"Kiedy zaszłam w ciążę, mój chłopak zmienił się nie do poznania. Myślałam, że się ze mną ożeni, ustatkuje, ale gdzie tam. Najpierw wyzwał mnie od dziwek i oznajmił, że to nie może być jego bachor, a kiedy w końcu uwierzył, że dziecko jest jego, z łaski pozwolił mi się do siebie wprowadzić. Długo słyszałam tylko wyzwiska... W końcu nie wytrzymałam i postanowiłam narobić mu prawdziwego obciachu..." Marlena, 20 lat
Kiedy poznałam Konrada, pracowałam jako kelnerka w tanim barze. On miał pieniądze i udało mu się mi zaimponować. Zabierał mnie do drogich klubów, kupował kwiaty, ciuchy… Zakochałam się, on podobno też. Mówił mi, że jestem najładniejszą foczką, jaką kiedykolwiek poznał, ale kiedy zaszłam w ciążę, zmienił się nie do poznania. Uznał Kubusia, ale nasze życie to było pasmo upokorzeń.
– Zobacz, co ten gówniarz znowu narobił, cholera jasna! – Konrad zerwał się zza stołu. Cały przód jego nowej koszuli był upstrzony plamami po owsiance, którą karmiłam Kubusia.
– Uspokój się – poprosiłam, a on wkurzył się jeszcze bardziej. Zdjął koszulę i cisnął ją na podłogę.
– Od razu ją wypierz, jutro w niej pójdę – polecił mi ostrym tonem.
Przebrał się i wyszedł, nawet nie pożegnawszy się z synkiem. Wrócił wieczorem.
– Znowu masz na sobie tą szmatę? Wyglądasz jak przedpotopowy babsztyl – rzucił przez zaciśnięte zęby i wlazł do kuchni.
– Pomidorowa? Niczego innego nie potrafisz ugotować?! Miałam ochotę mu odwarknąć, ale wiedziałam, że jeśli zacznę pyskować, Konrad znowu się wkurzy. Wolałam milczeć. Poszłam do łóżka, bo padałam na twarz z niewyspania, ale Konrad najwyraźniej miał inne plany na ten wieczór.
– Wskakuj w kieckę, udało mi się wyżebrać zaproszenia na otwarcie tego klubu na osiedlu – rzucił.
– Zwariowałeś?! A co z Kubusiem? – oburzyłam się.
– Śpi przecież, nie? Nie może zostać sam? – wzruszył ramionami. – Przez tego wyjca nigdzie ze mną nie chodzisz. Przecież zawsze może do niego zajrzeć sąsiadka.
– Która, Maryśka? Baba ma alzheimera, a ty ją chcesz zostawić z naszym rocznym dzieckiem?! Idiota! – piekliłam się, dodając, że nigdzie nie idę.
– To nie. Siedź tu sobie w tej brudnej szmacie, ale pamiętaj, że jak spotkam jakąś chętną laskę, to skorzystam – oznajmił i wyszedł. Oczywiście zaraz się rozryczałam.
Zaczęłam wspominać początki mojej znajomości z Konradem i jak zawsze pomyślałam, że byłabym o wiele szczęśliwsza, gdybym nigdy go nie spotkała. Byliśmy już wtedy prawie rok razem, myślałam, że się ze mną ożeni, ustatkuje, ale gdzie tam. Najpierw wyzwał mnie od dziwek i oznajmił, że to nie może być jego bachor, a kiedy w końcu uwierzył, że dziecko jest jego, z łaski pozwolił mi się do siebie wprowadzić. Teraz Kubuś ma roczek, a o ślubie z jego ojcem nie mam nawet co marzyć. Codziennie mi wypomina, że zmarnowałam mu życie, a najśmieszniejsze jest to, że stale mi zarzuca brzydotę. Podobno ciąża zniszczyła mi ciało, a on nie ma ochoty na igraszki z mamuśką. Dziecka natomiast nie znosił. Nie brał go na ręce, nie kąpał, nie chciał go wozić w aucie!
– Tylko tapicerkę mi opluje – warknął kiedyś, dodając, żebym jechała do lekarza tramwajem. Westchnęłam, zaglądając do synka. Spał tak słodko. Urodziłam go tuż przed moją osiemnastką i nie raz było mi ciężko, ale nigdy tego nie żałowałam.
Pewnej niedzieli Konrad oznajmił mi, że wpadł na genialny pomysł.
– Przyjedzie do nas moja matka. Zamieszka z nami, zaopiekuje się małym, a ty w końcu znajdziesz dla mnie więcej czasu i doprowadzisz się do stanu używalności – powiedział. „Nie zgadzam się!”, miałam na końcu języka, ale wiedziałam, że nie mogę stawiać warunków. Matka Konrada wprowadziła się już we wtorek i od razu ją znienawidziłam! Początkowo myślałam, że ona rzeczywiście chce pomóc przy wnuku, ale szybko się wydało, że tak naprawdę ma kłopoty i została bez mieszkania, a dziecko obchodzi ją tyle co zeszłoroczny śnieg. Paliła przy małym i popijała wino nawet w ciągu dnia! Raz przyłapałam ją na tym, że chce dziecku podać zupę prosto z lodówki, innym razem zostawiła go samego na balkonie. Za to Konrad był zadowolony.
– Teraz mamuśka zostanie z wyjcem, a ty ze mną będziesz chodzić do klubu, jak dawniej. Może nawet się jeszcze raz w tobie zakocham – zaśmiał się. Nie wyobrażałam sobie nawet, że zostawię dziecko z tą kobietą. „Przepite pudło”, myślałam z niechęcią. W weekend znowu wybuchła karczemna awantura, bo nie chciałam jechać z Konradem na grilla do znajomych. Pojechał sam, na odchodnym rzucając krótkie „znajdź sobie pracę i jakąś chatę, bo ja mam cię dość!”.
Ubrałam synka i wyszłam z nim na spacer. Chodziliśmy wzdłuż osiedlowej rzeczki, kiedy ktoś zawołał mnie po imieniu. Obróciłam się i stanęłam oko w oko z moim byłym facetem, Maćkiem. Strasznie się ucieszył na mój widok, gadał i gadał, zaglądał do wózka. Przypomniałam sobie, że koleś był kiedyś we mnie szaleńczo zakochany i wpadłam na świetny pomysł. Postanowiłam, że go odzyskam i mi się udało! Po tygodniu znowu jadł mi z ręki. Co z tego, że wciąż był takim samym grubaskiem, jak wtedy, kiedy go poznałam? „Najważniejsze, że się nami zaopiekuje”, pomyślałam, pakując walizki. W dodatku okazało się, że Maciek mieszka dwie ulice dalej! „I dobrze”, cieszyłam się. Postanowiłam narobić Konradowi prawdziwego obciachu. Niech wszyscy sąsiedzi wytykają go palcami! Żeby kobieta z dzieckiem nawiała mu sprzed nosa do swojego byłego, to dopiero wstyd! Jaki z niego facet, skoro tak wyszło?! Uśmiecham się pod nosem, pakując do torby ubranka Kubusia. Nie wiem, co będzie, ale gorzej na pewno być nie może.