… ona tylko użyczyła nam swojego brzucha. Proszę wziąć te pieniądze i zapomnieć o całej sprawie. My niedługo wyjedziemy, a nasz syn musi wyjechać z nami…
– Niech państwo zabiorą kopertę. Tu chodzi tylko o dobro dziecka.
– Dziecko jest nasze i będzie mu u nas dobrze. Co mamy zrobić, żeby pani milczała? – głos jej drżał.
– Proszę powiedzieć mi prawdę – odparłam.

Pani Olga usiadła i zaczęła swoją historię

– Staraliśmy się o dziecko wiele lat. Siedem razy zachodziłam w ciążę i roniłam. Lekarze nie znali przyczyny… Któryś z nich podpowiedział mi, że mogłabym skorzystać z usług zastępczej matki. Można było pobrać moją komórkę jajową, zapłodnić in vitro nasieniem męża i umieścić ją w macicy innej kobiety. Dziecko rozwijałoby się w jej łonie, ale byłoby wyłącznie nasze – podkreśliła.
– Dla nas obojga to było ważne. Adopcja obcego dziecka nigdy nie wchodziła w grę. Zdecydowaliśmy się znaleźć zastępczą matkę. W Niemczech to jest nielegalne, stwierdziliśmy, że w Polsce będzie łatwiej i taniej. Daliśmy ogłoszenie do gazety. Pierwsza kobieta, która się tego podjęła, oszukała nas. Przez cztery miesiące symulowała ciążę, biorąc od nas pieniądze. Następna za urodzenie dziecka chciała mieszkanie. W końcu trafiliśmy na taką, która wydawała się idealna. Niestety, próba zapłodnienia się nie powiodła. To nas zniechęciło. Wróciliśmy do Niemiec, chcieliśmy zapomnieć, ale pragnienie dziecka było zbyt silne… – oczy pani Olgi zaszkliły się.
– Postanowiliśmy spróbować jeszcze raz… – wyznała. Im dłużej ich słuchałam, tym bardziej było mi ich żal.
– Tym razem zaczęliśmy szukać przez znajomych. W końcu trafiliśmy na Joannę… Resztę historii pani zna. Wiele przeszliśmy, żeby mieć syna. Niech nam pani jego nie odbiera… – prosiła.
To, co zrobili, było nielegalne, ale mieli w sobie tyle determinacji! Nie umiałam odmówić prośbie tej kobiety. Kilka dni później dopełniliśmy wszystkich formalności i państwo B. wyjechali z synem do Niemiec. To również dzięki mojemu milczeniu. Sumienie mimo wszystko dręczy mnie do dziś.

 

 

Czytaj więcej