"Przez większość studiów przyjeżdżałam ze znajomymi do Elizy, której rodzice prowadzili pensjonat na Mazurach. To tam spotkałam wspaniałego chłopaka, syna biednych rolników. Mieszkał po drugiej stronie jeziora i codziennie przypływał do mnie wpław. Przeżyliśmy coś pięknego, niesamowitego, coś... co nigdy więcej się nie powtórzyło. Nie przypuszczałam, że los nas jeszcze połączy..." Justyna, 44 lata
Pewnego letniego dnia zaskoczył mnie telefon od Elizy, koleżanki ze studiów. Powiedziała mi bez ogródek, że słyszała o moim rozwodzie, a że ostatnio wygrzebała album z naszymi starymi zdjęciami, chciała mnie zaprosić i powspominać czasy, kiedy jeszcze byłyśmy młode i pełne energii...
– Zaoferuję ci twój stary pokój, na tak długo, ile starczy ci urlopu – zapewniła.
Postanowiłam skorzystać z zaproszenia. Miałam nadzieję, że powrót do przeszłości dobrze mi zrobi, że pozwoli oderwać się od rozpamiętywania mojego nieudanego małżeństwa...
Mijając kolejny supermarket na trasie, poczułam lekkie ukłucie niepokoju. „Nie wiem, czemu założyłam, że czas tutaj stanął w miejscu. Przecież minęło dwadzieścia lat! Mogę w ogóle nie poznać tej okolicy i nie będzie to kwestia starczej demencji...” Jednak kiedy wjechałam do miejscowości, którą pamiętałam z zamierzchłych czasów, aż westchnęłam. Faktycznie, nic się nie zmieniło – może tylko budynki były bardziej kolorowe, nie straszyły szarością.
Przez większość studiów przyjeżdżałam ze znajomymi do Elizy, której rodzice prowadzili pensjonat na Mazurach. Przyjaciółka przejęła po nich interes i rozkręciła go jeszcze bardziej. Urokliwy przedwojenny dom stał przy samym jeziorze. Eliza wybiegła mnie powitać i po chwili siedziałyśmy już na wielkiej werandzie, obserwując leniwie przemieszczające się po tafli wody łódki.
– Mam tyle pięknych wspomnień związanych z tym miejscem – westchnęłam, czując, jak uchodzi ze mnie stres. – Gdyby te ściany mogły mówić... Po chwili zaśmiewałyśmy się obie, wspominając co ciekawsze epizody młodości.
– A pamiętasz tego chłopaka, Grześka, co do ciebie przypływał wpław? To dopiero był ewenement! A jaki zakochany!
Siedziałam na pomoście, na który trafiłam, szukając poobiedniej ciszy. Promienie popołudniowego słońca przyjemnie grzały, ale nie parzyły. Sama nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie plusk i krople zimnej wody spadające na moje rozgrzane ciało. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że stoi nade mną jakiś facet.
– Dzień dobry – powiedział przyjemnym, głębokim głosem. – Czy mogę tu na chwile usiąść? Chciałem dopłynąć do tamtego brzegu, ale łapie mnie skurcz...
– Dzień dobry. Oczywiście – odparłam nieco speszona.
Nieznajomy był mniej więcej w moim wieku, miał przystojną twarz i posągowe ciało. Poczułam, że oblewam się rumieńcem i odrobinę za bardzo mu się przyglądam.
– Jestem Grzesiek. Mieszkam tam, po drugiej stronie jeziora... Od tamtej pory codziennie przychodziłam na pomost, żeby się z nim zobaczyć. Od słowa do słowa, od dotyku do dotyku wybuchła między nami wielka miłość. Moi przyjaciele oczywiście zwrócili uwagę, że nie spędzam już z nimi czasu, przez co stałam się obiektem licznych docinków. Zwłaszcza kiedy dzięki Elizie wyszło na jaw, że Grzesiek jest synem biednych rolników. Dla nas, rozpieszczonych dzieci z wielkiego miasta, była to niemała ujma.
Byłam zdecydowana kontynuować tę znajomość. Niestety, zbliżał się koniec naszych wakacji.
– Wrócę tu za rok... – zapewniałam go podczas jednego z ostatnich wspólnych wieczorów. – Ty też możesz nas odwiedzić.
– Pojedziesz do miasta i zapomnisz o głupim wieśniaku. – Miało to brzmieć jak żart, ale nie miałam wątpliwości, że biedak naprawdę tak myślał.
– Daj spokój. – Pocałowałam jego piękne usta i wtuliłam się w silne ramiona.
W ostatnią noc, kiedy wszyscy spali, usłyszałam ciche bębnienie w szybę. Grzesiek siedział na gałęzi zaraz za oknem. Z drżeniem serca podeszłam, żeby go wpuścić. Po chwili leżeliśmy już na łóżku, całując się jak wariaci i zdzierając z siebie ubrania. Tamtej nocy przeżyliśmy coś pięknego, niesamowitego, coś... Co nigdy więcej się nie powtórzyło. Wbrew obietnicom, Grzesiek nie odezwał się do mnie, ja zaś byłam zbyt dumna, żeby się narzucać. Kiedy rok później wróciłam nad jezioro, Eliza powiedziała mi, że wyjechał do Stanów. Czasami o nim myślałam. Byłam pewna, że połączyło nas wtedy coś głębokiego, nie tylko wakacyjna przygoda. Ponad dwie dekady później, słysząc jego imię z ust dawnej przyjaciółki, poczułam dreszcz...
– Pamiętam, był... dobrym pływakiem – wydusiłam z siebie niezbyt inteligentnie.
– Dalej jest. Trenuje teraz do triatlonu.
– W Ameryce?
– Nie, wrócił z Chicago, strasznie się tam obłowił. Odnowił gospodarstwo rodziców, żyje jak król. Nawet tu kiedyś wpadł i zagadnął o ciebie, więc mu powiedziałam, że jesteś szczęśliwą mężatką...
Szybko zmieniłam temat i po chwili znów wspominałyśmy nasze studenckie przygody.
Następnego dnia Eliza musiała wyjechać do miasta. Miałam cały dzień dla siebie, a nogi same poniosły mnie na stary pomost. Zdjęłam klapki, zanurzyłam nogi w wodzie, zamknęłam oczy...
– Justyna?
Aż pisnęłam ze strachu. Z wody przy pomoście wynurzyła się znajoma twarz.
– Grzesiek?! Poznałam go od razu. Skronie przyprószyła mu delikatna siwizna, ale to tylko dodawało uroku jego przystojnej twarzy. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby myślał, że jestem duchem.
– Nic się nie zmieniłaś – wydukał. Chciałam powiedzieć coś na temat zmarszczek i kilku dodatkowych kilogramów, ale zdusiłam to w sobie.
– Ty też nie. Ile to już lat?
– Za dużo. Przyjechałaś z mężem?
– Rozwiodłam się...
Po chwili siedzieliśmy na pomoście i rozmawialiśmy, nadrabiając stracone lata. W końcu jednak zadałam pytanie, które nie dawało mi spokoju:
– Czemu się do mnie nie odezwałeś?
– Pomyślałem, że... Eliza powiedziała, że szukasz kogoś majętnego, a ja byłem strasznym golcem. Sądziłem, że jeśli się dorobię... A kiedy wróciłem z pieniędzmi, dowiedziałem się, że wyszłaś za mąż.
– Jak mogłeś uwierzyć, że jestem taką pazerną pustą lalką? – jęknęłam, całkowicie rozbita tym, co usłyszałam.
– Justyna, myślałem, że tak będzie lepiej.
– Przynajmniej twoja żona ma z ciebie pożytek. – Starałam się zachować spokój.
– Nie mam żony. Nigdy nie miałem – odpowiedział szybko. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w milczeniu. W końcu jednak wstałam i pożegnawszy się, ruszyłam do domu Elizy.
Położyłam się spać w moim starym pokoju. Kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, usłyszałam stukanie w okno. Zerwałam się na równe nogi. Za oknem, na tym samym drzewie, co kiedyś, siedział Grzesiek. Nie wahałam się ani chwili, otwierając skrzydło na oścież. Zwinnie jak na nasz wiek wskoczył do mojego pokoju.
– Chyba oszalałem, ale...
– Nic nie mów. Zamykając mu usta pocałunkiem, poczułam, jak jego dłoń obejmuje mnie w talii, początkowo delikatnie, ale po chwili przyciskał mnie do swojego opalonego torsu z całej siły. Drugą rękę powoli wsuwał pod moja nocną koszulkę. Wpiłam palce w jego włosy i jęknęłam z zadowolenia. Kochaliśmy się powoli, jakbyśmy chcieli nadrobić cały ten stracony czas, mądrzejsi o wszystkie nasze doświadczenia. Rano obudził mnie, lekko głaszcząc moje włosy. Pomyślałam, że już od lat mogłam tak zaczynać dzień...
Na święta znów jadę nad jezioro. Do Grześka. Nasz związek na odległość trwa już kilka miesięcy i rozkwita z każdą wspólnie spędzoną chwilą. Co będzie dalej? Los dał nam niepowtarzalną drugą szansę i oboje zamierzamy w pełni ją wykorzystać.