"Mój mąż chyba przechodził kryzys wieku średniego. Tylko że nie siebie próbował na siłę odmłodzić, a mnie. Niektóre jego pomysły były wręcz śmieszne!" Wioletta, 42 lata
Wracałam od fryzjera do domu jak na skrzydłach. Byłam zachwycona swoją nową fryzurą i wdzięczna koleżance, że namówiła mnie do radykalnej zmiany. Z szarej myszki z wypłowiałym końskim ogonem zmieniłam się w atrakcyjną kobietę z twarzową fryzurą w czekoladowym kolorze. Już dawno nie wyglądałam tak dobrze. I już dawno tak dobrze się nie czułam. Byłam pewna, że mężowi też się spodoba, ale myliłam się...
Otworzyłam drzwi mieszkania i z impetem weszłam do przedpokoju.
– Jesteeem! – oznajmiłam domownikom, zdejmując kurtkę, po czym dumnie wkroczyłam do kuchni.
– Nareszcie – przywitał mnie mąż zawzięcie szturchający widelcem jakąś papkę na patelni. – Wiesz, która godzina? 19. Gdzie ty tak długo byłaś?
– Przecież ci mówiłam w zeszłym tygodniu, że we wtorek mam fryzjera. Fajnie mi w krótszych włosach, co nie? – zalotnie odsunęłam spadający na policzek kosmyk.
Mariusz wreszcie spojrzał na mnie, po czym się skrzywił.
– Tyle lat nosiłaś długie, nie było ci ich żal? – spytał obrażonym tonem.
– Nie. Zwłaszcza że te „tyle lat” porządnie je wymęczyło. Miałam bardzo zniszczone włosy…
– Mnie się podobały – wzruszył ramionami mąż. Zrobiło mi się przykro. Sądziłam, że doceni zmianę. Nic już nie powiedziałam, tylko poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż, przebrałam się w domowe ciuchy i zabrałam się do codziennego ogarniania domu. Wstawiłam pranie, sprawdziłam, czy dzieci odrobiły lekcje, pomogłam mężowi dokończyć kolację. Potem Mariusz zajął się swoimi sprawami. Czułam, że z miłego wieczoru, na który liczyłam, będą nici. Mąż przyszedł do sypialni, gdy ja akurat rozwieszałam pranie. Położył się do łóżka z tabletem i wlepił wzrok w ekran.
– Mogłaś nie skracać włosów tak drastycznie – odezwał się po chwili. – Może wystarczyło tylko podciąć końcówki. Tak się chyba robi, gdy są podniszczone, prawda?
– Prawda – burknęłam, strzepując koszulkę z wyblakłym wizerunkiem ulubionego zespołu Mariusza. – Tylko że one całe były jak to – zaprezentowałam mężowi godny pożałowania ciuch. – Smutne wspomnienie minionych czasów…
– Nie przesadzaj – oburzył się. – Oni są nadal popularni, lubię ich słuchać. I z tego, co pamiętam, ty też. Przynajmniej kiedyś. Pamiętasz, jak wywijałaś czupryną na koncercie. Miałaś wtedy taki fajny kolor włosów. Jak on się nazywał? O, wiśniowy! Mogłaś się teraz na taki zafarbować! – ekscytował się.
– Nie żartuj – spojrzałam na niego z politowaniem. – Naprawdę wydaje ci się, że dobrze bym teraz w takim wyglądała? Ja miałam co do tego poważne wątpliwości. Przed oczami od razu stawała mi ciocia Stasia, która, choć miała już 70 lat, nadal nosiła na głowie ognistą czerwień. Nie powiem, by było jej w tym do twarzy. I mnie też by nie było.
– Ślicznie w tej wiśni wyglądałaś – rozmarzył się Mariusz. – Miałaś wtedy też taką koszulę w czarno-zieloną kratę. Flanelową chyba.
– Tak, od ojca z fabryki – też pamiętałam hit modowy naszej młodości. – A pod tą koszulą taki uroczy staniczek. W kwiatuszki… A pod nim jeszcze bardziej urocze cycuszki… – przymknął oczy.
– Czemu teraz nie nosisz takich kwiatuszków? – wypalił nagle.
„Bo już nie mam takich uroczych cycuszków”, chciałam wypalić, ale ugryzłam się w język. Prawda jednak była taka, że cienki bawełniany staniczek nie okiełznałby biustu, który miał już ponad 40 lat i wykarmił trójkę dzieci. Ale wolałam tego Mariuszowi nie uświadamiać. Bo być może zacząłby szukać takiego biustu, który w romantycznym staniczku wciąż wygląda romantycznie.
Cóż, byłam realistką. I wiedziałam, po ile mamy lat. I słyszałam o mężach koleżanek, którzy przeżywają kryzys wieku średniego. Jedni kupują motory, inni zaczynają czynnie uprawiać sport, a jeszcze inni szukają potwierdzenia swojej, ich zdaniem niesłabnącej, atrakcyjności w oczach i ramionach młodych kochanek. Mariusz motocykla nie kupi, bo już od dawna ma, ze sportem nigdy mu nie było po drodze, zatem…
– Wiem, co ci kupię na urodziny – rozmyślania przerwał mi ożywiony głos męża.
– Co?
– Niespodzianka – mruknął. – A teraz idziesz już do łóżka? – zachęcająco odchylił kołdrę.
Skorzystałam z zaproszenia i koniec końców całkiem udany był ten wieczór, ale potem w Mariusza jakby coś wstąpiło. Zaczął mi stale suszyć głowę o ten czerwony kolor włosów. Nawet przyniósł z drogerii farbę w tym odcieniu! Potem w galerii handlowej usilnie namawiał mnie na kupno rozpinanej z przodu dżinsowej mini.
– Przecież to dział z ubraniami dla nastolatek! – upomniałam go. – Taką kieckę co najwyżej możemy kupić Jagodzie.
– A co, ty masz gorszą figurę? – obruszył się Mariusz. – Jesteście identyczne. Po tobie odziedziczyła zgrabne nogi – spojrzał wymownie na moje łydki. – Kiedyś lubiłaś je odkrywać. Czemu teraz nie miałabyś? Kupię ci tę spódnicę…
– Nie… – zaprotestowałam, ale już szedł do kasy. „No nic, Jagoda się ucieszy z prezentu”, w domu wcisnęłam spódnicę do szafy córki. Rzeczywiście się ucieszyła, bo kiecka pasowała jej do nowych glanów.
– Świetne są te buty! – chwalił Mariusz. – Wiola, nie mogłabyś kupić sobie takich? Kiedyś miałaś podobne…
Normalnie nie mogłam już wytrzymać! Mariusz zachowywał się tak, jakby na siłę znów chciał zrobić ze mnie 20-latkę. Im dłużej nad tym rozmyślałam, tym więcej rozumiałam. Mój mąż chyba przechodził kryzys wieku średniego. Tylko że nie siebie próbował na siłę odmłodzić, a… mnie. I muszę przyznać, że nawet mnie to rozczuliło. Bo to znaczyło, że nie szukał sobie młodszej, tylko trwał przy mnie, bo…
– Kocham cię, Wioletko… – wyznał kilka dni później, gdy wzruszony składał mi urodzinowe życzenia.
– Nawet taką starą? – zażartowałam.
– Dla mnie zawsze będziesz miała 20 lat – powiedział, wyjmując zza pleców pięknie opakowany prezent.
Odpakowałam go niecierpliwie. W środku był… a jakże! Biustonosz w kwiatuszki. Wprawdzie nie bawełniany, tylko z nowoczesnej tkaniny i na szczęście w dobrym rozmiarze. I naprawdę ładny.
– Śliczny – pochwaliłam.
– Chciałem inny, taki jak kiedyś miałaś, ale pani w salonie powiedziała, że taki będzie odpowiedni dla dojrzałej kobiety. – No i miała rację – przyznałam chwilę później, prezentując się w nowej bieliźnie. – Bo wiesz, ja już jestem dojrzała…
– Ale wciąż wspaniała – szepnął mi do ucha zachwycony mąż…