"Gdy usłyszałam od kuzynki o Stefanie, przed oczami stanął mi jasnooki, smukły chłopak, który przed laty czekał pod moim domem z bukietem stokrotek w kieszeni i przysięgał miłość po grób. Ja mu też przysięgałam, ale to ja go zostawiłam. Mój tato był dyplomatą, dostał stanowisko w konsulacie w Kanadzie i wyjechaliśmy niemal z dnia na dzień. Obiecałam wtedy Stefanowi, że będę pisać, że szybko do niego wrócę... On czekał i pisał co tydzień. Krótko za nim tęskniłam. Oszołomił mnie bogaty świat, ludzie i nowe możliwości... A teraz, po ponad trzydziestu latach, miałam go znowu zobaczyć!" Ewa, 52 lata
Hotelowy pokój przypominał wszystkie inne, jakie znałam. Czułam się w nim dobrze. Ale miasto za oknami było obce, choć w nim się urodziłam i dorastałam. „Po co właściwie tu przyjechałam?”, pomyślałam.
– Stałam się sentymentalna – zaśmiałam się do swojego odbicia w lustrze.
Dopiero po przyjeździe stwierdziłam, że jednak nie mam ochoty szukać śladów przeszłości. Najchętniej spakowałabym się i pojechała prosto na lotnisko, żeby złapać samolot powrotny za ocean. Ale przebukowanie biletu nie było proste. A poza tym byłam umówiona z kuzynką, jedyną osobą z rodziny, z którą utrzymywałam kontakt. Postanowiłam więc, że odbębnię to spotkanie, nie będę oglądać miasta, tylko ucieknę do jakiegoś spa i przeczekam tam aż do terminu powrotu do domu, do Ameryki. Ale, jak mawiała moja babcia, gdy Bóg chce z nas zażartować, pozwala nam robić plany...
Zosia przygotowała mi miłe przyjęcie. Ku mojemu zaskoczeniu, w domu kuzynki poczułam się naturalnie, bez napięcia i sztuczności, której się spodziewałam. Ani ona, ani jej mąż nie kreowali się na kogoś, kim nie są, nie spodziewali się też po mnie niczego specjalnego. Było po prostu miło. Spięłam się dopiero, gdy Zosia powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę.
– Pamiętasz Stefana? – spytała. – Mieszka po sąsiedzku, przyjaźnimy się od lat. Chce cię zobaczyć. Jeśli się zgodzisz, wpadnie tu nawet za chwilę.
– Stefan? – od razu wiedziałam, o kim mówi.
Przed oczami stanął mi jasnooki, smukły chłopak, który przed laty dla mnie wygrał mecz szkolnej drużyny szczypiorniaka, wybijając z bramki piłkę rzuconą w ostatniej sekundzie. Ten sam, który czekał pod moim domem z bukietem stokrotek w kieszeni i przysięgał mi miłość po grób. Ja mu też przysięgałam, ale to ja go zostawiłam. Mój tato był dyplomatą, dostał stanowisko w konsulacie w Kanadzie i wyjechaliśmy niemal z dnia na dzień. Obiecałam wtedy Stefanowi, że będę pisać, że szybko do niego wrócę... On czekał i pisał co tydzień. Krótko za nim tęskniłam. Oszołomił mnie bogaty świat, ludzie i nowe możliwości... Listy od Stefana przychodziły przez dwa lata, ale ja coraz rzadziej odpisywałam i wreszcie przestałam.
W Stanach Zjednoczonych poszłam na studia. Zakochany chłopak w Polsce wydał mi się taki prowincjonalny... Byłam głupia? Nie wiem. Dziś niczego nie żałuję. Wyszłam za mąż za fajnego mężczyznę, nie urodziłam dziecka, ale się rozwijałam, miałam dobrą pracę. Byłam bardzo szczęśliwa. Gdy Chris zmarł, uporządkowałam sprawy po nim, zatrudniłam w naszej firmie młodą menagerkę, a sama poświęciłam się swojej pasji - podróżom. Zwiedziłam wiele krajów, ale długo zbierałam się, by odwiedzić Polskę. I oto jestem. A po sąsiedzku mieszka chłopak, którego kiedyś odrzuciłam.
– Stefan... – powtórzyłam. – Nie wiem...
– Nie musisz się z nim widzieć, jasne. Nie będzie się narzucał – zastrzegła Zosia. – To luźna propozycja.
– Niech przyjdzie – zaśmiałam się. – To wszystko jest dla mnie takie dziwne. Tylko mam nadzieję, że on nie ma pretensji...
– O tę szczeniacką miłość? – spytał Roman. – Dawno i nieprawda.
Mąż Zosi miał rację. „Jak mogłam myśleć, że on jeszcze to rozpamiętuje?”, skarciłam się.
Gdy Roman wyszedł po Stefana, podeszłam do okna. Widząc dwóch dojrzałych facetów, śpieszących w stronę wejścia, w pierwszej chwili nie skojarzyłam, że jednym z nich jest mój chłopak sprzed lat... A później ogarnęła mnie panika. Pojęłam, że ja też nie jestem już młoda. I przestraszyłam się, że Stefan mnie nie pozna.
A on wszedł do pokoju i od razu oczy mu rozbłysły.
– To naprawdę ty! – podszedł i zrobił gest, jakby chciał mnie złapać w ramiona.
Powstrzymał się jednak. Wyglądał jak sztubak zawstydzony wybuchem własnych uczuć.
– Cześć, Ewa – chwycił moją dłoń i trzymał ją, patrząc mi w oczy.
Już dawno nikt tak na mnie nie patrzył, choć na brak zainteresowania przecież nigdy nie narzekałam. Jednak reakcja Stefana sprawiła, że zrobiło mi się ciepło gdzieś w środku...
– Miło cię widzieć – powiedziałam miękko.
Długą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Zosia i Roman wymienili znaczące spojrzenia.
– Stara miłość nie rdzewieje – zaśmiała się moja kuzynka.
Po kolacji Stefan zaproponował, że odwiezie mnie do hotelu.
– Przejdźmy się – powiedziałam.
– To daleko.
– Nie szkodzi – zapewniłam. – Mam wygodne buty.
Po drodze opowiedziałam mu o swoim życiu. Nie usprawiedliwiałam się, on zresztą tego nie oczekiwał. Też mi wyznał, że z żoną był szczęśliwy, że ma dwoje dorosłych dzieci, ale od 5 lat jest wdowcem.
– I znów los nas zetknął, gdy jesteśmy wolni – powiedział i przytulił mnie, a ja poddałam się jego dotykowi, jakby był czymś codziennym.
Wiedzieliśmy, po co, przecież oboje jesteśmy dorośli. Tej nocy było mi dobrze, jak nigdy dotąd, jakby to, co przeżywałam z mężem, nigdy nie było ważne. Jednak rano zrozumiałam, że ten romans to czyste szaleństwo. Stefan w Polsce, ja w Stanach... Po co mi to?
– Było, minęło – oznajmiłam. – Nie licz na więcej. Teraz idź do domu i o mnie zapomnij.
Próbował protestować, ale mnie posłuchał.
Nie myśląc o niczym, ubrałam się, by pójść na śniadanie. Gdy pół godziny później otworzyłam drzwi, Stefan stał na korytarzu.
– Na trawniku rosły takie ładne stokrotki – powiedział. – Nie mogłem się powstrzymać i zerwałem je dla ciebie.
Wyjął z kieszeni lekko zmięty bukiecik. Zupełnie się rozkleiłam. Nie pojechałam do spa, zostałam w Warszawie ze Stefanem. Co z nami będzie? Dziś za wcześnie o tym mówić w szczegółach, ale oboje wiemy, że jeśli miłość po raz drugi dała nam szansę, nie pozwolimy jej teraz uciec.