"Imponowało mi, że Michał jest przystojny, świetnie się ubiera i robi karierę. Chciałam pochwalić się nim przed koleżankami, które żyły z przeciętniakami w przydeptanych kapciach. Dziś wiem, że zapłacę wysoką cenę za ocenianie ludzi po wyglądzie..." Renata, 35 lat
Na zewnątrz lało jak z cebra. Wyjęłam z torebki komórkę, żeby zadzwonić po taksówkę. Liczyłam na to, że podjedzie po mnie mój nowy facet, Michał, ale jego telefon od rana był wyłączony. Spróbowałam jeszcze raz, ale znowu bez skutku.
– Szlag by to – mruknęłam, wystukując numer taksi.
Dzisiaj wcześniej urwałam się z firmy. Liczyłam na upojne popołudnie z Michałem, miałam nadzieję, że będzie mógł się wyrwać z pracy, ale najwyraźniej się przeliczyłam. Michał oddzwonił dopiero o siedemnastej, tłumacząc się nawałem pracy. Poprosiłam, żeby po mnie przyjechał koło dwudziestej, bo wybierałam się na imieniny jednej ze starych przyjaciółek. „W końcu będę się mogła pochwalić nowym facetem”, pomyślałam.
Koleżanki od miesięcy śmieją się, że jestem wiecznym singlem. I ciągle chwalą się swoimi, pożal się Boże, facetami. A przecież wiadomo, jak ci faceci wyglądają – grubasy w przydeptanych kapciach! Jak zobaczą Michała odstawionego w garnitur, to im szczęki opadną. Imprezka u Joaśki przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Michał brylował w nowym towarzystwie, jakby znał wszystkich od dawna, a ja pękałam z dumy. W końcu takich facetów jak Michał nie spotyka się na co dzień. Trzydzieści jeden lat, kawaler, wysoki, inteligentny i świetnie wykształcony prawnik, w dodatku rewelacyjny w łóżku.
Po przyjęciu pojechaliśmy do mnie. Nalałam nam po kieliszku szampana i włączyłam nastrojową muzykę. Przygarnął mnie do siebie, całując w usta.
– Uwielbiam twoje mieszkanie, przeżyliśmy tu tyle gorących chwil – powiedział, rozpinając mi suwak przy sukience.
– To się do mnie wprowadź – zażartowałam, a on... po prostu się zgodził.
– W sumie mógłbym się wprowadzić jeszcze w tym tygodniu – powiedział. – Kończy mi się umowa najmu, miałem właśnie szukać czegoś nowego...
Byłam wniebowzięta! Wiadomo, że od wspólnego mieszkania do ołtarza już niedaleko, a złapać takiego faceta jak Michał, to nie lada gratka. Michał wprowadził się już po pięciu dniach i było cudownie. Co prawda nadal znikał na całe dnie, tłumacząc się nawałem pracy, ale i tak mieliśmy dla siebie większość wieczorów.
Większość, bo bywało, że znikał i wracał po północy.
– Zabierz mnie kiedyś na takie służbowe spotkanie – poprosiłam, ale on tylko się roześmiał.
– Kotku, zanudziłabyś się tam. – Ale ja bardzo bym chciała kiedyś z tobą pójść, poznać twoich kolegów z pracy...
– Żaden z moich kolegów nie zabiera na spotkania swojej dziewczyny. Wynagrodzę ci to inaczej – obiecał.
Nazajutrz Michał przysłał mi do firmy kwiaty, a potem zadzwonił i zaprosił mnie na kawę. Pojawiłam się w budynku sądu, ciesząc się, że Michał zaczyna wpuszczać mnie do swojego świata. Miałam nadzieję, że spotkam jakichś jego kolegów. Byłam ciekawa z kim pracuje...
– Cześć, kochanie. Przepraszam za spóźnienie – rzucił na powitanie.
Usiedliśmy w barku na dole. Było pustawo, ale sympatycznie. Michał wyglądał na spiętego.
– Ten nawał pracy – tłumaczył się, a ja mu wierzyłam jak każda zakochana idiotka.
Nic nie wydawało mi się podejrzane. Ani to, że nie przedstawił mnie swoim znajomym, ani to, że w jego rzeczach nie ma ani jednej książki prawniczej. Kiedy teraz o tym myślę, boli mnie, że dałam się tak oszukać. Ale po kolei...
Sprawy szły cudownie, aż do tamtego piątkowego ranka. Michała już nie było, więc zeszłam na dół po pocztę. List adresowany do mnie wyglądał zupełnie zwyczajnie, ale po otwarciu okazało się, że jest ohydny, tak jak wszystkie anonimy. Ktoś informował mnie, że mój mężczyzna prowadzi podwójne życie, a dołączone zdjęcie przedstawiało Michała obejmującego jakąś brunetkę. Wieczorem rzuciłam mu fotkę na stół.
– Masz mi coś do powiedzenia? – syknęłam.
Przez chwilę trzymał zdjęcie, przyglądając mu się w milczeniu, a potem powiedział:
– Kochanie, przecież wiesz, że w moim zawodzie mam sporo wrogów. Czy wiesz, ilu bandziorów wsadziłem za kraty?
Nie wiedziałam, ilu... Wiedziałam tylko, że na dołączonej do paskudnego listu fotce Michał ma na sobie krawat, który mu kupiłam, więc zdjęcie zostało zrobione, już kiedy ze sobą byliśmy. Ale za bardzo bałam się go stracić, więc udawałam, że wierzę w jego bajeczki...
Spałam, kiedy rozległo się łomotanie w drzwi wejściowe. Michał przewrócił się na bok i coś wymruczał, ale nadal spał. Łomot przy drzwiach wejściowych się nasilił.
– Policja, otwierać! – poderwało mnie na równe nogi.
Otworzyłam. Do przedpokoju władowało się dwóch mundurowych i jakiś napakowany, wąsaty facet w cywilu.
– Przepraszam, ale o co chodzi? – warknęłam. – Jest szósta rano, jakim prawem...
– Mamy nakaz rewizji, proszę się odsunąć! – powiedział jeden z mundurowych.
– Michał, chodź tu i zrób coś! – krzyknęłam, dziwiąc się, jak on wciąż może spać w takim rozgardiaszu. – Michał, no chodźże tu! – wrzasnęłam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Razem z postępującymi tuż za mną policjantami weszłam do mojej sypialni i... zamarłam. Po Michale została jedynie rozrzucona pościel, a otwarte na oścież okno nie pozostawiało wątpliwości – mój idealny narzeczony po prostu zwiał.
– Skurczybyk nawiał przez okno, zgarnijcie go od tyłu! – rzucił jeden z policjantów do krótkofalówki.
Pozostali przeczesywali moje mieszkanie, wywracając wszystko do góry nogami.
– Ale o co tutaj chodzi? – szlochałam przerażona.
– O Michała R., proszę pani – powiedział ten z wąsami.
– Ma jakieś problemy? Jest prawnikiem, o co chodzi, my...
– Żartuje pani? Prawnikiem? – prychnął wąsacz. – Jedno, co ma wspólnego z prawem, to to, że na co dzień je łamie.
– Ale ja... On... Ja byłam u niego w sądzie – wyjąkałam i dopiero teraz mnie olśniło.
Przecież do tego sądowego barku może wejść każdy! Te jego wyszukane maniery i dobre garnitury zaślepiły mnie do tego stopnia, że nawet nie sprawdziłam, kogo wpuszczam pod swój dach.
– Jeśli nie jest prawnikiem, to kim? – rzuciłam bezradnie.
– Przestępcą, a kim pani myślała? Żyje z prochów, robi w pornobiznesie. Wy kobiety naprawdę bywacie naiwne! – zarechotał, a ja znowu poczułam łzy szczypiące mnie pod powiekami.
Przypomniałam sobie, jaka byłam dumna z Michała, jak chwaliłam się nim przed przyjaciółkami... „Wilk w owczej skórze, psia mać”, pomyślałam z furią, patrząc, jak jeden z policjantów pruje poszewkę ozdobnej poduszki.
– Co pan najlepszego wyprawia?! – naskoczyłam na niego, wyrywając mu poduszkę, ale tylko wzruszył ramionami.
– Tak to zwykle wygląda – mruknął, dodając, że na drugi raz powinnam lepiej wybierać sobie faceta.
– Rysiek, mam! – krzyknął jeden z policjantów, wymachując jakimiś woreczkami.
– Nieźle, będzie ze dwa kilo koki, pełno marychy i ecstasy, przynajmniej z pięćset tabletek – mruknął wąsaty, a potem powiedział, że radzi mi wziąć dobrego adwokata, bo żaden sąd nie uwierzy, że nie miałam z tym nic wspólnego.
Policjanci zabrali mnie na komisariat, a gdy stamtąd wróciłam, usiadłam na podłodze wywróconego do góry nogami salonu i myślałam, co jest grane. Posłuchałam jednak rady tego policjanta i zadzwoniłam do dobrej pani adwokat. To, czego dowiedziałam się w trakcie rozprawy Michała, sprawiło, że do tej pory jestem w ciężkim szoku. Mój elokwentny i elegancki „narzeczony” tak naprawdę był właścicielem dwóch burdeli oraz mafiosem, który żył z handlu kobietami. Policja udowodniła mu, że podawał dziewczynom narkotyki. Jedna z nich nawet zmarła na skutek przedawkowania. Dowiedziałam się też, że Michał wciąż jest mężem niejakiej Anny K. i ojcem dwójki dzieci. Byłam zdruzgotana.
Bałam się spojrzeć w oczy przyjaciołom. Miesiące po tamtej rewizji to prawdziwe piekło. Moja prawniczka usiłuje udowodnić, że nie mam nic wspólnego z interesami Michała. Jeśli nie uda jej się przekonać sądu, mogę odpowiadać za posiadanie ogromnej ilości narkotyków. Wczoraj, wracając z kolejnej rozprawy, spotkałam w markecie Magdę. Szła u boku swojego grubego męża i wyglądała na najszczęśliwszą kobietę świata. Do tej pory oceniałam ludzi jedynie po wyglądzie i stanie konta. Kto wie, jaką cenę za to zapłacę...