"Może się to wydawać śmieszne, że wiązałam wielkie nadzieje z chłopakiem, z którym nie spotykałam się już ponad dwa lata. Zawsze jednak myślałam, że w końcu będziemy razem, że dorośniemy do siebie. Przecież wiele razy mówił mi, że jestem miłością jego życia..." Anna, lat 26
Kiedy moja przyjaciółka Magda powiedziała, że Rafał się żeni, nie mogłam uwierzyć. Chociaż to ja odeszłam od niego jakiś czas temu, cały czas miałam nadzieję, że między nami jeszcze się ułoży. W głębi serca liczyłam na happy end.
– Jeszcze w maju na tej imprezie u Kaśki opowiadał każdemu, kto tylko chciał słuchać, że jesteś miłością jego życia i że zrobiłby wszystko, żebyś tylko do niego wróciła, a w październiku żeni się z inną kobietą! Co za idiotyzm! – prychała Magda.
– Może muszą się pobrać – podsunęłam. To była, niestety, właściwie jedyna pocieszająca myśl podczas naszej rozmowy.
– Otóż nie, moja droga. Powiedział Kaśce, że to jest miłość jego życia, że spłynęła na niego jak nagłe olśnienie i wszystko inne przestało się liczyć – Magdzie płonęły oczy. – Poszli na pierwszą randkę, w ciemno – opowiadała. – I jeszcze tego samego wieczoru wsiedli do pociągu i pojechali razem nad morze. Wyobrażasz to sobie?! Następnego dnia musieli dzwonić do swoich firm i prosić o urlop na żądanie! Ona się do niego wprowadziła po dwóch tygodniach!
„Przecież mówił, że mnie kocha”, myślałam. „Że nigdy mnie nie zapomni...”. Magda dalej opisywała historię romansu Rafała z jego przyszłą żoną, a ja starałam się nie rozpłakać... Jakoś się pozbierać...
– Przepraszam cię, Magda, ale ja muszę iść – powiedziałam, wstając od stolika. – Muszę to jakoś przetrawić. W samotności.
– Przykro mi, Ania – Magda spojrzała na mnie ze współczuciem. – Jeśli mogę ci jakoś pomóc... Wiem, że Rafał mimo wszystko wiele dla ciebie znaczył. „Wciąż znaczy”, stwierdziłam w duchu, torując sobie drogę między stolikami.
To może śmieszne, że wiązałam takie nadzieje z chłopakiem, z którym nie spotykałam się już ponad dwa lata, ale... zawsze myślałam, że w końcu będziemy razem, że dorośniemy do siebie, że... Wyobrażałam sobie happy end jak z filmu. „Głupia ty, głupia”, wymyślałam sobie, gnając niemal na oślep w stronę domu. Rafała poznałam w takich właśnie okolicznościach. Biegłam do domu. Miałam za sobą zły dzień. Niezadowoleni klienci, złośliwa szefowa, nieżyczliwy kierowca autobusu – wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Nagle usłyszałam:
– Gdzie tak lecisz, ślicznotko?! Stanęłam jak wryta. Odwróciłam się powoli, zobaczyłam przed sobą wysokiego chłopaka i wybuchnęłam:
– Jakim prawem mnie zaczepiasz?! Wydaje ci się, że mi to pochlebia? To jest po prostu chamskie! Nie życzę sobie takiego traktowania, słyszysz, buraku?!
– Matko! – jęknął chłopak. Miał strasznie głupią minę. – Bardzo mi przykro, że poczuła się pani urażona, ale ja nie mówiłem do pani...
– Słucham?
– Wołałem moją siostrę – wyjaśnił. – Tam stoi – wskazał na zaśmiewającą się do łez dziewczynę kilka metrów ode mnie.
Tak poznałam Rafała... Tego samego dnia dałam się zaprosić na kawę, a następnego na lody, potem do kina i ani się obejrzałam, a nie umiałam sobie wyobrazić dnia bez Rafała.
Nasz związek był równie burzliwy, jak nasze spotkanie. Kochaliśmy się jak wariaci, ale też kłóciliśmy się żarliwie. Rafał miał mnóstwo zalet: był czuły, wrażliwy i bardzo zabawny. Miał też, niestety, wady, a największą z nich była zazdrość. Na początku nawet mi się podobało, że reaguje złością na każdego faceta w mojej obecności. Ale z czasem to się stało straszliwie męczące.
– Jaki jest ten facet, który odbiera telefony u ciebie w biurze? – Kiedy z tobą ostatnio rozmawiałem przez komórkę, słyszałem męski głos. Z kim byłaś? Aśka widziała cię na mieście z jakimś blondynem. Zawsze wolałaś brunetów. Zmienił ci się gust? Każdego dnia padały nowe pytania. Gdybym naprawdę miała romansować z każdym facetem, który budził podejrzenia Rafała, nie miałabym czasu na nic innego. W końcu miarka się przebrała, kiedy Rafał wpadł do mnie do pracy z awanturą, bo jakiś jego kolega widział mnie w restauracji ze starszym gościem.
– I nie wyglądało to na służbowy lunch! – wrzeszczał. – Łapałaś go za rękę i całowałaś w policzek! Nie zrobisz ze mnie idioty! Nie wmówisz mi, że to kolega! On był ze dwadzieścia lat starszy od ciebie!
– Trzydzieści – poprawiłam go zimno. – To był mój tato.
Oczywiście przepraszał. Starał się zbagatelizować sprawę, żartował z siebie i robił mnóstwo śmiesznych min. Ale ja już miałam dosyć takiego traktowania.
– Wróć, jak dorośniesz – powiedziałam, kiedy się rozstawaliśmy. I wierzyłam, że tak się stanie! Że Rafał przemyśli swój błąd i znowu zaczniemy się spotykać.
Rafał wrócił do mnie po miesiącu.
– To przecież nie może tak być, Ania – powiedział. – Przecież my się kochamy.
Przez ten miesiąc rozłąki brakowało mi go tak bardzo, że prawie zapomniałam, jakim ciężarem była dla mnie jego podejrzliwość. Pamiętałam tylko, jak nam było ze sobą dobrze. Poszliśmy na kolację, a skończyliśmy w moim mieszkaniu, a dokładnie w moim łóżku. I może nawet wszystko by się z czasem ułożyło, gdyby nie to, że rano przyłapałam Rafała na przeszukiwaniu mojej torebki. Znowu zerwaliśmy.
Od tej pory kilka razy wracaliśmy do siebie i się rozstawaliśmy. On regularnie przysyłał mi sms-y z wyznaniami miłości, opowiadał znajomym, jak mnie kocha. Ciągle jednak uznawałam, że nie jest jeszcze gotowy, czekałam na jakąś przemianę...
Czy to możliwe, że Rafał znalazł nową miłość swojego życia... Że tak szybko o mnie zapomniał?”, myślałam. Nie mogłam się pogodzić z tym, że on już mnie nie kocha i że zostanie mężem innej kobiety. Przez cały czas spodziewałam się jakiegoś zwrotu akcji. Wyobrażałam sobie, że Rafał przychodzi do mnie w sobotę rano, tuż przed swoim ślubem i mówi mi, że to mnie kocha. Że z tamtą dziewczyną związał się tylko po to, żeby o mnie zapomnieć, i że, jeśli tylko się zgodzę, on zrezygnuje ze ślubu z nią, a ożeni się ze mną. To naiwne, wiem. Wiedziałam to już wtedy, kiedy wyobrażałam sobie taką scenę. A jednak cały czas wierzyłam, że tak się stanie...
Kiedy nadeszła sobota, a Rafał się nie pojawiał... Byłam bliska załamania nerwowego. Wciąż jednak się nie poddawałam. „Tyle razy go odrzuciłam, nie przyjdzie do mnie już więcej”, wymyśliłam. „Kto zniósłby tyle koszy?”. I wtedy z całkowitą jasnością uświadomiłam sobie, co muszę zrobić! Spojrzałam na zegarek. Do ceremonii została jeszcze tylko godzina. Dzięki Magdzie znałam wszystkie szczegóły. „Muszę zdążyć”, pomyślałam i wybiegłam z domu. Pojechałam do kościoła taksówką, tak jak stałam – w dżinsach i bawełnianej bluzie. Kiedy dotarłam na miejsce, podjechał właśnie samochód z Rafałem i jego narzeczoną. Mój ukochany wyglądał doskonale w pięknie skrojonym smokingu, a jego wybranka była, trzeba to przyznać, wyjątkowo ładną dziewczyną. Na pierwszy rzut oka robiła wrażenie sympatycznej, ale nie miałam zamiaru pozwolić, żeby mnie to powstrzymało. Pomyślałam, że jeśli nie odwiodę Rafała od tego ślubu, to ona w małżeństwie z nim będzie nieszczęśliwa.
Rafał od razu mnie zauważył.
– Ania! – wykrzyknął radośnie. – Jak się cieszę, że cię widzę! Poznaj Beatę – moją przyszłą żonę.
– Łatwo się zorientować – powiedziałam. – Gratulacje! Mogę cię prosić na chwilkę?
– Tak – odparł i uśmiechnął się przepraszająco do Beaty. Odeszliśmy na bok, a ja nabrałam powietrza w płuca i...
– To naprawdę świetnie, że przyszłaś – powiedział Rafał. – Tak wiele dla mnie znaczysz, że głupio bym się czuł, gdyby cię nie było obok mnie w najważniejszym dniu mojego życia.
– Naprawdę? – wyjąkałam.
– Wiem, nie zaprosiłem cię, ale to była chwila słabości. Pomyślałem, że może być niezręcznie... Ale nie jest, wiesz?
Od samego początku miałaś rację! My nie byliśmy dla siebie!
– Nie?
– Trudno mi było w to uwierzyć, bo kochałem cię jak wariat, ale to ty byłaś mądrzejsza – uśmiechnął się do mnie. – Teraz to wiem. Kiedy poznałem Beatę, pojąłem, że to, co czułem do ciebie, to nie była prawdziwa miłość, tylko namiętność. Szalona namiętność.
Poczułam się tak, jakby ktoś walnął mnie w brzuch. Nie spodziewałam się tego.
– Więc to tobie zawdzięczam swoje szczęście! – uśmiechnął się triumfalnie. „Kocham cię”, pomyślałam i otworzyłam usta, żeby powiedzieć to na głos. – Życzę wam wiele szczęścia – powiedziałam zamiast tego schrypniętym głosem.
Rafał uściskał mnie i odszedł... A ja patrzyłam, jak podchodzi do swojej przyszłej żony, jak ją przytula i całuje w czoło. Wszystkie wizje szczęśliwego zakończenia nagle rozwiały się jak dym i z całą jasnością zrozumiałam coś, co powinnam pojąć już dawno temu – że nie da się skleić tego, co się już roztrzaskało.