"Tomek był lekarzem. Poznałam go w szpitalu. – Kasieńko, nawet nie wiesz, co ty ze mną robisz! Nie mogę spać, jeść i pracować. Myślę o tobie 24 godziny na dobę – powtarzał jak nakręcony. A miesiąc później oznajmił: Powiem o nas Barbarze. Nie będę dalej tkwił w związku, który nie ma przyszłości. Kocham cię i chcę, abyśmy byli razem. Wierzyłam mu, dlatego zaskoczył mnie list, jaki znalazłam pewnego dnia w skrzynce..." Katarzyna, 28 lat
Kiedy leżałam w szpitalu po wycięciu wyrostka robaczkowego, nie mogłam narzekać na brak opieki. Byłam „oczkiem w głowie” jednego z lekarzy. Zawsze, gdy miał dyżur, odwiedzał mnie, pytał o samopoczucie, sprawdzał wyniki badań, choć nie musiał. Kiedy po tygodniu wychodziłam ze szpitala, trochę żałowałam, że opuszczam oddział. Co tu dużo mówić – mnie także spodobał się przystojny pan doktor. Nie miał obrączki na palcu, więc skrycie wierzyłam, że jest wolny... Tak, jak i ja.
Pół roku wcześniej zerwałam z narzeczonym. Miałam dość jego kłamstw.
– Nie skończyłam jeszcze trzydziestu lat. Nie muszę za wszelką cenę być z kimś, kto nie jest wart mojej miłości – tłumaczyłam mojej przyjaciółce Beacie. Poznała Tomasza podczas odwiedzin w szpitalu.
– Fajny facet – skomentowała. – Tylko upewnij się, czy ktoś w domu na niego nie czeka – szybko ostudziła mój zapał. Niestety, czekał... Dowiedziałam się o tym przy kawie, na którą Tomasz zaprosił mnie po tym, jak wyszłam ze szpitala. Byłam zaskoczona.
– Nie rozumiem, dlaczego próbowałeś mnie poderwać, skoro masz żonę. I skąd teraz pomysł z zaproszeniem na kawę?! – wrzasnęłam wściekła.
– Kasiu, to nie tak... Z Barbarą w zasadzie żyjemy obok siebie. Pobraliśmy się z powodu „wpadki”. Oboje mieliśmy po 18 lat. Szczenięce zauroczenie nie przetrwało próby czasu – tłumaczył. – Barbara już mnie nie kocha, jest ze mną tylko ze względu na dziecko. A teraz, kiedy cię poznałem... Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Wiesz co, powiem wprost – zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia – wyrzucił z siebie.
Tomek zaprosił mnie na weekend za miasto. Było cudownie. Od dawna nikt tak się o mnie nie troszczył.
– Kasieńko, nawet nie wiesz, co ty ze mną robisz! Nie mogę spać, jeść i pracować. Myślę o tobie 24 godziny na dobę – powtarzał jak nakręcony. A miesiąc później oznajmił:
– Powiem o nas Barbarze. Nie będę dalej tkwił w związku, który nie ma przyszłości. Kocham cię i chcę, abyśmy byli razem.
Przepełniało mnie szczęście. Beata jednak radziła, bym zachowała ostrożność.
– Kiedyś spotykałam się z żonatym facetem. Pamiętasz, jak to się skończyło? Jak długo po nim płakałam? Gdyby nie ty, chyba bym oszalała. Też drań obiecywał, że się rozwiedzie. Przysięgał, że żona go nie rozumie, śpią w oddzielnych łóżkach. Aż pewnego dnia zobaczyłam w centrum handlowym, jak wygląda ta ich „separacja”. Trzymali się za ręce, całowali. A kiedy „mój” ukochany mnie zobaczył, powiedział „dzień dobry” i minął jak zwykłą znajomą.
Co też Beata opowiadała?! Jak mogła porównywać Tomasza do „swojego” Michała? Nie mieli ze sobą nic wspólnego. Tomek naprawdę mnie kochał. Czułam to!
Dlatego zaskoczył mnie list, jaki znalazłam pewnego dnia w skrzynce. Nie miał znaczka pocztowego, ani nadawcy. Widać ktoś sam go wrzucił. Tylko po co? Szybko zrozumiałam, o co chodziło „Życzliwemu” – tak bowiem się podpisał. „Przepraszam, że piszę do pani, ale nie mogę dłużej milczeć. Wiem, że jest pani nie tylko atrakcyjną, ale i wrażliwą kobietą. Kimś, kogo miłości Tomasz nie jest wart. Dobrze go znam, podobnie jak i jego żonę Barbarę oraz synka. To nie jest pierwszy romans Tomasza. Nie robi z tego żadnej tajemnicy. Nieraz w szpitalu przechwala się swoimi podbojami. Wiem, że to wstrętne, ale założył się, że panią poderwie. Życzliwy”, przeczytałam.
Więc... Tomasz mnie oszukał?! Świetnie bawił się moim kosztem?! Nie, to było niemożliwe. A co, jeśli „Życzliwy” kłamał? Albo list napisała żona Tomasza, która odkryła nasz romans i ze zwykłej kobiecej zawiści chciała zniszczyć naszą miłość?
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do Tomasza. Poprosiłam, aby wieczorem do mnie przyjechał. Wymigał się dyżurem. Sprawdziłam – dyżuru nie miał. Złapałam go na pierwszym kłamstwie! Kiedy do mnie przyszedł, udawałam niezwykle czułą, zakochaną kobietę.
– Tak bardzo się za tobą stęskniłam, kochanie. Kiedy powiesz o nas żonie? Chcę, żebyś każdego dnia wracał do mnie z pracy. A ja będę czekać z obiadem. Wyraźnie się zdenerwował. Wstał, udał, że nad czymś myśli.
– Kasieńko, pojawił się pewien problem. Barbara była niedawno u lekarza. Zlecił jej badania, bo podejrzewa... nowotwór. Ona jest kompletnie załamana. Zrozum kochanie, nie mogę w tej chwili jej zostawić. Byłbym potworem, gdybym teraz odszedł. Troszkę rzadziej będziemy się spotykać. Przysięgam – wszystko ci wynagrodzę – kłamał. Postanowiłam „grać” tak samo, jak i on.
– Boże, tak mi przykro... Oczywiście, że poczekam. Żona cię teraz potrzebuje – przytuliłam się do niego. Kiedy wyszedł, z wściekłości rzuciłam szklanką o ścianę.
Natychmiast zadzwoniłam do Beaty.
– A to padalec! Całe szczęście, że „Życzliwy” ostrzegł cię przed tym oszustem. Nie możesz tak tego zostawić. Musimy tę świnię jakoś ukarać – Beata była oburzona. Przez znajomego policjanta ustaliłyśmy adres Tomasza. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę. Żona Tomasza nie była zbyt zaskoczona, kiedy ją odwiedziłam. Zaprosiła mnie do środka, zrobiła kawę.
– Wiem, że mąż mnie zdradzał. Kilka miesięcy temu zagroziłam mu, że dostaje ostatnią szansę. Mam dość jego kłamstw – powiedziała smutnym głosem. – Myślałam, że się przejął, zrozumiał. Ależ byłam naiwna! Tym razem jednak to koniec! Jak mógł wymyślić coś takiego?! Jestem zdrowa, nikt u mnie nigdy nie podejrzewał raka...
Kiedy rozmawiałam z Barbarą, do domu wrócił Tomasz. Aż zbladł, kiedy mnie zobaczył. Nie zdążył jeszcze nic powiedzieć, kiedy pożegnałam się z jego żoną i wyszłam. Nawet na niego nie spojrzałam.
– Po raz pierwszy kobieta utarła nosa Tomaszowi. Barbara wniosła pozew o rozwód. Szkoda, że tak późno – powiedział.
– Przepraszam, czy rozmawiam z „Życzliwym”? – zapytałam.
– Celny strzał. Trochę mi głupio za ten list wrzucony do pani skrzynki. Adres z trudem wyprosiłem u jednej z pielęgniarek.
– Ależ co pan mówi?! Jestem pana dłużniczką. Gdyby nie to ostrzeżenie, tkwiłabym w chorym związku. Jak mogę się zrewanżować?
W słuchawce zaległa na chwilę cisza.
– Proszę dać się zaprosić na kawę. I proszę się nie obawiać, nie jestem żonaty... Zgodziłam się. A kiedy zobaczyłam „Życzliwego” przed kawiarnią, uśmiechnęłam się pod nosem. To był chirurg, który wycinał mój wyrostek. Ciekawie zaczynała się nasza znajomość...