"Kocham Olgę, ale okłamałem ją już w pierwszym dniu małżeństwa... W kościele przysięgałem jej wierność, choć wiedziałem, że kłamię. Nigdy nie zapomniałem o swojej byłej dziewczynie. Wszystkie eks były dla mnie nieważne. Wszystkie prócz Justyny..." Grzegorz, 30 lat
– Kochasz mnie? – pytała moja świeżo poślubiona żona w czasie zabawy weselnej.
– Najbardziej na świecie!
– I zawsze będziesz mnie kochał? – dopytywała się.
– Zawsze – potwierdziłem.
– To cudownie! – szeptała. A ja miałem wyrzuty sumienia – wiedziałem, że ten związek zaczyna się od zdrady i że zdrada będzie mu towarzyszyć, bo istnieje kobieta, której nie mogę się oprzeć.
Skończyłem już dwadzieścia dziewięć lat i żona nie była moją pierwszą kochanką. Jednak wszystkie pozostałe były nieważne. Wszystkie prócz Justyny. Poznałem ją trzy lata temu podczas wakacji na Mazurach. Była kuzynką mojego kolegi. Nasza znajomość rozpoczęła się błyskawicznie... Któregoś wieczora Justyna i ja postanowiliśmy poczekać na wschód słońca. Wzięliśmy koc i przytuliliśmy się do siebie, chroniąc się przed nocnym chłodem. Justyna strasznie mi się podobała i miałem nadzieję, że podczas tego oczekiwania do czegoś dojdzie... Tak też się stało. Najpierw się całowaliśmy, potem nasze dłonie zaczęły błądzić po naszych ciałach. Serce biło mi jak oszalałe, gdy ściągnąłem z niej koszulkę, a potem biustonosz. Kochaliśmy się, uciszając się nawzajem, gdyż blisko nas, tuż za trzcinami, łowił ryby jakiś człowiek. Po wszystkim zrobiliśmy sobie kilka zdjęć, by uczcić tę noc.
Po urlopie zacząłem spotykać się z Justyną, a wkrótce razem zamieszkaliśmy. Szybko jednak okazało się, że jesteśmy doskonałą parą tylko w łóżku. Justyna uwielbiała seks i emanowała kobiecością. Ubierała się w seksowną bieliznę, świetnie się poruszała, ale poza łóżkiem zupełnie mnie nie rozumiała. Była trochę szalona i taka niezorganizowana. Ja natomiast jestem typem pedanta. Ona działała pod wpływem impulsu, ja muszę mieć wszystko zaplanowane. Od śniadania do kolacji ciągle się kłóciliśmy o drobiazgi. Za to po kolacji, gdy już byliśmy w łóżku, wszystko nagle się zmieniało. Jako kochankowie pasowaliśmy do siebie idealnie. Mieliśmy takie same temperamenty, takie same upodobania i swobodne podejście do seksu. Po paru miesiącach stało się jednak jasne, że świetny seks nie wystarczy, że aby być razem, trzeba jeszcze zgadzać się pod wieloma innymi względami. Bez specjalnego żalu powiedzieliśmy sobie „żegnaj”. Ale to nie było „żegnaj” raz na zawsze. Zdarzało mi się spotykać Justynę przypadkiem, a takie spotkania kończyły się w łóżku. Obojgu nam to odpowiadało.
Olgę po raz pierwszy zobaczyłem ją na weselu wujka. Tak się złożyło, że oboje nie mieliśmy partnerów do tańca, więc stworzyliśmy parę najpierw na jeden wieczór, a później na stałe. Olga ujęła mnie swoim poczuciem humoru i zaraźliwym śmiechem. Świetnie się z nią bawiłem. Zaimponowała mi też sukcesami zawodowymi. W wieku dwudziestu ośmiu lat została dyrektorem w dużej firmie! A poza tym patrzyła na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Gdy wesele dobiegało końca, poprosiłem Olgę o numer telefonu. Zadzwoniłem do niej już następnego dnia. Kilka godzin później zjawiłem się u niej z całkiem sporym bukietem róż. Olga była zachwycona! I tak się zaczęło.
Spędzaliśmy coraz więcej czasu we dwoje. W końcu pewnego wieczoru trafiła do mojej kawalerki. Przytuliłem się do niej i zacząłem rozpinać jej „dyrektorski” żakiet. Odsunęła mnie od siebie i powiedziała:
– Grzegorz, muszę ci coś powiedzieć. Ja w tych sprawach nie mam zbyt wielkiego doświadczenia – zaczerwieniła się aż po dekolt. – Chciałam, abyś o tym wiedział.
Starałem się okazać najczulszym kochankiem na świecie. Olga była nieco skrępowana, ale mnie w ogóle to nie przeszkadzało. Jak się później dowiedziałem, peszyły ją niektóre moje łóżkowe pomysły. Nie mogłem jej też przekonać, by kupiła sobie fantazyjną bieliznę. Kiedy sam jej ją kupiłem, odłożyła ją głęboko do szuflady. Jednak byłem w niej tak bardzo zakochany, że mi to nie przeszkadzało. Po pół roku znajomości zaręczyliśmy się i ustaliliśmy datę ślubu. W dniu ślubu znaliśmy się dokładnie rok.
Trzy tygodnie przed ślubem mieliśmy iść na imprezę do naszego wspólnego znajomego. Olga się rozchorowała i nie mogła mi towarzyszyć. Byłem gotów z nią zostać.
– Grzegorz, przecież mieszkam z rodzicami i oni się mną zaopiekują – protestowała. – Idź i baw się dobrze.
Gdybym wiedział, że na imprezie spotkam Justynę, nigdy bym tam nie poszedł... Justyna zauważyła mnie chwilę po tym, jak wszedłem do mieszkania znajomego.
– Cześć, Grzesiu – krzyknęła. – Dawno się nie widzieliśmy. Wyglądała jak zwykle bardzo atrakcyjnie. Gdy tylko rozpoczęły się tańce, zaprosiła mnie na środek sali. W pewnym momencie poczułem, że Justyna coraz bardziej się do mnie przytula.
– Justyna, nie możemy tak tańczyć – odsunąłem ją zdecydowanie.
– A to dlaczego? – zdziwiła się.
– Jestem zaręczony. – Ach tak? A która z tych kobiet to twoja narzeczona? – rozejrzała się dookoła.
– Nie ma jej tu – odparłem. Jej ręce zaczęły dotykać moich pośladków.
– Przestań! – powiedziałem stanowczo. – Tu są znajomi Olgi!
– Ale przecież jej o nas nie powiedzą – szepnęła. – Było nam tak dobrze...
– Odczep się ode mnie – warknąłem i szybko wyszedłem z imprezy.
Pojechałem do domu. „Justyna jest piękną i śmiałą kobietą. Trudno nie ulec jej urokowi”, myślałem, leżąc w łóżku.
Następnego ranka obudził mnie dzwonek do drzwi. Odwiedziła mnie Justyna...
– Nie bój się – powiedziała na przywitanie. – Przyszłam cię przeprosić za moje zachowanie. No i skoro się żenisz, chcę ci dać nasze wspólne zdjęcia. Najlepiej je zniszcz, żeby żona ich nie zobaczyła...
– Bardzo dobry pomysł – mruknąłem i nie wiadomo czemu, wpuściłem ją do środka. Miała na sobie czerwoną, obcisłą sukienkę z dużym dekoltem. Zauważyłem, że spod sukienki wystają koronki pończoch. Przypomniałem sobie nasze noce. „Jeśli ona zaraz stąd nie wyjdzie, to stanie się coś złego”, pomyślałem. Justyna usiadła na tapczanie i rozejrzała się po pokoju.
– Nic się nie zmieniło – stwierdziła. – Popatrz, to są twoje zdjęcia...
Rzuciłem na nie okiem. Były to fotografie zrobione po naszej pierwszej nocy.
– Pamiętasz ten wschód słońca? – spytała.
– Jak mógłbym zapomnieć – odparłem. Wtedy usiadła koło mnie na tapczanie, ujęła moją dłoń i przesunęła nią po swych udach ubranych w pończochy, aż do miejsca, gdzie znajdują się koronki, a potem naga skóra. Zaczęliśmy się całować, a jej dłonie otworzyły mi rozporek. Gdy wyciągnęła moją męskość, nachyliła się.
– Czy twoja narzeczona jest tak szybka jak ja? Czy to potrafi? – spytała.
– Nie – poddałem się.
Zaczęła pieścić mnie ustami. Potem stanęła nade mną i powoli jak striptizerka podniosła sukienkę, bym zobaczył ją w pończochach i pasie do pończoch. Potem podeszła do ściany i oparła się o nią rękami. Znalazłem się za nią i wszedłem w nią od tyłu. Zaczęliśmy się rytmicznie poruszać...
– Będziesz do mnie wracał... – szepnęła.
– Zawsze... – wydyszałem.
– Obiecaj, że zawsze będziesz mi wierny – zażądała.
– Obiecuję – powiedziałem, nie zdając sobie sprawy z tego, co mówię. Uświadomiłem to sobie dopiero, kiedy Justyna wyszła.
„Przecież ja za trzy tygodnie się żenię! Zdradziłem Olgę. Przyrzekłem wierność Justynie!”, byłem wstrząśnięty swoim zachowaniem. Wiedziałem, że nie mogę przyznać się Oldze do zdrady, bo mnie porzuci. Naprawdę ją kochałem, chciałem z nią się ożenić, z nią spędzać noce i z nią się kochać. Ale zdawałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie oprzeć się urokowi Justyny i gdy znajdę się w jej pobliżu, znów zdradzę Olgę...
Trzy tygodnie później w kościele przysięgałem wierność Oldze, choć wiedziałem, że kłamię. Na weselu wielokrotnie powtarzałem żonie, że ją kocham. A miesiąc później spotkałem się z Justyną...