"Był moim sponsorem, a ja byłam od niego zależna. Wkrótce role się odwróciły"
Byłam jego utrzymanką, nie dziewczyną.
Fot. 123RF

"Był moim sponsorem, a ja byłam od niego zależna. Wkrótce role się odwróciły"

"Wymiana: seks za utrzymanie, seks za fajniejsze życie, seks za poczucie bezpieczeństwa – to naprawdę nie taka znowu rzadkość. W naszym układzie wszystko było jasne: on mi płacił, ja spotykałam się z nim dziesięć razy w miesiącu... Niestety, jakiś czas później nasza umowa przestała obowiązywać..." Ewa, 26 lat

Tata zostawił nas, kiedy miałam sześć lat. Czasami chciałabym go w ogóle nie pamiętać, ale pewnie mama i tak by mi na to nie pozwoliła. Właściwie przez całe moje dzieciństwo i młodość wykorzystywała odejście ojca, żeby mną manipulować i mnie karać. Były przytyki do mojej wagi, wyboru szkoły, braku chłopaka i przyjaciółek. Mama krytykowała wszystko, cokolwiek robiłam, i nie przepuściła okazji, by wypomnieć mi, że jej małżeństwo zaczęło się psuć właśnie wtedy, kiedy mnie urodziła.

Byłam brzydkim kaczątkiem. Do czasu...

Gdy miałam szesnaście lat, uważałam, że wszystko jest moją winą: nadwaga, z którą się borykałam, słaba pamięć i koncentracja, przez którą ledwie skończyłam gimnazjum, oraz to, że koledzy z klasy mnie dręczyli, a nauczyciele poniżali. W liceum postanowiłam zmienić swoje życie. Zaczęłam się odchudzać, kupowałam suplementy poprawiające pamięć. Potem koleżanka zaczęła mi sprzedawać jakieś leki na receptę, po których nie musiałam spać przez dwadzieścia godzin. Maturę zdałam, do tego schudłam dwadzieścia osiem kilo, chociaż został mi całkiem spory biust. Nagle okazało się, że chłopcy przestali mnie prześladować, a zaczęli podrywać. Dotarło do mnie, że jestem ładna i że mogę moją urodę jeszcze podkreślić.
Później odkryłam też, że mężczyźni przy mnie głupieli i robiłam z nimi, co chciałam.
– Jak będę mieć faceta, to prędzej go zabiję, niż pozwolę mu odejść – powiedziałam raz do przyjaciółki, których teraz już miałam kilka. Ta miała na imię Olga i spotykała się z facetem o jedenaście lat starszym. Robert miał samochód i mieszkanie, kupował jej drogie prezenty.
– A po co ci facet? – roześmiała się wtedy. – Dziewczyno, jesteś niezłą laską! Zapomnij o związkach, ciągnij z facetów, ile się da, póki możesz! Potem przyznała się, że ten jej starszy gość był jednym z trzech, których wodziła za nos. Zdziwiłam się, bo na mój gust nie była szczególnie ładna, a już na pewno nie zgrabniejsza ode mnie. A jednak mężczyźni ją adorowali i spełniali jej zachcianki.

Miałam ambitne plany, kiedy poznałam Sławka

Kiedy Olga zaproponowała, żebym pojechała z nią na imprezę firmową, na którą zaprosił ją jej chłopak, czy też jeden z chłopaków, zgodziłam się z ciekawości. To tam poznałam Sławka. Miał trzydzieści osiem lat. Ja właśnie czekałam na wyniki egzaminów na studia pielęgniarskie. Tak, wiedziałam, że to ambitny plan, zważywszy na moje problemy z koncentracją, ale chciałam mieć fach w ręku. Opowiedziałam o tym Sławkowi nad talerzykiem z sushi, które jadłam pierwszy raz w życiu. Olga tańczyła ze swoim partnerem na drugim końcu sali bankietowej. Mnie wino szumiało w głowie, a Sławek wydawał się bardzo zainteresowany tym, co mówiłam o planach przeniesienia się do miasta i studiowania tutaj.
– Masz chłopaka? – zapytał w którymś momencie. Widziałam, jak na mnie patrzył. Wiedziałam też, że był kolegą tego znajomego Olgi, który właśnie całował ją na pluszowej sofie w głębi holu. Kiedy zaproponował, żebyśmy się przewietrzyli, czułam, że oczekuje czegoś więcej niż tylko spaceru po hotelowym ogrodzie. Miałam rację. Kiedy odeszliśmy kawałek dalej od oświetlonej alejki, objął mnie w pasie. Po chwili poczułam na szyi jego oddech. Odsunęłam się odruchowo. Prawda była taka, że nie podobał mi się jakoś szczególnie. Był prawie dwadzieścia lat starszy, a więc dla dziewiętnastolatki niemalże zmurszały i stojący nad grobem. Nie podobał mi się jego wyraźnie zarysowany pod koszulą brzuszek ani cofające się czoło i rzadka broda. Facet Olgi był dużo przystojniejszy, do tego widać było, że bywa na siłowni. Uważałam, że skoro już mam mieć starszego faceta, żeby naciągać go na prezenty i kasę, to mogłabym naprawdę lepiej trafić.
– Przepraszam – kiedy zrobiłam unik, Sławek momentalnie mnie puścił.
– Chcesz już wracać? Przytaknęłam. Kiedy weszliśmy do środka, potowarzyszył mi jeszcze kilka minut, po czym się zmył pod jakimś pretekstem. Przyszła za to Olga.
– No i co? – zapytała z niecierpliwością. – Umówił się z tobą? Gdy powiedziałam, że go spławiłam, zrobiła zawiedzioną minę.
– Bez sensu – skomentowała. – To kolega Roberta. Wie, jak to działa. Szuka dziewczyny na stałe. Rozumiesz, na wyłączność. Robert mówi, że bez problemu może wynająć mieszkanie i płacić miesięcznie stałą kwotę. Czemu, do cholery, go spławiłaś? Przecież nie masz chłopaka, to co ci zależy? W każdej chwili mogłabyś się wycofać.
Najpierw się oburzyłam, ale potem zaczęłam myśleć. Matka już zapowiedziała, że nie da mi grosza, jeśli się wyprowadzę. Moje studia uważała za fanaberię i z satysfakcją przypominała mi, że dwa razy ledwie zdałam do następnej klasy.
– Myślisz, że skończysz studia? Chyba żartujesz! – prychała. – Nawet pół roku się nie utrzymasz! Twój ojciec był dokładnie taki sam, wydawało mu się, że jest we wszystkim najlepszy. A potem... Nie słuchałam jej. Od trzynastu lat miała obsesję na punkcie byłego męża. Między innymi dlatego musiałam od niej uciec. Na pielęgniarstwo jakimś fuksem się dostałam. Tyle że niestety łatwiej jest się dostać na studia, niż potem się utrzymać. Dotarło to do mnie, kiedy sprawdziłam ceny mieszkań studenckich. Żeby zapłacić za miejsce w dwuosobowym pokoju, musiałabym pracować przynajmniej na pół etatu. A z moimi trudnościami w nauce nie było sposobu, by pogodzić pracę zarobkową z przygotowaniem się do egzaminów...

Prosty układ

Kiedy Olga dała mi numer Sławka, długo nie mogłam się zebrać, żeby zadzwonić. Ale przełknęłam dumę i zaproponowałam spotkanie. Tym razem nie próbował mnie nawet dotykać. Usiadł naprzeciwko mnie w restauracji, spokojnie zjadł zupę, a przed drugim daniem powiedział:
– Mam do zaproponowania prosty układ, pewnie już wiesz od Olgi. Mieszkanie i pensja w zamian za dziesięć spotkań w miesiącu. Ja decyduję kiedy, ale zawsze uprzedzam minimum dwa dni wcześniej. Plus jeden urlop w ciągu roku, dwa tygodnie za granicą. Przełknęłam ślinę, ale zachowałam kamienną twarz. Wiedziałam już, że przyjmę tę ofertę. Od Olgi usłyszałam, że wystarczy sprawiać, by facet zawsze był zadowolony, a układ będzie dział bez zarzutu. Mieszkanie, które Sławek dla mnie wynajął, było niewielką kawalerką, ale w pełni umeblowaną, z telewizorem i całym sprzętem AGD. Oczywiście największym meblem było łóżko z satynową pościelą i schowanym pod nim pudełkiem z gadżetami erotycznymi. Mój „chłopak” miał swoje upodobania i fantazje – omówiliśmy je jeszcze na etapie negocjowania umowy.
To było łatwiejsze, niż sądziłam. Nie miałam przecież napisane na czole, że posiadam sponsora. Normalnie studiowałam, chodziłam na basen, robiłam zakupy. Co dwa, trzy dni spotykałam się ze Sławkiem, który oczekiwał seksu, ale też tego, że posłucham opowieści o jego pracy, zatańczę dla niego albo podam mu grzanki na śniadanie. Zabrał mnie na Gran Canarię – dwa tygodnie w czterogwiazdkowym hotelu. Plaża, drinki, codziennie dyskoteki i seks w pokoju hotelowym. Inni wczasowicze uważali nas za parę. Podobnie zresztą jak moi sąsiedzi i koleżanki ze studiów. Sama go przedstawiałam, kiedy podwoził mnie swoim mercedesem pod uczelnię i akurat spotykałam kogoś z roku. Mamie też powiedziałam, że kogoś mam, ale nie wdawałam się w szczegóły. I tak nie obchodziło ją nic poza tym, że jestem wyrodną córką, bo ją porzuciłam. „Zupełnie jak ojciec!”, powtarzała w kółko. Tak naprawdę nie widziałam nic złego w swoim postępowaniu. Uważałam, że mnóstwo kobiet i dziewczyn robi dokładnie to, co ja, tylko nie mają tak klarownej umowy. Wymiana: seks za utrzymanie, seks za fajniejsze życie, seks za poczucie bezpieczeństwa – to naprawdę nie taka znowu rzadkość.

Miał nadzieję, że go pokocham?

Poza Sławkiem nie miałam nikogo innego. Prawdę powiedziawszy, nie wyobrażałam sobie, żebym miała jeszcze jednego faceta do dogadzania mu. Poza tym, nie miałam ich gdzie poznawać, bo na studiach były same dziewczyny, a czas wolny spędzałam wyłącznie ze Sławkiem albo zakuwałam do egzaminów. Zakuwałam jak cholera, ale... i tak szło mi słabo.
– Jesteś jakaś nieobecna. Co się dzieje? – zapytał któregoś razu Sławek, kiedy odwiedził mnie w mojej kawalerce. Kieliszek wina, który akurat trzymałam w ręku, niebezpiecznie zadrżał.
– Nie zdałam poprawkowego – wymamrotałam. Zgodnie z instruktażem Olgi, nie zamierzałam zanudzać Sławka swoimi problemami. Byłam od rozweselania go, a nie od opowiadania mu o swoich problemach. Ale on chciał słuchać. Tego wieczoru nawet nie poszliśmy do łóżka, tylko rozmawialiśmy o mnie, moich studiach i o tym, co zrobię dalej. Jakiś czas później dostałam informację z uczelni, że mogę przenieść się na płatne studia albo do widzenia. Miejsce na tych państwowych było zbyt cenne, by zajmował je ktoś, kto nie potrafił zdać egzaminu.
– Ile kosztują prywatne studia? – zapytał Sławek, a ja wymieniłam sumę. Powiedział, że za nie zapłaci.
– Co mam za to zrobić? – spytałam, patrząc na niego uważnie.
– Stać mnie na to, żeby zapłacić – powiedział po prostu. – Potraktuj to jako podwyżkę albo premię. I serio, nic więcej nie musisz robić, nasza umowa nadal obowiązuje. To chyba wtedy zaczęłam sobie zdawać sprawę, że Sławek coś do mnie czuje. Zmienił się na przestrzeni tego roku: był bardziej czuły, uważny na moje potrzeby, nie naciskał na seks i czasami robił dla mnie rzeczy, których wcale nie musiał robić. Wstyd powiedzieć, ale... gardziłam nim za to. To było takie banalne: zakochać się w pannie, której się płaci za seks. I może jeszcze oczekiwał wzajemności?
Miał nadzieję, że pokocham swojego pana dobrodzieja i będziemy prawdziwą parą, która nie uprawia z góry opłaconego seksu, tylko czule się kocha? Wtedy zaczął mnie też zapraszać do swojego studwudziestometrowego apartamentu urządzonego niczym dom celebryty. Irytowało mnie to. A już szczególnie drażnił mnie fakt, że chciał, bym czuła się tam jak u siebie. Nie byłam u siebie, nawet jeśli specjalnie dla mnie kupił ekspres, bo sam nie pił kawy. Byłam jego utrzymanką, a nie dziewczyną, i denerwowało mnie, że stara się, by to wyglądało inaczej.
Któregoś dnia miał przyjść na noc, ale się nie pojawił. Nie odbierał telefonu. Zostawiłam mu wiadomość, że byłam gotowa na spotkanie i powinien je odwołać. Bywałam już dla niego niemiła, czasami miałam pretensje albo żądania, bo wiedziałam, że zrobi dla mnie wszystko. To on mi płacił, ale coraz bardziej czułam, że to ja mam władzę w tym „związku”.

Nieoczekiwana zmiana obowiązków

Zadzwonił do mnie dopiero cztery dni później. Miał wypadek, leżał w szpitalu. Znałam ten szpital, odbywałam tam kilka miesięcy wcześniej praktyki. Teraz kończyłam już studia i praktykowałam gdzie indziej. Zanim doszłam do jego sali, spotkałam koleżankę z praktyk. Wypytałam ją o Sławka.
– Ma przerąbane – powiedziała krótko i brutalnie.
– Paraliż od pasa w dół. Może kiedyś będzie mógł chodzić o kulach, ale nieprędko.
Gdy do niego weszłam, myślałam tylko o tym, czy udało mi się zaoszczędzić na tyle, żeby utrzymać się samej przez te trzy miesiące do końcowych egzaminów. Skoro Sławek nie mógł uprawiać seksu, to nasza umowa chyba automatycznie przestała obowiązywać. Na mój widok uśmiechnął się blado. Kiedy podeszłam, poprosił, żebym potrzymała go za rękę. Był przerażony i nieszczęśliwy. A ja zastanawiałam się, do kiedy będę musiała wynieść się z kawalerki i gdzie na szybko znaleźć jakiś pokój. Ale faktem było, że miałam zapłacone z góry do końca miesiąca, więc gładko weszłam w rolę. Już nie kochanki, a kochającej dziewczyny, za którą najwyraźniej brał mnie personel szpitala.
Przez jedenaście dni, które zostały do końca miesiąca, miałam nieco inny zakres obowiązków. Nie było mowy o seksie, ale i tak musiałam odrobić swoje ustalone spotkania. Tyle że teraz moja praca polegała na towarzyszeniu Sławkowi w szpitalu, odwiezieniu go do domu, odebraniu od kuriera całego sprzętu ułatwiającego życie osobie z niepełnosprawnością i wszystkich innych rzeczach, które powinien robić ktoś bliski.
– Byłem jedynakiem, moja mama nie żyje, a ojciec jest gdzieś tam, miejmy nadzieję, że w piekle – rzucił kiedyś, stąd wiedziałam, że nie miał nikogo.
– Chcę cię zatrudnić – powiedział przedostatniego dnia miesiąca. – Jako pielęgniarkę. Na stałe.
Nie podobała mi się ta perspektywa. Właśnie stałam u progu nowego życia. Miałam pożądany zawód, nie musiałam już być niczyją utrzymanką. Było mi żal Sławka i czułam wdzięczność, że opłacił mi studia, ale chciałam się od niego uwolnić.
– Możesz zatrudnić inną pielęgniarkę – powiedziałam, nie siląc się już nawet na empatię. Odliczałam już godziny do pożegnania z nim. – Mam koleżanki ze studiów, popytam.
– Nie chcę innej – powiedział ze złością. – Nie chcę, rozumiesz? Trzeba mnie myć, robić inne, brudne rzeczy... – Na jego twarz wypłynął rumieniec. – Ty widziałaś mnie nago milion razy, nie będę się ciebie krępował... Podał mi wysokość mojej pensji, zapewnił, że może mnie zatrudnić na umowę o pracę. To były świetne warunki, nigdzie bym takich nie dostała. Pomyślałam, że może pociągnę tak jeszcze z rok, a potem odejdę. Jednak postawiłam twarde warunki.
– Dobra, ale od teraz będę twoją pielęgniarką. Żadnego podtekstu erotycznego, rozumiemy się? Robię swoje, a ty mi płacisz i nie wtrącasz się w moje życie. To było ważne. Sławek wiele razy podkreślał, ile dla niego znaczy wyłączność. Nie chciał się mną z nikim dzielić. Oczywiście nie marzyłam o chłopaku, bo, jak wspomniałam, do mężczyzn czułam raczej niechęć, ale zamierzałam odzyskać wolność wyboru.
– Tak, wiem – powiedział cicho i zgodnie. – Podaj mi laptopa, moja księgowa sporządzi umowę i wszystko wyliczy.

Zostanę z nim

Sławek nie zamierzał rezygnować z pracy. Był brokerem i to niezłym. Obracał pieniędzmi klientów i nie potrzebował do tego sprawnych nóg. Szybko urządził sobie biuro w domu, całkowicie dostosowane do jego potrzeb. W taki sam sposób przygotował resztę domu. Ale ja byłam mu niezbędna. Nauczył się sam załatwiać potrzeby fizjologiczne, jednak potrzebował mnie do kąpieli i innych czynności. Towarzyszyłam mu też podczas rehabilitacji domowej, masowałam bezwładne kończyny. Raz zachorował na zapalenie płuc, wtedy siedziałam przy nim niemal bez przerwy. W ogóle bardzo spadła mu odporność, łapał każdą infekcję. Odruchowo nakrywałam go kocem, zakładałam mu ciepłe skarpety, sprawdzałam w nocy, czy temperatura w sypialni jest optymalna. Ale to nie oznaczało, że byłam miła.
Między nami wszystko się zmieniło. Żadnego dotyku poza tym „pielęgniarskim”, żadnych żartów o seksie ani podtekstów podczas rozmowy. Wiedziałam, że Sławek cierpi z powodu mojej obojętności, ale miałam to gdzieś. Nie byłam mu nic winna. Wykonywałam swoją pracę. Zawsze, od kiedy się poznaliśmy.
Czasami traciłam cierpliwość i byłam uszczypliwa. Reagowałam rozdrażnieniem, kiedy o coś prosił, chociaż zawsze to robiłam. Wypełniałam swoje obowiązki, tyle że bez uśmiechu na twarzy. Któregoś razu znowu coś złapał. Ostry ból brzucha, biegunka, wymioty. Myślałam, że to rotawirus, byłam wściekła i rozgoryczona, bo przez to wszystko miałam mnóstwo sprzątania. Okazało się jednak, że to ostre zapalenie trzustki. Niby pielęgniarka ze mnie, a nie połapałam się. Sławek wylądował w szpitalu, odsysali mu treść żołądka przez nos. Przez cztery dni był na przymusowej głodówce. Gdybym wcześniej go zawiozła do lekarza, nie doszłoby do tego...
To właśnie wtedy, czekając, aż moja koleżanka po fachu skończy kolejny bolesny dla niego zabieg, zrozumiałam, że popełniłam błąd. A raczej serię błędów. I nie, nie chodziło o to, że zgodziłam się na sponsoring. Zrozumiałam, że zachowywałam się podle, kiedy Sławek zaczął być ode mnie zależny – fizycznie i emocjonalnie. Wiedziałam, że mnie kochał i korzystałam z tego bez skrupułów – wzięłam dodatkowe pieniądze na studia, potem przyjęłam absurdalnie wysoko płatną posadę osobistej pielęgniarki. A mimo to traktowałam go, jakbym była kimś lepszym albo jakby zrobił mi jakąś krzywdę. Kiedy zobaczyłam go po zabiegu, który wycisnął mu łzy z oczu, poczułam się jak potwór. Leżał tam, wycieńczony, pokonany, upokorzony własną bezsilnością i już nawet nie liczył na to, że okażę mu serce. Podeszłam i usiadłam obok niego. Nie otworzył oczu. Były spuchnięte, twarz zapadnięta i poszarzała. Dotknęłam jego policzka pokrytego kilkudniową szczeciną zarostu.
– Ewa? – Zamrugał. Nie cofnęłam ręki.
– Nie musisz tu być. Zatrzymają mnie jeszcze przynajmniej tydzień. Zrób sobie wolne.
– Nie chcę wolnego – szepnęłam. – I nigdzie stąd nie pójdę. Już nigdy. Otworzył oczy i patrzył na mnie uważnie. Przez moment bałam się, że mnie wygoni. Powie, że już mnie nie potrzebuje, że ma mnie dość. Chyba pękłoby mi wtedy serce. Ale nie powiedział tak. Poruszył palcami. Wzięłam go za rękę. – Wiesz, że cię kocham, prawda? – zapytał cicho. – Od dawna...

Czytaj więcej