"Wiedziałam, co wyprawia moja siostra, gdy Daniel wyjeżdżał. Teraz mi mówi o wyrzutach sumienia. Teraz, gdy już jest za późno! Tłumaczy mi, że starała się być dla męża miła, ale czuła do niego tylko żal pomieszany z odrazą. Bo w porównaniu z Mariuszem wydawał jej się nikim. Musiała być chora, żeby tak sądzić, ale teraz ma za swoje...!" Alina, 40 lat
Wczoraj minął czwarty miesiąc, odkąd moją młodszą siostrę opuścił mąż. Zawsze uważała się za wybitną indywidualność, osobę z charakterem, kobietę sukcesu, aż w końcu za tę pychę została ukarana. Teraz przypomina małe, bezradne dziecko, któremu rodzice sprawili tęgie lanie. Być może, gdyby przed laty nasza mama i ojciec nie rozpuszczali tak swojej najmłodszej córki, do końca życia byłaby szczęśliwa. Darek nie porzuciłby jej, znajomi nie odwrócili się plecami, a sumienie nie męczyłoby tak bardzo... Wciąż powtarza, że czuje się okropnie. A ja uważam, że słusznie, bo sama jest sobie winna.
Dziwię się, że Darek wytrzymał z nią tyle lat. Odkąd pamiętam, zawsze chciała być najważniejszą, najpiękniejszą, najwspanialszą, najmądrzejszą, i tak bez końca, tylko naj... i naj... Wszystkimi musiała zawładnąć, o wszystkim decydować. Czy to w domu, czy wśród szkolnych koleżanek, czy później w pracy – pragnęła przyćmić wszystkich swoim blaskiem. W razie jakiegoś sprzeciwu ze strony rówieśników już jako kilkuletnia dziewczynka bez skrupułów używała siły, a gdy miała do czynienia z osobą dorosłą, terroryzowała ją płaczem. A co wyprawiała z chłopakami! Ładna i wdzięczna, nie narzekała na brak adoratorów, ale jej ambicją było rozkochać w sobie każdego napotkanego mężczyznę. Gdy już miała pewność, że na listę złamanych serc można wpisać kolejne imię, przestawała interesować się swoją ofiarą. Podobno dopiero dzisiaj widzi, jak bardzo nimi pomiatała. Podczas naszej ostatniej rozmowy telefonicznej przyznała się, że dręczą ją teraz wyrzuty sumienia. Za późno jednak, za późno... Z opowiadań znajomych wiem, że gdy wyjechała do Wrocławia uczyć się w liceum pielęgniarskim, to większość czasu spędzała na imprezach. Z klasy do klasy przechodziła jedynie cudem, a każdy koniec roku szkolnego oblewała przynajmniej przez tydzień.
Po pięciu latach wróciła do rodzinnego miasteczka, gdzie, ku rozpaczy rodziców, nie przestała szaleć. Potem przyszło załamanie. Zosia spotkała chłopca, który nie padł przed nią na kolana. Nie minął miesiąc, a zakochała się w nim bez pamięci. Odtrącona, po raz pierwszy poczuła pustkę w sercu. Niespełnioną miłość próbowała zagłuszyć najpierw ciężką pracą, później sięgnęła po alkohol, aż wreszcie wyjechała do Jeleniej Góry. Potrzebowała kilkunastu miesięcy, żeby dojść do siebie. Powiedziała, że w nowym miejscu zapragnęła wreszcie związać się z kimś na dobre i na złe. Mieć spokojny dom, męża, urodzić dzieci, wieść szczęśliwe życie w kręgu rodziny... Los chciał, że niedługo potem poznała Darka. Ten wysoki ciemny blondyn o ciepłych, brązowych oczach ujął ją swoją łagodnością, choć po pierwszym spotkaniu oceniła, że musi być nieprzeciętnym nudziarzem. Dlaczego więc się w nim zakochała? Łatwo się domyślić – przystojny, sympatyczny chłopiec na początku traktował moją siostrę jak powietrze. Owszem, był wobec niej miły, kłaniał się grzecznie, kiedy mijali się na ulicy, ale to wszystko. Nie było żadnej miłości od pierwszego wejrzenia, żadnych westchnień. Zosia oczywiście poczuła się dotknięta i tak długo stroiła do niego słodkie minki, aż w końcu Darek dostrzegł w niej kobietę i pokochał szaloną miłością. Świata poza nią nie widział. Pobrali się po pół roku znajomości, a trzy miesiące po ślubie przeprowadzili do naszego rodzinnego miasteczka.
Wydawali się szczęśliwą parą. Młodzi, zdrowi, zakochani, nie mieli większych kłopotów. Obydwoje pracowali, żyli dostatnio. Potem na świat przyszły udane dzieci – Łukasz, rok po nim Natalia, a potem jeszcze Marek. Moja siostra oczywiście przestała pracować. Choć utrzymanie spadło całkowicie na barki Darka, nigdy nie narzekał. Od poniedziałku do piątku pracował po dwanaście godzin dziennie, a w soboty i niedziele zastępował Zosię przy garnkach i praniu. Ona chodziła w tym czasie do fryzjera, kosmetyczki, zapisała się na jazdę konną... Pamiętam, jak niektórzy śmiali się z mojego szwagra, nazywając go pantoflarzem, ale Darek puszczał te drwiny mimo uszu. Czasami mówił mi, że dla mężczyzny najważniejsze powinno być dobro żony, później dzieci, a na szarym końcu jego samego. Kochał i szanował Zosię, była dla niego najważniejsza na świecie.
Kiedyś omal nie zginął w wypadku. Był środek lutego i Darek wyjechał na stację po Łukasza, który tego dnia miał wrócić z ferii. Spieszył się bardzo. Zosia kazała mu szybko wracać, bo wieczorem mieli pójść na imieniny do naszej mamy. Oczywiście przesadził z prędkością, wpadł w poślizg i uderzył w drzewo. Z wypadku wyszedł na szczęście tylko z paroma zadrapaniami i złamaną ręką. Czekając na założenie gipsu, zadzwonił ze szpitala, żeby przeprosić Zosię za spóźnienie. A ona obraziła się na niego, bo zepsuł jej wieczór. Nie mogła pójść na przyjęcie...
Pięć lat temu Darek zrezygnował z państwowej posady i założył własną firmę. Wówczas w ich domu zaczął bywać Mariusz, od którego pożyczyli pieniądze na rozkręcenie interesu. Po paru tygodniach zauważyłam, że Zosia bardziej niż dotąd zaczęła dbać o siebie. Nakupiła mnóstwo nowych ciuchów, podcięła i zafarbowała na czarno włosy. Kiedy spytałam, co się stało, odpowiedziała, że postanowiła walczyć z upływem czasu, bo ostatnio zauważyła na głowie pierwszy siwy włos. Uwierzyłam, ale nie na długo. Bywało tak, że Darek wyjeżdżał na parę dni do Niemiec, a jego kolega podczas jego nieobecności przesiadywał u Zosi. Niby wpadał tam w interesach, ale ja wiedziałam, co się święci. Jako starsza siostra zwracałam Zosi uwagę, że nie powinna krzywdzić Darka, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę.
Teraz Zośka mówi o wyrzutach sumienia. Teraz, gdy już jest za późno! Tłumaczy, że starała się być miła dla męża, ale czuła do niego tylko żal pomieszany z odrazą. Bo w porównaniu z Mariuszem wydawał jej się nikim. Musiała być chora, żeby tak sądzić! Zresztą to już jej sprawa.
Gdy dzieci trochę podrosły, Zosia i Mariusz przestali kryć, że są kochankami. Marek był już gimnazjalistą, Natalia zaczęła naukę w liceum ekonomicznym i kiedy tylko mogła, znikała z domu. Łukasz za to postanowił zostać artystą i uczył się w szkole muzycznej. Wszystkie były samodzielne i nie absorbowały specjalnie matczynej uwagi. Romans z Mariuszem kwitł w najlepsze, ale nagle moja siostra poczuła wyrzuty sumienia. Wczoraj Zosia płakała przez telefon, że dopiero teraz przyszło jej na myśl, że zachowywała się niegodziwie. Ale zbyt późno zdecydowała się zerwać z kochankiem. Darek od dawna wiedział o romansie Zośki. Pewnej niedzieli oświadczył, że odchodzi do innej kobiety. Podobno Zosia w pierwszej chwili nie uwierzyła mu. Nie potrafiła wyobrazić sobie, że jej mąż mógł kogoś poznać. Zawsze twierdził, że najważniejsza jest żona. Ale żona wierna i dobra. Siostra podejrzewa, że od lat kochał tę kobietę, lecz ze względu na dzieci nie chciał się rozwieść. Nie dziwię się Darkowi. Zawsze ustawiał się na końcu kolejki po szczęście. A Zosia? Nigdy nie potrafiła przegrywać, dlatego długo potrwa, nim wyjdzie z szoku. Zmarnowała swoje życie... Została sama. Lata młodości przetrwoniła na flirty, a później zdradziła najlepszego na świecie człowieka. Nie wiem, jak zareaguje, gdy dowie się, że kobietą, którą Darek kocha od dawna, jestem właśnie ja...