"Długo szukałam idealnej opiekunki dla Jasia. Chciałam, by była to osoba miła, odpowiedzialna, bez nałogów i – co było dla mnie ważne – dyspozycyjna. Już traciłam nadzieję, że uda mi się kogoś takiego znaleźć, gdy w moich drzwiach stanął przystojny brunet..." Jagoda, 36 lat
Musiałam wrócić do pracy, a nie mogłam znaleźć nikogo, kto zaopiekowałby się Jasiem.
– Ale punkt siedemnasta wychodzę – powiedziała studentka kulturoznawstwa i tym jednym zdaniem przekreśliła moje nadzieje, że właśnie znalazłam opiekunkę dla Jasia. Na dodatek idealną. Po kilkunastu rozmowach kwalifikacyjnych przestałam o tym choćby marzyć, więc kiedy przyszła ta schludna, inteligentna, uwielbiająca dzieci dziewczyna, i kiedy Jaś z ufnością wdrapał się jej na kolana, nie posiadałam się z radości.
– No nie... – jęknęłam, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później nastanie moment, w którym przyjdzie mi wyrabiać nadgodziny, więc na siedemnastą do domu nie dotrę. Praca w prywatnej bankowości tego wymagała, zwłaszcza jeśli człowiekowi zależało na awansie. Tak jak mnie. To był dla mnie ostatni dzwonek. Trzy lata spędzone w domu z synem sprawiły, że wypadłam z obiegu i, jeśli miałam udowodnić światu, że się nadaję, że jestem dobra, musiałam to uczynić właśnie teraz, kiedy jeszcze byłam młoda. Wiedziałam, że inaczej pogrzebię swoje szanse na zawsze i na dobre zajmę krzesło przy okienku obsługi klienta. Podobnie jak kilka starszych koleżanek z działu, które siedziały na takich krzesłach od wielu lat i miały siedzieć aż do emerytury.
– O siedemnastej trzydzieści zaczynam zajęcia w szkole podyplomowej. Trzy razy w tygodniu – wyjaśniła dziewczyna.
– Rozumiem... – westchnęłam. Pożegnałam studentkę, będąc pewna, że szybko znajdzie rodzinę, która ją zatrudni. – I co my teraz zrobimy, Jasiu? – Popatrzyłam na synka, a on wygiął usta w podkówkę, bo nie spodobało mu się, że ta miła blondynka już sobie poszła. – Nie płacz, bo ja też się rozpłaczę. – Potarmosiłam grzywkę mojego małego łobuziaka. – Usmażymy naleśniki, co? Naleśniki zawsze załatwiały sprawę. Tym razem też. Jaś odzyskał humor, dużo gorzej było ze mną.
Umówiłam się z szefową, że z początkiem następnego miesiąca pojawię się w pracy, tymczasem mijały kolejne dni, a ja wciąż nie miałam komu powierzyć opieki nad Jasiem. „Może powinnam dać szansę pani Magdzie...”, pomyślałam o kobiecie, która przyszła przed studentką kulturoznawstwa, a której podziękowałam tylko dlatego, że wyczułam od niej woń papierosów. Przecież pewnie nie paliłaby przy Jasiu... Może zresztą w ogóle nie paliła, a palił na przykład jej mąż? Nie miałam pojęcia, bo głupio mi było zapytać. A teraz i na to za późno... Kurczę, ona nie widziała problemów w zostawaniu z Jasiem aż do wieczora. Kiedy synek poszedł spać, zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Może jestem za bardzo wymagająca? Może ideał, którego szukam, nie istnieje?
– No cóż... – westchnęła Ulka. – To twoje jedyne dziecko, wiadomo, że chcesz jak najlepiej... Ale pewnie rzeczywiście należałoby nieco spuścić z tonu. Nie płacisz milionów, więc wiesz... Najważniejsze to znaleźć kogoś odpowiedzialnego i dyspozycyjnego, żebyś bez wyrzutów mogła robić swoją karierę. Wiedząc, że Jaś jest zaopiekowany i bezpieczny.
– O to właśnie mi chodzi... Kurczę, beznadziejne to wszystko. Los samotnej matki jest straszny, powiem ci.
– Już od dawna mówię, że powinnaś zmienić ten stan rzeczy. – Roześmiała się Ulka, kobieta od ponad dekady szczęśliwie zakochana.
– Daj spokój... Nie po drodze mi z facetami.
– Jeden nieudany egzemplarz nie świadczy o całym gatunku.
– Jakoś nie mam ochoty sprawdzać ponownie...
Naprawdę nie miałam. Zostałam przez ojca Jasia zraniona, rozstaliśmy się w gniewie i bardzo długo leczyłam złamane serce. Nie chciałam powtórki z rozrywki, wolałam skupić się na Jaśku. Choćby po to, żeby wychować go na wspaniałego mężczyznę, który będzie swoją kobietę traktował uczciwie, czyli zupełnie nie tak jak jego ojciec mnie...
Następnego dnia telefon milczał jak zaklęty, co nie poprawiło mi nastroju. Jasiek bawił się na podłodze klockami, a ja siedziałam przed komputerem, przeglądając kolejne strony. Zwiedziłam chyba cały internet, ale opiekunki jak nie miałam, tak nie miałam.
– Szlag! – klęłam pod nosem, uważając, żeby mały nie usłyszał. I wtedy zadzwoniła Ula.
– Znalazłaś tę opiekunkę?
– Nie...
– No to ja znalazłam za ciebie.
– Jak to? – Ewelina, koleżanka z pracy, zaszła w drugą ciążę, poszła na L4 i zwalnia swoją nianię. Dziewczyna fajna i co najważniejsze z wiarygodnymi referencjami. Ta moja Ewelina to niezła zołza, powiem ci, więc jeśli ona jest zadowolona, to ty z całą pewnością będziesz. To jak? Podaję twój numer, tak?
– Jasne.
– Spodziewaj się zatem telefonu, pa!
– Pa – rozłączyłam się z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyglądało na to, że jestem uratowana... Dziewczyna faktycznie zadzwoniła, jednak wyłącznie po to, żeby poinformować mnie, że nie będzie u mnie pracowała, bo jej mama potrzebuje pomocy w sklepie, który prowadzi.
– Nie mogę odmówić mamie, bardzo panią przepraszam, ale przyślę kogoś w zastępstwie, dobrze? Dzisiaj o osiemnastej będzie pani w domu?
– Będę – potwierdziłam zrezygnowana.
– A poda pani adres? Podałam, a kiedy zakończyłyśmy rozmowę, zorientowałam się, że nie wiem nic o tym zastępstwie. Co to za osoba, w jakim wieku i w ogóle...
Punkt osiemnasta u drzwi zadźwięczał dzwonek.
– Jaś, twoja nowa opiekunka – poinformowałam synka i pospieszyłam otworzyć. Niestety, nie była to opiekunka, tylko jakiś wysoki brunet. Całkiem, całkiem. Choć nie zwracałam uwagi na płeć przeciwną, musiałam szczerze przyznać.
– Mogę w czymś pomóc? – zapytałam.
– To chyba ja miałem w czymś pomóc... – Uśmiechnął się.
– Co takiego? – Jestem Paweł. Pan niania tego... – skierował spojrzenie na tulącego się do mych kolan Jaśka – tego, zdaje się, dżentelmena. Zatkało mnie. Pan niania? Facet? Na dodatek taki facet?! Nie pisałam się na coś podobnego!
– Ale ja...
– Spokojnie, jak minie pani pierwszy szok, zrozumie pani, że nie mogła trafić lepiej. Może wejdziemy do środka i poznamy się lepiej? Co miałam zrobić? Wpuściłam faceta do mieszkania. Przejrzałam jego CV, w którym w oczy rzuciły mi się takie słowa jak „pedagogika”, „fizjoterapia” i przedszkole.
Pracował pan w przedszkolu?
– W prywatnym. Ostatni rok. Jednak przedszkole zlikwidowano, a ja po namyśle doszedłem do wniosku, że wolę dzieci pojedynczo niż w gromadzie. Bo mam więcej sił na klientów, do których jeżdżę wieczorami.
– Do klientów? Wieczorami? – przeraziłam się nieco.
– Do pacjentów – poprawił się. – Jestem fizjoterapeutą, a moi pacjenci to ludzie ciężkiej pracy i na zabiegi mają czas wyłącznie po niej...
Kurczę, nie miałam się właściwie do czego przyczepić. Zwłaszcza że Jaś wpatrywał się w Pawła z nabożnym szacunkiem. Pewnie dlatego, że nieczęsto widywał w tym domu mężczyznę...
– I to ostatecznie powinno cię przekonać – stwierdziła Ulka, do której zadzwoniłam, kiedy Paweł już wyszedł. Obiecałam mu, że następnego dnia rano dam znać, czy się decyduję, ale wciąż zdecydowana nie byłam.
– Tylko że ja szukałam niani, no Ulka!
– I znalazłaś! A kto powiedział, że niania musi być kobietą? Skoro facet niania jest równie dobry.
– No nie wiem, jakoś tak głupio...
– A przystojny jest?
– Jest – przytaknęłam.
– To tym bardziej go bierz! Ulka była wariatką, ale ja w sumie też. Bo ostatecznie przyjęłam Pawła...
Co prawda Paweł nie należał do porządnickich niań, więc po przyjściu z pracy musiałam ogarniać mieszkanie i ścierać z kuchenki plamy od sosu, ale wszystkie te niedostatki rekompensował fakt, że Jaś uwielbiał swojego pana nianię. Do tego stopnia, że płakał, kiedy ten od nas wychodził... Ja też go go polubiłam. Nie wiedziałam, jak bardzo, aż do wczoraj, kiedy to Paweł został na kolacji... Jaś niesamowicie rozpaczał, kiedy wróciłam z pracy, a Paweł zaczął się zbierać.
– Ze mną też będzie fajnie – na próżno usiłowałam pocieszyć synka. Paweł szybko wyszedł, jednak po chwili zawrócił.
– Zapomniałeś czego? – zdziwiłam się.
– Może położę go spać?
– A twoi pacjenci?
– Mogę ich odwołać... Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Na moment, ale to wystarczyło, żebym zrozumiała. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową. Jaś był przeszczęśliwy, a kolacja, którą poczęstowałam Pawła, mocno się przeciągnęła, dlatego do pracy poszłam nieco nieprzytomna. Za to szczęśliwa. Szczęśliwa jak nigdy dotąd.