"Kiedy się w sobie zakochaliśmy, byliśmy parą dzieciaków w gimnazjum. Miłość wydawała się czymś banalnie prostym, a my byliśmy nierozłączni przez całe dziesięć lat! Wydawało się, że nic nie zagraża naszemu związkowi, aż pewnego dnia usłyszałam coś, co wbiło mnie w ziemię..." Monika, 30 lat
Paweł i ja chodziliśmy razem do gimnazjum. Siedzieliśmy w sąsiednich ławkach, ale ja nie zwracałam na niego uwagi. Nie w głowie mi byli chłopcy. Najważniejsza była nauka. A potem… pamiętam andrzejki w drugiej klasie. Były wróżby i tańce, a ja pierwszy raz spojrzałam na Pawła jak na chłopaka, a nie kolegę. Kilka dni później poszliśmy do kina. Oboje byliśmy tak stremowani, że nawet nie złapaliśmy się za ręce… Ale i tak zostaliśmy parą.
A potem dostaliśmy się do jednego liceum. Ta sama klasa, ta sama ławka. Razem wracaliśmy ze szkoły, razem włóczyliśmy się wieczorami. Zachowywaliśmy się jak papużki nierozłączki. Moi rodzice ufali Pawłowi, więc rzadko prawili mi kazania. Zdaliśmy maturę, a potem dostaliśmy się na studia. Wynajęliśmy razem mieszkanie. Mama Pawła wspominała nieśmiało o tym, żebyśmy wzięli ślub.
– Jesteśmy jeszcze za młodzi – mówił mój ukochany. Ja byłam tego samego zdania. Mieliśmy po 20 lat. Kochaliśmy się, a na wesele mieliśmy jeszcze czas. Czas mijał, związki naszych znajomych się rozpadały, a my z Pawłem wciąż byliśmy razem. Nie byliśmy zgodni jak dwa gołąbki. Kłóciliśmy się jak każda normalna para. Wydawało się jednak, że nic nie zagraża naszej miłości.
Gdy skończyliśmy studia, Paweł dostał propozycję ciekawego stażu za granicą. To była dla niego duża szansa.
– Powinieneś jechać – pomagałam mu podjąć decyzję. Pojechał. Początkowo nawet dobrze znosiłam rozłąkę, ale potem brakowało mi kogoś bliskiego. Tym bardziej że zaczęłam pracę w nowej firmie i przeżywałam naprawdę trudne chwile. Wracałam do domu, a tu… pusto. Nie było z kim pogadać ani do kogo się przytulić. Dzwoniłam do Pawła, ale wiadomo, że telefony nie zastąpią prawdziwej bliskości. Mówi się, że tęsknota dobrze robi związkom, ale ja miałam wrażenie, że Paweł staje się coraz bardziej obcy. Kilka razy pojechałam do niego, niby wszystko było OK, ale czułam, że coś jest nie tak. Aż w końcu powiedział mi coś, co wbiło mnie w ziemię.
– Nie gniewaj się, ale poznałem tu kogoś…
– I? – spytałam, bo on się zawahał.
– Nie zasługujesz na to, żebym cię oszukiwał. Przepraszam… Wściekła trzasnęłam słuchawką.
Zadzwoniłam do przyjaciółki, która przywiozła ze sobą zestaw ratunkowy: pudełko chusteczek higienicznych i dwie butelki wina.
– Faceci to dranie! – wypłakiwałam się przyjaciółce w rękaw.
– Nie wszyscy, a poza tym Paweł i ty byliście jak stare dobre małżeństwo. 10 lat razem…
– No właśnie! – uniosłam się.
– Matko! W życiu nie byłam tak długo z jednym facetem. Przyjaciółka nie poprawiła mi nastroju.
A kiedy żaliłam się mamie, to usłyszałam:
– Już dawno powinniście wziąć ślub.
„Przecież ślub też nie daje gwarancji”, buntowałam się.
Chciałam udowodnić sobie i innym, że świetnie sobie poradzę. Niestety, jak się szuka miłości za szybko, to nic dobrego z tego nie wychodzi. Każdego spotkanego faceta porównywałam do Pawła. I każdego rzucałam, bo… nie był nim! Męczyłam się strasznie, aż w końcu doszłam do wniosku, że muszę trochę pobyć sama.
Tymczasem do Polski wrócił Paweł. Sam… – o czym doniosła mi mama.
– Może powinniście się spotkać, żeby pogadać – radziła mi.
– A o czym mamy gadać? – dziwiłam się.
– Takiej miłości jak wasza nie przekreśla się tak po prostu.
– On ją przekreślił…
– Każdy popełnia błędy – stwierdziła.
Nie miałam zamiaru spotykać się z Pawłem. Choć doszły mnie słuchy, że jego romans okazał się tylko chwilowym zauroczeniem. – On ciągle pyta o ciebie – donosili mi wspólni znajomi.
– Niech pyta… – wzruszałam ramionami.
Paweł mnie zranił i byłam pewna, że wszystko, co było między nami, umarło.
Nasi znajomi nie dali jednak tak łatwo za wygraną. Dostałam kiedyś zaproszenie na imprezę przy grillu. Przyszłam, rozejrzałam się się i nagle w ogródku zobaczyłam Pawła. Chciałam odwrócić się na pięcie i wyjść, ale w ostatniej chwili zatrzymała mnie przyjaciółka.
– Zostań, przecież nie możesz przed nim uciekać. Jeszcze pomyśli, że się go boisz… – powiedziała.
Oczywiście nie chciałam, żeby tak pomyślał. Zostałam. Ale kiedy zobaczyłam, jak Paweł idzie w moją stronę, ugięły się pode mną kolana.
– Cześć – zaczął. – Miło cię widzieć… Starałam się być wyniosła, ale nie wiedzieć czemu, zupełnie nieświadomie zaczęłam go kokietować. „Uspokój się”, karciłam się w duchu. A jednak nie umiałam. Paweł wciąż był mi bliski. Łączyło nas 10 całkiem fajnych lat i masa wspomnień. Jak o tym zapomnieć? Chyba nikomu tego wieczora nie umknął fakt, że Paweł ciągle „przyklejał się do mnie”. Łaskawie dałam się potem odprowadzić do domu.
– Powinnaś dać mu szansę – stwierdziła mama.
– Zapomnij! Są rzeczy, których się nie wybacza.
– Są też mężczyźni, których trudno zastąpić… Swoje przeżyłam i wiem, co mówię, córeczko – uśmiechała się tajemniczo.
Byłam młoda i miałam swoją dumę. Paweł okazał się bardziej wytrwały, niż myślałam. Zaczął do mnie wydzwaniać. Przepraszał, mówił, że popełnił straszny błąd, ale że liczę się tylko ja… – Dlaczego miałabym ci znowu zaufać? – pytałam. – Bo cię kocham? – mówił, a ja się śmiałam. Ale przecież nie spotkałam faceta, który by mu dorównał. I w głębi serca czułam, że moje uczucie nie wygasło do końca. Że niewiele trzeba, żeby je znowu rozniecić…
Paweł mi się oświadczył i zdumionym znajomym obwieściliśmy, że bierzemy ślub. Obrączka nie zagłuszyła mojej podejrzliwości. Byłam nieufną żoną. Bo tak to już jest, że wybaczyć można, ale zapomnieć trudno. Ciągle sprawdzałam, czy Paweł jest szczery. Raz nawet podejrzewałam go o romans z koleżanką z pracy. Robiłam dzikie awantury…
– Nie jestem głupi – zapewniał mąż. – Liczysz się tylko ty…
Potrzebowałam czasu i dużo miłości, żeby zaufać w stu procentach. Dziś nie żałuję. Wiem, że Paweł i ja jesteśmy jak te połówki, które pasują do siebie idealnie. Niedługo nasza trzecia rocznica ślubu. A potem zostaniemy rodzicami, bo jestem w drugim miesiącu ciąży…