"Krzysztof był moim prawdziwym przyjacielem, ale gdy zakochałam się w koledze ze studiów, sam odsunął się w cień. Po prostu zniknął z mojego życia. Myślałam, że już nigdy się nie spotkamy, ale los chciał inaczej...". Maja, 32 lata
Krzysztofa poznałam jeszcze w liceum, tuż przed maturą. Po prostu któregoś dnia jego rodzice wprowadzili się pod piątkę w naszej klatce. Początkowo nawet go nie lubiłam. Wydawał mi się zbyt pewny siebie i arogancki. Zawsze, kiedy mijałam go w drodze do domu, patrzył mi zaczepnie w oczy i starał się zagadać. Ignorowałam go i obojętnie przechodziłam obok. Koleżanki mówiły mi, że jestem głupia i że gdyby były na moim miejscu... Ja jednak posiadałam swoją dumę i nie miałam zamiaru zadawać się z byle podrywaczem. Poza tym, on naprawdę nie był w moim typie...
Wszystko się zmieniło, kiedy pewnego razu zgubiłam portfel. Byłam załamana, każdy by był. Choć nie miałam w nim wiele pieniędzy, straciłam wszystkie swoje dokumenty, prawo jazdy, jakieś ważne notatki, adresy i telefony.... Kiedy zauważyłam zgubę, przeczesałam całą najbliższą okolicę. Na próżno... I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Gdy otworzyłam, zobaczyłam Krzysztofa.
– Ty jesteś Majka, prawda? – Popatrzył na mnie zadziornie, jak zawsze.
– Tak, to ja, bo co? Masz jakąś sprawę? – zapytałam niechętnie.
– W sumie tak. Bo widzisz, znalazłem coś, co chyba należy do ciebie... – powiedział i uśmiechnął się. Po raz pierwszy stwierdziłam wtedy, że ma ładny uśmiech.
– Proszę, leżał pod naszym blokiem, w trawie – dodał i podał mi mój portfel.
Ogromnie się ucieszyłam, ale też poczułam, jak się czerwienię. Zrobiło mi się strasznie głupio, że tak obcesowo go potraktowałam.
– Ja, ja.. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Powinnam chyba zapłacić ci jakieś znaleźne... – zaczęłam się jąkać.
– Wystarczy, że powiesz „dziękuję”. I poczęstujesz mnie dobrą herbatą. Straszny ziąb dzisiaj... – rzucił od niechcenia.
– Oczywiście, proszę, wejdź. Zaprosiłam go do kuchni, a potem... Przy kubku gorącej herbaty z sokiem malinowym siedzieliśmy i rozmawialiśmy, rozmawialiśmy, rozmawialiśmy... Krzysztof wcale nie był arogancki, jak wcześniej sądziłam. Okazał się miły, zabawny, ciepły.
Od tamtego momentu całkiem inaczej na niego patrzyłam. Ale nie, nie zakochałam się w nim wtedy. Byliśmy po prostu parą dobrych znajomych, a może nawet przyjaciół. Spędzaliśmy razem dużo czasu, organizowaliśmy wspólne wycieczki rowerowe, wypady w góry, spotkania przy grillu. Krzysiek okazał się świetnym kompanem, prawdziwą duszą towarzystwa. Dodatkowo miałam pewność, że zawsze mogę na niego liczyć. Nigdy mnie nie zawiódł, wystarczyło jedno moje słowo, jeden telefon, a on już był, chętny do pomocy i rady.
– Wiesz co, Majka, coś mi się wydaje, że ten twój Krzysiek jest zakochany w tobie na zabój – stwierdziła kiedyś moja starsza siostra.
– Coś ty, Marta, on nie jest dla mnie! Traktuję go bardziej jak brata. Poza tym w ogóle mi się nie podoba.
– Żartujesz? Przecież Krzysiek jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek...
– Daj spokój! – Machnęłam ręką. – I skończmy ten temat.
– Oj, a ja czuję, że jeszcze coś z tego będzie. – Zerknęła na mnie przekornie.
Wtedy byłam przekonana, że moja siostra nie zna się na ludziach i się myli.
Na studiach poznałam Tomka i po raz pierwszy w życiu się zakochałam. Takiej euforii nie przeżyłam nigdy wcześniej. Żyłam jak we śnie, jak w jakiejś malignie, chciałam być wciąż blisko niego, rozmawiać z nim, dotykać go nieustannie. Krzysiek sam odsunął się w cień. Właściwie zniknął z mojego życia. Od rodziców dowiedziałam się, że wyjechał za pracą gdzieś daleko, prawie na drugi koniec Polski.
– Spotkałam dzisiaj naszą sąsiadkę spod piątki. I wiesz co? – rzuciła mama któregoś dnia. – Podobno Krzysiek ma narzeczoną i planują ślub pod koniec roku – powiedziała.
Nie wiem, dlaczego poczułam wtedy jakieś dziwne ukłucie w sercu. Ale niczego nie dałam po sobie poznać.
– Naprawdę? To świetnie – mruknęłam. – Oby był tam szczęśliwy... – westchnęłam.
– A właściwie to czemu nie utrzymujecie już ze sobą kontaktu? – zapytała nagle mama. – Wydawało mi się, że się przyjaźniliście.
– Ach, gdy Krzysiek wyjechał, nasze drogi jakoś się rozeszły – rzuciłam, bo nie chciałam o tym rozmawiać. Szkoda mi było ogromnie tej naszej przyjaźni, no ale przecież miałam Tomka, teraz to on stał się najważniejszym mężczyzną w moim życiu.
Pobraliśmy się zaraz po skończeniu studiów. Wysłałam Krzysztofowi zaproszenie, ale nie przyjechał. Przysłał tylko kartkę z życzeniami. Bądź szczęśliwa, moja piękna, mądra kobieto. Kochaj i bądź kochana. I nie zapomnij o tym, że gdzieś jest ktoś, dla kogo zawsze będziesz bliska. Bez względu na to, jaka dzieli nas odległość... Bardzo poruszyły mnie jego słowa, ale wiedziałam, że teraz otwiera się nowy rozdział w moim życiu. Pewne rzeczy musiały się skończyć, by zaczęły się następne...
Wkrótce osiągnęliśmy z Tomkiem małą stabilizację. Nowe mieszkanie, nieduże, ale własne, samochód, praca z perspektywą na awans. Dzieci nie mieliśmy, okazało się, że on nie może... Ale pogodziłam się z tym, najważniejsze było dla mnie, że się kochamy, że możemy na siebie liczyć. Cóż, po pięciu latach małżeństwa mój nowy rozdział zakończył się dosyć dramatycznie... Tomek oświadczył bowiem, że zakochał się w innej i nie może bez niej żyć. W ciągu jednego wieczora spakował walizki i zniknął z mojego życia. Zostałam sama. Nie pozostawało mi nic innego, jak wziąć się w garść i zacząć wszystko od nowa.
– Na pewno szybko znajdziesz sobie kogoś innego – pocieszała mnie mama. – Jesteś młoda, całe życie przed tobą...
– Teraz to ja nie mam ochoty na żadne związki. – Machnęłam ręką. – Co będzie, to będzie.
Kilka miesięcy po odejściu Tomka dostałam z redakcji, w której pracowałam, zlecenie na reportaż. Miałam napisać o ludziach z miasta, którzy osiedlili się w górach i zajęli się hodowlą owiec. Pojechałam chętnie, bo miałam nadzieję trochę odetchnąć świeżym powietrzem w tym oddalonym od cywilizacji miejscu. Niestety, okazało się, że wioska, do której się wybierałam, leży naprawdę na końcu świata.
Pomimo włączonego GPS-u zabłądziłam. Nagle na leśnej drodze zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Bardzo się ucieszyłam, bo miałam nadzieję, że wskaże mi drogę. Jakie było jednak moje zaskoczenie, gdy tym mężczyzną okazał się... Krzysztof!
– Maja? Co ty tu robisz? Jak się tu znalazłaś? – zarzucił mnie pytaniami.
– A ty? Skąd się tu wziąłeś? – zapytałam.
– Ja tu mieszkam, moja droga, od kilku miesięcy prowadzę gospodarstwo agroturystyczne.
– Z żoną? – spytałam.
– Nie. Niestety... Moja Hania zmarła dwa lata temu – powiedział zamyślony. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę – dodał. – Zapraszam cię dzisiaj na obiad. Swoją drogą, to naprawdę niezwykłe zrządzenie losu. Kiedyś ja znalazłem twój portfel, teraz ty znalazłaś mnie...
Poszłam na ten obiad i już tam zostałam. Oboje z Krzysztofem doszliśmy do wniosku, że nasze spotkanie tu, na tym odludziu, nie było przypadkowe. Że los bardzo chciał nas połączyć, a nasza miłość była zapisana w gwiazdach... Dzisiaj to, co kiedyś było przyjaźnią, stało się głębszym uczuciem. Nie wyobrażam sobie innego życia niż to u boku Krzysztofa tu na końcu świata. I wiecie, co wam powiem? Na każdego z was czeka prawdziwa miłość. Trzeba tylko być cierpliwym...