"Poznałam go na lodowisku. Teraz moje soboty wyglądają zupełnie inaczej..."
Fot. Adobe Stock

"Poznałam go na lodowisku. Teraz moje soboty wyglądają zupełnie inaczej..."

"Wszystkie moje soboty wyglądały tak samo. Rano zakupy, sprzątanie, a potem... jedna wielka nuda. Nic nie wskazywało na to, by w najbliższej przyszłości miało się coś zmienić, bym nagle stała się atrakcyjna i rozchwytywana. Dlatego trochę z desperacji, trochę z ciekawości zaglądałam na różne portale dla osób samotnych. Pewnego dnia umówiłam się na łyżwy z grupką nieznajomych..." Olga, 34 lata

 

Miałam dość samotnego siedzenia w domu, dlatego zaczęłam wchodzić na serwisy internetowe dla z internetu. Zainteresował mnie jeden, na którym zamiast narzekać na beznadziejność życia w pojedynkę, uczestnicy umawiali się na wspólne wyjścia. Do muzeum, parku, kina czy na kręgle. Gdy spotkanie miało się odbyć w mojej okolicy, postanowiłam też się wybrać. Nieważne, że celem było lodowisko, a ja ostatni raz miałam łyżwy na nogach w dzieciństwie. Trafiała się okazja do wyjścia z domu w weekend i zamierzałam z niej skorzystać. Zawsze lepiej w grupie niż samemu. Z lekką ekscytacją nacisnęłam opcję: dołącz.

Tej soboty obudziłam się w świetnym nastroju

Starannie wybrałam strój. Chociaż to nie była randka, chciałam wyglądać jak najlepiej. Urodę mam przeciętną, figurę żadną, ale mogę dodać sobie oryginalności zabawną czapką, barwnym szalikiem i różowymi traperkami.
Kiedy wysiadłam z autobusu, odwaga nieco mnie opuściła. A jeśli będzie niezręcznie albo niemiło? W końcu nic o tych ludziach nie wiem. Znam tylko ich nicki… No i co z tego? Przecież to wspólny wypad na lodowisko. Miejsce publiczne. Zerknęłam na zegarek. Do umówionej godziny brakowało siedmiu minut.
– Trzeba się pospieszyć – mruknęłam pod nosem.
Odwróciłam się, zrobiłam zamaszysty krok i… wpadłam na kogoś. Ów ktoś odbił się ode mnie jak od miękkiej ściany i wylądował w zaspie.
– Przepraszam. – Speszyłam się, widząc, że wpadłam na szczupłego, wysokiego mężczyznę.
– Nic się nie stało – odparł, podnosząc się i otrzepując spodnie. – Bywało gorzej. – Zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu.
Gorzej? Czyli co? Walec w niego wjechał? I co on się tak gapi? Nie ma na co patrzeć…
On to co innego. Czułam, że palą mnie policzki, bo facet był całkiem przystojny. Nieco za chudy, ale ja z kolei byłam za pulchna. Spod czapki patrzyły na mnie brązowe oczy. Zdawały się uśmiechać.
– Już mnie sobie pani pooglądała?
Speszona machnęłam bezładnie rękami. Mężczyzna pokiwał głową i odszedł szybkim krokiem. Pewnie wziął mnie za wariatkę. A ponieważ kierował się w stronę lodowiska, ruszyłam za nim.
Grupa już czekała przed wejściem. Dwóch mężczyzn i pięć dziewczyn. Jedna z nich, energiczna blondynka, podeszła do mnie.
– Olga82?
– Tak – przytaknęłam.
– Misia79.
Pozostali też się przedstawili.

Wszyscy byli bardzo sympatyczni

– No to mamy komplet. Idziemy – zarządziła Misia. – Dzisiaj od siedemnastej mają zniżki. Można pojeździć dwie godziny w cenie jednej, ale grupa musi liczyć minimum dziesięć osób.
– Jest nas ośmioro – zauważyłam.
– Dziesięcioro. – Skinęła głową na stojącą niedaleko parę.
Spojrzałam i… spłoniłam się jak piwonia. Facet, na którego wpadłam, właśnie podchodził do nas z jakąś dziewczyną.
– Idziemy! Idziemy! – poganiała nas Misia79.
– Nie przejmuj się. – Jedna z dziewczyn uśmiechnęła się. – Miśka opanowała organizację wspólnych wyjść do perfekcji.
Reszta grupy zaśmiała się wesoło. A ja wraz z nimi. Udzieliło mi się.
– Ja to cię już chyba gdzieś widziałem – zagaił przystojniak, którego posłałam w zaspę.
– Kilka minut temu – mruknęłam, znowu się czerwieniąc.
A potem cofnęłam się i niechcący nadepnęłam Witka78.
Ten zachichotał.
– Miśka, Lidka, macie nową koleżankę. Równie bojowa jak wy.
Reszta wybuchnęła głośnym śmiechem.
– Ostatnio poszliśmy po kręglach do knajpki, żeby coś zjeść – wyjaśniała KiniaS80. – Lidka tak machała widelcem w trakcie opowieści, że mało nie wykłuła Radkowi oka.
Wspomniany Radek – przystojniak, na którego wpadłam – udał, że od nas odskakuje. Poślizgnął się i znowu wylądował w zaspie. Wybuchła kolejna salwa śmiechu.
– Może ja po prostu nie będę wyłaził ze śniegu?
Miśka podała mu rękę.
– Chodźmy wreszcie, bo nam lód wyjeżdżą.
Kupiliśmy bilety i poszliśmy wypożyczyć łyżwy.
Wkładałam swoją parę, kiedy stanął przede mną Radek.
– Umiesz na nich jeździć? – spytał.
– Nie wiem, czy jeszcze pamiętam – przyznałam. – Ostatni raz robiłam to miliony lat temu.
– Nie kłam, w czasach dinozaurów nie było łyżew – zakpił Witek.
– A ty dobrze o tym wiesz, bo sam ich wtedy nie miałeś – odcięłam się.
– Ja ślizgałam się na gałązkach – dołączyła do żartów jedna z dziewczyn. Nie pamiętałam jej imienia.
Weseli byli. Dobrze się czułam w ich towarzystwie, chociaż znałam ich dopiero od kwadransa.
– Ty, brat – odezwała się dziewczyna, z którą przyszedł Radek. – Rusz się wreszcie. Chyba że zamierzacie przesiedzieć tu dwie godziny, gadając o epoce lodowcowej.

Podobał mi się, ale czy miałam u niego jakieś szanse?

Nie ukrywam, że odetchnęłam z ulgą na wieść, że nie są parą. Podobał mi się. A czy ja miałam u niego jakieś szanse, to już inna sprawa.
Szybko włożyłam łyżwy i niepewnie wstałam. Pozostali zdążyli już wejść na taflę, podczas gdy ja, trzymając się kurczowo bandy, byłam dopiero w połowie drogi.
– Jak dotrzesz na lód, będzie lepiej – odezwał się Radek.
– Wątpię. Skoro nie umiem przejść prosto kilku metrów…
– Marudzisz – przerwał mi. – Najwyżej poszukamy poduszki na twój apetyczny tył, szkoda by go było – rzucił lekko.
Popatrzyłam na niego, zaskoczona taką bezpośredniością. No i komplementem.
– Daj rękę. Jak się wywalimy, to razem – oznajmił, ostrożnie wchodząc na taflę.
Nie zdążył zrobić kroku, a już leżał. Nie puścił jednak mojej ręki i pociągnął mnie za sobą.
– Auć! – Zderzenie z lodem było bolesne. – Jeździłeś już kiedyś? – spytałam nieufnie.
– Nigdy – wyznał z rozbrajającym uśmiechem. – Ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Siostra mnie wyciągnęła, bo brakowało im jednej osoby do pełnej dziesiątki.
Spróbowałam wstać. Podałam rękę Radkowi, po czym nogi mi się rozjechały i drugi raz grzmotnęłam o lód. Tym razem to ja pociągnęłam go za sobą.
Reszta grupy podjechała do nas.
– Dobrze wam idzie – kpili.
Ktoś pomógł nam wstać. Ktoś klepnął mnie w plecy.
– Chyba wolę iść na gorącą czekoladę – mruknął Radek. – Łyżwy to ekstremalny sport, przynajmniej dla mnie. – W brązowych oczach migotały wesołe iskierki.
– Nie poddawaj się. Dajesz, stary. – Witek pociągnął Radka.
Chwilę potem obaj leżeli na tafli i rechotali radośnie.
– Jak dzieci – westchnęła Miśka. – To wy się tu turlajcie, a my pojeździmy.
Radek pozbierał się i oparł o bandę.
– To jak? Czekolada? – spytał, rozcierając obolałe miejsca.
Przytaknęłam prędko.
– Zawsze to bezpieczniejsze niż łyżwy, choć można się poparzyć. – Uśmiechnęłam się.
– No ale przynajmniej się człowiek nie przewraca. No chyba że razem z krzesłem.

W życiu trzeba się cieszyć małymi rzeczami

Czułam się lekko i radośnie, choć zdecydowanie nie miałam ochoty ryzykować kolejnych upadków. Usiadłam na ziemi, by zdjąć łyżwy. Radek zrobił to samo. W skarpetkach doszliśmy do szafki, gdzie zostawiliśmy buty.
– Od razu lepiej. Mała rzecz, a cieszy.
– W życiu należy cieszyć się drobnymi rzeczami – zgodził się Radek. – W myśl tej zasady teraz idziemy na czekoladę.
Zdążyliśmy wypić po dwie, nim dołączyła do nas reszta grupy. Umówiliśmy się na kolejne wspólne spotkanie. Tym razem mieliśmy iść do muzeum na wystawę monet.
– A co powiesz na lepienie bałwana? – spytał cicho Radek przy pożegnaniu. – Jutro?
– Chętnie – odparłam.
Dzień później poszliśmy do parku. Radek przyniósł nawet marchewkę, którą ozdobiliśmy naszego nieco koślawego bałwana.
Teraz moje soboty wyglądają zupełnie inaczej. Rano robimy wspólnie z Radkiem zakupy, potem gotujemy, sprzątamy, a po południu niezmordowanie próbujemy nauczyć się jazdy na łyżwach. Idzie nam coraz lepiej.

 

Czytaj więcej