"Uwielbiałem Dagmarę. Nigdy wcześniej nie miałem takiej kochanki! Wiedziałem, że w łóżku z nią nigdy się nie będę nudził. I miałem rację, choć nie przypuszczałem, jaki to przybierze obrót." Rafał, 29 lat
Ludzie mają różne upodobania, no a ja z Dagmarą spotykałem się tylko od trzech miesięcy, więc nie można powiedzieć, żebym znał ją na wylot. Raczej wciąż była dla mnie zagadką...
– Wiem, co zrobimy! – wykrzyknęła podekscytowana, gdy w pewien sobotni poranek coraz mocniej przytulałem się do niej w łóżku. – Ubieraj się – poleciła. – Jedziemy do centrum handlowego. – Właśnie teraz?! – jęknąłem, bo miałem ochotę na leniwy seks.
– Nie marudź – skarciła mnie. – Niedługo sam się przekonasz, że było warto!
– Ale po co mamy tam jechać?!
– Dla silnych wrażeń – rzuciła krótko.
Przez chwilę patrzyłem na nią z niepokojem. O czym ona mówiła?! Tak czy owak niezadowolony pojechałem z nią do centrum handlowego. Ona za to wydawała się wniebowzięta. I najwyraźniej miała jakiś plan, bo od razu zaprowadziła mnie do sklepu odzieżowego, potem zgarnęła z wieszaków naręcze ubrań, w ogóle ich nie oglądając. A dalszy ciąg był jeszcze dziwniejszy. Kazała mi wejść ze sobą do przymierzalni, po czym... rozebrała się do naga. Była piękna, to fakt. Tylko nie miałem pojęcia, czego ode mnie oczekuje!
– Chodź tu – zniecierpliwiła się i przyciągnęła mnie do siebie. – Chcę się z tobą kochać! – szepnęła mi na ucho.
– Tu?! Teraz?! – jęknąłem, rozglądając się na boki. Wydawało mi się, że zasłonka przymierzalni więcej odkrywa, niż zakrywa. Że już ktoś zagląda do środka przez szparki. Że w ogóle wszyscy wiedzą, co się tu dzieje! Byłem spanikowany. Ale chwilkę później pożądanie stało się silniejsze niż strach. Bo niezrażona brakiem entuzjazmu z mojej strony Dagmara zaczęła podgryzać mnie w ucho, wkładać mi ręce pod koszulkę, a potem w spodnie... I faktycznie, wszystko miała zaplanowane. Bo po chwili odwróciła się do mnie plecami i oparła ramionami o ścianę przymierzalni. Zrozumiałem w mig, co mi sugeruje. Przylgnąłem do niej mocno, a po chwili byłem już w niej. I muszę powiedzieć, że strach, który mieszał się z rozkoszą, tylko tę drugą potęgował...
– Dziękuję, jednak nic nie kupię – Dagmara z uśmiechem oddała ubrania ekspedientce i pociągnęła mnie do wyjścia.
– I co? Były mocne wrażenia czy nie? – spytała mnie Dagmara po chwili.
– Były – przyznałem, czując, jak ostatnie dreszcze rozkoszy przeszywają moje ciało. I pomyślałem sobie, że takiej kochanki jak Daga jeszcze nie miałem.
Dagmara w łóżku nie chciała się kochać. Długo wcale mi to nie przeszkadzało. Bo dawała mi tyle rozkoszy w innych miejscach, że nawet się nad tym wszystkim nie zastanawiałem. Kiedyś na przykład poszliśmy na imprezę do naszych wspólnych znajomych. Trochę tańczyliśmy, trochę rozmawialiśmy. Aż nagle Dagmara stwierdziła, że chce mi coś pokazać. Otworzyła drzwi jednego z pokojów i mnie do niego wciągnęła.
– Tak bardzo cię pragnęłam – szepnęła, zamykając nas w środku. – Myślałam, że oszaleję – ciągnęła drżącym głosem, jednocześnie rozpinając guziki mojej koszuli. Gdy tylko się z nią rozprawiła, zaczęła całować i pieścić mój tors. Potem brzuch. Następnie pępek. Aż w końcu brzęknęła klamra paska od spodni...
– A jeśli ktoś wejdzie? – jęknąłem.
– Wszyscy się bawią – uspokajała mnie.
Byłem jak w amoku. Ułożyłem Dagę na miękkim dywanie sypialni naszych znajomych i opadłem na nią niecierpliwie. Zaczęła krzyczeć z rozkoszy. Zakryłem jej tylko dłonią usta, ona się w nią wgryzła i po chwili razem przeżyliśmy moment ekstazy...
– Uwielbiam cię – szepnąłem, gdy było po wszystkim.
– Ja ciebie też – odwzajemniła słowa uznania.
– Chociaż jesteś małym tchórzem. Myślisz, że ktoś by usłyszał, choćbym się darła w niebogłosy?! Przy tak głośnej muzyce? – pytała z lekkim wyrzutem.
– Nie mam pojęcia – przyznałem szczerze. – Ale wolałem nie ryzykować.
– Kto ryzykuje, ten żyje – stwierdziła. – A ja chcę żyć pełną piersią – dodała. – Wracajmy na imprezę. Strasznie chce mi się pić!
Wróciliśmy, trzymając się za ręce.
– Bałem się, że poszliście już do domu! – stwierdził gospodarz, gdy nas zobaczył.
– Bez pożegnania? – uśmiechnęła się Daga. – Nigdy! – zapewniła. – Po prostu podziwialiśmy widok z balkonu – wyjaśniła.
– Ale my nie mamy balkonu – zdziwił się Kuba.
– No więc może to było okno? – Dagmara wzruszyła ramionami.
Myślałem, że parsknę śmiechem. Uwielbiałem ją. Za to Kuba zaczął się o nią martwić i nawet delikatnie mnie podpytał, czy moja dziewczyna nie ma czasem problemu z niebezpiecznymi używkami.
– Zapewniam cię, że jestem jej jedynym narkotykiem – stwierdziłem dumnie.
I tu akurat się myliłem. Nie ja byłem narkotykiem Dagmary, tylko seks w miejscach publicznych.
Gdzie my się nie kochaliśmy! W samochodzie na strzeżonym parkingu. W toalecie eleganckiej restauracji. W windzie, na klatce schodowej, w parku, kąpiąc się w jeziorze... Mógłbym wyliczać tak bez końca. I trochę mnie to wszystko już zaczęło męczyć. Marzyłem o seksie bez pośpiechu, czułym. W łóżku. Po ciemku. Często próbowałem zachęcić do niego Dagę. Ale wtedy ona wymawiała się bólem głowy czy sennością. Zdecydowałem się szczerze z nią o tym porozmawiać. Powiedziałem, czego bym chciał najbardziej.
– Marzy ci się seks pod pierzynką?! – zaśmiała się z niedowierzaniem.
– Niekoniecznie pod pierzynką, ale tak, coś w tym rodzaju – potwierdziłem.
– Rafał! – pokręciła głową. – Ani nie mamy po sześćdziesiąt lat, ani nie żyjemy w średniowieczu, żeby kryć się po łóżkach!
– Ale ja nie o tym mówię! Po prostu chciałbym coś tak intymnego jak seks uprawiać w prawdziwej intymności. Przynajmniej od czasu do czasu – tłumaczyłem.
Ale ona albo nie chciała, albo nie potrafiła mnie zrozumieć.
– Nie bądź nudziarzem – tak podsumowała całą naszą rozmowę.
– A na te twoje mnisie figle jeszcze przyjdzie czas.
Coraz bardziej mnie to przygnębiało. Ale też nie chciałem z tego powodu zrywać z Dagą. A może nie miałem odwagi? Zabrałem ją nawet na wesele mojej siostry. Zatrzymaliśmy się w domu mojej mamy. Wolnych pokojów miała dość i z radością udostępniła nam jeden z nich. Przyjechaliśmy w przeddzień ślubu, spędziliśmy tam jedną noc i mogliśmy kochać się do woli wieczorem, w nocy lub rano, ale to, rzecz jasna, ani było w głowie Dagmarze. Za to mniej więcej pół godziny przed wyjazdem do kościoła zawołała mnie na górę:
– Możesz przyjść zapiąć mi naszyjnik?
– Oczywiście – zgodziłem się. Nawet nie zamknąłem drzwi, bo w ogóle niczego nie podejrzewałem. A powinienem. Bo Dagmara naszyjnik miała już zapięty. Chodziło jej o coś innego.
– Jesteś taki seksowny w tym garniturze, że nie wytrzymam ani chwili dłużej – mruknęła i zaczęła rozpinać mi marynarkę.
– Nie teraz, Dagmara! – błagałem ją. – Za chwilę musimy wyjść do kościoła!
– I pójdziemy – uspokajała mnie, próbując zdjąć ze mnie ubranie.
Szarpałem się z nią kilka minut. Wreszcie zdołała rozpiąć mi spodnie i wyciągnąć na wierzch zawartość slipek.
– Zajmę się tobą wyjątkowo dobrze – szeptała...
– Synku, musi... – urwała w pół słowa. Zrobiła w tył zwrot i zbiegła po schodach.
– Pięknie! – jęknąłem zrozpaczony.
Doprowadziłem się do porządku i popędziłem do mamy.
– Tak strasznie cię przepraszam! – powiedziałem.
– Nie, to ja przepraszam – potrząsnęła głową. – Nie powinnam was tak nachodzić. Ale ciągle mi się wydaje, że jesteś moim małym, niewinnym synkiem – dodała, cała zarumieniona i nie patrząc mi w oczy.
Wiem, nic aż tak strasznego się nie stało. A jednak. Mama czuła się fatalnie, mnie było głupio przez cały ślub i wesele. A Daga się jeszcze na mnie obraziła. Jej zdaniem zachowałem się idiotycznie i robiłem z igły widły. Ale ja wiedziałem swoje. Zerwałem z nią już po powrocie do miasta.
– Inny facet cieszyłby się, gdyby miał kochankę z taką fantazją – dziwiła się.
– Inny może tak. Ale ja nie – odparłem. – Najwyraźniej oboje musimy poszukać sobie nowych partnerów – dodałem. – Bo razem nam nie po drodze.
Nie wiem jak Dagmara, ale ja znalazłem wreszcie odpowiednią kobietę. Inteligentną, dobrą, czułą, piękną. Gosia ma tak wielką fantazję, że nawet od czasu do czasu zachciewa się jej kochać ze mną w łóżku. Ba! Zdarza się nam nawet zgasić światło i robić to po ciemku! Krótko mówiąc, uskuteczniamy „mnisie figle”, jak mawiała Dagmara. A ja przyznaję bez wstydu, że je uwielbiam. I Gosia na szczęście też...