"Weszłam w telefonie na stronę dla singli i kliknęłam na jego profil. Przez chwilę łudziłam się, że może to jakaś stara sprawa, ale na widok jego butów, zrozumiałam, że nie ma co mydlić sobie oczu. Bydlak pisał, że jest samotny! Przez całą noc nie zmrużyłam oka, za to rano wpadłam na pomysł zemsty idealnej...." Patrycja, 29 lat
Kiedy wróciłam z przerwy na lunch, Anka z Gośką chichotały wpatrzone w monitor służbowego laptopa.
– Co wam tak wesoło?
– A nic, śmiejemy się z facetów – wyjaśniła Gośka.
– Jeszcze wam się nie znudziło? – kpiłam.
Anka z Gośką każdą wolną chwilę przeznaczały na przeglądanie stron dla singli. Teraz też, korzystając z nieobecności naszej szefowej, dobrze się bawiły.
– Ten jest dobry. Koleś o ksywie Przytulator z gębą jak skazaniec. Wolałabym już przytulić tego dupka mojego byłego faceta – zanosiła się śmiechem Gośka.
– Matko jedyna, patrz na tego! – Anka aż klasnęła. – Wygląda na jakąś pięćdziesiątkę, a pisze, że ma trzydzieści pięć i szuka młodszej partnerki do niezobowiązujących spotkań przy winie. Musiałabym wypić chyba z dwie butelki, żeby się z nim spotkać.
– Ty, ale z tego następnego jest niezłe ciacho – gwizdnęła. – Pisze, że jest wolny! Trzydzieści trzy lata, kawaler, miłośnik gór i żeglarstwa – czytała dalej.
– No, no. W końcu znalazłyśmy tutaj jakiegoś konkretnego gościa – powiedziała Anka, dodając, żebym przyszła zobaczyć. – Nie mogę teraz – mruknęłam, zastanawiając się, jak mam pracować w tym wariatkowie. Odkąd się tutaj zatrudniłam, całe dnie musiałam udawać, że nie słyszę chichotu tych dwóch lasek. Obie działały mi na nerwy. Ale co było robić? Skoro przez najbliższe miesiące miałam dzielić z nimi firmowy pokój, udawałam, że śmieszą mnie ich durne żarty.
– No, zobacz tego przystojniaka – ponagliła mnie Gośka. – Niezły, nie? – rzuciła Anka...
– Całkiem fajny – wyjąkałam, wpatrzona w zdjęcie bruneta, który podawał się za poszukującego swojej drugiej połowy kawalera, a tak naprawdę od czterech lat był… moim mężem. – Źle się czuję – wybełkotałam i wybiegłam z pokoju. Kiedy w końcu udało mi się jakoś pozbierać, wróciłam do pokoju i zasiadłam przed komputerem, ale ręce tak mi się trzęsły, że ledwo trafiałam myszką w ikonki na pulpicie.
– A tobie co? – spytała Anka.
– Nic, mam jakieś mdłości...
Do domu dotarłam dopiero koło dwudziestej drugiej, po kilkugodzinnym spacerze alejkami centrum handlowego. Jednak Jacek wyglądał tak, jakby nawet nie zauważył, że tyle mnie nie było.
– Pracujesz? – zapytałam, zerkając na jego laptopa, ale mruknął coś o rozmowie z kumplem. Poszłam do sypialni i włączyłam mój komputer. Weszłam na stronę dla singli, na której mój ślubny ogłaszał się jako kawaler, i kliknęłam na jego profil. Przez chwilę łudziłam się, że może to jakaś stara sprawa, ale na widok jego butów, zrozumiałam, że nie ma co mydlić sobie oczu. Na nogach miał adidasy, które kupiłam mu nie dalej, jak pół roku temu…
– Pieprzony drań – mruknęłam. „Szukam drobnej, wykształconej blondynki, która sprawi, że moje puste życie nabierze kolorów. Może to właśnie Ty ubierzesz mój świat we wszystkie barwy tęczy?”, pisał ten bydlak, dodając, że ma już dość samotności i wieczorów, które spędza przed komputerem!
Nie mogłam uwierzyć, że można być aż tak bezczelnym! Przez całą noc nie zmrużyłam oka, za to rano...
Kiedy tylko ten dupek wyszedł do pracy, sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Kingi. Była moją dobrą przyjaciółką, której Jacek nigdy nie poznał. Kiedy powiedziałam jej, o co mi chodzi, trochę się wahała, ale w końcu obiecała, że da mu popalić. Wysłałam jej namiary na firmę tego dupka, powiedziałam, gdzie jada obiady i życzyłam powodzenia. Po południu były pierwsze rezultaty. Jacuś wrócił do domu cały w skowronkach, a Kinga zadzwoniła, że przynęta została zarzucona.
– Super, wykończ gnoja – warknęłam w słuchawkę, dodając, żeby nie miała litości. Kinga okazała się genialna. Minęło kilka tygodni, a mój mąż… spakował walizki. Powiedział, że poznał kogoś niesamowitego, że się wyprowadza, życzy mi powodzenia i prosi o rozwód. Zatrzasnęłam za nim drzwi i zmieniłam zamki, a następnego dnia spotkałam się z Kingą.
– Rozkochałam go w sobie na amen, chociaż poza kilkoma pocałunkami na nic więcej mu nie pozwoliłam – relacjonowała mi Kinga przy drinku. – Później poprosiłam, żeby się do mnie wprowadził. Zaczęłam nawijać, jaka samotna się czuję w wielkim domu, jak bardzo on mi się podoba i że nie marzę o niczym innym, tylko o wspólnych nocach. Spakował się, przyjechał, a ja powiedziałam, że sprawy jednak toczą się za szybko i że zmieniłam zdanie – mrugnęła do mnie, wybuchając śmiechem.
– Żebyś widziała jego minę! Jak zbity pies! Zabrał walizy i powlókł się z powrotem do swojego samochodu. Teraz wydzwania, ale nie odbieram. I co? Tak to planowałaś? – zapytała podekscytowana.
– Owszem. Jesteś dokładnie w jego typie i myślę, że złamałaś mu serce, a przynajmniej zdruzgotałaś jego męskie ego – powiedziałam, wznosząc toast.
– Za koniec złudzeń i szybki rozwód – dodałam.
Posiedziałyśmy w pubie jeszcze trochę, w końcu za-dzwoniłam po taksówkę. Kiedy weszłam do klatki, wpadłam na Jacka.
– Kochanie, wszystko sobie przemyślałem. Kocham cię, nie mogę cię stracić przez jakieś głupie zauroczenie – podszedł do mnie, usiłując objąć w pasie. A ja tak już mam, że jak widzę bezczelnego sukinsyna, ręka mnie świerzbi.
– Jezuuu! – chwycił się za nos, który mam nadzieję solidnie mu rozkwasiłam. – Kotku, za co? – jęczał, kiedy zatrzaskiwałam mu drzwi przed nosem.