"Umówiłam się do kina z kolegą z pracy i... to był wielki błąd! Ale skąd mogłam widzieć, że facet ma na moim punkcie obsesję, zacznie mnie nękać, aż w końcu wywróci moje życie do góry nogami?" Martyna, 31 lat
Z moim byłym mężem rozeszłam się trzy lata temu. W kulturalny sposób. Nie było oskarżeń, kłótni, po prostu się rozstaliśmy. Samotnie wychowywałam czteroletnią Elę. Nie zarabiałam kokosów, więc wynajęłam mieszkanie w peryferyjnej dzielnicy. Do pracy dojeżdżałam starym fordem, który często się psuł. Ale byłam dość zadowolona. Pracowałam w dziale sprzedaży i lubiłam swoje zajęcie.
Przyjaźniłam się z Agatą z sąsiedniego działu. To ona wyciągała mnie na imprezy. Uważała, że powinnam kogoś poznać. Często po pracy albo w porze lunchu wyskakiwałyśmy sobie na kawę i ploteczki.
– Ty, czy ten przystojniak nie pracuje u nas? – szepnęła mi któregoś razu. Zerknęłam dyskretnie. Mężczyzna przy sąsiednim stoliku był rzeczywiście niesłychanie przystojny, ale nie znałam go.
– Gapi się na ciebie, od kiedy tu weszłyśmy – dodała Aga cicho. Zerknęłam na zegarek. Czas na lunch się skończył. Poderwałam się od stołu.
– O, najmocniej pana przepraszam! – zawołałam, bo potrąciłam łokieć tego przystojniaka przy sąsiednim stoliku, przez co on wylał kawę na obrus.
– Nic nie szkodzi – uśmiechnął się i przedstawił:
– Marek... – Martyna – bąknęłam pospiesznie i obie z Agatą pobiegłyśmy do pracy. Godzinę później Aga zadzwoniła do mnie.
– A jednak się nie myliłam, ten przystojniak pracuje w naszej firmie, piętro nad tobą. Spotkałam go na papierosie. Jest nowy. Powiedziałam, że w ramach przeprosin postawisz mu kawę. Dałam mu twój numer komórki. Dobrze zrobiłam? Nie byłam zachwycona, ale nie widziałam w tym żadnej tragedii. Kiedy więc zadzwonił jeszcze tego samego wieczoru, ucieszyłam się. Umówiliśmy się z Markiem na lunch. Spotkanie było bardzo miłe, ale zaskoczył mnie. Przyszedł z bukietem róż. Czas minął nam bardzo szybko.
– Czy mógłbym cię odwieźć do domu? Wiem, że masz auto w naprawie – dodał.
– Skąd wiesz? – zapytałam zaskoczona
– Mam swój wywiad – rzucił tajemniczo, a po chwili dodał: – Obserwuję cię od dawna. Znam twojego forda, a widzę, że od paru dni nie ma go pod firmą. Gdy stanęliśmy pod moją kamienicą, rozejrzał się uważnie.
– No to już wiem, gdzie ciebie sobą zamęczać – zachichotał. Zaskoczyło mnie to dziwne stwierdzenie, ale nie przywiązywałam do niego większej wagi.
Umówiliśmy się do kina na piątek. Tymczasem jeszcze tego samego wieczoru dostałam od niego SMS-a: „Jesteś piękna!”. Potem przyszedł następy i jeszcze kolejny. W sumie osiem. Ostatni o piątej rano.
– Zwariowany facet – rzuciłam i zasnęłam zmęczona. Kiedy jednak rano z mojej skrzynki mejlowej wysypały się kolejne wiadomości, z których ostatnia kończyła się propozycją wspólnego wypadu na najbliższy weekend, poczułam panikę. Gdy spotkałam Agatę, opowiedziałam jej o tym.
– Po prostu spodobałaś się facetowi i dostał bzika – zaśmiała się.
– Nie mam ochoty iść z nim do kina...
– Wyluzuj! – zawołała. – To tylko kino. Przecież cię nie zje. Ja bym poszła natychmiast, gdyby zaprosił mnie taki towar. Posłuchałam jej. Marek znów czekał z różami. W kinie patrzył na mnie, nie na ekran. Nie wiem, może innej dziewczynie by się to spodobało, mnie zirytowało.
Po filmie zaproponował spacer. Opowiedział mi całe swoje życie. Kiedy mówił, jak zostawiła go żona, w jego oczach pojawiły się iskierki gniewu, dłonie miał zaciśnięte w pięści. Przestraszyłam się.
– Muszę wracać – rzuciłam.
– Wiem, do córeczki – westchnął.
– Skąd wiesz? – zdumiałam się.
– Dużo o tobie wiem. Obserwuję cię od pierwszego dnia w firmie. Zakochałem się w tobie. Wiem, że masz czteroletnią córkę, jesteś po rozwodzie i pracujesz w dziale sprzedaży... Wtedy w knajpie specjalnie tak wysunąłem łokieć, żebyś o niego zahaczyła. Chcę dbać o ciebie i twoje dziecko. Zaopiekuję się wami – oświadczył.
Żołądek podszedł mi do gardła.
– Muszę już iść! – zawołałam przerażona i biegiem puściłam się do autobusu.
Tej samej nocy moją skrzynkę telefoniczną zapchały jego SMS-y. Przepraszał, prosił o drugie spotkanie. Przez weekend dostałam od niego 20 wiadomości! W ostatniej, która przyszła po północy, pisał: „Nie odzywasz się, ale ja nie zrezygnuję. Kochanie, nie wiem, co zrobiłem źle, ale musisz mi wybaczyć. Kocham cię. Czekam na ciebie pod bramą, porozmawiajmy!”.
Zadrżałam. Byłam sama z dzieckiem. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Ciche, ale natarczywe. Podeszłam na palcach i wyjrzałam przez wizjer. Stał tam! Szarpał za klamkę. Stałam w przedpokoju jak skamieniała, modląc się, żeby sobie poszedł. Nie mogłam sobie wybaczyć, że pozwoliłam obcemu facetowi podwieźć się do domu! Teraz znał mój adres i mógł mnie nachodzić o dowolnej porze. Około drugiej wszystko ucichło. Ale ja już i tak nie mogłam zasnąć do rana. O trzeciej w nocy zadzwonił mój telefon stacjonarny. Drgnęłam. Odebrałam po chwili. Pomyślałam, że to może moja mama, ale to był on. Rzuciłam słuchawkę i wyciągnęłam wtyczkę z gniazdka. Skąd wziął mój numer telefonu? Kiedy rano wychodziłam odwieźć Elę do przedszkola, zadrżałam. Na wycieraczce leżał bukiet kwiatów i kartka: „Nie uwolnisz się ode mnie, nie schowasz za drzwiami. Nie wiesz, że Cię kocham? Że należysz do mnie?” Zgniotłam ją i wyrzuciłam.
Marek czekał na mnie pod domem codziennie przed pracą. Zaczęłam parkować w innym miejscu i wychodzić z bramy na tyłach budynku, ale wyśledził to i tam mnie zaczepiał. Szedł za mną i mówił cały czas, że mnie kocha. Kiedy wsiadałam do samochodu, biegł szybko do swojego i jechał za mną do samej firmy. Przy wejściu do budynku przestawał mnie nękać i zaczynał znów po południu. Agata, przejęta tym, na co mnie naraziła, zaproponowała, że będzie mnie odwozić do pracy i z niej przywozić. Kiedy zobaczył, że mam obstawę, przestał wyczekiwać.
Przyjeżdżał na parking pod moim domem wieczorami i całe godziny spędzał, patrząc w moje okna. Potem nagle odjeżdżał z piskiem opon. Bałam się otwierać swoją skrzynkę na listy. Wypadały z niej stosy kartek z wyznaniami miłosnymi. Na moich drzwiach wyciął czymś ostrym wielkie serce. Zastanawiałam się nawet, czy nie powiedzieć o wszystkim prezesowi, ale Marek zachowywał się w pracy nienagannie. Nigdy nie pozwolił sobie na żadną uwagę na mój temat, na korytarzu witał mnie grzecznym ukłonem i to wszystko. Był wzorowym pracownikiem. W końcu jednak poszłam do prezesa. Wysłuchał mnie, ale chyba nie uwierzył. Obiecał coś zrobić w tej sprawie. Nazajutrz powiedział, że zapytał o to pana Marka, ale ten wszystkiemu zaprzeczył. „No pewnie, ty dupku, a czegoś się spodziewał?’, myślałam, wychodząc od niego.
Na klatce schodowej, ledwo weszłam do bramy, poczułam na swojej szyi dłonie.
– Ty dziwko! – usłyszałam głos Marka. – Spróbuj jeszcze raz zepsuć mi opinię, a nie dożyjesz rana!
Potem puścił mnie i uciekł. Przez następne dwa miesiące schudłam dziesięć kilo. Bałam się sama wychodzić z domu i z pracy. Na każdym kroku oglądałam się za siebie – w sklepie, na schodach, wychodząc z windy, na przystanku... Zaczęłam bać się o Elę. Znał ją przecież, wiedział o nas wszystko, wiedział, do którego chodzi przedszkola.
– Proszę pod żadnym pozorem nie wydawać dziecka nikomu poza mną, choćby nie wiem, co mówił! – powiedziałam kierowniczce przedszkola. W domu założyłam dodatkowy zamek, zlikwidowałam automatyczną sekretarkę, kupiłam aparat z identyfikacją numeru. Zmieniłam też numer komórki i telefonu stacjonarnego. Mimo zabezpieczeń, nie mogłam w nocy zasnąć, a byle szmer na klatce schodowej wywoływał u mnie niemal atak paniki.
– Powinnaś to zgłosić na policję – powiedziała Agata. Nie mogła sobie darować, że dała mu mój numer komórki.
– Daj spokój, on i tak by się jakoś dowiedział. Wie o mnie wszystko, śledzi każdy mój ruch i krok. Nie wiem, czym go sprowokowałam. Może nosiłam za krótkie spódnice albo za mocno się malowałam. Albo uśmiechnęłam się nie w porę... Mijał trzeci miesiąc mojej męki, Marek był coraz bardziej nachalny. Przeraziłam się na dobre, kiedy któregoś dnia znalazłam na mojej wycieraczce rozlaną czerwoną farbę, a do serca na drzwiach była dorysowana szubienica! Poszłam na policję.
– Nie mamy dowodów – policjant rozłożył ręce. – Nie możemy ścigać nikogo za wysyłanie listów miłosnych. Nigdzie na piśmie nie ma pani pogróżek, prawda? Nie miałam. Marek zadbał, żeby nie zrobić jakiegoś nieopatrznego kroku. Niczego nie mogłam mu udowodnić.
Następnego dnia zadzwoniłam do mamy i poprosiłam, żeby wynajęła mi coś w Warszawie. Mogłam pojechać do niej, ale bałam się, że tam też mnie odnajdzie. Złożyłam wymówienie z pracy i miesiąc później wyprowadziłam się do stolicy. Układam sobie życie na nowo. Znalazłam pracę. Na razie nie mam przyjaciół, ale nie zależy mi na nowych znajomościach. Chwilowo mam ich dość. Jedyne, na czym mi zależy, to spokój i bezpieczeństwo mojego dziecka. Marka nie widziałam od trzech miesięcy. Agata twierdzi, że zwolnił się z pracy. Natychmiast przyszło mi do głowy, że może mnie szuka. Czy już zawsze będę się bała kroków za plecami?