"Moja przyjaciółka była załamana, że jej mąż chodzi do pewnego nocnego klubu, chociaż nie wiedziała, co on tam właściwie robi. Chciała się dowiedzieć, ale nie mogła się tam dostać, bo kobiet bez męskiego towarzystwa nie wpuszczali... Właśnie dlatego pewnego dnia Kamila zwróciła się z prośbą do mnie i... mojego męża." Natalia 38 lat
Praca w urzędzie skarbowym w naszym mieście powiatowym jest spełnieniem moich marzeń. Zawsze byłam typem uporządkowanej ekonomistki w dużych i wygodnych okularach. Siedziałam zanurzona w papierach, rubryczkach i procentach. Znałam się na tym, nic mnie nie zaskakiwało, na wszystko znajdowałam odpowiedź w ustawach. I takiego jak ja wypatrzyłam sobie męża. Pedant w każdej sytuacji, strzepujący nieistniejący kurz z foteli samochodowych, z ustalonym raz na zawsze ulubionym kształtem makaronu do niedzielnego rosołu – jadaliśmy wyłącznie świderki i to one były naszą jedyną ekstrawagancją. Życie mieliśmy jak spod linijki: zaplanowane ciąże, urlopy, lokaty, zamiany samochodów w czasie wyprzedaży. Żadnych przypadków. Wszystko według planu.
– Natalko, ratuj – pewnego dnia zwróciła się do mnie naczelniczka naszego oddziału i od lat moja serdeczna przyjaciółka.
– Dwuznaczność w przepisach? – mrugnęłam okiem. – Dawaj, wyjaśnimy to – uśmiechnęłam się.
– Nie, tym razem to nie to. Mój mąż chadza do klubu go-go – wypaliła.
– Go-go?! – zamrugałam w tempie tego dziwnego słowa.
– Wiesz, co tam się dzieje, w tych go-gołach?... – zasyczała znacząco.
– Zasadniczo, w sensie ogólnym... wiem – ściszyłam głos zakłopotana.
– Co? – jej proste pytanie zaskoczyło mnie zupełnie.
Bo tak naprawdę nic a nic na ten temat nie wiedziałam, podobnie jak moja przyjaciółka. Obie miałyśmy jakieś mgliste przeczucie, że dzieje się tam źle i że absolutnie nie powinnyśmy godzić się na to, by chadzali tam nasi mężowie. Ale co tam się działo? Nie miałyśmy pojęcia.
– W sumie to dokładnie nie wiem... – I co najgorsze, nie można tego sprawdzić! – ze zgrozą zaznaczyła Kamila. – Gdy próbowałam wejść do tego klubu, ochroniarz mnie nie wpuścił. Podobno samotne panie mają zakaz wstępu. Bo mogą to być wkurzone żony! Kobiety wchodzą jedynie w towarzystwie mężczyzn.
A więc było już jasne, że dzieją się tam najgorsze rzeczy pod słońcem.
– I dlatego wpadłam na pomysł, że pójdę tam w towarzystwie jakiegoś faceta... – wypaliła Kamilka.
– Tak, tak – kiwałam głową.
– I pomyślałam, że to mógłby być twój mąż – dodała.
– Tak – przytaknęłam koleżance automatycznie.
– Że co? Mój Antoni?! – obudziłam się.
– No tak, to chodzący ideał, poświęci się dla sprawy – Kamila jakoś nie wpadła na to, że to ja mogę czuć się niekomfortowo, a nie mój mąż.
Antoni podszedł do misji zadaniowo: przeczytał kilka artykułów o klubach go-go, nabył rozchełstaną koszulę, odsłaniającą jego wątłą „klatę”, na nogi założył lakierowane trzewiki z noskami skierowanymi ku górze, a na szyję pozłacany łańcuch.
– Muszę wyglądać na luzie – wyjaśnił. – Na gościa, który przepuści tam lekką ręką sporo kasy. Inaczej mogą nas nie wpuścić.
– Ciekawe, co na siebie założy Kamila! – żałowałam, że wciągnęłam w to Antosia.
– Nie może wyglądać jak podejrzliwa żona – wyjaśnił mój oczytany mąż.
A mimo to skórzane i obcisłe spodnie Kamili mnie zaskoczyły, podobnie jak koturny na nogach i krzyczący dekolt.
– Dobrze – sucho skomentował Antek. – Bramkarze na pewno nas przepuszczą.
– O której wrócicie? – czułam, że sytuacja mnie przerasta.
– W klubie posiedzimy maksymalnie do pierwszej w nocy. Do tego czasu będzie można ocenić, co tam naprawdę się dzieje – wyjaśnił Antoni.
No i poszli. O wpół do drugiej w nocy zadzwoniłam do męża, a potem do przyjaciółki. Nie odbierali. O drugiej, drżąc ze strachu i zdenerwowania, poszłam pod klub.
– Samotnym paniom wstęp wzbroniony – potężny ochroniarz zatarasował wejście.
– Ale tam jest mąż z moją przyjaciółką – tłumaczyłam.
– Właśnie dlatego nie wpuszczamy żon – logicznie argumentował.
Jak niepyszna wsiadłam w samochód i wróciłam do domu.
Zrywałam się przy każdym szmerze, licząc na to, że to mój Antoni wraca. W końcu wrócił, ale „szmer”, który wywołał, nawet umarłego postawiłby na nogi. Antoni pachniał alkoholem i damskimi perfumami.
– Coś ty tam robił?! – krzyknęłam.
– Same się o mnie ocierały, to nie ja – wybełkotał i natychmiast usnął.
I tak spał całą niedzielę. Rosół ze świderkami odgrzewałam kilka razy, licząc na to, że małżonek w końcu otworzy oczy. Szybciej jednak dodzwoniłam się do Kamili.
– Rozwodzę się z mężem – oznajmiła, zanim zdołałam zadać nurtujące mnie pytania. – Jeśli on w tym klubie bywał wiele razy, to ja nie mam złudzeń! – wykrzykiwała przyjaciółka, nie zauważając, że takie postawienie sprawy może i mnie zaniepokoić.
– Ale co tam się wydarzyło? – dopytywałam.
– Ruja i poróbstwo, Sodoma i Gomora. Wszyscy faceci to świnie – przeraziłam się tym „wszyscy”.
– A Antoni? – załamał mi się głos.
– Skoro nawet twój święty Antoś zupełnie zgłupiał, to co dopiero mój łajdak! – Kamila miała wyrobioną opinię po tym wieczorze.
– Ale jak to zgłupiał? – chciało mi się płakać.
– No, zgłupiał. Baby na mózg mu się rzuciły – Kamilka była nieugięta.
Tymczasem mój Antoni chrapał jak zabity. Jednak i od niego niczego się nie dowiedziałam, gdy w końcu doszedł do siebie. Zaczerwienił się bardzo na wieść o rewelacjach Kamili, a w końcu zaciął się i powtarzał w kółko, że nic nie pamięta. Że starał się po prostu wszystkiego doświadczyć, by zdać Kamili relację. Że był miły w stosunku do pań pracujących w klubie, że przecież musiał raz czy dwa razy postawić drinka, żeby wypaść wiarygodnie. Jednak gdy kilka tygodni później otrzymaliśmy wyciąg z operacji na karcie kredytowej, jasno było widać, że mój kochany małżonek zaszalał. Nie dowiedziałam się komu, i w jakich sytuacjach stawiał drinki. I czy na stawianiu drinków się skończyło...
– Te panie naprawdę tylko się o ciebie ocierały? – dopytywałam nieustannie.
– Nic nie pamiętam – jak papuga powtarzał mój mąż i nigdy od niego ani od przyjaciółki nie wydobyłam nic więcej.
Po tej wizycie rzeczywiście zakończyło się małżeństwo Kamili, która szybko złożyła pozew rozwodowy. Stało się to miesiąc po sławetnej wyprawie do klubu. Kiedy rok później związała się z pewnym przystojnym aptekarzem, zaproponowałam, że pójdę z nim do klubu, by zrozumieć, co ciągnie mężczyzn w takie miejsca...
– Wykluczone! – natychmiast odrzuciła prośbę.
Moje małżeństwo wróciło na utarte tory – coniedzielny rosół ze świderkami, spokojna praca w urzędzie skarbowym. I tylko czasem mężowi wypominam majteczki w kropeczki i drogie jak diabli drinki w klubie go-go. Mam go w garści. Ale do tej pory zachodzę w głowę, co on tam robił...