"Nie wyobrażałam sobie samotnej starości. Po latach leczenia złamanego serca zapragnęłam miłości. Gdzieś głęboko we mnie obudziła się nadzieja, że jeszcze spotkam prawdziwą miłość..." Beata, 51 lat
Byłam kobietą po pięćdziesiątce, nie miałam absolutnie żadnego doświadczenia w historiach miłosnych, nigdy nie uchodziłam za piękność. Nie da się ukryć, że nie dla nikogo nie byłam łakomym kąskiem... Tak uważałam, a fakt, że mój były mąż i ojciec Zuzi któregoś pięknego dnia postanowił odejść do młodszej, ładniejszej i pewniejszej siebie, tylko mnie utwierdził w tym przekonaniu.
Nie miałam pojęcia, jak działają aplikacje i portale randkowe, ale moja córka wszystko mi wytłumaczyła.
– Dajesz zdjęcie, opis i czekasz, aż ktoś cię zaczepi. Ty też możesz zaczepić kogoś. Na przykład wysłać mu uśmiech, jeśli wstydzisz się zagadać. Po prostu zaczep kogoś, kto ci się spodoba.
– A jeśli się ośmieszę, bo nie spodobam się temu, który mi przypadł do gustu?
– Nie ośmieszysz się, to na takich portalach zupełnie normalne.
– No nie wiem...
– Spróbuj, mamo. O miłość trzeba się postarać. Zwłaszcza w tak beznadziejnym przypadku jak twój.
– Dziękuję ci bardzo! – Tylko udawałam oburzenie, ale Zuza doskonale o tym wiedziała. Ja także doskonale wiedziałam o tym, że określenie „beznadziejny przypadek” to eufemizm.
– Będzie dobrze, mamo, zobaczysz. – Zuza pocałowała mnie w czubek głowy. – Masz prawo do szczęścia. A przynajmniej do dobrej zabawy.
Pokrzepiona tymi słowami, postanowiłam spróbować. Dlaczego? Po prostu nie wyobrażałam sobie samotnej starości. Po latach leczenia złamanego serca zapragnęłam miłości. Gdzieś głęboko we mnie obudziła się nadzieja, że jeszcze spotkam prawdziwą miłość, że mimo pasm siwizny we włosach, mimo zmarszczek wokół ust i nadprogramowego tłuszczyku w okolicach talii, komuś się spodobam.
Okazało się, że zawieranie internetowych znajomości wcale nie jest wiedzą tajemną, a co lepsze – że Internet jest pełen złamanych serc. Chatowałam z różnymi mężczyznami, ale jakoś żaden nie przypadł mi do gustu na tyle, abym zdecydowała się na spotkanie.
Zaczepiłam Janka, bo coś dobrego zobaczyłam w jego oczach. Odpowiedział na mój wpis i tak zaczęła się nasza znajomość. Zadawał dużo pytań, widać było, że jest mnie ciekawy. Ci mężczyźni, z którymi wcześniej konwersowałam, byli skupieni tylko na sobie. I to mi się nie podobało, bo przypominali mi mojego byłego męża, którego nie interesowały ani moje sprawy, ani moje uczucia.
– Chciałbym się wreszcie z tobą spotkać – oznajmił któregoś razu Janek. Przyznaję, że w pierwszej chwili spanikowałam, choć przecież zdawałam sobie sprawę, że w końcu musi do tego dojść. Zuza tłumaczyła mi, że Internet to tylko narzędzie do nawiązania kontaktów, ale prawdziwa znajomość musi się rozwinąć w realu...
Umówiliśmy się w knajpce w rynku. Janek nie wyglądał jak amant filmowy, ale miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że poczułam motyle w brzuchu. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się promiennie, pomachał ręką i ruszył w moją stronę.
– Dzień dobry – przywitał się. – Proszę, to dla ciebie. – Wręczył mi bukiet czerwonych różyczek!
– Dziękuję. Są śliczne.
– Takie jak ty – komplementował mnie.
– Nie żartuj... – Czułam, jak oblewam się rumieńcem.
Ale miło mi było słyszeć te słowa. Nie ukrywam, tego dnia postarałam się o to, żeby – mimo wszystkich swoich ułomności – zrobić wrażenie na Janku. Założyłam nową sukienkę, uczesałam się w koczek, zrobiłam dyskretny makijaż.
– Nie żartuję ani trochę. – W oczach Janka widziałam niekłamany zachwyt. – Naprawdę jesteś piękną kobietą – dodał, potakując głową.
Wieczór w jego towarzystwie upłynął bardzo szybko. Do domu wracałam cała w skowronkach. Wciąż czułam na ustach pocałunek, jaki złożył mi Janek, gdy się żegnaliśmy. Nie spałam pół nocy, cały czas przewracałam się w pościeli i wspominałam wieczór spędzony z Jankiem. Wypytywał mnie o pracę, o rozwód, nawet o Zuzę. Odpowiadałam mu szczerze, jak na spowiedzi, nie zatajając niczego. Nie chciałam mieć przed nim żadnych tajemnic. Powiedziałam mu także o tym, że prowadzę biuro rachunkowe, mam duże, ładne mieszkanie i wspaniałą córkę, która już wyfrunęła z domu, i że do szczęścia brakuje mi tylko męskiego ramienia, w które mogłabym się wtulić po trudnym dniu. Janek, kiedy to usłyszał, ujął moją dłoń i zamknął w swojej dłoni.
– A ja marzę o takiej kobiecie jak ty – wyznał szeptem.
To mi wystarczyło. Byłam przekonana, że jesteśmy jak te dwie połówki pomarańczy, które w końcu się odnalazły... Oczywiście nie omieszkałam o tym powiedzieć Zuzie. – To wspaniale, mamo! – ucieszyła się. – Teraz korzystaj z życia, ile wlezie. Bałam się nawet myśleć o tym „korzystaniu”, ale jednocześnie bardzo tego pragnęłam.
Choć jeszcze kilka tygodni wcześniej wydawało się to niemożliwe, teraz nagle zaczęłam marzyć, o czymś więcej niż tylko o pocałunkach, jakimi obdarzył mnie Janek. Dlatego kiedy następnym razem zaproponował weekendowy wypad za miasto, zgodziłam się bez wahania. Drżałam z emocji, na myśl o tym, co ma się wydarzyć. Oczami wyobraźni widziałam, jak wchodzę z nim do hotelowego pokoju, a potem tonę w jego ramionach... Do hotelu jechaliśmy osobno. Janek musiał jeszcze załatwić w okolicy jakieś interesy, więc ja dotarłam na miejsce własnym samochodem.
Hotel otoczony starymi drzewami dawał obietnicę romantycznych chwil. Chciałam zapłacić połowę rachunku za pokój, ale Janek mnie powstrzymał:
– Poczekaj tu, ja wszystkim się zajmę. Stałam w pięknym holu, patrząc z pożądaniem na Janka, gdy dokonywał formalności w recepcji. Nie spodziewałam się, że w moim wieku będę jeszcze kogoś pożądać. Że to w ogóle jest możliwe!
Pojechaliśmy windą na drugie piętro. Gdy weszliśmy do pokoju, Janek zachował się dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Oderwał się ode mnie dopiero wtedy, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
– Kto to? – zapytałam zdziwiona.
– Niespodzianka. – Janek położył mi na ustach palec i uśmiechnął się tajemniczo.
Okazało się, że zamówił szampana.
– Sam otworzę. Dziękuję. – Przejął od kelnera butelkę i kieliszki, po czym odstawił szampana na stolik i spojrzał na mnie z czułością.
– Pewnie chcesz się odświeżyć po podróży... – stwierdził.
– Tak. Daj mi chwilę – przytaknęłam. Zdjęłam zegarek, pierścionek i położyłam je na stoliku obok szampana, a potem skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, starając się nie zmyć makijażu, w zrobienie którego włożyłam sporo wysiłku, ani też nie zburzyć fryzury. Tę powinien zburzyć Jan. Tak to sobie wyobrażałam...
Kiedy pachnąca czekoladowym olejkiem do ciała i otulona miękkim szlafrokiem wyszłam z łazienki, Janka w pokoju nie było. Krótka chwila konsternacji zamieniła się w przerażenie, kiedy odkryłam również inne braki. Brak portfela w mojej torebce, brak kluczyków do auta, brak zegarka i pierścionka. I nawet szampana! Pomyślałam, że to jakieś żarty, że Janek zrobił mi kawał. Jeśli chciał się zabawić moim kosztem, to był to szczeniacki pomysł. Postanowiłam zadzwonić do Janka i zażądać wyjaśnień, ale okazało się, że nie ma też mojej komórki. Chwilę trwało, zanim dotarło do mnie, że to nie są żadne żarty. Rozpłakałam się, gdy zrozumiałam, co się naprawdę stało. Janek był oszustem i złodziejem! A ja wyszłam na naiwną idiotkę, która dała się nabrać na czułe słówka, puste gesty!
Kiedy minął pierwszy szok, szybko się ubrałam, na szczęście nie zabrał moich ubrań, i zbiegłam do recepcji. Cały czas zastanawiałam się, jak to możliwe, że dałam się tak nabrać. Zapytałam recepcjonistę o Janka.
– Ten pan wyszedł parę minut temu – usłyszałam.
– Opuścił hotel? – Tak. Chce pani zapłacić za pokój?
– Przecież on zapłacił!
– Nie... – Recepcjonista spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Ten pan powiedział, że pani ureguluje rachunek. Wtedy znów się rozpłakałam. Ze wstydu, z upokorzenia, z bezradności. Nie miałam ani grosza, nawet telefonu. I... Wybiegłam na parking. Z niedowierzaniem patrzyłam na puste miejsce, gdzie jeszcze godzinę temu stało moje auto.
Usiadłam na krawężniku pod starym drzewem. Szlochałam, nie zwracając uwagi na to, co się wokół dzieje. Dopiero po chwili zauważyłam, że ktoś pochyla się nade mną.
– Halo! Proszę pani... – usłyszałam ciepły, męski głos. Podniosłam głowę. Przede mną stał wysoki, szpakowaty mężczyzna ubrany w garnitur i ciemny płaszcz. Na jego twarzy malowało się zatroskanie.
– Coś się stało? Mogę pani jakoś pomóc? – zapytał.
– Zostałam okradziona – chlipiąc, opowiedziałam, co zaszło. – Boże, jaka ja jestem głupia! – Wierzchem dłoni otarłam mokre od łez policzki.
– Proszę tak nie mówić. – Mężczyzna podał mi chusteczkę.
– Musi pani jak najszybciej powiadomić policję o tym, co się stało. – Wyjął z kieszeni swojego płaszcza telefon i mi go podał.
Powiadomiłam policję, potem zadzwoniłam do banku, żeby zastrzec karty, którymi, jak się później okazało, złodziej zdążył dokonać kilku płatności dotykowych na kilkaset złotych...
– Teraz muszę czekać na policję. – Ciężko westchnęłam, oddając mężczyźnie telefon.
– Nie będzie tu pani marznąć. Zapraszam na herbatę. – Wskazał drogę do hotelowej kawiarni.
– Dziękuję. Jest pan bardzo miły. Potem zaoferował mi pożyczkę, żebym mogła zapłacić za hotel i wrócić do domu.
Dwa dni później umówiłam się z nim na spotkanie, żeby zwrócić pieniądze. Potem znów się spotkaliśmy i w końcu zostaliśmy parą. To on przekonał mnie, że prawdziwa miłość jednak istnieje...