"Karolina na pierwszej randce wyliczyła mi swoje wady. Myślała, że się przestraszę..."
Karolina opowiedziała mi szczerze o sobie.
Fot. 123RF

"Karolina na pierwszej randce wyliczyła mi swoje wady. Myślała, że się przestraszę..."

"Już dawno nikt nie podobał mi się tak jak Karolina. Wszyscy mówili, że jest niedostępna, ale ja postanowiłem spróbować" Jakub, 39 lat...

Karolina bardzo mi się podobała. Od kiedy ją poznałem, coś mnie w niej pociągało, coś sprawiało, że chciałem jak najdłużej przebywać w jej towarzystwie.

Wiedziałem, że mam tylko jedną szansę

Od znajomych, dzięki którym się poznaliśmy, wiedziałem, że się rozwiodła i od tego czasu jest sama. Że przestała szukać miłości, bo randki ją rozczarowały i postanowiła dać sobie spokój. Wychowywała nastoletnią córkę. Pracowała w korporacji i nie stroniła od życia towarzyskiego. Pomyślałem więc, że spróbuję się z nią umówić na jakiś wieczór. Długo się do tego przygotowywałem, bo wiedziałem, że mam tylko jedną szansę. Jeśli mi odmówi, będę mógł o niej zapomnieć. Zbliżałem się do czterdziestki, ale jak dotąd nie spotkałem tej jedynej. Owszem, miałem za sobą kilka dłuższych związków. W każdym jednak brakowało tego czegoś, co skłoniłoby nas do zawarcia małżeństwa. A wyglądało na to, że Karolina ma właśnie to coś. Była zdecydowana i odważna, ale jednocześnie biło z niej ciepło i kobieca delikatność. Z pozoru krucha, drobniutka szatynka o długich prostych włosach, ale wiedziałem, że gdy ktoś nadepnie jej na odcisk, potrafi ukąsić. Imponowało mi to zestawienie dwóch skrajności.

Uprzedziła, żebym na nic nie liczył 

Któregoś wieczoru zebrałem się na odwagę i napisałem do niej wiadomość. Znaliśmy się na tyle, że nie musiałem się przedstawiać. Czekałem na odpowiedź. Liczyłem, że pozytywną. Odpisała po dwóch dniach. Że tak, chętnie pójdzie na drinka. Ale żebym nie liczył na nic ponadto. Ucieszyłem się. Zaproponowałem bar w centrum. Przyszła spóźniona. Uśmiechnęła się szeroko i przywitała się przyjacielskim pocałunkiem.
– Przepraszam, musiałam zostać dłużej w pracy – wytłumaczyła się. – I niestety, czasu mam niewiele, bo moja córka jest nastolatką. Sam rozumiesz... Nie rozumiałem, bo przecież nie miałem dzieci, ale pokiwałem głową.
– Nie ma sprawy, czego się napijesz? – zagadnąłem i poczekałem, aż odwiesi torebkę. Zamówiłem dla nas wino. Karolina siedziała w tym czasie przy stoliku i coś pisała w swojej komórce. Przyjrzałem się jej i jeszcze raz utwierdziłem się w przekonaniu, że bardzo chciałbym się do niej zbliżyć.

Powiedziałem wprost, że bardzo mi się podoba

– Proszę! – Postawiłem kieliszki na stole i usiadłem naprzeciwko kobiety mojego życia.
– Pięknie wyglądasz! – skomplementowałem ją.
– Dziękuję – odparła nieco zaskoczona. Sięgnęła po wino i wzięła spory łyk.
– Oj, jak dobrze! Ale miałam ciężki dzień!
– Cieszę się, że dałaś się zaprosić. Już dawno chciałem się z tobą spotkać – uśmiechnąłem się do niej zachęcająco. – Bardzo mi się podobasz.
– Ojej! – Spojrzała na mnie zdziwiona tym nieoczekiwanym wyznaniem. – Nie owijasz w bawełnę!
– Niby po co? Lubię jasne sytuacje. – Wzruszyłem ramionami i stuknąłem jej kieliszek swoim. – Twoje zdrowie! Uśmiechnęła się. Usiłowała być swobodna i wesoła, ale widać było po niej zmęczenie. Zaczęliśmy rozmawiać trochę o pracy, trochę o wspólnych znajomych. Było całkiem miło. W końcu jednak wino w kieliszku się skończyło, a ona zerknęła na zegarek i poderwała się z miejsca.
– Późno już, muszę lecieć! – Zrobiła smutną minę.
– Hej, poczekaj... – Chciałem ją zatrzymać. – Wezmę jeszcze po jednym, co? Usiadła zrezygnowana. Przez krótką chwilę zbierała się, żeby coś powiedzieć. Przygryzła wargi, w końcu zaczęła:

Karolina myślała, że się wystraszę

– Słuchaj, Kuba. Będę szczera, OK? – spytała, ale wbiła wzrok w blat stolika. No... taki wstęp nie wróżył nic dobrego. To na pewno. Spodziewałem się, że zaraz powie mi coś przykrego w stylu „nie podobasz mi się”, albo „nie jesteś w moim typie”.
– Czego ode mnie oczekujesz? – spytała ona tymczasem. – Romansu? Związku?
Niepewnie pokiwałem głową.
– To ja powiem, jak to ze mną jest – westchnęła i nachyliła się w moją stronę.
– Mam swoje nawyki. Jestem już długo sama. Lubię długo siedzieć pod prysznicem. Sypiam w grubych skarpetach i ulubionej piżamie. Na noc zakładam również wkładkę na zęby, żeby ich nie ścierać, bo mam do tego tendencję... – Zrobiła krótką przerwę, a potem znów zaczęła wyliczać: – Nienawidzę seksownej bielizny i wysokich obcasów. Prawie nie gotuję, a kurz w moim domu przypomina mi o czasach, gdy byłam jeszcze panienką. Mam pyskatą córkę, która nie cierpi, gdy przyprowadzam do nas mężczyzn. Aaaa! – Uniosła palec w górę. – Bym zapomniała! Jestem uzależniona od balsamu lawendowego. Kiedy się nim nie posmaruję, nie zasnę. Wszyscy moi dotychczasowi partnerzy tego nie wytrzymywali. Mówili, że pachnę odświeżaczem do toalet.

Parsknąłem śmiechem. Nie dałem rady

Nie spodziewałem się takiej wyliczanki i samokrytyki ze strony Karoliny. Byłem w lekkim szoku. Ona jednak wyglądała na poważną.
– Teraz wydaje ci się to bardzo pociągające. Nawet słodkie – zaczęła znowu. – Ale po jakimś czasie zaczniesz widzieć to w zgoła innym świetle. Otóż zacznie ci to przeszkadzać! Nie będziesz mógł tego znieść! Też się do niej nachyliłem. Wpatrzyłem się w jej oczy.
– Wybacz mi, ale już to przerabiałam. Wielokrotnie. Chciałabym ci tego wszystkiego zaoszczędzić. Przy okazji sobie też. – Wzięła głęboki oddech i oparła się o krzesło. – To jak? Napijemy się jeszcze po jednym kieliszku wina? – spytałem z nadzieją. – Bo potwornie zaschło mi z tego wszystkiego w gardle? – Tak – rzuciła krótko.

Byliśmy ze sobą szczerzy 

Gdy przyniosłem nowe kieliszki, usiadłem i wpatrzyłem się w swoją wybrankę.
– Ja też uwielbiam zapach lawendy – powiedziałem miękko. – I też mam, jak każdy, swoje dziwactwa i przyzwyczajenia. Poza tym chrapię i lubię gotować. Więc nie oczekuję, żeby kobieta podawała mi obiadki – odchrząknąłem.
– Moje włosy są wszędzie – wyszeptała na to ze zgrozą Karolina. – Okropnie wypadają i można je znaleźć zarówno pod prysznicem, jak i w łóżku. No i pewnie niedługo będę łysa...
– Mam psa i kota, sierść mi niestraszna – roześmiałem się.
Karolina oparła się o krzesło i wypiła duszkiem swoje wino. Wyglądała na nieco rozbawioną. A więc udało mi się wywołać jej uśmiech! To już było coś!
– Widzę, że nie zdołam cię odstraszyć? Nic na ciebie nie działa? – powiedziała w końcu.
– Z natury nie jestem strachliwy. Mogę odprowadzić cię do autobusu? – spytałem, widząc, że powoli zbiera się do wyjścia. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Wyszliśmy na deszczową ulicę. Nie mówiliśmy zbyt dużo. Objąłem Karolinę, a ona bez słowa wtuliła się we mnie. Poczułem od niej delikatny zapach lawendy. A na pożegnanie pocałowałem ją. Po powrocie do domu znalazłem na kurtce dwa jej włosy. Nie kłamała więc. Cóż... powiedziałbym, że to bardzo dobrze wróży na przyszłość!

Czytaj więcej