"Jacek uciekał ode mnie w środku nocy. Tego, co odkryłam, nie mogłam przewidzieć...!"
Fot. 123RF

"Jacek uciekał ode mnie w środku nocy. Tego, co odkryłam, nie mogłam przewidzieć...!"

"Zakochałam się w Jacku jak nastolatka, ale jego zachowanie coraz bardziej mnie niepokoiło. Chciałam, by zostawał u mnie do rana, a on pod byle pretekstem żegnał się i znikał przed północą niczym Kopciuszek... Wcześniej zawsze sprawdzał coś w telefonie. Zaczęłam podejrzewać, że wcale nie jest wdowcem..." Ewa, 45 lat

Jacek jest jubilerem. Poznaliśmy się, gdy pewnego dnia przyszłam do jego pracowni z uszkodzonym pierścionkiem.
–  Czy to się da naprawić? – zapytałam.
– Wszystko się da naprawić – stwierdził i spojrzał na mój pierścionek zaręczynowy.
– No cóż, był noszony dość ostro, zapewne obok obrączki.
– Skąd pan wie?
– Widzę ślady. Ale to nie przez obrączkę się złamał...
– Nie. Uderzyłam nim o coś... Nagle pożałowałam, że tu przyszłam. Nie chciałam myśleć o tym, jak skończyło się moje małżeństwo.

Pierścionek pękł w czasie awantury

To było w dniu, kiedy odkryłam, że mąż kogoś ma. Gdy znalazłam w jego telefonie erotyczne esemesy, od razu wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Chciał mi wyrwać komórkę, więc gwałtownie odsunęłam rękę i uderzyłam nią o ramę drzwi. Dopiero po awanturze zobaczyłam, że pierścionek pękł. Tamtego dnia zdjęłam i pierścionek, i obrączkę. To był koniec mojego małżeństwa. Na dwa lata zostawiłam biżuterię na dnie kasetki. W końcu obrączkę postanowiłam sprzedać, ale pierścionek był symbolem czasów, kiedy czułam się bezgranicznie kochana.
– Naprawiamy? – z rozmyślań wyrwał mnie głos jubilera.
– Nie wiem, muszę się zastanowić. – odparłam. – Czy jest tu w pobliżu jakaś kawiarnia? – zapytałam.
– Znam jedno takie przytulne miejsce – powiedział. – Jeśli pani da się zaprosić na kawę, chętnie panią tam zaprowadzę.
Zgodziłam się, bo nie miałam ochoty wracać do mieszkania, gdzie nikt na mnie nie czekał.
Kawiarnia rzeczywiście była przytulna, a rozmowa z Jackiem, bo tak miał na imię jubiler, cudownie mnie odprężyła.
– Przychodziłem tu kiedyś z żoną – wyjaśnił. – Umarła dwa lata temu – dodał ze smutkiem.
– Ja też od dwóch lat jestem sama – powiedziałam.
To było nasze pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie. Dobrze się nam rozmawiało, więc zagustowaliśmy w swoim towarzystwie.

Znowu czułam się pożądana

Zaczęliśmy się widywać regularnie, a ja łapałam się na tym, że nie mogę się doczekać kolejnej randki. Kiedy mnie pierwszy raz pocałował, byłam w siódmym niebie. Odżyłam, znów poczułam się atrakcyjna, kwitłam... Któregoś razu odprowadzał mnie po kinie do domu. Tak bardzo pragnęłam, by został na noc... Spojrzał w niebo, więc i ja spojrzałam.
– Taki piękny wieczór – rzuciłam. Miałam nadzieję, że powie: „Szkoda byłoby go już kończyć”, a ja wtedy zaproszę go do siebie. Ale on tylko stwierdził rzeczowo:
– Bezchmurnie.
„Romantyk, nie ma co”, uśmiechnęłam się pod nosem i również postanowiłam być rzeczowa.
– Wejdziesz na górę? – zapytałam. Ledwie przekroczyliśmy próg mieszkania, porwał mnie w ramiona i obsypał pocałunkami. Pociągnęłam go w stronę sypialni. Był czuły i namiętny zarazem... Nie pamiętałam, kiedy ostatnio czułam się tak pożądana... Kiedy skończyliśmy, wtuliłam się w jego rozgrzane rozkoszą ciało. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie...
– Muszę iść. Już prawie północ – stwierdził i tak mnie tym zaskoczył, że bez słowa patrzyłam, jak się ubiera. „Może zdecydowaliśmy się na to zbyt szybko”, pomyślałam.
Następny dzień był ponury, niebo miało kolor ołowiu. Od rana byłam w kiepskim nastroju. Ale po południu zadzwonił Jacek i zapytał, czy mam ochotę na spotkanie. Od razu poprawił mi się humor. Tym razem Jacek został ze mną do rana. Obudziłam się szczęśliwa z głową na jego ramieniu.

Zakochałam się jak nastolatka, ale czy to było rozsądne?

Następne spotkanie u mnie przypadło na dzień obfitych opadów śniegu. Świat wyglądał przepięknie. Zapalałam właśnie świece, gdy zauważyłam, że Jacek co chwila zerka na swoją komórkę.
– Coś się dzieje? – spytałam. – Nie... Ja tylko... Sprawdzam pogodę – wyjaśnił.
„Pogodę? Co za głupia wymówka?”, pomyślałam i od razu przypomniały mi się wszystkie wykręty, którymi karmił mnie mój eks.
– Na pewno wszystko w porządku? – nie dawałam za wygraną.
– Słucham? A tak, tak... Nadal jednak nie patrzył na mnie.
–Chodź tu do mnie – powiedziałam i uśmiechnęłam się figlarnie. Podszedł i wziął mnie w ramiona, mimo to miałam wrażenie, że myślami jest daleko stąd.
– Lubię budzić się przy kimś, kogo kocham – powiedziałam, gdy skończyliśmy się kochać. Zmieszał się i oznajmił:
– Powinienem już ruszać. W moim sercu zagnieździł się niepokój.
Zakochałam się jak nastolatka, ale czy to było rozsądne?

Jacek znikał przed północą jak Kopciuszek

W ciągu następnych kilku tygodni nasze randki jeszcze parę razy potoczyły się w podobny sposób. Przyłapywałam Jacka na sprawdzaniu telefonu. Potem pod jakimś pretekstem żegnał się o wiele szybciej, niżbym chciała. Znikał jak Kopciuszek przed północą... „Kto wie, może on wcale nie jest wdowcem?!”, zastanawiałam się. „Może każdego wieczoru spotyka się z inną klientką i każdej opowiada tę samą smętną historię?”, desperowałam.
Kiedy następnym razem znów wyszedł ode mnie w środku nocy, postanowiłam go śledzić. Nie jechał w kierunku swojego mieszkania. Minęliśmy rogatki miasta. Nagle wpadłam w poślizg. Udało mi się wyprowadzić auto, ale byłam w takim szoku, że musiałam się na chwilę zatrzymać, by dojść do siebie. Jacek chyba to zauważył, bo najpierw zwolnił, a później zaczął cofać. Nie było sensu uciekać.
– Czy ty mnie śledzisz? – spytał.
– Przepraszam, ale musiałam się dowiedzieć, do kogo uciekasz ode mnie w środku nocy! – odparłam zawstydzona.
– Jedź za mną, pokażę ci.

Potrzebował mieć coś swojego...

Wyjechaliśmy jakieś trzydzieści kilometrów za miasto i zatrzymaliśmy się wśród pól. Nie było tu żadnego domu. Jacek wysiadł z auta i wyciągnął... teleskop. 
To dobra noc na oglądanie kosmosu. W mieście jest zbyt jasno, by robić dobre zdjęcia.
– Fotografujesz gwiazdy? Nie mogłeś mi o tym po prostu powiedzieć? – zdziwiłam się.
– Potrzebuję mieć coś swojego. Zakład jubilerski odziedziczyłem po tacie i dziadku. Tak naprawdę nie miałem nic do gadania. A ja zawsze chciałem być kosmonautą – uśmiechnął się.
– Teraz, fotografując gwiazdy, spełniam swoje marzenie z dzieciństwa. Ale to wymaga wyjazdów w nocy. Żona nie rozumiała mojego hobby, więc tobie też wolałem o tym nie mówić – wyznał szczerze.
– Ja po prostu chcę wiedzieć, że jestem dla ciebie jedyną kobietą – powiedziałam.
– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, że czasem pojadę w siną dal? – zapytał, uśmiechając się figlarnie.
– Nie, jeśli od czasu do czasu zabierzesz mnie z sobą.
– To ci mogę obiecać, moja ty gwiazdo! – wyszeptał i czule mnie pocałował. 

 

Czytaj więcej