"Jako samotna kobieta nie byłam mile widziana na imprezach u znajomych..."
Czułam na sobie niechętne spojrzenia koleżanek. Żadna z nich nie podeszła do mnie, nie zapytała, co słychać, jak się czuję, jak sobie radzę.
Fot. 123RF

"Jako samotna kobieta nie byłam mile widziana na imprezach u znajomych..."

"Po śmierci mojego męża przyjaciółki bardzo mi współczuły i obiecywały wsparcie. Gdy jednak po pół roku udało mi się otrząsnąć i chciałam wyjść do ludzi, okazało się, że one wcale nie chcą mnie w swoim towarzystwie. Uznały, że jestem dla nich zagrożeniem! Bardzo się pomyliły...".  Katarzyna, 45 lat

 

Mój mąż zginął w wypadku. Przeżyłam szok, bo wtedy wyszło na jaw, że nie był mi wierny. Nie spodziewałam się tego... Absolutnie niczego nie zauważyłam. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że Maciek mnie zdradza, to wyśmiałabym go. Ale nie było mi do śmiechu, gdy okazało się, że miał kochankę. Tego dnia, gdy zginął, właśnie od niej wracał...
Kolejne osoby składały mi wyrazy ubolewania z powodu śmierci mojego męża, a jak tylko potakiwałam tylko głową. Nie miałam ani siły, ani ochoty odpowiadać i dziękować...
– Kasiu, pamiętaj, gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń o każdej porze. Możesz na nas liczyć – Helena ścisnęła moją dłoń.
– Trzymaj się – uśmiechnął się smutno jej mąż, Darek.
– Tak mi przykro, kochana... Przyjmij moje kondolencje – Anka spojrzała na mnie współczującym wzrokiem. – To był wspaniały facet – dodała. – Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała, dobrze?
Pamiętam, że niewiele do mnie w dniu pogrzebu docierało. Chciałam, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło i żebym mogła w końcu wrócić do domu i położyć się do łóżka. 

Rozdział zamknięty

Pół roku dochodziłam do siebie, z nikim się nie spotykałam, z nikim się nie widywałam, pracowałam w domu. Łykałam prochy, znieczulałam się alkoholem i próbowałam zrozumieć to, co się stało, dlaczego mnie zdradzał, ale nie umiałam znaleźć odpowiedzi na te pytania. Któregoś ranka, gdy spojrzałam w lustro i zobaczyłam smutną, zaniedbaną starą kobietę, wkurzyłam się. „Ogarnij się, Kaśka! Nie marnuj życia, bo on nie był tego wart! Rozdział zamknięty. Weź się w garść. Jesteś jeszcze młoda, korzystaj z życia!”, pomyślałam. Poszłam do kuchni, wyjęłam z apteczki proszki na uspokojenie i wrzuciłam je do toalety. Spuściłam wodę, potem wylałam do zlewu wino, zadzwoniłam do fryzjerki i umówiłam się na wizytę. Zapakowałam do worka czarne ciuchy i zaniosłam je do pobliskiego kontenera PCK. Następnego dnia po pracy poszłam do fryzjera, zrobiłam nowy kolor, podcięłam włosy, wyglądałam dziesięć lat młodziej. A potem ruszyłam na zakupy. Wyszłam z galerii obładowana torbami wypchanymi nowymi, kolorowymi sukienkami, bluzkami, spodniami. Czułam się lekko, szłam uśmiechając się do ludzi. Na parkingu, kiedy pakowałam swoje zakupy do bagażnika, ktoś mnie zagadnął.
– Kasia? – usłyszałam męski głos. Obróciłam się. Przede mną stał Darek. – Cześć! – przywitał się. – Świetnie wyglądasz! Zmieniłaś się. – Patrzył na mnie z podziwem w oczach.
– Cześć! – uśmiechnęłam się.
– Darek! – zza jego pleców, wyłoniła się postać Heleny. – Miałeś czekać przy aucie! – złościła się.
– Zgadnij, kogo spotkałem? – zwrócił się do żony. Helena podeszła bliżej, zdjęła okulary z nosa, zmrużyła oczy, taksując mnie z góry na dół.
– Kasia?... – zapytała z niedowierzaniem.
– No ja, we własnej osobie – roześmiałam się. – Co u was słychać?
– Wszystko w porządku. Właśnie robimy zakupy na grilla. Może byś do nas wpadła w sobotę? Będzie Anka z Radkiem, Marzena, Tolek i jeszcze kilka innych osób – rzucił Darek, ale w tym samym momencie Helena szturchnęła go łokciem w bok.
– Darek, Kasia ma żałobę... – syknęła.
– Nie, już nie mam – odparłam.
– Ale minęło dopiero pół roku... – spojrzała na mnie oburzona.
– Wystarczy. I tak za długo trwała – powiedziałam twardo.
– To co? W padniesz do nas? – ucieszył się Darek. – Zrobię karkówkę w marynacie musztardowo-miodowej...
– Chętnie. O której? – zapytałam.
– O osiemnastej – odpowiedział Darek, a Helena, gdyby mogła, zabiłaby go spojrzeniem. Nie kryła swojego niezadowolenia. Zrobiło mi się trochę przykro, bo przecież jeszcze nie tak dawno cieszyła się, kiedy do nich przychodziłam, czy to sama, czy z Maćkiem. Zastanawiałam się, o co jej chodzi, dlaczego jest taka oschła? Pomyślałam, że może wcześniej pokłóciła się z Darkiem i jest na niego zła, więc teraz odgrywa się na wszystkich.

Siedziałam sama jak palec

Cieszyłam się na to sobotnie spotkanie u Heleny. Zrobiłam sałatkę, upiekłam sernik, kupiłam butelkę wina i punkt osiemnasta zajechałam taksówką pod dom gospodarzy imprezy. Kiedy weszłam do środka, czułam na sobie spojrzenia wszystkich pań. Widziałam, jak patrząc na mnie, nachylają się ku sobie, szepczą do ucha, szturchają się, robią wymowne miny. No nie było to miłe, ale nie dawałam niczego po sobie poznać. Przywitałam się, Darek podał mi drinka, zaprowadził do stołu i zaczął wypytywać, co u mnie słychać, jak sobie radzę. On, nie Helena czy Anka!
– Darek, pozwól – w pewnym momencie podeszła do nas Helena i odciągnęła go na bok. Siedziałam sama jak palec, rozejrzałam się dookoła, czułam na sobie niechętne spojrzenia koleżanek. Jedno mnie zdziwiło: żadna z nich nie podeszła do mnie, nie zapytała, co słychać, jak się czuję, jak sobie radzę. Każda z nich warowała przy swoim mężu, a gdy tylko ten się oddalał, ona podążała za nim. Czułam się jak trędowata. Poszłam do ogrodu, usiadłam na ławce pod oknem kuchennym.
– Widziałaś, jak ona łypie na Darka? Ty go lepiej pilnuj, żeby ci się nie zerwał ze smyczy i nie dał się jej zbałamucić. Ty myślisz, że po co ona tak się stroi? Nowe ciuchy, nowa fryzura. Przecież powinna być jeszcze w żałobie.
– No, powinna. Ja ci powiem, że jej się chłopa chce... – rzuciła Helena.
– To niech sobie znajdzie męża, byleby nie żadnego z naszych – potaknęła jej Anka. – I lepiej będzie, jak więcej jej nie zaprosimy. Po co kusić los.
Zrobiło mi się gorąco, poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz. Więc o to chodzi! Myślą, że chcę uwieść któregoś z ich mężusiów! Jakbym nie miała nic lepszego do roboty. Fałszywe małpy! Wstałam i wyszłam bez pożegnania.

Kolejny raz się zawiodłam 

Szłam ulicą i ryczałam, bo po raz kolejny zawiodłam się na bliskich mi osobach. W pewnym momencie usłyszałam za sobą jadący samochód, więc zeszłam na bok.
– Dobry wieczór! – zawołał mężczyzna siedzący za kierownicą. – Podwieźć gdzieś panią? Wzruszyłam ramionami.
– No niech pani wsiada, zaraz będzie lało, burza nadciąga – nie ustępował. Więc wsiadłam do jego auta.
– Coś się stało? – zapytał zatroskany, widząc moją zapłakaną twarz z rozmazanym makijażem. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale opowiedziałam mu, co się stało, powiedziałam też o Maćku. Po raz pierwszy komuś wyznałam prawdę i poczułam się dużo lepiej...
– Wredne małpy te pani koleżanki – przyznał. – Ale mam pomysł, jak im utrzeć nosa... Spodobał mi się ten plan i ten facet. Starłam rozmazany tusz, poprawiłam makijaż i wróciliśmy na imprezę. Kiedy weszliśmy do domu Heleny, moim koleżankom szczęki opadły. Nie dziwię się, bo kiedy sama ujrzałam mojego znajomego w świetle, też mi szczęka opadła. Facet był naprawdę cholernie przystojny i elegancki.
– Pozwólcie, że przedstawię wam mojego przyjaciela. To jest Adam – powiedziałam, uśmiechając się znacząco.
– Dobry wieczór, najmocniej przepraszam za spóźnienie, ale interesy mnie zatrzymały – skinął głową mój znajomy.
– Trafiło się ślepej kurze ziarno – szepnęła zawistnie Anka do Heleny. Widziałam, jak pożerają go wzrokiem, jak się prężą, mizdrzą, kokietują, ale na nic się zdały ich starania. Adam całą noc mnie zabawiał... A bawiłam się przednio.
Tej nocy znalazłam sobie męża: najprzystojniejszego, najdowcipniejszego i najbogatszego faceta w naszym mieście.

Czytaj więcej