„Rodzina nie akceptowała naszego związku i chciała zniszczyć tę miłość. Nie udało im się...”
Fot. 123 RF

„Rodzina nie akceptowała naszego związku i chciała zniszczyć tę miłość. Nie udało im się...”

„Staliśmy z Mateuszem przed nimi, nie mając nawet śmiałości podnieść głów. W końcu przyłapano nas na pierwszym w życiu pocałunku... I od razu taka awantura! Nie te amory były najgorsze, ale to, że faktycznie wychowaliśmy się razem – jak brat i siostra. Jednak żadne więzy krwi nas nie łączyły... ” Anna, 34 lata

Czy wyście powariowali? – pieklił się ojciec. – Cała wieś aż huczy od plotek!

– Tak nie można. Jesteście jak rodzeństwo – tłumaczyła mama, a właściwie moja macocha. – Ludzie nie dadzą wam żyć.

Staliśmy z Mateuszem przed nimi, nie mając nawet śmiałości podnieść głów. W końcu przyłapano nas na pierwszym w życiu pocałunku... I od razu taka awantura! Nie te amory były najgorsze, ale to, że faktycznie wychowaliśmy się razem – jak brat i siostra. Jednak żadne więzy krwi nas nie łączyły...

Pamiętam, kiedy tata zaczął coraz częściej wyjeżdżać. Miałam wtedy siedem lat i on był całym moim światem. Mama zmarła zaraz po porodzie... Potem odwiedzała nas jakaś pani. Lubiłam ją. W końcu tata powiedział, że ta kobieta zamieszka z nami i zastąpi mi mamę. Ucieszyłam się nawet. Później okazało się, że będę miała również ośmioletniego brata...

Dziesięć lat później wyznaliśmy sobie miłość. Bynajmniej nie braterską. W każdym razie ktoś zobaczył nas w nieodpowiednim momencie i wszyscy dowiedzieli się o naszym uczuciu. Stąd ta burza.

– Ale my naprawdę... – zaczął Mateusz.

– Nie ma żadnych ale – przerwał mu ojciec. – To ma się nigdy nie powtórzyć.

Czułam się podle, ale im udało się dopiąć celu. Zaraz po skończeniu technikum Mateusz wyjechał na drugi koniec Polski.

Długo nie mogłam pogodzić się z tym, że mnie opuścił. Jednak czas skutecznie leczył moje rany i coraz rzadziej myślałam o „bracie”. Może dlatego, że w ogóle nas nie odwiedzał, czasami tylko pisał... Wkrótce zaręczyłam się z chłopakiem, którego poznałam jeszcze przez Mateusza. Razem chodzili do szkoły, a po wyjeździe mojego „brata” zaczął odwiedzać mnie. Krzysiek bardzo mi imponował, był taki przystojny i niezależny. Poza tym komponował muzykę. Pragnęłam jak najszybciej za niego wyjść. W końcu ustaliliśmy termin. Na ślub zaprosiłam Mateusza. Naprawdę chciałam, żeby przy tym był.

Przyjechał tydzień wcześniej. Kiedy po powitaniu z rodzicami zostaliśmy sami, Mateusz zaczął prosić mnie, bym jeszcze raz przemyślała swoją decyzję.

– Ten facet nie nadaje się na męża, znam go zbyt dobrze – oświadczył.

Jednak wtedy wydawało mi się, że jest zazdrosny i zlekceważyłam jego słowa...

Następnego dnia Mateusz pojechał do miasta. Wrócił przygnębiony.

– Muszę wyjechać. Jest jakaś poważna awaria w robocie. Sami nie dadzą sobie rady...

Obiecał, że postara się wrócić na ślub, ale nie pojawił się…

Zdecydowałam się śledzić męża...

Zamieszkałam z Krzyśkiem w jego miasteczku. Miałam już załatwioną pracę w biurze. Gorzej było w domu. Mąż urządzał w nim próby swojego zespołu. Najpierw spotykali się raz w tygodniu, ale szybko przekonałam się, że niektórzy z nich traktują nasze mieszkanie jak hotel i knajpę jednocześnie. Mój mąż na początku tłumaczył się skruszony, że oni tacy już są, prowadzą zupełnie inne życie, ale przez tydzień był spokój. Potem wszystko wróciło do normy.

– Ej, chłopie, co się z tobą dzieje – usłyszałam pewnego dnia rozmowę mojego męża z jednym z kolegów. – Starzejesz się czy co?

– Cicho, Anka śpi w drugim pokoju – upomniał go Krzysiek. 

Natychmiast rozbudziłam się i zaczęłam przysłuchiwać się uważniej.

– W piątek jest impreza. Wpadniesz? – namawiał go. – Będzie tam ta laska z twojego kawalerskiego. Nie chciałbyś przeżyć tego jeszcze raz? – zachichotał.

– Nie wiem, zobaczę. Dam ci znać – byłam zaskoczona, bo myślałam, że kategorycznie odmówi. Poza tym, co to za „laska”? Nic mi nie mówił o żadnym kawalerskim! – Idź już, bo znowu będzie awantura – wyganiał go.

– Kto to był? – zapytałam, gdy tylko zamknęły się drzwi. Nie chciałam zdradzać się, że wszystko słyszałam.

– Kolega z pracy – kłamał bez zmrużenia oka. – Załatwił fuchę na piątek – pocałował mnie. – Przepraszam, że cię obudziliśmy.

Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, więc postanowiłam przekonać się na własne oczy, zanim cokolwiek zrobię. Zdecydowałam się śledzić męża... Zobaczyłam to, czego najbardziej się bałam – Krzysiek tańczył z jakąś dziewczyną i bezwstydnie całował się z nią na środku parkietu. Wtedy przypomniałam sobie ostrzeżenie Mateusza. Nagle tak bardzo za nim zatęskniłam. Boże, jak ja go wtedy potrzebowałam. W jednym momencie zrozumiałam, że ciągle go kocham... Może dlatego łatwiej było mi zachować zimną krew podczas rozmowy z mężem.

– Wiem o wszystkim. I nie próbuj mnie okłamywać – postawiłam sprawę jasno.

– O co ci chodzi? – pytał, ale dokładnie wiedziałam, że jest świadomy całej sytuacji. – Ktoś nagadał ci jakichś głupot.

– Wszystko widziałam – starałam się zachować spokój. – Musisz wybierać: albo ja, albo kumple. Dłużej tego nie zniosę.

– Ania, przecież ja cię kocham – dotknął mojego ramienia. – Ale nie mogę zrezygnować z zespołu... To całe moje życie – usłyszałam i to mi wystarczyło.

Zaczęłam się pakować. Krzysiek nawet nie próbował mnie zatrzymać. Rozpłakałam się dopiero w autobusie. Nagle cały mój świat legł w gruzach... Rodzice nie pytali się, co się stało. Zresztą pewnie nietrudno było się domyślić, dlaczego wróciłam. Sama wreszcie wszystko im opowiedziałam.

– Możesz tu zostać, ile tylko będziesz chciała. To w końcu również twój dom – stwierdził tata i przytulił mnie serdecznie.

Teraz jestem naprawdę szczęśliwa

Kilka dni później zjawił się Krzysiek. Obiecywał, że się zmieni. Nie uwierzyłam mu. Jak można ufać komuś, kto trzy miesiące po ślubie zdradza żonę? Może gdyby spróbował przekonać mnie jeszcze raz, coś by się zmieniło. Ale on już się nie odezwał. Ja zaś powoli dochodziłam do siebie. Za to niespodziewanie przyjechał Mateusz. Siedziałam właśnie na ganku.

– Cześć, siostrzyczko – usłyszałam nagle.

– Mateusz?! – nic więcej nie mogłam powiedzieć, tylko po prostu się rozpłakałam.

– Już wszystko będzie dobrze. Więcej cię nie zostawię. Nigdy – głaskał mnie po głowie.

– To ty wiesz? – zapytałam zdziwiona.

– To, że mnie nie było, nie przeszkodziło mi mieć cię ciągle na oku – zaśmiał się. – Wiedziałem, że będę ci kiedyś potrzebny.

– Byłam taka głupia! Dlaczego cię nie posłuchałam? – powoli uspokajałam się.

– Sama sobie odpowiedziałaś na to pytanie. Bo byłaś głupia. Ale ja i tak cię kocham.

– Ja ciebie też. Od samego początku – wreszcie odważyłam się mu to powiedzieć.

Dziś naprawdę jestem szczęśliwa. Trochę czasu nam zajęło, zanim wytłumaczyliśmy wszystko rodzicom, ale wreszcie zrozumieli. Dostałam rozwód, lecz już chyba niedługo pozostanę kobietą stanu wolnego. Nie mieszkamy z Mateuszem w naszej wiosce, bo tam zawsze postrzeganoby nas jako rodzeństwo. Pamiętam, kiedy pierwszy raz poszliśmy na spacer, trzymając się za ręce. Ścigały nas drwiące uśmieszki, oburzone twarze, złośliwe komentarze, a nawet obelgi.

– Zboczeńcy – słyszeliśmy często.

Potem zjawiła się moja chrzestna.

– Twój ojciec o wszystkim mi napisał – patrzyła na mnie surowo. – Mam nadzieję, że przemyślałaś sprawę i zrozumiałaś, jak głupie jest to, co robicie. I niemoralne.

– Ależ ciociu – próbowałam się bronić. – Przecież tak naprawdę to ja i Mateusz nie jesteśmy żadną rodziną. Fakt, że nasi rodzice się pobrali, nie sprawił jeszcze..

– Co ty opowiadasz! – przerwała mi zdenerwowana. – Jak to nie jesteście rodziną?! Boże, co za wstyd! – westchnęła, a po chwili dodała: – Ja w każdym razie na wasz ślub nie przyjadę, nie chcę patrzeć na tę hańbę.

Przykro nam było, kiedy słyszeliśmy takie wypowiedzi. Ani jednak przez chwilę się nie wahaliśmy, bo dla nas najważniejsze było to, że się kochamy i chcemy być razem. A że nasz związek nie jest przez wielu ludzi akceptowany? Trudno. W każdym razie układa się nam wspaniale. Myślę, że to zasługa tego, że tak dobrze się znamy. Można powiedzieć – jak brat i siostra…

 

Czytaj więcej