"Już kilka tygodni po ślubie z Darkiem odkryłam, że jego matka niby wygląda na miłą, ale tak naprawdę jest cwaną zołzą. Grzebie w naszych rzeczach, wtrąca się we wszystko, traktuje mnie jak darmową pomoc domową, wysługuje się mną na każdym kroku! Ale w końcu znalazłam wyjście z tej sytuacji...! Justyna, 24 lata
Początkowo planowaliśmy z Darkiem wynajęcie kawalerki.
– Lepiej się gnieść w jakiejś dziupli, byle na swoim – przekonywałam męża. Niby się ze mną zgadzał, ale jakiś czas później zaczął mnie namawiać na zamieszkanie w mieszkaniu jego matki.
– Przecież ona ma trzy wielkie pokoje, a my mamy płacić czynsz obcym ludziom? To już lepiej wziąć kredyt na własne lokum – gadał w kółko i w końcu uległam. Teściowa zawsze się do mnie uśmiechała, tyle że – jak to odkryłam z czasem – był to wredny i fałszywy uśmiech.
– Na bazarek musisz ze mną iść, jarzyn już prawie nie mam, a te z osiedlowego zieleniaka są droższe – powiedziała, krzywo patrząc na niezaścielone łóżko. Dopiero wstałam i już mam się rzucać do prac domowych?! Byłam zirytowana, ale grzecznie jej odpowiedziałam...
– Oczywiście, że z mamą pójdę, ale może koło dziewiątej? – zapytałam z nadzieją.
– O dziewiątej wszystko co najlepsze dawno będzie przebrane, pospiesz się! – biadoliła. „Szlag by to wszystko”, pomyślałam. Wskoczyłam w dżinsy, założyłam pierwszą lepszą bluzę i poszłyśmy. Na bazarku chyba z godzinę, albo i półtorej marudziła, a ja za nią – jak jakaś niewolnica prosto z plantacji bawełny – targałam coraz cięższy kosz z warzywami. Kiedy w końcu dowlokłam się do mieszkania, licząc na odrobinę czasu dla siebie, teściowa od razu znalazła mi zajęcie.
– Trzeba by spiżarkę posprzątać, pranie zrobić i pościel wyprasować. Wiesz, że mnie kręgosłup boli od takich rzeczy – komenderowała, dodając, żebym jej jeszcze później warzywa na zupę obrała.
– A jutro ogórki mi pomożesz robić. No i pomidory – wyliczała.
„Czy tę babę całkiem pogięło?”, zastanawiałam się, z zaciśniętymi zębami zabierając się za porządki w sypialni teściowej. Odkurzałam właśnie pod jej łóżkiem, kiedy zajrzała do pokoju.
– Ooo, jak ci świetnie idzie, Justynko. To może jeszcze dzisiaj zdążymy wyfroterować parkiety – wzięła się pod boki, dodając, żebym w wolnym czasie skoczyła jej do apteki.
– Recepta jest w kuchni na stole. „W wolnym czasie?!”, pomyślałam wściekła. W wolnym czasie to ja chciałabym wziąć chociaż prysznic, bo rano nie zdążyłam!
Darek wrócił z pracy późnym popołudniem. Początkowo planowałam mu się wyżalić na jego matkę, ale kiedy zobaczyłam, jaki jest zmęczony, dałam sobie spokój. On też nie leży całymi dniami, tylko tyra w tym cholernym markecie. Za marne grosze.
W weekend było strasznie. Teściowa przez całą sobotę siedziała nam na głowie. A to ziółka jej trzeba zaparzyć, a to z nią do parku iść… Już w południe miałam dość wszystkiego. Poszłam do sypialni i położyłam się na łóżku. Mamunia pojawiła się w progu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– A kto to widział tak w ubraniu na łóżku leżeć? Źle się czujesz, Justynko? – zapytała, a kiedy zaprzeczyłam, poprosiła, żebym pomogła jej w kuchni.
– Przecież przygotowałam na dziś zupę – przypomniałam jej.
– Chłodnik? Te wasze jakieś nowoczesne dziwactwa nie nadają się do niczego. Mój syn jest przyzwyczajony do innej kuchni. Zagryzłam zęby, żeby nie wybuchnąć płaczem. Czasem zaczynałam żałować, że w ogóle wyszłam za mąż. Na cholerę mi to było? „Mam dopiero dwadzieścia cztery lata, mogłam się wolnością nacieszyć”, myślałam, chociaż kiedy do kuchni wszedł Darek i objął mnie, całując w kark, od razu poczułam wyrzuty.
– Może gdzieś wyjdziemy wieczorem? – zapytałam męża.
– Niby za co? – warknął.
„No tak, znowu kwestia pieniędzy”, pomyślałam. Wiedziałam, że mąż ma do mnie żal – od trzech miesięcy siedziałam na bezrobociu i chociaż naprawdę szukałam pracy, to jakoś niczego nie mogłam znaleźć. Darek się martwił, co będzie dalej, ja też fatalnie się z tym czułam, tylko teściowa nie miała nic przeciwko. Powiedziała, że kobieta powinna w domu siedzieć. Tak jak ona...
– Przepraszam cię – Darek objął mnie, dodając, że w sumie przecież spacer wiele nie kosztuje. – Możemy jechać do parku...
– Do parku to sobie w niedzielę pojedziecie, a dzisiaj mi Justysia musi włosy pomóc zafarbować, plecy umyć… – wchrzaniła się teściowa. Myślałam, że Darek coś powie w mojej obronie, ale milczał i kilka minut później siedziałam w łazience, szorując rękawicą obrzydliwie tłuste plecy mamuni!
– Mamo, a może znajdziemy mamie jakąś panią z PCK? Ja też chciałabym mieć trochę więcej czasu na szukanie pracy – zapytałam kilka minut później, nakładając jej farbę.
– Ty chyba Justysiu żartujesz sobie, co? – spojrzała w lustro, posyłając mi pełne wyrzutu spojrzenie. – Gdzie ja bym obcą osobę wpuściła do domu, a i płacić za to trzeba. To ja myślałam, że my jak matka z córką żyjemy... Wściekłam się. Zrozumiałam, że jeśli teraz się stąd nie wyrwę, to będzie coraz gorzej!
Następnego dnia zadzwoniłam do Włoch, do mojej kuzynki i poprosiłam ją, żeby poszukała mi jakiejś pracy. Po miesiącu byłam już pod Rzymem. Opiekuję się starszą panią, dbam o jej dom, pomagam we wszystkim. W sumie za świetną tygodniówkę robię to, co u teściowej robiłam za darmo. Darek się na mnie wściekł, ale wiem, że mu przejdzie, zresztą mimo lamentów teściowej zamierzam go tutaj ściągnąć. Posiedzimy tu trochę, to zarobimy na własne mieszkanie.