"Marek miałby molestować młode pracownice? Nie chciałam w to wierzyć…"
Fot. 123 RF

"Marek miałby molestować młode pracownice? Nie chciałam w to wierzyć…"

"Od jakiegoś czasu w mojej firmie panowała dziwna atmosfera: jakieś urwane rozmowy, szepty za plecami… W końcu w drzwiach mojego gabinetu stanęły Zosia i Anita. – Musimy ci coś powiedzieć, ale boimy się, że będzie to dla ciebie trudne do przyjęcia – zaczęły. To, co potem powiedziały, było dla mnie szokiem! Kiedy wyszły, nie mogłam zebrać myśli. Usłyszałam poważne oskarżenia pod adresem mojego zastępcy. Uwierzyłabym bez wątpliwości, gdyby nie chodziło o niego. Znałam go od czasów studiów. To świetny, mądry, zabawny facet. Doskonały specjalista, a poza tym oddany mąż i ojciec. Znam jego żonę, Basię, i dwójkę uroczych dzieci. Tylko, z drugiej strony, jaki cel miałyby dziewczyny w kłamstwie...?" Marta, 40 lat

– Cześć, masz może zestawienie za ten miesiąc? Chciałabym przeanalizować nasze wyniki… – Zajrzałam do pokoju księgowej.
– Tak, jasne, zaraz ci wyślę – zapewniła Kasia, ale wydawała się jakaś nieswoja.
W dodatku w pokoju zapanowała kompletna cisza, choć idąc korytarzem, słyszałam toczącą się rozmowę. Poczułam się dziwnie, bo w mojej firmie nigdy dotąd nie cichły rozmowy, gdy się pojawiałam.
– Dziewczyny, wszystko OK? – zapytałam, patrząc na nie uważnie.
– Tak, oczywiście – odpowiedziała księgowa, ale jej pomocnica, Anita, uciekła gdzieś wzrokiem.
– Skoro tak, to w porządku – odpowiedziałam i wyszłam, choć coś mi tu nie grało.

Wyglądało na to, że moje pracownice coś przede mną ukrywają

Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Zaczęłam nabierać pewności, że moje pracownice coś przede mną ukrywają. Trochę mnie to niepokoiło. „Może któraś chce zmienić pracę i nie wie, jak mi powiedzieć? Albo jest w ciąży?”, zastanawiałam się. Byłam nieco rozczarowana tymi tajemnicami, bo starałam się, by ludzie, z którymi pracuję, mieli poczucie, że możemy rozmawiać o wszystkim.
Ta firma to moje dziecko i zawsze bardzo starannie dobierałam fachowców, których zatrudniałam. Bardzo dużą wagę przykładałam do tego, byśmy dobrze się czuli w swoim towarzystwie. Wydawało mi się, że jestem niezłą szefową i nie trzeba mieć przede mną sekretów. Powtarzałam, że z każdej sytuacji jest wyjście. Dlaczego więc coraz częściej miałam wrażenie, że za moimi plecami coś się dzieje?
– Może to coś zupełnie niezwiązanego z firmą? Może opowiadają sobie o wczorajszej randce albo obgadują fryzurę koleżanki – stwierdził Marek, mój przyjaciel i jednocześnie zastępca.
– Jakoś nigdy nie krępowały się poruszać przy mnie takich tematów jak faceci, a swoich fryzur raczej nie obgadują. Martwię się – odpowiedziałam.
– Robisz z igły widły. Serio, nie zauważyłem, żeby działo się coś niepokojącego, a też tu pracuję i też je znam, zauważyłbym. – Wzruszył ramionami.
– Sama nie wiem – westchnęłam. „Może faktycznie dramatyzuję? Człowiek nie wszystkie tematy chce poruszać przy szefowej”, pomyślałam. Starałam się patrzeć na to tak, jak mówił Marek. To mądry facet i cenię sobie jego rady. Pracujemy razem od siedmiu lat, a znamy się znacznie dłużej. Wiem, że zależy mu na firmie tak samo jak mnie, więc gdyby zauważył coś niepokojącego, na pewno by się tym ze mną podzielił.

Postanowiłam, że nie będę martwić się na zapas...

Czekałam na rozwój sytuacji. Ten nastąpił niespodziewanie szybko, bo zaledwie po kilku dniach.
– Marta, czy możemy porozmawiać? – W drzwiach mojego gabinetu stanęły Zosia i Anita.
– Jasne, dziewczyny, siadajcie – zaprosiłam je.
Po ich minach widziałam, że rozmowa będzie poważna.
Gdy usiadły, przez chwilę zerkały na siebie i milczały. Nie ponaglałam ich. W końcu Zośka wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Słuchaj, Marta. Musimy ci coś powiedzieć, ale boimy się, że będzie to dla ciebie trudne do przyjęcia. Uważamy jednak, że tak dłużej nie może być. Sytuacja zaszła za daleko… – Spojrzała mi w oczy. – Marek molestuje niektóre dziewczyny, szczególnie te najmłodsze – wypaliła, a mnie zabrakło powietrza. – Co jakiś czas wybiera sobie ofiarę. Najpierw są dwuznaczne komplementy, potem niestosowne uwagi, czasem pozwala sobie na dotyk i zdecydowanie niedwuznaczne propozycje. Teraz padło na Anitę, ale ona nie jest pierwsza. Musimy coś z tym zrobić – powiedziała, a ja poczułam się mniej więcej tak, jakbym dostała obuchem w głowę.
Przez chwilę nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, to przecież był absurd!

Uwierzyłabym, gdyby nie to, że chodziło o Marka!

– Anita, czy to prawda? – zapytałam, starając się zachować spokój.
– Tak. Od kilku tygodni próbuję sobie dać z nim radę, ale nie umiem. W zeszły piątek zamknął się ze mną w sali konferencyjnej, zaczął obłapiać moje piersi i próbował mnie całować. Śmiał się, gdy go odpychałam, i mówił, że nie mam się przed czym bronić, bo i tak będę jego. A gdy zagroziłam, że poskarżę się tobie, wyśmiał mnie i powiedział, że przecież mi nie uwierzysz – wyjaśniła, wbijając wzrok w podłogę.
Uwierzyłabym jej bez żadnych wątpliwości. Gdyby nie to, że chodziło o Marka!
– Dziewczyny, jestem zszokowana. Przyznaję, że nie wiem, co powiedzieć i co zrobić. To są bardzo poważne oskarżenia… Czy wy jesteście pewne? I skoro to trwa już dłuższy czas, dlaczego wcześniej mi nie powiedziałyście? – zapytałam ostrożnie.
Marta, dziewczyny się boją. Wiesz, że nie tak łatwo znaleźć teraz dobrą pracę. Ja sama dowiedziałam się kilka dni temu. Marek ma bardzo mocną pozycję w tej firmie i ją wykorzystuje. Zawsze wybiera stażystki albo młode, dopiero zatrudnione dziewczyny. Kilka z nich przez niego zrezygnowało z pracy, inne robią wszystko, żeby go unikać. Aśka to nawet postraszyła go narzeczonym bokserem, co może i byłoby zabawne, gdyby nie to, że… to jest patologiczna sytuacja. To się musi skończyć – powiedziała z mocą.
– Macie jakieś dowody? – zapytałam i napotkałam zawiedzione spojrzenia.
– Mamy nasze słowa.
– Potrzebuję chwili, by pomyśleć, co zrobić – oznajmiłam.

Dlaczego dziewczyny miałyby kłamać?

Kiedy wyszły, nie mogłam zebrać myśli. Marek miałby molestować młode pracownice? Przecież to jakiś absurd! Znam go od czasów studiów, jest moim kumplem i współpracownikiem. To świetny, mądry, zabawny facet. Doskonały specjalista, a poza tym oddany mąż i ojciec. Znam jego żonę, Basię, i dwójkę uroczych dzieci. On świata poza tą swoją Baśką nie widzi! Marek zna też moją rodzinę. Na Boga, przecież moje dzieci mówią do niego „wujku”. Tylko, z drugiej strony, jaki cel miałyby dziewczyny w kłamstwie? „Może to jakieś kosmiczne nieporozumienie, może pozwolił sobie na jakąś uwagę, która została źle zrozumiana? Może ten dotyk był przypadkowy?”, chwyciłam się tej myśli. Stwierdziłam, że nie mogę tego tak zostawić i muszę porozmawiać z Markiem.
Jeszcze tego samego popołudnia, jąkając się z zażenowania, opowiedziałam mu o mojej rozmowie z dziewczynami i poprosiłam, by się do niej odniósł. Było mi koszmarnie głupio, gdy zobaczyłam minę przyjaciela. Był taki zawiedziony i zszokowany!
– Jezu, Marta, ty chyba im nie wierzysz, co? Przecież to są jakieś bzdury. Ja nie chciałem ci nic mówić, ale dziewczyny z księgowości ostatnio nieźle narozrabiały w raportach. Odkryłem to i teraz się mszczą, sama zobacz. – Pokazał mi dokumenty, na widok których złapałam się za głowę. Tam był błąd na błędzie, a każdy z nich mógł nas bardzo wiele kosztować! – Nie miałem pojęcia, że posuną się do takich oskarżeń, żeby to ukryć – westchnął.
– Ja też nie – szepnęłam załamana.

Nie poznawałam tego tonu, to nie był Marek, którego znałam…
 

Tak bardzo chciałam stworzyć zespół, w którym ludzie sobie ufają i mogą na sobie polegać, a okazało się, że zostałam oszukana. I to tak podle!
Poklepałam Marka po ramieniu, obiecałam, że to załatwię, i poprosiłam, by zostawił mnie samą.
Stało się dla mnie jasne, że muszę zwolnić dziewczyny, i to dyscyplinarnie. Przecież nie mogę pozwolić na takie rzeczy… Byłam wstrząśnięta. Postanowiłam, że w domu obmyślę, jak to zrobić, i zebrałam się do wyjścia. Przechodziłam obok księgowości, gdy usłyszałam głos Marka…
– Żałosne jesteście, wiecie? Myślałyście, że wam uwierzy? Pewnie jutro wylecicie z roboty, mówiłem, żebyście nie podskakiwały. Niedotykalskie kretynki, kto by pomyślał, że takie święte – prychnął, a ja stanęłam jak wryta. Nie poznawałam tego tonu, to nie był Marek, którego znałam…
Poczułam taką wściekłość, jak jeszcze nigdy w życiu, i zanim się zastanowiłam, wparowałam do pokoju. Jego mina, gdy mnie zobaczył, była naprawdę bezcenna!
– Idź po swoje rzeczy, jutro nie chcę cię tu widzieć – wycedziłam.
Reszta tego, co mu powiedziałam, raczej nie nadaje się do zacytowania… Zaczął się plątać, najpierw mówił, że to takie żarty, potem, że dorosły człowiek może się przecież zabawić.
– Żałosny jesteś, wyjdź już – powiedziałam i odwróciłam wzrok, bo nie mogłam na niego patrzeć. Wyszedł, trzaskając drzwiami i miotając przekleństwa.
– Przepraszam, dziewczyny, przepraszam, że dopiero teraz – wyjąkałam.
– A my przepraszamy, że dopiero teraz ci powiedziałyśmy – westchnęła Zosia, a potem mnie uściskała.
Nie mogę uwierzyć, że dałam się tak nabrać, ja naprawdę myślałam, że znam tego człowieka! Robi mi się słabo, gdy pomyślę, że moja szesnastoletnia córka mówiła do niego „wujku”. I tylko tej jego Baśki zwyczajnie mi żal.
Jedno jest pewne, nigdy więcej nie wpuszczę go ani do firmy, ani do biura. A swoim dziewczynom obiecałam, że już ich nie zawiodę. Nigdy więcej, nawet przez sekundę, nie zwątpię w ich słowa.

 

Czytaj więcej