"Miłość zawsze między nami była. Problem stanowiła tylko wierność..."
Taki ze mnie szczęściarz
Fot. Adobe Stock

"Miłość zawsze między nami była. Problem stanowiła tylko wierność..."

Izabella jest spełnieniem moich marzeń o idealnej kobiecie. Czasami słyszę jak mnie obgadują za plecami. Pewnie mi zazdroszczą, bo mam piękną żonę o artystycznej duszy. Nigdy nie pokazałaby mi się na oczy rozczochrana albo „wczorajsza”. Ostatnio coraz później przychodzi do domu, bo dużo pracuje, ale ja i tak jestem z niej taki dumny! Roman, 40 lat

Miałem naprawdę wielkie szczęście, że poznałem swoją żonę. Żyjemy w podłych czasach. Kobiety myślą tylko o jednym – jak wyciągnąć kasę z kolejnego naiwniaka, żeby napompować sobie twarz albo i co innego. Żadna nie zawraca sobie głowy wartościami, rodziną... To dlatego wszędzie wokół pełno niezadowolonych, leniwych księżniczek. Iza była inna, była artystką...

Współczuję swoim kumplom

W pracy często słyszę, jak koledzy narzekają na żony. Są takie niewdzięczne i na nic nie mają czasu. Ciągle gdzieś latają z koleżaneczkami. Flirtują. Zdradzają. Po poznaniu tylu koszmarnych historii aż strach się żenić.

– Moja Hanka tak się zaniedbała – narzekał Staszek. – Od ślubu z dziesięć kilo przytyła, a odkąd pracuje z domu, to zawsze siedzi w piżamie i nawet się nie uczesze.
– Mojej się gotować odechciało – żalił się Filip. – Niby ma tyle pracy, że siedzi po godzinach, ale ja tam jej nie wierzę. Bo teraz zaczęła przebąkiwać, że skoro pierwszy wracam do domu, to ja powinienem zrobić obiad. Niedoczekanie!
– Ba, wiadomo, że im się nie chce! – dodał od siebie Szymek, rozwodnik, którego żona wystawiła za drzwi praktycznie w samych skarpetach. – Moja świętej pamięci mamusia codziennie ojcu szykowała kanapki do pracy, zawsze z czymś innym, żeby mu się nie nudziło. A ja przez dziesięć lat małżeństwa nawet suchej kromki się nie doczekałem. Nie każdy ma takiego farta jak Roman...
Zgadzałem się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości.

Moja Izabella jest zupełnie inna...

Czuła, kochana, absolutnie perfekcyjna. Wiedziałem, że gdy tylko wrócę do domu, powita mnie w progu z uśmiechem.
– Cześć, kochanie! Jak ci minął dzień?
Ani trochę się nie pomyliłem. Jak codziennie, tak i tego dnia wystarczyło, że stanąłem na progu, a drzwi zaraz się przede mną otworzyły. Stała w nich Izabella z naszą najmłodszą Zuzią w ramionach.
– Jesteś głodny? – zapytała Iza, gdy tylko cmoknąłem ją na powitanie w policzek, a córeczkę pogłaskałem po krótkich loczkach. – Są pierogi.
– Ruskie? – zainteresowałem się.
– Dzisiaj z kaszą i skwarkami.
– Poproszę! – ucieszyłem się, podążając za żoną do kuchni.
W międzyczasie zdążyła odstawić Zuzię do kojca, więc gdy tylko znaleźliśmy się na chwilę sami, z dala od ciekawskich oczu dzieciaków, przyciągnęła mnie do siebie i namiętnie pocałowała.
– Takie powitania to ja lubię – szepnąłem, wtulając twarz w jej puszyste włosy, jak najbardziej uczesane i misternie ułożone. Nigdy nie pokazałaby mi się na oczy rozczochrana albo „wczorajsza”. To nie było w jej stylu.
Izabella była piękna. Tak po prostu, nie dało się tego lepiej opisać. Nie za wysoka, nie za chuda (przynajmniej w tych miejscach, gdzie to istotne) i bardzo zgrabna.

Ma własne życie i karierę

Była ode mnie kilka lat młodsza, ale nie na tyle, żeby wydawało się to dziwne czy podejrzane. Wcześniej miała już własne życie i karierę. Iza jest artystką, więc nie pracuje w ustalonych godzinach. Dostaje komercyjne projekty, planuje wystawy, współpracuje z miejscowym teatrem, przygotowując scenografię i kostiumy. Ostatnio miała dłuższą przerwę, bo doczekaliśmy się dwójki dzieci w dość krótkim odstępie czasu, jednak powoli wraca do aktywności. Moja żona stanowi najlepszy przykład na to, że naprawdę można mieć wszystko: spełniać się zawodowo i dbać o rodzinę.
Objąłem ją mocniej i przycisnąłem do ściany w kuchni. Izabella zachichotała, po czym ugryzła mnie w ucho. Zaczęła szeptać o tym, co najchętniej by ze mną zrobiła… O tak, bo jeżeli chodzi o tak zwane sekrety alkowy, również nie miałem na co narzekać. I nie wiadomo, jakby się to skończyło, gdyby nie przerwał nam dziecięcy krzyk:
– Mamooo!
Tym razem Mareczek domagał się uwagi. Iza westchnęła, uśmiechając się smutno, zanim mnie porzuciła.
– Gdy skończysz, włóż talerz do zmywarki.
– Oczywiście, kochanie.

Jestem szczęściarzem

Mam w domu absolutny skarb! Czasami sam w to nie wierzyłem, a jednak. Ożeniłem się z najcudowniejszą kobietą na świecie i te trzy lata, które spędziliśmy razem, mogłem opisać tylko w jeden sposób: cud, miód i malina!
Wieczorem siedzieliśmy wszyscy razem, z cicho szemrzącym w tle telewizorem – zupełnie jak w moim domu rodzinnym. Dzieci jeszcze baraszkowały na kocu, ja oglądałem wiadomości, a Iza bazgrała coś pilnie w swoim szkicowniku.
– Niedługo premiera – odezwała się z namysłem. – Muszę się przyłożyć do pracy, żeby skończyć wszystko w terminie. Spotkania z artystami, ostatnie przymiarki… W piątki na pewno będę wracać późno.
– Naturalnie, to zrozumiałe!
Byłem taki dumny, że sobie świetnie radzi i potrafi wszystko pogodzić.
– Iza jest taka zdolna – usłyszałem niedługo później od Filipa. – Zaprojektowała ulotki reklamowe dla salonu mojej żony. Właśnie je odebraliśmy. Kaśka kazała przekazać, że wyszły idealne.
– Ja widziałem na mieście plakaty – pochwalił się Szymek, rozwodnik. – Dobra robota i sztuka podobno niezła. Może jakieś bilety byś załatwił po znajomości? – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Chyba że do Izuni powinienem zagadać, co? Spotkałem ją ostatnio na mieście, co to za kobieta!
Szymon często rzucał takimi tekstami, bo on akurat znał Izabellę. Zresztą, wszyscy ją kojarzyli, bo ciężko przegapić takie zjawisko.

Wiedziałem, że mi zazdroszczą

Dlatego obgadywali mnie za plecami. Nie da się ukryć, że pod względem szeroko pojętej „urody” nieco od siebie odstawaliśmy, ale miałem inne szlachetne cechy, które żona we mnie ceniła.
Izabella rzeczywiście wracała późno, coraz później. Dziećmi zajmowała się teściowa, a później ja. Szczęśliwie długo byłem kawalerem, więc potrafię coś upichcić. Swoimi własnymi pociechami też mogę się zająć, przecież nie jestem ofermą. Ale potwornie brakowało mi Izy – jej uśmiechu, żartów, pocałunków. Gdy w końcu wracała do domu, była wykończona.
– Jak dzieci? Wszystko w porządku? – zapytała czujnie w piątek po kolejnym długim posiedzeniu z aktorami.
– Oczywiście! – zapewniłem żonę, bo maluchy już dawno spały.
Chciałem ją pocałować, ale wymknęła mi się szybko pod prysznic. Unosił się nad nią zapach charakterystyczny dla starych budynków, pewnie tego teatru. Poczułem też papierosy i… alkohol? Podszedłem do niej ponownie w sypialni, kiedy szykowała się do snu. Objąłem ją od tyłu, odgarnąłem na bok mokre włosy, żeby odsłonić szyję…
Uśmiechnęła się przepraszająco i lekko się ode mnie odsunęła.
– Jestem zmęczona – powiedziała.

Problem była tylko wierność

Przyglądałem się jej uważnie, porzucony w kącie pokoju, podczas gdy Izabella przeglądała zawartość szafy, szykując się na następny dzień.
– Ale… – podjąłem i zaraz urwałem. – Ale między nami wszystko dobrze? – upewniłem się.
– Dlaczego miałoby być inaczej? – odpowiedziała szybko, nie patrząc na mnie.
Poczułem drobne ukłucie w sercu. Izabella była taka piękna, urocza i idealna. Nie wątpiłem, że mnie kocha, bo miłość… Miłość zawsze między nami była. Problem stanowiła wierność.
Izabella była artystką i prowadziła wesołe życie. Pamiętam, jakie plotki o niej krążyły, gdy jeszcze w szkole przychodziła do mojej mamy uczyć się rysunku. Ja już wtedy studiowałem i bywałem w domu jedynie w weekendy. Gdy pierwszy raz Iza się mną zainteresowała, na pewno miała chłopaka, bo to jego zabrała na studniówkę, nie mnie. Wiem też, że zdradzała swojego pierwszego męża, bo… robiła to ze mną. Zgodziła się od niego odejść, dopiero gdy zaszła w ciążę, chociaż… Moja mama od razu zauważyła, że Mareczek nie jest podobny do żadnego z mężów Izabelli – ani byłego, ani obecnego.
Nie rozmawiam z nią od dnia ślubu. Teściowe zawsze są zazdrosne o synowe.
A ja jestem szczęściarzem. Mam piękną żonę, której wszyscy mi zazdroszczą. Zdolną kobietę o artystycznej duszy. Kochającą, troskliwą i zawsze chętną, gdy przytulam się do jej pleców i całuję w czułe miejsce na szyi. Mam dwójkę wspaniałych dzieci, zadbany dom i zawsze obiad na stole. Dzięki Bogu, pierogarnia znajduje się tuż za rogiem.

 

 

Czytaj więcej