„Zobaczyłam, jak jakaś kobieta wrzuca do rowu worek śmieci. Jednak w środku było coś innego...”
Fot. 123 RF

„Zobaczyłam, jak jakaś kobieta wrzuca do rowu worek śmieci. Jednak w środku było coś innego...”

„Tamtego dnia wybraliśmy się z przyjaciółmi na spacer do lasu. Choć byliśmy w środku pustkowia, ktoś wjechał tam samochodem. Zaczailiśmy się za drzewem i obserwowaliśmy, jak z auta wysiada kobieta. Nerwowo rozejrzała się dookoła, potem otworzyła bagażnik, wyciągnęła czarny worek i cisnęła go w krzaki. – Tu nie wolno śmiecić! – krzyknęłam. Kobieta patrzyła na nas zszokowana, jakby nie wierzyła, że ktoś oprócz niej znalazł się w tym samym miejscu o tej samej porze. Nagle się ocknęła, złapała worek i zaczęła uciekać... ” Anna, 34 lata

Kornelia i Patryk od dawna prosili, żebym odwiedziła ich w gospodarstwie agroturystycznym, które prowadzili w okolicach Puszczy Kozienickiej. Mnie jednak pochłaniało życie w Warszawie, dlatego odkładałam wizytę u przyjaciół z dzieciństwa. Robiłam karierę w korporacji, kupiłam na kredyt sześćdziesięciometrowe mieszkanie i wiodło mi się całkiem nieźle. Tylko czasem doskwierała mi samotność, dlatego moja mama, zdeklarowana kociara, poradziła, żebym przygarnęła małego kotka.

Pomysł z adopcją mi się spodobał. Nie sądziłam jednak, jak bardzo odchoruję wizytę w Schronisku na Paluchu. Tyle smutnych spojrzeń wpatrywało się we mnie z nadzieją, że za chwilę odmienię ich los. Koty popiskiwały żałośnie, psy wyły, a niektóre nie ruszały się z miejsca, tylko leżały apatycznie na lichych kocach, co jakiś czas zerkając smętnie na to, co dzieje się dookoła. 

– Wezmę tego – powiedziałam przez ściśnięte gardło, pokazując pracownikowi schroniska pierwszego kotka. 

Nie miałam sumienia wybierać zwierzaka. Każdy był nieszczęśliwy i każdy zasługiwał na lepszy los. „Dobrze, że mogłam pomóc choć jednemu”, pomyślałam. Potem dopełniłam formalności, włożyłam kociaka do transportera i pożegnałam się z pracownikiem schroniska. „Nigdy w życiu tu nie wrócę. Nie zniosę widoku tych biednych, porzuconych zwierząt”, zarzekałam się, jadąc do domu. Choć tak naprawdę sumienie podpowiadało mi, że powinnam ocalić chociaż jeszcze jedno kocie życie. „Tylko że w bloku nie mam warunków”, usprawiedliwiałam samą siebie, bo i tak było mi ciężko.

Szczęściarz, czyli kotek, którego wzięłam z „Palucha”, stał się moim najlepszym przyjacielem. Ale inni przyjaciele, Kornelia i Patryk, wciąż się o mnie upominali. Dlatego w końcu wzięłam urlop i zapowiedziałam, że przyjeżdżam na kilka dni. Na ten czas Szczęściarza oddałam pod opiekę mamie, która mieszkała na wsi. Jej dwa stare kocury ostatnio przeszły na drugą stronę tęczowego mostu, więc była wniebowzięta, gdy podrzuciłam jej mojego kotka.

Byłam w szoku!

Kora i Patryk ucieszyli się z mojej wizyty. Przygotowali mi najładniejszy pokój z widokiem na las, nakarmili swojską jajecznicą i napoili rozgrzewającą herbatką z dzikiej róży i malin. Gadaliśmy do późna, a i tak obudziłam się wypoczęta. Kozienicki klimat bardzo mi sprzyjał. Ostatniego dnia pobytu wybraliśmy się na spacer. Szliśmy niespiesznie, wspominając jak Kora z Patrykiem nie przepadali za sobą w dzieciństwie, a gdy dorośli, zakochali się w sobie i pobrali.

– A pamiętacie, jak... – urwałam, bo coś przykuło moją uwagę. 

Choć byliśmy w środku pustkowia, ktoś wjechał tam samochodem. Zaczailiśmy się za drzewem i obserwowaliśmy, jak z auta wysiada kobieta. Nerwowo rozejrzała się dookoła, potem otworzyła bagażnik, wyciągnęła czarny worek i cisnęła go w krzaki.

Tu nie wolno śmiecić! – krzyknęłam. 

– Jak można tak niszczyć środowisko! – wtórowała mi Kornelia. 

Dzwonię po policję – groził Patryk. 

Kobieta patrzyła na nas zszokowana, jakby nie wierzyła, że ktoś oprócz niej znalazł się w tym samym miejscu o tej samej porze. Nagle się ocknęła, złapała worek i zaczęła uciekać. 

– Stój! – wrzasnęłam i puściłam się za nią pędem. – Nie wywiniesz się!

Zaczęłam się z nią szamotać, próbując zabrać jej worek. „Gdyby się okazało, że w środku są toksyczne odpady, to by dopiero było”, przeszło mi przez myśl. Nagle folia się rozerwała i wypadły z niej... cztery maleńkie kotki! Widać było, że niedawno się urodziły. Miały zaropiałe oczy, przewracały się i tak żałośnie piszczały. „Jak w schronisku”, aż przeszedł mnie dreszcz.

– Morderczyni! – syknęła Kornelia. 

Kobieta szybko wsiadła do auta i odjechała. Na szczęście zapamiętałam numer rejestracyjny wozu.

– Dzwonię na policję! – zdecydowałam, ściągając z siebie kurtkę i delikatnie układając na niej kociaki. 

– Jak można być taką świnią? – Patryk kręcił głową z niedowierzaniem. 

– Nie martwcie się, maluszki, zaopiekuję się wami – przemawiałam do kotków, choć nie wiedziałam, czy będę potrafiła spełnić tę obietnicę. 

Jednak nie mogłam ich zostawić!

Zawieźliśmy więc kotki do doktora, który je zbadał, odrobaczył i zapewnił, że wszystko z nimi w porządku. Jedno trudne zadanie było za mną, ale czekało mnie trudniejsze.

– Nie oddam ich do schroniska – postanowiłam, przypominając sobie moją wizytę w tamtym miejscu. – Widziałam na własne oczy smutek przebywających tam zwierząt – tłumaczyłam przyjaciołom.

Jeden kot może zamieszkać u nas – uznali Kora z Patrykiem. 

– To zostały trzy – westchnęłam. 

Zastanawiałam się, co dalej...

Wracałam do Warszawy z duszą na ramieniu. W transporterze popiskiwały kocie podrzutki, a ja się zastanawiałam, co dalej. „Może zapytam w pracy, czy ktoś chce kotka”, pomyślałam. Nagle wpadłam na genialny pomysł.

– No i mówisz, że jeśli KTOŚ weźmie dwa kotki, to trzeciego ty przygarniesz? – powiedziała przez telefon mama, gdy wszystko jej zreferowałam. 

– Tak – odparłam, uśmiechając się, bo byłam pewna, że mi nie odmówi.

– No dobra – zgodziła się. 

W ten sposób Szczęściarz zyskał przyjaciela, Gingera, rudego, charakternego kotka. Za to w domu mamy zamieszkał Rudzik i Silver. Kobiecie, która wyrzuciła koty, grozi kara grzywny, a nawet więzienia. Natomiast ja mam nową misję. Udzielam się w fundacji opiekującej się porzuconymi zwierzakami. Szukam im domów tymczasowych i pozyskuję sponsorów na żywność oraz leki. Czasem śni mi się to, co widziałam w schronisku i kobieta wyrzucającą kotki. Budzę się zlana potem, ale zaraz biorę się w garść i z jeszcze większą determinacją pomagam niechcianym zwierzakom. Bo ich ciągle przybywa...

 

Czytaj więcej