"Tłumaczyłam sąsiadkom, że Daria prosiła Tomka, żeby pomógł jej córce w matematyce. Jest w końcu studentem politechniki, ma czas, bo egzaminy zdał, przyjechał w rodzinne strony, to może przysługę wyświadczyć. Ale trzy plotkary tylko wymieniły między sobą kpiące uśmieszki. – Aha, pewno – odezwała się Pelagia..." Teresa, 55 lat
Właśnie wychodziłam z jedynego w naszej wsi sklepu, dźwigając ciężkie siaty, gdy zaczepiła mnie Jadźka.
– Poszłaś na zakupy, Tereska, a twój synalek znowu u Daruni przesiaduje – wypaliła, nawet się nie witając. – Ciekawe, co tam chłopak tej biduli zmajstruje. Sama z dzieckiem w mieszkaniu, mąż tyra ciężko za granicą, a studencik się zabawia! – Pokiwała głową niby to z troską.
Stanęłam zaskoczona i kompletnie zbita z tropu. O czym ta stara plotkara gadała?! Darusia, miła dziewczyna, owszem, ale mężatka przecież.
A ta tutaj mojego syna oskarżała, że to niby, w zaloty do niej biega. Co za wredota jedna!
Niestety, obok pojawiły się już dwie inne sąsiadki: Staśka i Pelaśka. Obie przybrały marsowe miny i kiwały potakująco głowami, jakby każda z nich zgadzała się z bzdurami, jakie Jadwiga plotła.
– Daria prosiła Tomka, żeby pomógł jej małej w matematyce. W końcu student politechniki, magistrem zaraz zostanie. Ma czas, bo egzaminy zdał, przyjechał w rodzinne strony, to może przysługę wyświadczyć. Co to dla niego, pomóc małej, co do drugiej klasy chodzi – tłumaczyłam jak krowie na rowie.
Trzy plotkary wymieniły między sobą kpiące uśmieszki.
– Aha, pewno – teraz odezwała się Pelagia. – A jak to było z Alinką od Teosiów, pamiętacie? Jej ślubny też wyjechał za pracą. Gdzieś aż pod Gdańskiem autostradę budował, a ona z chłopakami z sąsiedniej wsi balowała, no i wybalowała – zarechotała.
Wszyscy znali tę historię, bo jak Alinka w ciążę zaszła, to bzdur nagadali Damianowi, jej mężowi. Chłop się tak wnerwił, że zaraz się do bitki wziął. Najpierw ślubną chciał tłuc, potem wsiadł na rower i pojechał do wsi obok, by jej adoratorów szukać i do rozumu im przemówić...
– Ale jak się to skończyło? – spytałam. – Przecież dziewczyna niewinna była!
Bo i taka prawda. Testy zrobili, dzieciak okazał się Damianowy. Chłop się załamał, bo wstydu sobie narobił, wszyscy we wsi o tym słyszeli. I jeszcze chciał pozabijać chłopaków, z którymi jego żona raz czy dwa zatańczyła na dyskotece.
– A kto ją tam wie, jak było – swoje trzy grosze wtrąciła też Stanisława. – Testy robiła. A juści! Jakie tam znowu testy? Puszczała się, to ma dzieciaka.
I tymi słowami tylko potwierdziła, co sama dobrze wiedziałam. Z plotkarami lepiej się nie zadawać. Szkoda czasu i języka.
– Lepiej pilnuj, Teresa, tego swojego Tomaszka – usłyszałam jeszcze radę Jadźki. – Może i on tam jakieś korepetycje daje małej, ale przy okazji i od starszej może się czegoś nauczyć – kpiła. – W końcu ona o chłopach już coś wie, bo dzieciaka bociek jej nie przyniósł. Będzie chciała, to se twojego synka wokół palca owinie.
I zaśmiały się te trzy plotkary tak bezwstydnie, że aż cała zadrżałam.
Byłam taka zdenerwowana tą ich gadaniną, że mimo iż siatki ciężkie miałam, pognałam czym prędzej do domu.
Okazało się, że Tomaszka nie ma, więc sprawunki poukładałam w lodówce, mięso na kotlety wyciągnęłam, by się rozmrażało, przeczesałam włosy i ruszyłam do mieszkania Darusi.
Dziewczyna miła była, zawsze ją dobrze kojarzyłam, z Tomkiem znali się jeszcze z czasów szkolnych, choć była od niego o dwa lata starsza.
W ciążę wcześnie zaszła, bo zaraz po maturze, i teraz jej córeczka, Malwinka, już osiem lat skończyła. Roboty w okolicy nie ma, więc ona w domu siedziała, a mąż w Norwegii w budowlance robił. Oczywiście plotek od razu na ten temat co niemiara naprodukowano, jak to na prowincji. A że uciekł od niej, bo mu „nie dawała”, jak to jedna złośliwa określiła (złośliwa, bo sama kiedyś miała na niego ochotę). Albo że wyjechał i rzadko przyjeżdża, bo ma tam lepiej niż w domu.
Fakt, Norbert rzadko przyjeżdżał, ale każdy wie, że samoloty kosztują, a i pracodawcy ot tak sobie nie puszczają. Pieniądze chyba przysyłał, bo Darusia nie robiła zakupów na kreskę, a i ubierały się z córką już nie w lumpie, ale na lepszych straganach bazaru.
Mieszkanie Darii było w popegeerowskim bloku. Gdy podeszłam pod okno, usłyszałam głos Tomka:
– No, maleńka, nie bój się, zrób to, zrób... Już, już, nie czekaj...
Aż cała zadrżałam, bo mi przez myśl przeszło, że może w tych plotkach jest jednak ziarno prawdy, i że mój syn umawia się na seks z dziewczyną, co ma męża daleko od domu...
– Tak, dobrze, dobrze! Właśnie tak! – krzyknął Tomek.
Cała w strachu stanęłam na palcach i zerknęłam przez firankę.
Tomek stał przy biurku i palcem pokazywał na zeszyt, w którym córeczka Darusi coś skrzętnie notowała.
– Bardzo ładnie, właśnie tak należy wykonywać działania tego rodzaju – pochwalił małą i pogłaskał ją po głowie. – Nie wiem, dlaczego się bałaś, przecież znałaś wynik. Prawda?
– Tak, ale wstydziłam się powiedzieć. Ja taka głupia jestem...
– Wcale nie – zaprzeczył. – Będziesz jeszcze najlepsza z matmy w klasie.
Miałam w planach zapukać do drzwi i wyciągnąć Tomka do domu, ale tylko westchnęłam głęboko i pokręciłam głową.
– Co też te plotkary wymyślają... – szepnęłam pod nosem i wróciłam do chałupy.
Czas jednak pokazał, że plotki plotkami, ale jednak coś w nich było na rzeczy...
Mąż Darusi przyjechał w końcu na krótki urlop do rodzinnej wsi, ale tylko po to, by oznajmić żonie, że poznał nową kobietę i zostaje z nią w Norwegii. Wszyscy widzieli, jak Daria z zaczerwienionymi od płaczu oczami stała podczas niedzielnej sumy w kościele. Ludzie jej współczuli, jednak tylko do czasu. Bo znalazła pocieszenie u innego. Traf chciał, że okazał się nim... mój syn. Tak mi to wyjaśnił:
– Mamuś, ja ją zawsze kochałem, tylko inny sprzątnął mi ją sprzed nosa.
Daria czeka teraz na rozwód, by móc wziąć ślub z Tomkiem. A cała wieś oczywiście aż huczy od plotek na nasz temat…