"Mój mąż doskonale zarabiał i co jakiś czas chwalił mi się, ile to odłożył pieniędzy. Zawsze jednak podkreślał, że to są JEGO pieniądze, które ma na SWOICH kontach, żeby zapewnić SOBIE dostatnią emeryturę. Mnie jakoś nie włączał do tego planu. Jakbym w naszym życiu była tylko sprzątaczką, która po skończeniu pracy może odejść. Niestety czułam, że spełnia się ponura przepowiednia mojej matki..." Martyna, 41 lat
Kiedy Jurek mi się oświadczył, byłam wniebowzięta, w przeciwieństwie do mojej mamy, która miała jakieś złe przeczucia.
– Jak ci się oświadczył? – spytała.
– Normalnie. Wyjął z kieszeni pudełko z pierścionkiem i mi go wręczył – powiedziałam i chciałam szybko zmienić temat rozmowy, ale mama mi nie pozwoliła.
– Opowiedz dokładnie.
No cóż, wolałabym tego nie robić, ale w końcu wyznałam, że stało się to w mało romantycznych okolicznościach, bo podczas zmywania naczyń w kuchni w akademiku. I że najpierw Jurek zadał mi dwa pytania:
– Lubisz gotować? Nie lubiłam, ale powiedziałam, że tak.
– A zmywać? – dociekał dalej...
Pytanie za tysiąc punktów, bo czy ktokolwiek lubi zmywać brudne naczynia? Ale nie chciałam go rozczarować, więc powiedziałam, że to nie stanowi dla mnie problemu. Wtedy Jurek wyjął z kieszeni małe pudełko i spytał, czy wyjdę za niego, a ja oczywiście się zgodziłam. Kiedy opowiadałam to mamie, widziałam jej coraz bardziej zdegustowaną minę.
– Ty chyba nie wiesz, co robisz – westchnęła. – Babcia zawsze powtarzała, że tak jak się zaręczasz i wychodzisz za mąż, takie potem będziesz miała życie.
Prychnęłam ze złością.
– Stare przesądy. Jakby to było prawdą, to większość kobiet byłaby szczęśliwa w swoich małżeństwach. Bo przecież zaręczyny zwykle są romantyczne. I co?... Mama tylko pokręciła głową.
Piętnaście lat później, gdy stałam przy zlewie i wycierałam garnki po myciu, zadałam sobie pytanie, czy właśnie o takie życie mi chodziło? Gotowałam, zmywałam, sprzątałam, prałam, robiłam zakupy, a mój mąż tylko wydawał mi polecenia i traktował jak... gosposię. Byliśmy dość zamożni. Jurek doskonale zarabiał w swojej firmie i co jakiś czas chwalił mi się, ile to odłożył pieniędzy. Zawsze jednak podkreślał, że to są JEGO pieniądze, które ma na SWOICH kontach, żeby zapewnić SOBIE dostatnią emeryturę. Mnie jakoś nie włączał do tego planu. Jakbym była sprzątaczką, która po zrobieniu wszystkiego, co do niej należy, wychodzi z domu, wcześniej kłaniając się panu w podzięce za zarobione kilkadziesiąt złotych. Ciężka fizyczna praca w domu i ogrodzie nie służyła mi. Po pewnym czasie zaczął mnie boleć kręgosłup i ortopeda zalecił mi masaże dwa razy w tygodniu. I tak trafiłam do dobrego masażysty w pobliskim centrum masażu.
Był tuż po czterdziestce, miał na imię Arek i cudowne ręce, które sprawiały, że ból znikał. Leżałam więc na stole do masażu, a w tle grała cicha muzyka. Arek rozmasowywał moje mięśnie i mówił. Opowiadał mi o swoim życiu, małżeństwie, ja mówiłam o swoim, i nie wiedzieć kiedy nawiązała się między nami nić porozumienia. Po jakichś trzech miesiącach przyszedł do pracy zdenerwowany. Milczał, a to było do niego niepodobne. Jego dłonie nerwowo ugniatały moje plecy. W końcu nie wytrzymałam i spytałam, co się dzieje.
– Żona mnie zdradza – powiedział ze złością, potem oderwał dłonie od moich pleców i odwrócił się do ściany. Usiadłam na stole do masażu. Wiedziałam, że Arek bardzo kochał swoją żonę, a ona najwyraźniej go nie doceniała. On zajmował się domem i biegał z pracy do pracy, żeby zaspokoić jej kaprysy. Jednak jej ciągle było mało.
– Jak to odkryłeś? – zapytałam cicho.
– Jakieś dwa miesiące temu zobaczyłem na jej palcu złoty pierścionek – odparł. – Drogi. Powiedziała, że dostała go od mamy. Nie miałem podstaw, żeby jej nie wierzyć. Ale kilka dni później, gdy zawiozłem jej matce zakupy, wspomniałem o pierścionku. Spytałem, czy to rodzinna pamiątka, a teściowa... nie wiedziała, o czym mówię. Szybko się zreflektowała, tyle że było już za późno.
– Pokręcił głową i spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczały łzy.
– „Ewa ma kochanka”, tylko to huczało mi w głowie. Nie mogłem myśleć o niczym innym. Któregoś dnia wziąłem wolne i zacząłem ją śledzić. Nie jestem z tego dumny, ale musiałem poznać prawdę. Okazało się, że moja żona tak naprawdę od paru lat nie pracuje. Znalazła sobie bogatego kochanka, który specjalnie wynajął na ich schadzki mieszkanie. Przyjeżdżała tam rano, robiła się na bóstwo i czekała na niego. A on wpadał, kiedy chciał. Pieniądze, które niby zarabiała, dostawała od niego za swoje usługi. On ją utrzymywał, a ona w zamian nie odmawiała mu niczego. A potem wracała do domu, jak gdyby nigdy nic. A wszystko zaczęło się od tamtego pierścionka... – w głosie Arka zabrzmiała zaduma. – Wiesz, miał taki dziwny kształt, jakby skręcono go z trzech obrączek i między sploty wciśnięto trzy rubinowe kamyki. Kiedy to usłyszałam, poczułam na plecach lodowaty dreszcz. Widziałam taki pierścionek! Kiedyś weszłam do gabinetu męża i zobaczyłam, jak obraca go w palcach. Patrzył na niego i się uśmiechał. Gdy się zorientował, że to widzę, wyjaśnił, że kupił go na prośbę kolegi, który chciał zrobić niespodziankę żonie. No i czy on w końcu doczeka się na ten obiad, czy nie? Powiedziałam, że właśnie przyszłam zawołać go do stołu.
Nie zdradziłam Arkowi, że kochankiem jego żony prawdopodobnie jest mój mąż... Nie wiem, dlaczego... Ale szczerze mówiąc, wcale nie byłam zdziwiona, że Jurek mnie zdradza. W końcu od trzech lat ze sobą nie spaliśmy, i była to chyba obopólna decyzja. A czy zamierzałam coś zrobić z tą wiedzą? Na przykład wystąpić o rozwód i puścić męża w skarpetkach? W ciągu kolejnych tygodni zaczynałam o tym coraz poważniej myśleć. Z drugiej strony, wahałam się, bo wiedziałam, że Jurek walczyłby o każdy grosz, i na pewno nie grałby czysto. Bałam się tego. Czasem wygodniej jest po prostu udać, że się nie wie. Tylko co z moim życiem? Przyznaję, że coraz częściej myślałam o Arku. Kiedy czułam jego dłonie na plecach, wyobrażałam sobie, że byłoby cudownie, gdyby nie zatrzymały się na plecach. Ale Arek nigdy nie posunął się dalej. A mnie brakło śmiałości, by dać mu znać, że bardzo tego pragnę.
Pewnego dnia, gdy masaż się skończył, Arek położył dłoń na moich plecach i powiedział:
– To nasze ostatnie spotkanie, Martynko. Chcę powiedzieć, że gdyby nie cała ta sytuacja, zaprosiłbym cię na kolację. Wiem, że tego chciałaś. Ja też... Pragnę wszystkiego, co mogłabyś mi dać. Czuję, że moglibyśmy być szczęśliwi. Ale już jest za późno. Może w następnym życiu. Życzę ci szczęścia. Oderwał dłoń, a po chwili usłyszałam, że wyszedł.
Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Co znaczy „za późno”? Nigdy nie jest za późno! Szybko się ubrałam, ale recepcjonistka powiedziała, że Arek już odjechał. Wcześniej złożył wypowiedzenie. To był jego ostatni masaż.
Następnego dnia w naszym domu zjawili się policjanci. Pokazali mi zdjęcie Arka i spytali, czy go znam. Potwierdziłam.
– Byliście przyjaciółmi? – Funkcjonariusz patrzył na mnie uważnie, jakby chciał przyłapać mnie na kłamstwie. Serce biło mi niespokojnie. Czułam, że coś się stało. Arek zwolnił się z pracy, właściwie się ze mną pożegnał. Dopiero teraz dotarło do mnie, że wspomniał coś o kolejnym życiu. Jakby wiedział, że w tym już nie ma dla nas szansy.
– Co się stało? – zapytałam.
– Proszę odpowiedzieć na pytanie.
Skłamałam, że nie. Że był tylko moim masażystą. Więc w końcu powiedzieli. Poprzedniego wieczoru Arek wpadł do mieszkania, które mój mąż wynajmował dla swojej kochanki, i zabił ich oboje. A potem popełnił samobójstwo. Dowiedziałam się też, że Arek miał HIV. Zaraziła go żona. Zaraziła też mojego męża... Kiedy to usłyszałam, pomyślałam, że czasami warto być w małżeństwie tylko gosposią.