"Układaliśmy sobie życie w nowym miejscu, gdy mąż bez ostrzeżenia zafundował mi prawdziwy koszmar..."
Musiałam zająć się córką i to trzymało mnie przy życiu.
Fot. 123RF

"Układaliśmy sobie życie w nowym miejscu, gdy mąż bez ostrzeżenia zafundował mi prawdziwy koszmar..."

"Radek dostał awans i zatrudnienie w innym mieście. Zwolniłam się z pracy, wypisaliśmy Anię ze żłobka i przenieśliśmy całe nasze życie na drugi koniec Polski. Myślałam, że wszystko układa się wspaniale, aż pewnego dnia mój świat runął w gruzy..." Marta. 42 lata

Był piątek, pierwszy dzień długiego weekendu. Szykowałam właśnie przekąskę dla naszej córeczki, kiedy do kuchni wszedł mąż...

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o co mu chodzi

– Odchodzę – powiedział. Zabawnie to ujął...
– A dokąd? Może zaszedłbyś do cukierni po te dobre pączki z malinami? – miałam na nie ochotę.
– Marta, ja odchodzę od ciebie – był zniecierpliwiony. Jestem spakowany, wyprowadzam się. Do innej kobiety.
– Taaa, idiotyczny żart – skrzywiłam się. Ale mina męża powiedziała, że wcale nie żartuje. Tak oto w jednej chwili miałam rodzinę, dom i przyszłość, a w drugiej nie zostało mi nic.

Półtora roku wcześniej Radek otrzymał propozycję awansu. Miał kierować nowym oddziałem firmy. Wspaniale. Tylko że na drugim końcu Polski.
– Możemy spróbować życia na odległość – kombinował. – Będę przyjeżdżał.
– O nie – nie podobał mi się ten pomysł. – Nie dasz rady wpadać na weekendy. – Ale widzę ten błysk w twoich oczach – powiedziałam łagodnie. – Wchodzę w to, jedziemy!
Zwolniłam się z pracy, wypisaliśmy Anię ze żłobka i sprzedaliśmy volkswagena, bo Radek dostał auto służbowe. Mieszkania nie chcieliśmy wynajmować, bo wiadomo, obcy to nie uszanują, poniszczą.
To dość szalona operacja, ale lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się nie spróbowało, co? – mąż patrzył na mnie z niepokojem.
– Jasne! – objęłam go. – Czasami zmiany są dobre.

Zaczęliśmy układać sobie życie w nowym mieście, wspieraliśmy się

Na początek wynajęliśmy niewielkie mieszkanie. – Z czasem, jak się tu zakotwiczymy, znajdę coś lepszego – zapowiadał Radek. Zdecydowanie bardziej niż standard mieszkania doskwierał mi brak znajomych i rodziny. Tęskniłam za naszym osiedlem, gdzie mieliśmy z kim się spotkać, gdzie teściowie, mieszkający tuż obok, zawsze służyli pomocą. W nowym mieście byłam samotna. Szukanie pracy też nie szło najlepiej.
– Nie ma co się martwić, dajemy radę – mąż mnie wspierał. Ale finansowo wcale nie było tak różowo, jak na początku zakładaliśmy. Szybko odczuliśmy brak moich dochodów. Zdecydowaliśmy, że sprzedamy nasze stare mieszkanie. Bałam się, bo zamykało to dawny rozdział życia, no i ograniczało nasze możliwości. To było jednak najsensowniejsze rozwiązanie. Być może za sprawą tej zmiany z większym powodzeniem zaczęliśmy układać sobie życie w nowym mieście.
Dostałam dobrą pracę, poznaliśmy parę sympatycznych osób, Anusia poszła do żłobka. Wreszcie postanowiliśmy kupić w nowym mieście dom.
Nie mam jeszcze odwagi powiedzieć, że to moje miejsce na ziemi, ale jest fajnie – podsumowałam pogodnie.
– No, na początku dano nam popalić, ale robi się miło – przytaknął mój mąż.

Bez ostrzeżenia zafundował mi prawdziwy koszmar!

Dokładnie siedem miesięcy po tej rozmowie ten sam mąż zafundował mi koszmar i wyprowadził się do nowej kobiety. Tak po prostu, bez ostrzeżenia, bez dyskusji. Zostałam samotną matką z kredytem i domem, na który nie było mnie stać. Co więcej, wiedziałam, że już nie wróci, naprawdę się zakochał. Czy dostrzegałam wcześniej jakieś sygnały? Nie. Dużo pracował i był zestresowany. Jeśli chodzi o nasze życie seksualne, uważałam je za udane, choć bez szału – ale wiadomo jak to jest z małym dzieckiem i ciągle na walizkach. Poza tym, mimo trudności, uważałam, że życiowe zmiany nas zbliżają.
Jak mogłeś? Wyrwałeś mnie z domu, a teraz zostawiasz z dzieckiem i olbrzymim kredytem? – wyrzucałam Radkowi.
– Nie planowałem tego. Poznałem ją dopiero tutaj – bronił się.
Nigdy nie podejrzewałabym go o taki brak skrupułów. Załamywało mnie, z jakim chłodem ustalał, co dalej.
– Zostawiam ci ten dom, będę płacił alimenty – ale wspaniałomyślny! – Oczywiście nadal chcę być ojcem dla Ani. Dogadamy się?
– Wyjdź – nie mogłam tego słuchać.

To były dla mnie straszne dni

Paraliżował mnie lęk, nie mogłam myśleć. I nawet nie miałam do kogo zadzwonić. Moi rodzice nie żyli, a teściów nie chciałam tym obciążać, oni też byli załamani decyzją syna. W mieście miałam tylko kilku znajomych, ale nie ośmieliłabym się do nich zwrócić. Jedynym człowiekiem, który dawał mi siłę i nadzieję, była moja mała córeczka. Nie miała świadomości, co się wydarzyło, i nie mogła mnie pocieszyć, ale sama jej obecność zmuszała mnie do tego, żeby jakoś się trzymać. I nawet nie sądziłam, jak duże pokłady siły we mnie drzemią. Jasne, nie było wieczoru, żebym nie wyła do poduszki, nie było dnia, żebym nie zastanawiała się, co robią teraz Radek i jego dziewczyna. Przeżywałam skrajne emocje – od żalu, przez smutek po rozsadzającą mnie wściekłość. Gdybym nie miała Ani, oddałabym się użalaniu nad sobą. Ale każdego dnia wstawałam, robiłam śniadanie, gotowałam, sprzątałam, prałam, jeździłyśmy na rowerach, chodziłam do pracy.

Mimo wszystko pchałam ten swój los do przodu. Najlepiej jak potrafiłam

– Skąd masz tyle siły, żeby udawać, że nic się nie stało? – dziwiła się koleżanka.
– Nie udaję, że nic się nie stało. Nie mam wyjścia. Nie mogę położyć się i płakać – stwierdziłam.
Okazało się, że otacza mnie wielu pomocnych ludzi. Siostra koleżanki z pracy pomogła mi szybko i korzystnie sprzedać dom i znalazła dla nas mniejsze mieszkanie. Rodzicie dzieci ze żłobka czasem odebrali Anię i przyprowadzili do domu, a sąsiedzi pilnowali jej, kiedy musiałam zająć się pilnymi sprawami.
Zdumiewało mnie, ile dobra i sympatii spotykało mnie każdego dnia.
– Jesteś w porządku, to jak ci nie pomóc? – słyszałam. Z większością tych osób, które wyciągnęły wtedy do mnie rękę, przyjaźnię się do dzisiaj.
Po roku od rewelacji ogłoszonej przez mojego męża, rozwiedliśmy się. Ale już tego tak bardzo nie przeżywałam, miałam nowe, może i lepsze życie. Dałam radę. Od tamtej pory minęło dziesięć lat. Wyszłam ponownie za mąż za wspaniałego człowieka. Ania jest już dużą, wesołą dziewczynką, która łatwo się nie poddaje. Może ma to po mnie? 

 

Czytaj więcej