"Z moją żoną tak bardzo się różniliśmy, że rozwiedliśmy się krótko po ślubie. Nie sądziłem, że tak będę się cieszył z odzyskanego spokoju. Wraz z Beatą zniknął z mojego życia bałagan i kłótnie, ale... nie zniknęła teściowa! – Już zawsze będziesz moim zięciem – oświadczyła, kiedy zjawiła się niespodziewanie w moim mieszkaniu..." Piotr, 35 lat
Mówią, że jeśli chcesz wiedzieć, jaka będzie twoja żona w przyszłości, spójrz na jej matkę. I to najlepiej jeszcze przed ślubem. Mama mojej Beatki była nieco nadgorliwa w sprzątaniu i lubiła się przechwalać umiejętnościami kucharskimi, ale czy takie cechy można uznać za wady? Ostatecznie u niej w domu zawsze pachniało czystością i świeżym ciastem, a gołąbki robiła lepsze niż moja babcia. Jeśli Beatka miałaby mieć w przyszłości tylko takie wady, to ja nie miałem zastrzeżeń.
– Zostaniesz moją żoną? – zapytałem ją po pół roku znajomości. Byłem szaleńczo zakochany i taki szczęśliwy, że przyjęła moje oświadczyny! Odbył się więc nasz ślub, Beata wprowadziła się do mnie i... zaczęły się kłopoty. Nie jestem może pedantem, ale w sumie lubię porządek, a okazało się, że moja żona to okropna bałaganiara! Jej ciuchy i kosmetyki były wszędzie. Kubki po kawie też... W wynajmowanym pokoju miewała rozgardiasz, ale winę zawsze zwalała na zbyt małą szafę. Jednak w moim mieszkaniu ten argument odpadał. Mimo to porządek panował w nim tylko wtedy, kiedy posprzątałem albo gdy wpadała do nas teściowa i „ogarniała”.
– Nie możecie żyć w takim bajzlu – załamywała ręce i już coś składała, już zmywała... Zupełnie odwrotnie niż Beata.
Ona wracała z pracy zmęczona, zasiadała z komórką na kanapie i robiła prasówkę.
– W zakładzie nie mam czasu kawy dopić, a co dopiero internet przeglądać – tłumaczyła. Była fryzjerką. Dużo pracowała, więc nie dziwiłem się, że w domu nie chce jej się palcem kiwnąć. Chętnie za to korzystała z pomocy mamy. Teściowa wpadała od razu na kilka dni i przejmowała stery. Kontrolę nad pilotem od telewizora też...
– Mój serial się zaczyna – mówiła i zasiadała przed ekranem. Uważała, że jej się to należy, bo przecież „narobiła się”...
Wkrótce w naszym życiu zrobił się taki bajzel, że już nikt nie był w stanie go ogarnąć. Tak się z Beatą różniliśmy, że nie mogliśmy być razem.
– Nie szkoda wam ślubu? – teściowa próbowała nas pojednać. – Rozwodnicy przed trzydziestką... – biadoliła.
Ale ja już miałem dość kłótni i życia z wiecznie niezadowoloną żoną, która siedziała z nosem w komórce. Rozwiodłem się. Nie sądziłem, że tak będę się cieszył z odzyskanego spokoju. Znów żyłem sobie według swoich zasad i dobrze mi z tym było. Wraz z Beatą zniknął też z domu bałagan. Ale... nie zniknęła teściowa...
– Mama?! – któregoś razu ze zdumieniem ujrzałem ją na progu. – Mama, mama – teściowa wpakowała się do mieszkania. – Już tak nas los związał, że do końca życia możesz mówić do mnie „mamo” – dodała. – Lecz wolę Ala.
– Co... co ty tu robisz..., Alu?
– Beata jest w Holandii, a ja musiałam na kilka dni przyjechać do Bydgoszczy. To pomyślałam, że od razu wałówkę ci przywiozę... Z Beatą się nie zgraliście, ale dla mnie to ty wciąż jesteś zięciem.
– Byłym... – dodałem słabym głosem.
– W świetle prawa zawsze nim będziesz – Ala była dobrze rozeznana w temacie. – I musisz poratować teściową w potrzebie. No, bierz moją walizkę i zamykaj drzwi. Zaraz mój serial się zaczyna – starym zwyczajem rozsiadła się na kanapie...
Byłem w szoku. Od żony się uwolniłem, ale została teściowa...
– I już zostanie – potwierdził kumpel, któremu się pożaliłem rano w pracy. – Zgodnie z prawem to jest twoja powinowata, twoja bliska osoba i rozwód tutaj nic nie zmienia – Emil kiedyś pracował w USC, więc się znał na sprawie. – A jak umrze, możesz wziąć urlop na jej pogrzeb – dodał kolega.
Nie wiem, czy chciał mnie w ten sposób pocieszyć, że kiedyś w naturalny sposób się uwolnię od tej wątpliwie bliskiej osoby, ale w tamtej chwili marne to było pocieszenie.
W domu, słowa mojego kolegi nabrały konkretnego znaczenia. Bo Ala w szczerej rozmowie wyznała mi, że choruje, a do miasta przyjechała na konsultacje do jakiegoś profesora. I jedyną osobą, którą tu zna, jestem ja.
– Chciałabym jeszcze pożyć, wnuków doczekać... – gdy to mówiła, wzruszenie ścisnęło mi gardło. Poczułem się winny, że nie wyszło mi z Beatą i nie spłodziliśmy dla Ali wnuków...
Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Ala nadal u mnie bywa, gdy przyjeżdża na leczenie. Wspieram ją. I wciągnąłem się w ten serial. Śmiem twierdzić, że ma ze mną lepszy kontakt niż z Beatą. I wiecie co? Jakoś nie śpieszno mi do dnia, kiedy będę mógł wziąć urlop okolicznościowy w związku z pogrzebem byłej teściowej. Bo teraz jest to dla mnie naprawdę bliska osoba... Dlatego niech okupuje moją kanapę i rządzi moim pilotem jak najdłużej.