"Pewnego wieczoru, porządkując szafki, znalazłam plik kartek. Kiedy zaczęłam czytać kopię odręcznie napisanego listu do dyrekcji liceum, w którym uczy mój mąż, zamarłam. Pierwsze zdanie brzmiało jak ponury żart: Jestem uczennicą klasy maturalnej i byłam molestowana seksualnie przez profesora Tadeusza Malinowskiego..." Lucyna 39 lat
Wydawało mi się, że dobrze znam swojego męża. Przez wszystkie lata małżeństwa zawsze mogłam na niego liczyć. I nagle cały mój świat legł w gruzach. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie chciałam uwierzyć... Wszystkie fakty jednak mówiły same za siebie.
Poznaliśmy się jeszcze na studiach. Tadeusz był najlepszym matematykiem na wydziale, ja zaś romantyczną humanistką. Zaraz po studiach pracował przez pewien okres jako asystent profesora. Później dostał posadę w liceum, w którym uczył do niedawna. Tadeusz zawsze miał powodzenie u kobiet, nie spodziewałam się jednak, że pewnego dnia może się wplątać w tak bulwersującą historię.
Gdy w pracy dostałam awans, zaczęłam coraz częściej wyjeżdżać służbowo do Warszawy. Pewnego wieczoru, porządkując szafki, znalazłam plik kartek. Kiedy zaczęłam czytać kopię odręcznie napisanego listu do dyrekcji szkoły, zamarłam. Pierwsze zdanie brzmiało jak niesmaczny żart: „Jestem uczennicą klasy maturalnej i byłam molestowana seksualnie przez profesora Tadeusza Malinowskiego”.
Z coraz większym niepokojem odczytywałam kolejne wersy przedziwnego listu. Z opisu wynikało, że wszystko zaczęło się podczas szkolnej wycieczki, pół roku temu. Rzekomo po ognisku Alicja, uczennica czwartej klasy, poszła z Tadeuszem na spacer. W pewnej chwili mąż zaczął ją przytulać i całować. „Profesor opowiadał mi wtedy o gwiazdach, a jednocześnie dotykał mojej twarzy i włosów”, czytałam dalej.
Astronomia była pasją Tadeusza jeszcze w liceum i podczas studiów. Z przerażeniem przypomniałam sobie, jak na randkach imponował mi wiedzą, z jaką łatwością potrafił mnie zauroczyć.
„Po powrocie z rajdu wciąż szukałam kontaktu z profesorem Malinowskim. Prosiłam go o porady dotyczące rozwiązywania zadań i pomoc w przygotowaniu do matury. Zostawałam z nim w klasie po lekcjach. Często dotykał mojej dłoni, czasem głaskał mnie po twarzy, po szyi, muskał delikatnie ustami ramiona”. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz. Nie mogłam uwierzyć, że jakaś dziewczyna w taki sposób pisze o moim mężu.
Po chwili czytałam dalej: „Uwodził mnie, mówiąc, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie”.
Chwilę później dowiedziałam się, że czasami pan profesor zapraszał ją do domu, aby pochwalić się unikatowym zbiorem książek. „Pewnego razu zaproponował mi wspólny wyjazd na weekend do Pragi. Nocowaliśmy u jego przyjaciela ze studiów.” Ku mojemu zdumieniu data podana przez dziewczynę pokrywała się z moim trzydniowym pobytem w Warszawie. „Profesor częstował mnie różnymi zagranicznymi alkoholami, a następnie pieścił. Często siadałam mu na kolanach, a wtedy on gładził ręką moje uda”.
Zaskakiwała mnie odwaga i bezpośredniość, z jaką dziewczyna opowiadała o romansie z nauczycielem. Dziewczyna skarżyła się, że Tadeusz ją omotał do tego stopnia, iż zakochała się w nim i nie mogła się przygotować do matury. Twierdziła, że odpowiedzialność za jej niepowodzenie na egzaminie spoczywa na profesorze Malinowskim.
Tamtego wieczoru nie chciałam słuchać jego poplątanych wyjaśnień. Byłam zdruzgotana tym, co wcześniej przeczytałam. Nie miałam powodu, by nie wierzyć w prawdziwość słów tej dziewczyny. W końcu była maturzystką i z pewnością nie wymyśliłaby całej tej historii tylko po to, by zatruć życie Tadeuszowi.
– Dziewczyna ma bujną wyobraźnię i chyba jest we mnie zakochana. Postanowiła się zemścić za to, że nie zwracam na nią uwagi. Dlatego wysłała ten list do dyrekcji szkoły. Uwierz mi, sam stałem się jej ofiarą! Przez nią mogę stracić pracę! – próbował bronić się Tadeusz.
– Nie okłamuj mnie! Nie jestem głupia i nie dam się ugłaskać tanimi kawałkami o uczennicy zakochanej w profesorze, która szuka zemsty! Spałeś z tą smarkulą, a potem miałeś czelność mnie dotykać i mówić o wielkiej miłości! Czuję do ciebie tylko obrzydzenie! – krzyknęłam, choć pomyślałam, że Tadeusz może mówić prawdę.
Nie wiedziałam już, komu mam wierzyć. Przepłakałam całą noc. Nazajutrz zrobiłam prywatne dochodzenie...
Przypomniałam sobie o weekendzie, który Tadeusz rzekomo spędził z dziewczyną w Pradze. Podobno nocowali wówczas u jego przyjaciela. Znałam go i wiedziałam, że tylko on może powiedzieć mi prawdę. Postanowiłam do niego zadzwonić.
– Wiem, że to pytanie cię zaskoczy, Piotrze, ale chcę cię prosić o szczerą odpowiedź. To dla mnie ważne – zaczęłam. – Muszę wiedzieć, czy od 12 do 14 kwietnia był u ciebie Tadeusz, czy odwiedził cię wówczas – słowa z trudem przechodziły mi przez gardło.
– Tak, był u mnie wtedy. Zaprosiłem go na przyjęcie urodzinowe – powiedział.
– Czy przyjechał sam? Powiedz mi prawdę – prosiłam.
– Tak, tak... oczywiście... – wahał się przez moment.
– Proszę cię, nie okłamuj mnie. Tu chodzi o moje małżeństwo, o przyszłość...
– Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji, Lucyno. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi... – wyszeptał i po chwili dodał: – Nie był sam. Przyjechał z jakąś młodą dziewczyną. Nie wiem, co ich ze sobą łączyło. Tadeusz mówił, że jest jego uczennicą i że ją przywiózł, bo bardzo chciała zobaczyć Pragę. Mówił, że o wszystkim wiesz... – urwał Piotr.
Teraz byłam pewna – cała ta obrzydliwa historia nie jest wytworem bujnej wyobraźni dziewczyny...
– Jesteś podłym kłamcą! – oskarżyłam Tadeusza.
– To nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza – wydukał mąż.
– Przestań mydlić mi oczy. Jak mogłeś mi to zrobić? Ta dziewczyna mogłaby być twoją córką! – krzyczałam.
– Wybacz, kochanie. Popełniłem błąd. Przyrzekam ci, że to nigdy więcej się nie powtórzy – obiecywał.
Przez kilka kolejnych dni w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Spaliśmy w osobnych sypialniach i unikaliśmy swojego towarzystwa. Patrzyłam na Tadeusza, jak nie mógł dla siebie znaleźć miejsca, jak bezskutecznie próbował się do mnie zbliżyć.
– Lucynko, ja już dłużej tego nie wytrzymam – powiedział pewnego dnia Tadeusz, chcąc przerwać kłopotliwą ciszę. – Potrzebuję twojego przebaczenia. Ta dziewucha rozdmuchała całą tę aferę, bo nie chciałem od ciebie odejść. Oskarżając mnie, naiwnie liczyła, że w ten sposób unieważnią jej oblaną maturę. Wybacz mi – błagał Tadeusz.
Na szczęście dla mojego męża Alicja skończyła już osiemnaście lat i w świetle prawa była pełnoletnia. Mąż jednak wkrótce stracił pracę. Później nieoczekiwanie wizytę złożył nam ojciec Alicji.
– Niech ci się nie wydaje, profesorku, że ujdzie ci to na sucho! Zapłacisz mi za krzywdę mojego dziecka, zboczeńcu! Jak mogłeś skrzywdzić takie niewinne dziecko?! – krzyczał mężczyzna.
Miałam już tego wszystkiego dosyć. Czułam się zmęczona i upokorzona całą tą aferą. Pewnego dnia, wracając z pracy, zobaczyłam męża czule obejmującego jakąś młodą dziewczynę. Zrozumiałam wówczas, że Alicja nie była pierwszą ani jedyną panienką, z którą Tadeusz miał romans. Nie mogłam już słuchać pokrętnych wyjaśnień męża, który znowu zapewniał mnie, że kolejna dziewczyna jest tylko jego byłą uczennicą i że nic go z nią nie łączy. Zupełnie straciłam do niego zaufanie.
Wzięłam urlop. Postanowiłam zaszyć się w Bieszczadach i zapomnieć o całym tym koszmarze. Dopiero tutaj, na pustkowiu, zrozumiałam, jak bardzo przez wszystkie te lata byłam zdominowana przez męża. Żyłam w jego cieniu, wierząc bezgranicznie w jego uczciwość i lojalność. Gdy wróciłam do domu, byłam już inną kobietą.
– Chcę rozwodu, Tadeusz. Nie zniosę dłużej twoich kłamstw i krętactw. Nie mam już siły – oświadczyłam. – Mam nadzieję, że rozstaniemy się jak kulturalni ludzie i nie będziemy ze sobą walczyć w sądzie. Nie mamy dzieci, mieszkanie jest moje, nie ma żadnych powodów do komplikacji i przeciągania sprawy...
– Błagam, Lucynko, nie rozstawajmy się! Wszystko ci wynagrodzę... Tylko daj mi szansę. Jeszcze możemy uratować nasze małżeństwo... – prosił.
– Chyba sam w to nie wierzysz. Zabiłeś wszystko, co nas łączyło. Możesz mieć pretensje tylko do siebie – odparłam.
Wkrótce zamieszkałam sama w naszym mieszkaniu i rozpoczęłam samodzielne życie. Któregoś dnia zobaczyłam go, jak jedzie na wycieczkę rowerową z jakąś dziewczyną. Jeszcze kilka tygodni temu, widząc taki obrazek, zapewne przeżyłabym szok. Dziś nie byłam nawet zaskoczona. Romanse męża po prostu przestały mnie interesować.