"W małżeństwie zaczęłam stosować zasadę: Kochaj i kontroluj! I wtedy odkryłam prawdę..."
Fot. 123RF

"W małżeństwie zaczęłam stosować zasadę: Kochaj i kontroluj! I wtedy odkryłam prawdę..."

"Zawsze ufałam mężowi i wierzyłam, że jest mi wierny. Jednak pewnego dnia moja przyjaciółka zasiała we mnie ziarno niepokoju. – To tylko facet, Jolka, nie bądź go aż taka pewna! – powiedziała i pokazała mi piękną dziewczynę z jego wydziału. W nocy, gdy spał, sięgnęłam po jego komórkę. Nigdy nie szpiegowałam. Aż do teraz..."   Jolanta, 33 lata

Za Bartka wyszłam z wielkiej miłości i nawet osiem lat po ślubie wciąż za nim szalałam. Zresztą trudno byłoby nie kochać takiego faceta – przystojny, inteligentny i zaradny, no i byłam pewna, że wierny. Moje koleżanki rozwodziły się jedna za drugą, a ja wciąż żyłam jak w bajce.

Pewnego dnia ziarno niepokoju zostało zasiane...

Pierwsza dostrzegła problem Celina, moja najlepsza przyjaciółka.
– Słuchaj, twój Bartek jakoś podejrzanie często kręci się wokół jednej z naszych nowych studentek – powiedziała mi. – Panna jest ładna, wygadana i jakoś nie przeszkadza jej obrączka na palcu twojego ślubnego. Wygląda na to, że oboje mają się ku sobie, bo wydział aż huczy od plotek.
– To co mam robić, śledzić męża? – rzuciłam osłupiała. – Ufam mu, Celinka, wiem, że nigdy by mnie nie zdradził...
To tylko facet, Jolka, nie bądź go aż taka pewna!
Do domu wróciłam mocno zaniepokojona. Przez całą drogę, w taksówce, mówiłam sobie, że wszystko jest dobrze, że to tylko jakieś plotki, ale ziarno niepokoju zostało zasiane… W dodatku, jakby na złość, kiedy weszłam do domu, mąż pospiesznie zakończył jakąś rozmowę, a potem schował komórkę do kieszeni, nawet na mnie nie patrząc. Zrobiło mi się gorąco.

Pomyślałam, że on mnie jednak zdradza!

– Cześć, jak ci minął dzień? – zapytałam, ale tylko wzruszył ramionami, mrucząc coś o kłopotach w dziekanacie. Poszłam do łazienki i zaczęłam zmywać makijaż, czując, że po policzkach spływają mi łzy. Nagle stałam się prawie pewna, że mąż mnie zdradza. „I tak miałam szczęście, tyle razem przeżyliśmy”, myślałam, wklepując krem pod oczy. Poczłapałam do salonu i zajęłam się książką, czekając aż mąż wyjdzie z gabinetu i pójdzie spać. Koło dwudziestej trzeciej weszłam tam pod byle pretekstem. Mąż szybko zatrzasnął laptop i wyglądało to tak, jakby bał się, że zobaczę, co ma na ekranie. „Piszą sobie gorące mejle? A mo­że flirtują na czacie?”, pomyślałam z goryczą, czując, że znowu robi mi się gorąco.
– Idziesz do łóżka? – zapytałam.
– Mam jeszcze dużo pracy – powiedział, nie patrząc na mnie. Całą noc nie zmrużyłam oka. Bartek chrapał w najlepsze, a ja zastanawiałam się, czy jestem aż tak ślepa, żeby nie dostrzegać oczywistych faktów. „A jeśli on od dawna ma romans z tą kobietą? Co, jeśli od dawna ze sobą sypiają, a ja jestem pośmiewiskiem całego wydziału?”, myślałam przerażona, chlipiąc w poduszkę.

Musiałam zobaczyć moją rywalkę

Rano zeszłam do kuchni. Bartek wstał wcześniej niż zwykle i popędził do pracy. Chciałam z nim pogadać, ale powiedział, że nie ma czasu. Postanowiłam spojrzeć prawdzie w oczy i zadzwoniłam do Celiny.
– Muszę ją zobaczyć – powiedziałam twardo.
– To ta blondyna, w czarnej garsonce, Marlena – wskazała mi przyjaciółka, kiedy dwie godziny później czaiłyśmy się w uczelnianym barze.
Tamta dziewczyna z włosami do połowy pleców i kocimi oczami? – aż jęknęłam.
Śledziłam ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła w łazience na końcu korytarza.
– W takim razie mogę od razu szukać dobrego prawnika – szepnęłam załamana.
– Kotku, co ty tu robisz? – mąż stał nade mną z naręczem dokumentów w dłoniach. – Ty płaczesz, Joluś? – zaniepokoił się, siadając obok.
– To ja już pójdę – Celina ulotniła się w parę sekund.
– Czemu nie powiedziałaś, że będziesz dziś na uczelni, wyskoczylibyśmy razem na kawę – zdziwił się mój mąż.
– Przyszłam tylko na moment, zobaczyć się z Celiną – skłamałam, a potem wstałam i powiedziałam, że muszę lecieć. Zostawiłam go osłupiałego na końcu korytarza i pobiegłam w stronę wyjścia.

Mąż znalazł wytłumaczenie – oskarżył Celinę

Kiedy wsiadałam do samochodu policzki jeszcze długo mnie paliły na myśl o tym, że mój mąż i ta Marlenka mają ze sobą romans. Zadręczałam się przez kilka kolejnych dni. Wyobrażałam sobie wszystkie najgorsze scenariusze. W końcu nie wytrzymałam.
– Bartek, wiem o wszystkim – powiedziałam.
– Czyli o czym? – mąż nie wyglądał nawet na zaskoczonego, co najwyżej na rozbawionego.
– O tobie i tej dziewczynie z twojego wydziału – wypaliłam.
Wyglądał na... zaciekawionego.
– Jakiej dziewczynie, o czym ty mówisz? – zapytał.
– O Marlenie i o tym, że mnie z nią zdradzasz! – krzyknęłam.
Bartek śmiał się tak, że aż spadły mu okulary, później mnie objął.
– Czyś ty całkiem oszalała, kochanie? Kto ci takich bzdur naopowiadał? – zaśmiał się.
– Celina – rzuciłam.
– No tak, Celina. Więc może przypomnij swojej przyjaciółce, jak pijana rzuciła się na mnie na jednym ze służbowych wyjazdów, chcąc zaciągnąć do swojego pokoju, a później groziła, że jak z nią nie pójdę, to opowie ci o naszym romansie. Przepraszam, opowie ci wyssaną z palca historię o naszym rzekomym romansie, który tak naprawdę tylko jej się marzy – powiedział cicho Bartek.

Zapewnił mnie o swojej miłości

Zatkało mnie kompletnie. Celina? Jedna z moich najlepszych przyjaciółek usiłowała poderwać mi męża, zaciągnąć go do łóżka, a teraz opowiada takie bzdury?!
– Czemu mi nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.
– Przyjaźnicie się od lat, nie chciałem tego psuć. Myślałem, że chwilowo jej odbiło – wzruszył ramionami Bartek, gładząc mnie po policzku.
– Kocham cię, Joluś. Od lat kocham tylko ciebie – dodał czule, delikatnie całując mnie w usta.

Prawdziwa zemsta smakuje na zimno...

„Dzięki Bogu, więc jednak się myliłam”, myślałam nocą wtulona ciasno w męża. Nagle jego leżąca na nocnym stoliku komórka cicho pisnęła, widać zapomniał ją wyłączyć. Spojrzałam mu w twarz. Spał. Nigdy dotąd nie robiłam czegoś takiego, ale teraz… Sięgnęłam po jego telefon i przeczytałam SMS-a. „Czekam jutro u mnie, tęsknię. Marlena”. Najpierw zatkało mnie ze złości. Chciałam go obudzić i wykrzyczeć mu w twarz, że jest podłym kłamcą, że z nami koniec. Ale po chwili stwierdziłam, że prawdziwa zemsta najlepiej smakuje na zimno. „Chcesz się bawić w kotka i myszkę, kochany? No to się zabawimy!”, postanowiłam i uśmiechnęłam się na samą myśl, jak mu się odwdzięczę. 

 

Czytaj więcej