"Myślałam, że układ bez zobowiązań nam wystarczy. Zmieniłam zdanie..."
Nasze spotkania spędzaliśmy głównie w łóżku i niewiele wiedzieliśmy o sobie.
Fot. 123RF

"Myślałam, że układ bez zobowiązań nam wystarczy. Zmieniłam zdanie..."

"Nie widziałam potrzeby przedstawiania Macieja mojemu dziecku. Odnosiłam wrażenie, że z Maćkiem mamy takie same oczekiwania względem naszej relacji. Chcieliśmy dobrze się bawić i dawać sobie nawzajem tyle, ile możemy. Tak długo, jak będzie nam to odpowiadać.  Taki układ wydawał się idealny, ale jedno popołudnie sprawiło, że spojrzałam na nasz związek inaczej... Marta, 41 lat.

Maciej, bardzo cię przepraszam – zaczęłam niepewnie i spojrzałam na przyjaciela, który beztrosko leżał jeszcze w łóżku. – Nie chciałabym cię ponaglać, ale muszę jechać do mamy...
– Jasne! – Usiadł i zaczął przeczesywać dłonią włosy. Uśmiechnęłam się.
– Napijesz się kawy? – zapytałam już rozluźniona. – Mogę dać ci grzebień, jak chcesz – zażartowałam. Zdziwiony spojrzał najpierw na mnie, potem na swoje dłonie i się roześmiał.
– Pójdę do łazienki – mrugnął. – A kawy chętnie się napiję, dziękuję!
Ruszyłam do kuchni, żeby nastawić ekspres. Mechanicznie zaczęłam robić kanapki. Z łazienki dobiegł mnie szum prysznica. Przysiadłam na krześle i uśmiechnęłam się do siebie.

Uważałam, że nasz układ jest idealny

Lubiłam Macieja. Spotykaliśmy się już jakiś czas. Poznałam go przez internet. Ja, czterdziestoletnia samotna mama, rozwiedziona przed laty. On, nieco ode mnie starszy informatyk, który, jak twierdził, zawsze miał problem z nawiązywaniem kontaktów. Spodobaliśmy się sobie. Mnie pociągała jego nieporadność i małomówność, jego chyba moja szczerość i otwartość. Okazało się, że mamy podobne poczucie humoru. Szybko wylądowaliśmy w łóżku. A kolejne spotkania w zasadzie w nim spędzaliśmy. Niewiele więc tak naprawdę wiedzieliśmy o sobie nawzajem. Umawialiśmy się u mnie wtedy, gdy mój syn był u swojego taty, a mojego eksmęża.
Nie widziałam potrzeby przedstawiania Macieja mojemu dziecku. Odnosiłam wrażenie, że z Maćkiem mamy takie same oczekiwania względem naszej relacji. Chcieliśmy dobrze się bawić i dawać sobie nawzajem tyle, ile możemy. Tak długo, jak będzie nam to odpowiadać. Ten układ był idealny. Przynajmniej dla mnie. Bo najważniejszy był Kacperek, mój syn. To dla niego wstawałam każdego ranka i szłam do pracy. Jemu chciałam stworzyć dom, tak inny niż ten, który miał przed rozwodem z jego tatą. Dom bez awantur i ciągłego szarpania się. Dlatego nie przedstawiałam mu swoich partnerów. Zwłaszcza że mój eks już dawno miał stałą partnerkę, z którą mieszkał. Kacperek musiał więc jakoś do tego przywyknąć i poukładać sobie w głowie nowe układy rodzinne.

Jego propozycja całkowicie mnie zaskoczyła

Maciej pojawił się w kuchni już ubrany. Miał mokre włosy i pachniał moim szamponem. Wyglądał świetnie, co stwierdziłam z niemałym zadowoleniem. Postawiłam na stole kanapki i kawę.
– Zapraszam! – zachęciłam i wskazałam mu krzesło.
– Fajnie, że masz jeszcze mamę – zaczął nagle rozmowę. – Moi rodzice już nie żyją.
Pokiwałam głową. Nie chciało mi się tłumaczyć mu moich zawiłości rodzinnych.
– Odwiedzam ją w każdy weekend – powiedziałam tylko. – Mieszka na co dzień z moją siostrą. Ma ponad osiemdziesiąt lat. Jestem późnym dzieckiem – wytłumaczyłam.
– Pewnie możesz liczyć na niedzielną szarlotkę – zażartował.
Przygryzłam wargi.
– No, powiedzmy! – odparłam. – Słuchaj... – dotknął mojej ręki. – A może poszedłbym z tobą? – spytał nagle. – Dawno straciłem rodziców i...
Jego propozycja była tak nieoczekiwana i dziwna, że na chwilę mnie zatkało. Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Obiecuję, że będę grzeczny! – uśmiechnął się prosząco.
– Maciej – zaczęłam, ale patrzył na mnie tak jakoś... – W moim rodzinnym domu nie można raczej liczyć na szarlotkę... Chrząknęłam nerwowo. – Mama jest chora. Prawdopodobnie ma demencję... nie wiemy do końca. Wszystko jej się miesza. Nawet mnie czasami nie poznaje... Moja siostra opiekuje się nią na co dzień, bo nie pracuje, a ja odciążam ją w weekendy. Taką mamy umowę. Byłam pewna, że moje słowa zakończą tę niezręczną sytuację, że mój przyjaciel się wycofa. Wyjdzie, może nawet zakończy naszą relację. Komu potrzebna kobieta z samymi problemami? Nie dość, że samotna matka, to jeszcze obciążona chorą osobą. On tymczasem nie puścił mojej dłoni.
– Mam pomysł – uśmiechnął się. – Pod twoim domem jest sklepik. Tam kupimy szarlotkę. Co ty na to?
Byłam tak zszokowana, że pokiwałam tylko głową. Potem ubraliśmy się i wyszliśmy.

Wizyta u mamy była inna niż zwykle

W sklepie niestety były tylko czerstwe pączki, więc zrezygnowaliśmy z zakupu. Maciej jednak wziął duży kubeł lodów. Zaprosił mnie do auta i poprosił, żebym go pilotowała. Znałam drogę na pamięć. Zwykle chodziłam do mamy pieszo. Wciąż spoglądałam na swojego przyjaciela i nie mogłam dojść do siebie. Po co chciał ze mną jechać? Czy nie miał dość swoich zajęć? Nie szkoda mu było czasu? Siostra powitała mnie skrzywiona, ale potem zauważyła, że nie jestem sama i nieco ją zamurowało.
– Co tak póź... – zaczęła. – O, dzień dobry – dygnęła jak pensjonarka. Maciej wyciągnął do niej rękę. 
– To mój...– zawahałam się przez chwilę. – Przyjaciel – dokończyłam. – Przywieźliśmy lody. Jak mama?
– Dziś jest bardzo ożywiona. Nie mogła się ciebie doczekać! – Gośka wyraźnie odzyskała rezon. – Proszę, wejdźcie! Maciej wkroczył do pokoju i od razu podszedł do staruszki. Siedziała skulona przy stole. „Znowu się postarzała”, pomyślałam ze smutkiem. Miałam wrażenie, że przez ostatnie miesiące proces ten postępował wyjątkowo szybko. Jednak kiedy mama mnie zobaczyła, wyprostowała się, a jej oczy nabrały blasku.
– Danusia! – przywitała mnie imieniem swojej siostry. – Wreszcie jesteś! Uśmiechnęłam się szeroko i uściskałam mamę.
– O, i męża przyprowadziłaś! Córeńko! Tak się cieszę, że wyszłaś wreszcie za mąż! – powiedziała. – Ja tak się o ciebie cały czas martwię! Już miałam powiedzieć, że się myli, kiedy Maciej wszedł mi w słowo.
– Ja też się cieszę, że Marta wreszcie zgodziła się zostać moją żoną! To najlepsze, co mi się mogło przydarzyć! – wykrzyknął i usiadł obok mojej mamy.
Wzięłam w płuca haust powietrza. Co on do diaska wyprawiał?! Potem jednak zobaczyłam, jak Maciej świetnie radzi sobie z moją mamą. Jak złapał z nią od razu kontakt i jaka ona jest przy nim rozanielona. Dałam więc spokój. Poszłam do kuchni, żeby pomóc Małgosi w przygotowaniu obiadu. A gdy weszłam z powrotem do pokoju, ze świeżo zaparzoną herbatą i lodami, moja mama wpatrywała się w jakieś fotografie.
– I psa nawet macie! Nic mi, Danusiu, nie mówiłaś! A ten twój mąż taki fajny! – znowu zwróciła się do mnie imieniem swojej zmarłej, starszej siostry.
Tego dnia było w naszym rodzinnym domu wesoło. Nawet moja, zwykle niezadowolona, siostra dołączyła do nas i grała w grę, którą zaczął Maciej. Mama była przeszczęśliwa, gdy słuchała rodzinnych opowieści, które snuliśmy. Chociaż co chwilę coś jej się mieszało. Raz pamiętała, że jestem jej córką, raz nie. Czasami przypominała sobie Kacperka, a potem mówiła o nim jako o synku sąsiadów. Nie wyprowadzaliśmy jej jednak z błędu.

Poczułam, że to coś więcej

Gdy w końcu wyszliśmy, uśmiechnęłam się do Macieja.
– Dziękuję – powiedziałam z wdzięcznością. – Nie musiałeś...
Wziął mnie za rękę. – Moi rodzice zginęli w wypadku, kiedy byłam mały. – Zatrzymał się i spojrzał mi w twarz. – Wychowywała mnie babcia. Ona też miała zaniki pamięci. Wiem, jak to jest, jak ktoś bliski odpływa, a ty nie jesteś w stanie tego zatrzymać.
– Jego oczy się zaszkliły, a ja poczułam... poczułam, że ten facet jest kimś naprawdę wyjątkowym. Pod wpływem jego słów mnie również popłynęły po policzkach łzy. Tak bardzo starałam się od dawna być silną. A tu nagle coś takiego... Maciej wziął moją twarz w dłonie, a potem zaczął całować. Nie opierałam się. Czułam, jak moje ciało powoli napełnia się zapomnianym już ciepłem. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do mnie. Pomyślałam, że to dobry moment, żeby przedstawić mu mojego synka. Wieczorem mój eks odstawiał go do domu. Tak, to był naprawdę dobry moment. Najlepszy z możliwych. 

 

Czytaj więcej