„Żyję w trasie. Nietypowy zawód dał mi spełnienie i miłość...”
Fot. 123 RF

„Żyję w trasie. Nietypowy zawód dał mi spełnienie i miłość...”

„Moi współpracownicy początkowo byli nieufni. Lecz gdy zauważyli, że radzę sobie nie gorzej od nich, zaakceptowali mnie. Po miesiącu miałam opinię świetnego kierowcy i wielu z nich chciało, bym była ich zmiennikiem. Zostałam przyjęta do ich >>męskiego<< grona. I wkrótce przekonałam moich kolegów, że kumplowanie się z kobietą też ma swoje plusy”. Marzena, 22 lata

– Ela jest w ciąży i w sierpniu bierze ślub, Kaśka znowu pokłóciła się z Piotrem, a Baśka została sekretarką w dużej firmie... – te informacje przekazała mi przyjaciółka, Iza, gdy spotkałyśmy się przy kawie. Plotkowała nieprzerwanie.

– A ty nie znalazłaś pracy? – zapytała.

Technikum skończyłyśmy już kilka miesięcy temu, a ja nadal nie miałam zajęcia. W biurze pośrednictwa pracy skierowali mnie na dodatkowe szkolenia, ale na kursie nie było wolnych miejsc i musiałam poczekać miesiąc. Przez ten czas zastanawiałam się, co właściwie chcę robić w życiu. Jednego byłam pewna: moja praca musi być ciekawa, nie chcę się nudzić.

Rodzina protestowała...

Po kilku dniach dnia wpadła do mnie Iza.

– Mam dla ciebie superwiadomość! W domu handlowym, w którym sprzedaje moja mama, zwolniło się jedno miejsce. Stanowisko sprzedawczyni w dziale obuwniczym może być twoje już od jutra! – zawołała od progu.

Zaskoczona, zaczęłam protestować, ale po chwili do głosu doszedł zdrowy rozsądek. „To nie jest szczyt moich marzeń”, pomyślałam. „Ale chyba na początku nie ma co wybrzydzać”, uznałam, no i przyjęłam tę pracę.

Zajęcie nie należało do trudnych i powoli się przyzwyczajałam. Najbardziej męczyło mnie jednak to, że wszystkie dni w sklepie były do siebie tak strasznie podobne...

Pewnej niedzieli przyszedł do nas wujek. 

– Wiesz, Teresko, postanowiłem rozwinąć swoją firmę – zaczął rozmowę. – Dlatego dokupiłem trzy samochody dostawcze... Chciałem zapytać, czy twój Janek nie chciałby u mnie pracować?

– Przecież on jest na rencie i nie powinien już jeździć samochodami... – odparła mama.

– Pomyślałem, że może jednak... Naprawdę, trudno teraz o dobrego kierowcę.

– Nie ma mowy – mama była nieugięta.

A może ja spróbuję – zażartowłam.

– Niestety, aby prowadzić ciężarówkę, trzeba prawo jazdy wyższej kategorii. To nie jest praca dla kobiet – życie w ciągłych rozjazdach, częste wyjazdy za granicę... 

„Za granicę”, pomyślałam. Nagle zaświtała mi pewna myśl. Od dawna marzyłam o dalekich podróżach. A przecież dobrze jeżdżę samochodem i, co najważniejsze, bardzo to lubię. Jeśli zaliczyłabym dodatkowe szkolenie, na pewno zdałabym egzamin na prawo jazdy odpowiedniej kategorii. „Prowadzenie samochodu ciężarowego nie może być aż tak trudne”, zastanawiałam się. 

Przedstawiłam swój plan rodzinie.

Oszalałaś, dziewczyno! – wykrzyknął mój ojciec. – Czy widziałaś kiedyś babę za kierownicą ciężarówki? I to taką młodą!

– Zrozum, córeczko – wtórowała mu mama. – To ciężka praca. Zresztą wiesz, jak pracował ojciec... Tygodniami nie będzie cię w domu. Będziesz spędzała noce w podrzędnych hotelach i na parkingach. Tam na pewno nie spotkasz porządnego mężczyzny, z którym mogłabyś się związać. Poza tym, kto by chciał taką żonę?

„Jeżeli tak myślą wszyscy, to kobiety jeszcze długo nie wyjdą z kuchni”, złościłam się. „Ja przynajmniej spróbuję, inaczej będę tego żałowała przez całe życie”. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Nie było to łatwe, ale wszystkie egzaminy zdałam świetnie i teraz czekałam tylko na decyzję wujka. Mimo gorących nalegań, wciąż nie chciał przyjąć mnie do pracy. Wreszcie nadarzyła się okazja. Kilku kierowców rozchorowało się na grypę i wujek nie mógł znaleźć zastępstwa.

Czułam się po prostu szczęśliwa

– Jeśli nie dostarczę towaru do drugiego listopada, narażę się na duże straty – powiedział. – Tylko dlatego zgadzam się, żebyś pojechała – dodał z ociąganiem.

Na te słowa czekałam od dwóch miesięcy.

Nie zawiodę cię – uśmiechnęłam się.

Wujek miał jednak nadal zatroskaną minę.

– Mam nadzieję, moja droga, że ci się powiedzie. 

I powiodło się. Towar dowiozłam w terminie, a odbiorca powiedział mi, że pierwszy raz załatwiał formalności w tak miłym towarzystwie. Zadzwonił nawet do wujka, aby mu pogratulować takiego pracownika. Teraz wujek nie miał innego wyjścia – musiał mnie zatrudnić. 

Początkowo jeździłam tylko w krótkie trasy, ale powoli powierzano mi coraz trudniejsze zadania. Jedynie moja mama wciąż była niezadowolona. 

– Gdzie ty znajdziesz męża, przecież jesteś w ciągłych rozjazdach... Czy ty nie chcesz mieć domu, rodziny? – narzekała. 

A ja czułam się po prostu szczęśliwa. Robiłam to, o czym marzyłam przez całe życie... Moi współpracownicy początkowo byli nieufni. Lecz gdy zauważyli, że radzę sobie nie gorzej od nich, zaakceptowali mnie. Po miesiącu miałam opinię świetnego kierowcy i wielu z nich chciało, bym była ich zmiennikiem. Zostałam przyjęta do ich „męskiego” grona. I wkrótce przekonałam moich kolegów, że kumplowanie się z kobietą też ma swoje plusy. 

– Nie wiem, co kupić żonie na imieniny. Myślałem o garnkach, takich nowych, co się podobno nie przypalają. Jak myślisz, ucieszy się? – zapytał mnie pewnego dnia kolega, Rysiek.

– Uważam, że twoja żona cieszyłaby się z tych garnków, ale ty chcesz dać jej prezent, czy wyposażyć kuchnię? – zapytałam z wyrzutem. – Mężczyźni myślą, że największym marzeniem kobiet są garnki i patelnie. Wiesz, co ja chciałabym dostać na urodziny? Coś zupełnie niepraktycznego... na przykład dobre perfumy – poradziłam mu. Okazało się, że trafiłam, jego żona była zachwycona. 

Podróż okazała się najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu

„Rozwiązuję problemy wszystkich wokół, a ze swoim nie mogę sobie poradzić”, myślałam. Jakoś dotychczas nie spotkałam mężczyzny, z którym chciałabym się związać. Co prawda, podobał mi się jeden kolega z pracy, ale on nie zwracał na mnie uwagi. „Dlaczego ten facet mnie nie zauważa”, złościłam się. Krzysztof pracował w firmie wujka trzy lata i był jednym z najlepszych kierowców. Nie miał żony i nie spotykał się z żadną dziewczyną. Szukałam jego towarzystwa, próbowałam się do niego jakoś zbliżyć, ale on po prostu mnie zbywał. „Może mu się nie podobam?”, myślałam z rezygnacją. Pewnego dnia wujek oznajmił mi, że jadę z towarem aż do Hiszpanii i będę zmienniczką Krzysztofa. „Spędzimy razem co najmniej dwa tygodnie!”, pomyślałam z radością. „Może to pomoże w nawiązaniu bliższej znajomości?” Ale niestety, przez całą drogę Krzysztof milczał, a na moje pytania odpowiadał półsłówkami. Dopiero pod koniec podróży zapytałam go wprost, dlaczego mnie unika.

– To nieprawda. Spodobałaś mi się od samego początku. Cenię kobiety niezależne, samodzielne i uparte, ale jakoś nie potrafię zdobyć się na zaufanie w stosunku do żadnej z was. Wolę trzymać bezpieczny dystans, żeby się nie sparzyć... 

– Nie sparzyć się?

Tak, moja była dziewczyna zdradzała mnie za każdym razem, gdy byłem w trasie. I to z moim przyjacielem – w jego głosie brzmiało rozgoryczenie i żal... – Ja już chyba nie wierzę w to, że mógłbym się porozumieć z którąkolwiek kobietą.

Postanowiłam mu udowodnić, że nie ma racji. Ponieważ uznałam, że pierwsze lody zostały przełamane, coraz częściej próbowałam z nim rozmawiać. Początkowo wszystko musiałam z niego wyciągać, ale po jakimś czasie sam zaczął szukać mojego towarzystwa. Te spotkania bardzo nas do siebie zbliżyły. W dniu moich urodzin pojawił się u mnie w domu z pięknie opakowanymi... perfumami.

– Chciałem ci kupić jakiś bardziej praktyczny prezent, ale chłopcy zapewniali, że ty marzysz wyłącznie o tym. A swoją drogą, ciekaw jestem, skąd oni wiedzą takie rzeczy ?

Krzysztof wręczył mi też jeszcze jeden prezent. Była to koperta, a w niej dwa bilety na wycieczkę do Paryża.

– Wiem, że byłaś już we Francji kilka razy, ale zawsze były to kursy z towarami i nie mogłaś spokojnie pooglądać miasta. 

– Tu są dwa bilety. Jedziesz ze mną? – popatrzyłam na niego, a Krzyś przytaknął.

Podróż do Francji okazała się najpiękniejszym wydarzeniem w moim życiu... Poznałam tam całkiem innego Krzysztofa – uśmiechniętego, otwartego i bardzo romantycznego mężczyznę, który po tygodniu, pewnego pięknego wieczoru, nad Sekwaną... oświadczył mi się

– Jesteś wyjątkową kobietą i największym szczęściem, jakie mnie spotkało w życiu.

Równie zaskoczeni byli moi rodzice, gdy pewnej niedzieli przedstawiłam im swojego narzeczonego. I tylko moja mama z nadzieją w głosie zapytała:

– To teraz córeczko przestajesz już jeździć tym samochodem ciężarowym?

Krzysztof uprzedził moją odpowiedź.

– Nie ma mowy. Nikt w firmie by mi nie wybaczył uprowadzenia takiego mistrza kierownicy i najlepszego kumpla...

 

Czytaj więcej