"Myślałam, że już nigdy się nie zakocham. Ale ten jeden taniec zmienił wszystko..."
Fot. 123 RF

"Myślałam, że już nigdy się nie zakocham. Ale ten jeden taniec zmienił wszystko..."

"Moja młodsza siostra brała już trzeci ślub. Tym razem kościelny. A ja? Byłam singielką, chociaż wcale tego nie chciałam! Kiedy wesele zaczęło się rozkręcać, powoli otrząsałam się z ponurych myśli. Problem pojawił się dopiero podczas oczepin. Welon Elizy spadł wprost na moją głowę, więc nie miałam szansy uciec. Teraz czekał mnie taniec z kawalerem, który złapie muszkę..." Joanna, 40 lat 

Moja młodsza siostra wychodzi za mąż. Trzeci raz. Trzeci raz pokroi tort, trzecia miłość jej życia przeniesie ją przez próg podczas jej trzeciego wesela. Ja w swoim życiu miałam tylko jednego mężczyznę. Ta namiastka związku w ogóle nie przypominała romantycznego zauroczenia – raczej niefortunny zbieg okoliczności. Byliśmy jak dwa kamienie. Trwaliśmy obok siebie, bo sami nie potrafiliśmy się ruszyć. Dopiero kiedy zjawiła się ta trzecia i przepchnęła Darka dalej, nasz związek się skończył. Siłą sprawczą okazała się jego koleżanka z pracy. Nawet nie miałam żalu o ten banał. Stało się i już. Kiedy pakował swoje rzeczy, nie płakałam. Pomogłam mu znaleźć kilka dokumentów i doradziłam, jak ułożyć ubrania w walizce, żeby zmieściło się ich więcej. Na pożegnanie podaliśmy sobie ręce.

Czy byłam skazana na samotność?

Patrząc na stojącą przed Kościołem, zastanawiałam się, czy można prawdziwie pokochać trzech różnych mężczyzn, jak Eliza, i czy można przez całe życie nie pokochać nikogo, tak jak ja. Czy byłam skazana na jałową samotność z wyroku przeznaczenia? Czy powód tej uczuciowej miernoty tkwił we mnie samej?
Rozejrzałam się po otaczających nas gościach. Rodzina pana młodego promieniała entuzjazmem. Moi krewni z trudem tłumili kpiące uśmiechy.
– Rok – odezwała się nagle mama.
– Pięć miesięcy – przelicytował ją wujek Staszek.
– Dajcie spokój – mruknęłam.
Nie widziałam nic zabawnego w tych zakładach. Moja siostra musiała być z kimś, bo życie w pojedynkę ją przerażało. Pod tym względem byłyśmy bardzo podobne – z tą różnicą, że ona szukała miłości, a ja uważałam, że na nią nie zasługuję.
Eliza ściągnęła mnie wzrokiem. Przez chwilę widziałam w jej oczach zwątpienie. Nie była pewna, czy dobrze robi. Zawsze zdawała się na innych ludzi. „Chodź do mnie”, wołała spojrzeniem.
Podeszłam, by dodać jej otuchy.
– Co jest?
– Boję się… – wyznała nagle.
– A wcześniej się nie bałaś?
– Nie.
– To może być dobry znak. – Uśmiechnęłam się.
– A jak nie?
– No to znowu się rozwiedziesz. Masz wprawę.
Eliza odetchnęła z ulgą.
– Właśnie. Najwyżej się rozwiodę. – Potrząsnęła głową, jakby pozbywała się wszelkich wątpliwości. Była tak cudownie nieskomplikowana.

Ten ślub był inny od dwóch poprzednich...

Zadowolona z dobrze wypełnionej misji, odwróciłam się i stanęłam oko w oko z przypatrującym mi się mężczyzną. Był nieco ode mnie starszy, a jego surowa twarz wyrażała dezaprobatę. Parę minut później rozpoczęła się ceremonia zaślubin.
Chociaż wszystko przebiegało jak zawsze, czułam, że tym razem jest zupełnie inaczej. Głos mojej siostry drżał, kiedy wymawiała słowa przysięgi. Szczerze wzruszona obserwowałam, jak młoda para wymienia się obrączkami. Zapiekło mnie pod powiekami, ścisnęło w gardle, choć nie należałam do osób, które łatwo ulegają emocjom. Sięgnęłam do torebki po chusteczkę.
Łzy? To chyba przesada. Przecież i tak mają się rozwieść – szepnął ktoś stojący tuż za mną.
Zesztywniałam, słysząc ten niegrzeczny ton, ale nie zareagowałam. Nie będę się tłumaczyć ze słów rzuconych żartem, które ktoś podsłuchał i których nie zrozumiał.
Eliza i Jurek wyszli przed budynek. Tym razem, zamiast monet i ryżu, użyliśmy baniek mydlanych. Elizie zależało, by odróżnić ten ślub od dwóch poprzednich. Dlatego sukienkę miała bardzo skromną.
Kolejne osoby podchodziły do młodej pary i składały życzenia. Jedną z nich był ów niemiły typ. Objął ciasno Jurka i szorstko poklepywał po plecach.
– Co to za facet? – zapytałam mamę. – Nigdy wcześniej go nie widziałam.
– To Andrew, Andrzej, przyrodni brat Jurka. Wczoraj przyleciał do Polski, bo na stałe mieszka w Stanach.

Andrew nie był zbyt miły

Zerkałam na Pana Amerykę, zastanawiając się, jak uniknąć spotkania i konieczności prowadzenia wymuszonej rozmowy. Bo miła na pewno by nie była. Mógł się uprzedzić po tym, co usłyszał, ale nadal za szybko oceniał. Nie znając całej sytuacji, kontekstu. Rozmyślając o tym nieporozumieniu, wpatrywałam się w Pana Amerykę coraz intensywniej. Był całkiem przystojny, choć zdecydowanie zbyt wysoki. Chyba mu to przeszkadzało, bo poruszał się jakoś niezgrabnie i wyraźnie garbił, jakby nie chciał zbytnio wyróżniać się z tłumu. W sali weselnej jak na złość usadzono mnie i Pana Amerykę obok siebie. „Świetnie”, pomyślałam. Naprawdę świetnie.
– Znowu będzie pani płakać? – zapytał.
– Niby czemu miałabym płakać?
– Nie wiem, ale ma pani bardzo nieszczęśliwą minę.
Z niezręcznej sytuacji wyratowali mnie wujek i tata, którzy zaczęli wypytywać Andrew o szczegóły jego życia w Ameryce. Odpowiadał dość niechętnie, jakby peszył go fakt, że odniósł tam sukces. Najwyraźniej nie należał do osób, które lubią dużo mówić, zwłaszcza o sobie.
Wesele się rozkręcało i ja też wreszcie się rozluźniłam. Problem pojawił się dopiero podczas oczepin. Welon Elizy spadł wprost na moją głowę, więc nie miałam szansy uciec. Teraz czekał mnie taniec z kawalerem, który złapie muszkę. Byłam fatalną tancerką, na domiar złego moim partnerem miał być Andrew. Po co mu to? Czemu łapał tę muszkę?
– Zapraszamy do tańca naszą nową parę! – krzyknął wodzirej.
– Miejmy to już za sobą – warknęłam.

Nagle stało się coś dziwnego

Andrew ostrożnie objął mnie w talii. I wtedy to się stało! Poczułam, jak miękną mi kolana. Ogarnął mnie dziwny niepokój i elektryzujące podekscytowanie. Ciepło jego dużych dłoni przeniknęło przez cienki materiał sukienki, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Moje ciało reagowało na jego dotyk w sposób zdumiewający. Jakby go znało!
Piosenka była wolna i okropnie się dłużyła. Jednocześnie nie chciałam, by się skończyła. Czułam się skrępowana i zarazem poruszona do głębi. Pan Ameryka trzymał mnie pewnie w objęciach i prowadził z niewątpliwą wprawą. W tańcu jego niezgrabność zniknęła.
– Nogi się pani plączą – zauważył, zbliżając swoje usta do mojej skroni.
Jego gorący oddech omiótł moją skórę.
– Wytrzyma pan jeszcze te kilka sekund – wysiliłam się na obojętny ton.
Roześmiał się i przyciągnął mnie bliżej. Czułam, jak roztapiam się od środka...
– Wytrzymam całą następną piosenkę – zaoferował się.
Nie odmówiłam. Przyjemność wygrywała ze skrępowaniem. Liczył się tylko jego dotyk, zapach… Niestety, zamiast przyjemnej ballady, z głośników popłynął irytująco przaśny biesiadny szlagier.
– Może jednak nie. – Uśmiechnął się przepraszająco.
Znowu zrobiło się niezręcznie, więc się odsunęłam. Pan Ameryka patrzył na mnie przez chwilę. Dostrzegłam, że ze sobą walczy, że ma na coś ochotę, ale… brakuje mu odwagi. Choć mierzył niemal dwa metry wzrostu, skurczył się w sobie i wycofał. Odszedł w stronę naszego stolika i zajął swoje miejsce. Pomyślałam, że chętnie oglądałabym go przy posiłkach każdego dnia…

Zaczynam tęsknić, pragnąć, pożądać…?

O nie! Czyżby tak bardzo brakowało mi mężczyzny, że wystarczyły rozgrzane dłonie polskiego Amerykanina i jego gorący oddech muskający moje ucho, abym chciała się dla niego zmienić w kuchareczkę pichcącą mu obiadki i serwującą śniadanka do łóżka?
Potarłam dłońmi twarz i spróbowałam się uspokoić. Za dużo wrażeń. Widać śluby źle na mnie działają. Zaczynam tęsknić, pragnąć, pożądać…
Powinnam odetchnąć świeżym powietrzem. Emocje opadną, myśli się rozjaśnią. Wyszłam przed hotel i wzięłam głęboki oddech. W słabo oświetlonym ogrodzie dostrzegłam Elizę, która obejmowała swojego trzeciego męża.
– Może się jednak nie rozwiodą – odezwał się głos za mną, z ledwie słyszalnym obcym akcentem.
– Szczerze im tego życzę. Naprawdę.
Andrew milczał. Bał się powiedzieć coś więcej, bał się odrzucenia. Doskonale go rozumiałam. Zwykle zachowywałam się tak samo i.. nic się nie działo. Czułam, że chce, bym przejęła inicjatywę. O dziwo, byłam gotowa to zrobić.
– Wierzysz w miłość od pierwszego tańca?
Postawiłam wszystko na jedną kartę. Dobiegałam czterdziestki i nie miałam ochoty na podchody, udawanie i męsko-damskie gierki.
– Dobre pytanie – odparł.
Odwróciłam się w jego stronę, a on się do mnie uśmiechnął.
– Myślę, że tak. Muszę jeszcze raz spróbować, żeby się upewnić.

 

Czytaj więcej