"Klara wracała do domu po dodatkowych zajęciach, które prowadziła w szkole. Było już ciemno. Jakiś potwór potrącił ją i nawet się nie zatrzymał. Świadków nie znaleziono, ale ja miałam swoje podejrzenia..." Laura, 32 lata
Gdy tamtego strasznego wieczora przekroczyłam próg domu rodziców, wiedziałam, że wydarzyło się coś bardzo złego. Mama i tata siedzieli zrozpaczeni przy stole, płakali. Chciałam zapytać, co się stało, ale głos uwiązł mi w gardle...
– Klara nie żyje – powiedział ojciec niemal bezgłośnie, a mnie wydawało się, że to jakiś absurd. Przecież rozmawiałam z nią rano!
– Potrącił ją samochód – dodał tata i schował twarz w dłoniach.
Ziemia usunęła mi się spod nóg. Kolejne dni pamiętam jak przez mgłę. Zapamiętałam tylko pogrzeb... Klara była bardzo lubianą nauczycielką i jej uczniowie tłumnie przyszli ją pożegnać. Patrzyłam na te młode zapłakane twarze i myślałam, że Klara powinna właśnie prowadzić lekcje, a ja powinnam siedzieć w biurze nad jakimś nudnym sprawozdaniem. Życie powinno się toczyć swoim rytmem! Patrzyłam na Stefana i Marcysię, męża i córkę Klary, i serce pękało mi na milion kawałków.
Zawsze byłyśmy z Klarą blisko, więc kilka razy dziennie miałam odruch, żeby złapać za telefon, zadzwonić do niej i o czymś jej opowiedzieć. A potem uświadamiałam sobie, że już nigdy o niczym jej nie opowiem i wpadałam w rozpacz.
Mijały dni, próbowałam wrócić do normalnego życia, ale było ciężko. Tym bardziej że sprawcy potrącenia nie odnaleziono. Klara wracała do domu po dodatkowych zajęciach w szkole. Było już ciemno. Jakiś potwór potrącił ją i nawet się nie zatrzymał, a ona została tam sama... Świadków nie znaleziono. Policja prowadziła śledztwo, ale bezskutecznie. Byłam załamana ich bezsilnością.
– Boże, jaka ona jest podobna do Klary – powiedziałam do Stefana, patrząc na Marcysię.
– Racja – uśmiechnął się smutno. – Nawet nie wiesz, jak mi jej brakuje – westchnął i obojgu nam zaszkliły się oczy. – Słuchaj, ja już dawno miałem cię o to zapytać. Czy Klara kogoś miała? – wypalił nagle, a mnie zamurowało.
– Oszalałeś? Przecież ona kochała ciebie i Marcysię nad życie. Nigdy by czegoś takiego nie zrobiła! – oburzyłam się.
– Niby wiem, ale ostatnio była jakaś inna. Nieobecna, często znikała, nie mówiąc gdzie i po co... Chyba już wariuję – stwierdził w końcu.
– Chyba tak – fuknęłam zła, że w ogóle o czymś takim pomyślał.
– Wybacz mu, jest zrozpaczony, świat mu się zawalił, gada od rzeczy – powiedział Marek, mój mąż, gdy streściłam mu rozmowę ze szwagrem.
– To powód, by oczerniać Klarę? – żachnęłam się.
– Nie, ale sama mówiłaś, że ostatnio mieli jakiś kryzys. Pewnie on teraz rozmyśla o wszystkim bez przerwy i się katuje...
Byłam przekonana, że Klara nie zdradziłaby męża, Stefan zbyt wiele dla niej znaczył. Spotkała go dziesięć lat temu. Rok po bardzo burzliwym rozstaniu z Adrianem, naprawdę bardzo toksycznym facetem. Stefan był zupełnym przeciwieństwem jej poprzedniego chłopaka, spokojny, poukładany i wpatrzony w nią jak w obrazek.
– Może to nie jest taka wielka, szalona miłość jak z Adrianem, ale jestem szczęśliwa. Na Stefanie mogę polegać, czuję się przy nim bezpieczna – zwierzała mi się, a ja przytakiwałam.
Wiedziałam, że przy nim znalazła tę dojrzalszą, lepszą miłość. Wyszła za mąż, urodziła Marcysię i wiodła normalne, spokojne życie. Owszem, przed jej śmiercią mieli ze Stefanem mały kryzys, on chciał drugiego dziecka, ona wolała poczekać... Ale w którym małżeństwie nie zdarzają się takie rzeczy?
Pewnie nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że siostra mogłaby mieć romans, gdyby pewnego dnia, na cmentarzu, przy jej grobie nie zamajaczyła mi znajoma postać... Na początku go nie poznałam, minęło przecież tyle lat! „Niemożliwe”, powtarzałam sobie w myślach, gdy zbliżałam się do grobu. Serce waliło mi jak oszalałe – co on miałby tu robić? A potem na chwilę podniósł wzrok. To był Adrian! Gdy mnie zobaczył, po prostu odszedł pospiesznym krokiem, nie mówiąc ani słowa. Wszystko się we mnie zagotowało. Jak on śmiał w ogóle tu przyjść?! Przecież Klara tyle przez niego wycierpiała! Nawet nie wiedziałam, że jest w mieście, bo przecież wyprowadził się lata temu, po ich rozstaniu.
– Nie chciałem ci tego mówić, ale słyszałem, że wrócił kilka miesięcy temu. Podobno się pozbierał – wyznał mąż, gdy mu o wszystkim powiedziałam.
– Marek! – W mojej głowie pojawiła się nagle straszna myśl. – A jeśli on ma coś wspólnego ze śmiercią Klary?
– Teraz przesadziłaś. – Spojrzał na mnie krytycznie. – Dlaczego miałby ją potrącić? Twoja siostra zginęła w wypadku, którego sprawca uciekł.
– No nie wiem. Adrian eksperymentował z narkotykami, bywał agresywny, a gdy Klara definitywnie go rzuciła, nie mógł się z tym pogodzić, dzwonił, nachodził, błagał, groził... Może teraz, kiedy wrócił po kilku latach i zobaczył, że ma rodzinę i jest szczęśliwa, nie zniósł tego i... –
Sam nie wiem – Marek powątpiewał.
– No, ale pomyśl! Stefan mówił, że Klara ostatnio była jakaś dziwna. To się wszystko składa!
Długo rozmawialiśmy o tym z mężem i ustaliliśmy, że nie wolno nam tego przemilczeć. Poszłam na policję powiedzieć o swoich przypuszczeniach. Młody funkcjonariusz wysłuchał mnie uważnie i zapewnił, że to sprawdzą. Już po kilku dniach otrzymałam informację, że Adriana zatrzymano do złożenia wyjaśnień!
– Nie mogę w to wszystko uwierzyć. Jak mogła mi nie powiedzieć? Pewnie ją dręczył, a potem... – rozpaczał Stefan.
Najgorszemu wrogowi nie życzę tego, co wtedy czułam. Tysiące razy analizowałam, czy mogłam coś zrobić, uchronić ją przed mordercą. A teraz pozostawało tylko mieć nadzieję, że ten potwór zgnije w więzieniu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego wieczoru policja przyjechała po Stefana! Akurat byłam u nich i czytałam Marcysi na dobranoc, często tak robiłam od śmierci Klary.
– Panowie żartują! – oburzyłam się.
– To jakieś nieporozumienie – powiedział Stefan, ale uciekł wzrokiem gdzieś w bok...
Ta noc była koszmarna. Zostałam z przerażoną siostrzenicą i ani na moment nie zmrużyłam oka. W tamtej chwili darzyłam Adriana szczerą nienawiścią. Co on powiedział albo zrobił, że zatrzymano Stefana? Rano miałam gotowe namiary na najlepszych adwokatów w mieście. Gdy tylko odprowadziłam małą do przedszkola, pobiegłam na komendę. Policjant prowadzący sprawę na mój widok tylko westchnął...
– Miała pani rację, pani siostra została zamordowana – powiedział z powagą. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy dodał coś, co zupełnie mnie zszokowało.
– Niestety, zrobił to mąż pani Klary.
– Co też pan za bzdury opowiada?! – podniosłam głos.
– Proszę pani, on się przyznał – dodał funkcjonariusz. – Sprawa wyglądała tak, że pani siostra wdała się w romans z dawnym partnerem, trwało to kilka miesięcy. Kiedy pan Stefan się dowiedział, pożyczył samochód od znajomego. Wiedział, że pani Klara będzie wracała po zmroku, mało uczęszczaną trasą. To było zaplanowane. Oddając samochód znajomemu, powiedział, że potrącił dzika. Obciąża go nie tylko jego zeznanie, ale też zeznania znajomego i stan samochodu. Przykro mi...
Kolejne dni były chyba jeszcze gorsze niż te tuż po śmierci Klary, choć wcześniej wydawało mi się to niemożliwe. To wszystko było absurdalne. Nie mieścił mi się w głowie ani romans siostry, ani to, że szwagier ją zabił. Pozbierałam się chyba tylko dlatego, że ktoś musiał zająć się Marcysią. Na razie nie mówię jej całej prawdy, tłumaczę, że mama jest w niebie, a tatuś wyjechał. Nie wiem, co zrobię, kiedy podrośnie i będzie zadawała więcej pytań...