"Mój starszy brat zawsze był kochliwy. Dwie żony, niezliczone „narzeczone” i przypadkowe romanse mówiły same ze siebie. Dotąd spotykał się z kobietami najwyżej kilka lat młodszymi od siebie. aż pewnego dnia przedstawił mi Justynę, a mnie po prostu zamurowało..." Danuta, 50 lat
– To jest Justyna – przedstawił mi swoją nową miłość. Nie wierzyłam własnym oczom! Czy ubrana w wyzywającą kieckę panienka naprawdę była odpowiednią kobietą dla pięćdziesięciosześcioletniego Jacka?
– Ile to dziewczę ma lat? – zapytałam później, gdy spotkaliśmy się sam na sam. – I skąd, na Boga, ją wytrzasnąłeś?
– Czułem, że ci się nie spodoba – odpowiedział rozbawionym tonem. – Justyna ma dwadzieścia sześć lat i dziewięcioletnią córkę – dodał. – No co tak patrzysz? Miłość nie wybiera!
Już następnego dnia okazało się, że ludzie plotkują o nowej sympatii mojego brata. Sąsiadka powiedziała mi wprost, że kobieta nie ma dobrej opinii.
– Urodziła córkę, będąc nastolatką, a tatuś dziecka był żonaty. Zwiał przed kłopotami za granicę i tyle go widzieli – stwierdziła, dodając, że od tamtej pory Justyna żyła na koszt kolejnych mężczyzn.
– Mieszkała tu nawet z jednym takim kryminalistą... – usłyszałam i się przeraziłam.
Natychmiast pobiegłam do Jacka.
– Przecież ona leci tylko na twoją kasę! – zaczęłam.
– A nawet jeśli tak, to co? – brat mi przerwał. – Za parę lat stuknie mi sześćdziesiątka, póki mam siły, chcę jeszcze trochę poszaleć. Niestety, rozsądny zazwyczaj Jacek nie chciał słuchać moich rad. Bardzo się wtedy pokłóciliśmy, usłyszałam od niego wiele przykrych słów i przepłakałam cały wieczór. A później obiecałam sobie, że już nigdy nie będę się wtrącać w jego życie.
Miesiąc później Justyna wprowadziła się do domu mojego brata razem z dziewięcioletnią córką Klaudią.
– No to teraz Jacek będzie tyrać jak dziki osioł, bo Justysia lubi luksus. Swojego poprzedniego faceta doszczętnie oskubała – usłyszałam od dobrze poinformowanej znajomej. – Staruszek trafił do szpitala z rozległym zawałem. Dla niej wypruwał sobie żyły, a później wpadł w długi, zadarł z ciemnymi typami i ledwo się z tego wykaraskał – usłyszałam straszną historię. – Pogadaj z bratem, bo marny jego los!
Dzień później przypadkiem spotkałam Jacka i Justynę w mieście. Ona, uwieszona na jego ramieniu, oglądała wystawę sklepu jubilerskiego.
– Cześć – brat uśmiechnął się do mnie, a jego panienka zmierzyła mnie wyniosłym spojrzeniem.
– Co? Prezent bez okazji? Pamiętaj, jak ciężko pracowali nasi rodzice, żebyśmy mogli wygodnie żyć – syknęłam.
– To nie pani sprawa, co i za ile kupuje mi mój misiu – odezwała się kobieta i czule pocałowała mojego brata w usta. „Bezczelna smarkula!”, pomyślałam z niechęcią, a Jacek tylko wzruszył ramionami i posłał mi rozbawione spojrzenie.
Miesiąc później kupił swojej dziewczynie samochód, a po kolejnych kilku tygodniach zabrał ją na Dominikanę!
– Oszalał! – poskarżyłam się mamie, choć biedaczka ledwo dostrzegała moją obecność. Od lat mieszkała w domu opieki. Miała już bardzo zaawansowane stadium alzheimera. Mimo to uważałam, że powinnam się z nią podzielić moim zmartwieniem.
– Nie wiem, co robić. Ta kobieta wodzi Jacka za nos, bawi się nim, a on za wszystko płaci! Zupełnie zgłupiał! Proszę go i błagam, żeby z nią skończył, ale nie chce mnie słuchać – dodałam.
Mama nawet nie oderwała wzroku od klatki z kanarkiem, któremu się przyglądała, odkąd weszłam. Byłam z naszym rodzinnym kłopotem zupełnie sama. Przez kilka tygodni brat mnie unikał. Dawniej jadaliśmy razem obiady, spotykaliśmy się na kawie i odwiedzaliśmy w domach. A w tamtym czasie Jacek nawet nie dzwonił. Jakby zapadł się pod ziemię.
Jacek był blady, miał podkrążone oczy i wyglądał na zmartwionego.
– Justyna jest w ciąży – powiedział smutno, a mi serce zamarło.
– Ty jesteś ojcem? – spytałam. Zaprzeczył ruchem głowy i zapatrzył się w okno. – Puściła się z jakimś Włochem – wyznał. – Ufałem jej, nie robiłem scen, kiedy szła sobie potańczyć. Stary dureń ze mnie, co? – westchnął ciężko. – Podobno ten Włoch to jakaś gruba ryba, strasznie bogaty... Justyna powiedziała mi o nim dziś rano. Już była spakowana. Zabrała wszystko, co jej kupiłem. W niecałe pięć miesięcy wydałem na nią sześćdziesiąt tysięcy, a ona zrobiła ze mnie rogacza – pokiwał głową, po czym wybuchnął śmiechem.
– No co? Wiesz, to jest nawet śmieszne! Tragifarsa dosłownie!
– Jacek, nie zamartwiaj się, to tylko pieniądze... – usiłowałam go jakoś pocieszyć.
– Właśnie nie chodzi o kasę, Danka! Ja się w tej kobiecie zakochałem. Taką głupią, szczeniacką miłością – wyznał Jacek.
– Daj spokój! – parsknęłam. – Przecież to zwykła puszczalska, cwaniara i manipulantka! Zapomnij o niej, umów się z fajną rozwódką w odpowiednim wieku...
– Rycząca czterdziestka zamiast ponętnej dwudziestki? Sorry, Danuś, ale to marne zestawienie – Jacek pokręcił głową.
Tydzień później Justyna znów się do niego wprowadziła.
– Na wieść o dziecku Włoch wpadł w szał i wyjechał – relacjonował mi podekscytowany Jacek. – Justyna została sama, a ja...
– A ty postanowiłeś ją przygarnąć? – weszłam bratu w słowo.
– Właśnie. Przecież pod most nie pójdzie. W ciąży, w dodatku z dziewięcioletnim dzieckiem... – przekonywał. Minęło kilka miesięcy i kobieta na dobre zadomowiła się u mojego brata. Urodziła drugą córkę. A ja spodziewałam się, że kiedy już odzyska figurę i tupet, znowu ruszy w tany, zostawiając mojego brata z dwójką drobiazgu. Ale postanowiłam, że już więcej nie będę się wtrącać w ich życie. Jacek się zakochał i trudno! Oby tylko nie skończył bez grosza przy duszy. Pracował równie ciężko jak ja na swój majątek. Ale ja umiałam o siebie zadbać i nie trwoniłam kasy na młodych kochanków.
– A może powinnaś? – zażartowała kiedyś moja przyjaciółka, dodając, że od lat żyję jak mniszka. Wtedy poczułam się urażona, ale gdy zaczęłam o tym myśleć, wyszło na to, że ona ma rację. Od dawna byłam zupełnie sama...
Jakiś czas później dałam się zaprosić na randkę Adamowi.
– Adam? Naprawdę? Przecież to młokos, który leci na twoją kasę! – zażartował Jacek, kiedy mu o tym powiedziałam. – A tak na poważnie, cieszę się, że kogoś masz. Może przestaniesz przyglądać się mojemu życiu – dodał z przekąsem.
– Na to nie zamierzam zmarnować nawet godziny – uśmiechnęłam się. – Mam jedno życie. Jeśli nawet popełniam błąd, to przynajmniej będę miała co wspominać.