Myślałam, że mąż zdradza mnie z asystentką. Prawda okazała się dla mnie jeszcze bardziej bolesna..."
Fot. 123RF

Myślałam, że mąż zdradza mnie z asystentką. Prawda okazała się dla mnie jeszcze bardziej bolesna..."

"Mój mąż zaczął zachowywać się podejrzanie: ciągle był jakiś zamyślony, gdy dzwonił telefon, wychodził z nim do innego pomieszczenia, dbał o siebie jak nigdy dotąd. Obstawiałam, że ma romans i nawet domyślałam się, z kim..."  Iza, 42 lata

Od pewnego czasu zaczęłam podejrzewać, że mój mąż ma romans ze swoją asystentką. Musiałam się przed kimś wygadać, dlatego o swoich obawach powiedziałam Irminie.

Przyjaciółka starała się mnie pocieszyć, ale ja wiedziałam swoje

–  Ta dziewucha chce mi ukraść męża! Mówię ci, ona jest gotowa na wszystko! – gorączkowałam się, chodząc nerwowo po salonie Irminy. – Wiem, że coś jest na rzeczy, bo Poldek ostatnio jest jakiś inny...
– W jakim sensie inny? – zainteresowała się.
– No, to się czuje: jest jakiś zamyślony, zaczął się codziennie golić, kupił trzy nowe koszule. Nie powiesz mi, że u faceta, który od czterdziestu lat chodzi w tym, co mu kupi, wypierze i wyprasuje mama albo żona, to jest normalne zachowanie! – tłumaczyłam coraz bardziej zdenerwowana.
– Daj spokój! – Irmina roześmiała się serdecznie. – Twój mąż zaczął wreszcie o siebie dbać, a ty wpadasz w paranoję z zazdrości? Przecież ta jego asystentka nawet nie jest ładna! A po co miałby sobie kupować koszule do pracy, skoro tam ciągle chodzi w fartuchu? Nie dałam się do końca przekonać. Według mnie asystentka stomatologiczna w gabinecie Leopolda była niebrzydka, do tego nie miała na palcu obrączki i spędzała z moim mężem po osiem, dziesięć godzin dziennie.
To chyba wystarczy, żeby żona stała się podejrzliwa.
– Moim zdaniem po prostu za dużo czasu spędzasz sama w domu i stąd te dziwne pomysły – orzekła w końcu Irmina. – Powinnaś znaleźć sobie jakieś hobby, może zacząć chodzić na aerobik albo basen? Wiem! Zapiszmy się razem na fitness! Będziemy się wzajemnie motywować i razem liczyć ubywające kilogramy! Co ty na to?
Pomysł wydał mi się całkiem niezły. Może rzeczywiście ona miała rację? Brakowało mi jakiejś pasji, pracowałam tylko na pół etatu i przez całe dnie myślałam o głupotach. 

Postanowiłam zbliżyć się do asystentki męża

Już po trzecich zajęciach zauważyłam, że patrzę na męża z mniejszą podejrzliwością. Może zadziałał efekt sprzężenia zwrotnego, bo i on zaczął zachowywać się normalnie. Znowu golił się raz na kilka dni i zarzucił kupowanie nowych ubrań. Tylko to zamyślenie mu zostało...
– Wiesz, co zrobię? – zwierzyłam się Irminie. – Wybiorę się do gabinetu Poldka i pogadam sobie z tą asystentką.
– Oszalałaś? – koleżance pomysł się nie spodobał. – Chcesz jej powiedzieć, żeby trzymała łapy przy sobie? To wariactwo!
– Oj, nie zrozumiałaś mnie – prychnęłam. – Miałam na myśli, że pójdę tam się z nią zaprzyjaźnić. Wiesz, jest takie przysłowie: „Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej”. Żeby ich kontrolować. Więc ja będę trzymać się blisko asystentki, żeby nie myślała, że jest bezkarna.
Irmina popatrzyła na mnie jak na wariatkę, ale w sumie do pomysłu mnie nie zniechęciła. Poszłam więc do Poldka do pracy i poznałam bliżej jego nową asystentkę. Trudno mi było odnosić się do niej z sympatią, bo wciąż podejrzewałam, że ma chrapkę na mojego męża, ale dzielnie grałam swoją rolę.

Wydawało się, że mąż znowu zaczął być sobą

– Miła ta twoja asystentka – zagaiłam w domu przy kolacji.
– No – przytaknął Poldek z ustami pełnymi kaszanki.
– Dobrze ci się z nią pracuje?
– No.
– Ma ciekawą urodę, nie sądzisz?
– Nie wiem, nie przyglądałem się...
I to była cała rozmowa z Poldkiem. Nie zaczerwienił się, kiedy o niej wspomniałam, nie udławił kaszanką ani nic. Może naprawdę wszystko sobie uroiłam? Tego samego wieczoru usłyszałam z wanny, że ktoś dzwoni na jego komórkę. Przez szum wody nie słyszałam rozmowy, ale wydało mi się dziwne, że mąż wyszedł z telefonem do kuchni, odrywając się od telewizji. Normalnie, kiedy dzwonili do niego pacjenci albo znajomi, rozmawiał z nimi, leniwie przerzucając kanały. Skąd więc ta nagła potrzeba dyskrecji?
– Znowu szalejesz – oceniła Irmina.
– Ale mam nowy pomysł! Zapisałam cię na zajęcia z malowania na szkle w domu sztuki. Zawsze mówiłaś, że chcesz robić coś kreatywnego, więc proszę, nie musisz dziękować.
– A ty będziesz chodzić ze mną?
– Ja mam w tym czasie wolontariat, zresztą nie lubię bawić się farbami.
Nowe zajęcia znowu mi pomogły. Poldek wydał mi się jakoś mniej zamyślony, nie wychodził już z pokoju, kiedy ktoś dzwonił. Tak, było zdecydowanie lepiej. Aż do dnia, w którym znalazłam w jego kieszeni rachunek z restauracji...

Znowu stałam się bardziej podejrzliwa

– Nigdy mnie tam nie zabrał! – wykrzyczałam Irminie.
– Może to była jakaś służbowa kolacja? – przyjaciółka starała się mnie uspokoić.
– Służbowa?! – ryknęłam. – Przecież on jest dentystą! To jego zapraszają do restauracji różni przedstawiciele handlowi! On ma kochankę, wiem to! Od tamtej pory bardzo starannie sprawdzałam grafik męża. Wiedziałam, kiedy umawia się na późne wizyty z zapracowanymi pacjentami, a kiedy ma luźniejsze dni. W przerwach pomiędzy wizytami dzwoniłam do gabinetu i starałam się wychwycić zmiany w głosie jego albo jego asystentki. Zawsze jednak oboje byli na miejscu, oddychali spokojnie i rozmawiali ze mną normalnie. Może jedynie Poldek mówił coraz bardziej zniecierpliwionym tonem. Zniecierpliwiony i wręcz wściekły był także, kiedy wpadałam pod byle pretekstem do gabinetu.
– Przecież nie masz nic do ukrycia, skąd ta złość? – zapytałam raz w domu. Dzięki temu mąż nie wrócił już do tematu detektywistycznych skłonności. Widziałam jednak, że czuje się niepewnie pod moim czujnym okiem... Nigdy jednak nie przyłapałam męża na gorącym uczynku. Co więcej, wydawał się być idealny – nie spóźniał się, nie zostawał dłużej w pracy, a kiedy powiedział, że jedzie na konferencję stomatologiczną, to naprawdę tam był, bo to sprawdziłam.

Pewnego dnia zamiast iść na siłownie, wróciłam do domu

– Ej, dziewczyno, ładnie! – Irmina spojrzała z zazdrością na wagę, na której stałam.
– Schudłaś trzy kilo, a ja tylko kilogram...
– Bo ciągle się wymigujesz od zajęć – wytknęłam jej. – Miałyśmy chodzić razem, a tobie ciągle coś wypada.
– Eh, kochana, takie życie... – westchnęła. – Uwielbiam te treningi, ale w pracy ciągle coś się dzieje. No nic, chodźmy już, bo zaczną bez nas. Mówiąc szczerze, niespecjalnie przeszkadzało mi, że przyjaciółka często opuszcza zajęcia. Na fitness chodziłam przede wszystkim dla siebie. Lubiłam się zmęczyć i poczuć, że żyję. Dodatkowo wysiłek sprawiał, że czułam się szczęśliwsza i moje małżeństwo wydawało mi się bardziej udane. Dlatego bardzo żałowałam, kiedy złapało mnie przeziębienie i postanowiłam zrezygnować z zajęć. Czekałam jednak z tą decyzją do końca pracy, licząc, że może mi się poprawi. Irmina oczywiście znowu wysłała mi SMS-a, że się nie wyrobi, więc nie musiałam jej informować o swojej chorobie. Spojrzałam z bólem na sportową torbę, po czym wytarłam nos, niemal wykaszlałam sobie płuca i powlokłam się do domu.

Prawda była bardziej bolesna, niż myślałam

Wiedziałam, że tego dnia mąż wyszedł wcześniej z gabinetu i powinien być w domu, dlatego na widok światełka w naszej sypialni zrobiło mi się przyjemnie. „Mój Misio pewnie drzemie po pracy, a ja zaraz do niego dołączę”, pomyślałam. „Pogrzejemy się razem pod kocem, napijemy się wina...”, rozmarzyłam się. Kiedy jednak weszłam do przedpokoju, stało się dla mnie jasne, że nie tylko mąż jest w domu... Z sypialni dobiegały jednoznaczne westchnienia i odgłosy, a na rzuconym byle jak płaszczu Poldka leżała damska kurtka z dziwnie znajomym szalem.
– To niemożliwe – szeptałam do siebie, idąc jak w transie korytarzem. – Nie, nie, nie... – Tak, tak, tak! – rozległ się okrzyk zza drzwi sypialni, a ja osunęłam się na podłogę, bo zrozumiałam, że zarówno szal, jak i głos w ekstazie należały do... Irminy. Nie miałam siły, by tam wejść i patrzeć na to, co robią. Po prostu zaczęłam krzyczeć, że mają się wynosić z mojego domu. Chwilę później drzwi się uchyliły i wyjrzała zza nich rozczochrana Irmina, próbując wciskać mi jakieś kłamstwa. Nie słuchałam jej. Zrozumiałam, gdzie bywała, kiedy ja ćwiczyłam na zajęciach, na które sama mnie zapisała. I co robiła, kiedy ja malowałam na szkle.

Podejrzewałam niewłaściwą kobietę

Nie było żadnej pracy po godzinach ani wolontariatu! Był tylko... romans z moim mężem. Poldek miał tyle przyzwoitości, żeby nie próbować ratować swojego żałosnego tyłka za pomocą idiotycznych wymówek typu: „To nie tak, jak myślisz, kotku”. Oznajmiłam mu tylko, że ma godzinę na wyprowadzenie się i wybiegłam z domu, a on wysłuchał tego ze spuszczonym wzrokiem. Wróciłam na wszelki wypadek po trzech godzinach i rzeczywiście go nie było. Usiadłam przy stole i rozpłakałam się. Wiec od początku miałam rację, tylko podejrzewałam niewłaściwą kobietę! I na dodatek o swoich podejrzeniach mówiłam sprawczyni całego zła... A ona wykorzystywała to, by ostrzegać Poldka, który mógł mnie jeszcze skuteczniej okłamywać...
Mąż zaczął wydzwaniać do mnie jeszcze tego samego wieczoru. Błagał o wybaczenie i drugą szansę. Na razie mu jej nie dałam. Ciągle myślę o tym, że wolałabym, żeby zdradził mnie z tą swoją asystentką, ale czy to naprawdę bolałoby mniej? Czy zdrada z moją najlepszą przyjaciółką była gorsza niż jakikolwiek inny romans? I czy Irmina kiedykolwiek była moją przyjaciółką? „Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej” – przypomniało mi się to przysłowie... Szkoda tylko, że czasami nie wiemy, jak odróżnić jednych od drugich. 

 

 

Czytaj więcej