"Kamil nie tylko był cholernie przystojny. Miał w sobie coś z naiwnego, ale interesującego dzieciaka. Jakąś uroczą nieporadność, a ta cecha sprawiała, że miałam ochotę się nim zaopiekować. Tak też zrobiłam..." Edyta, 35 lat
Kamila poznałam na jakiejś studenckiej imprezie w akademiku. Wylał na mnie swoje piwo. Najpierw niezdarnie próbował mnie wytrzeć papierową serwetką, a gdy to rozzłościło mnie jeszcze bardziej, poszedł poszukać czegoś, w co mogłabym się przebrać.
Kamil bardzo chciał naprawić skutki swojej nieuwagi i trzeba przyznać, że wykazał się kreatywnością, której nie doceniłam w pierwszej chwili.
– W przedpokoju na wieszaku znalazłem tylko to – oznajmił, wręczając mi wzorzystą jedwabną chustę.
– I co niby mam z tym zrobić?! – nakrzyczałam na niego. – Owinąć się czy jak?!
– Właśnie – przytaknął potulnie.
Chciałam znowu go objechać, ale nagle pomysł nie wydał mi się taki głupi. Kamil też się do niego zapalił.
– Zawiniesz dwa razy w ten sposób... – instruował. – Tutaj przełożysz przez ramię... Powinno być ekstra! Poszłam do łazienki i owinęłam się chustą według pouczeń chłopaka. Spojrzałam w lustro i musiałam przyznać, że obcisły top, który mi wyszedł, podkreślał subtelnie krągłości mojej figury...
Zadowolona wyszłam z łazienki i łaskawie zaszczyciłam Kamila rozmową. Jakoś tak wyszło, że gadaliśmy ze sobą do białego rana. Studiował na ASP, ale nie dlatego, że interesowała go sztuka.
– Nie jestem za mądry – wyznał. – Potrafię tylko dobrze rysować.
Oprócz tego, że Kamil był cholernie przystojny, miał w sobie coś z naiwnego, ale interesującego dzieciaka. Jakąś uroczą nieporadność, a ta cecha sprawiała, że miałam ochotę się nim zaopiekować. Tak też zrobiłam. A kiedy poznaliśmy się już lepiej, zorientowałam się, że owa nieporadność cechowała całą jego rodzinę...
Mój nowy chłopak mieszkał z matką i młodszą siostrą w niedużym domku. Jego ojciec od ponad dekady pracował w Kanadzie i od kilku lat nie był w kraju. Na ostatnim roku studiów wprowadziłam się do Kamila. Kończyłam zarządzanie i szukałam pomysłu na jakiś biznes. Poza tym pracowałam jako menadżerka restauracji. Wciąż byłam w ruchu, wstawałam przed świtem, biegłam do pracy, potem na uczelnię, potem na angielski i niemiecki. Wieczorami pisałam pracę magisterską. Wiecznie czułam się zmęczona i gdzieś się spóźniałam. Za to mój chłopak wstawał koło południa, snuł się po domu w pidżamie, szkicował coś, szedł na uczelnię albo i nie... Kochałam go, ale wkurzała mnie jego rozlazłość. W dodatku cała rodzina zachowywała się podobnie.
Mama Kamila nie pracowała, żyła z pieniędzy, które zarabiał jej mąż w dalekiej Kanadzie. W zależności od pory roku całymi dniami oglądała seriale albo opalała się w ogrodzie.
Ada, siostra Kamila, uczyła się tragicznie i choć czekała ją w tym roku matura, nic nie wskazywało na to, że ją zda. Zaczęłam w weekendy powtarzać z nią angielski i wiedziałam, jakie miała braki. Obawiałam się, że tak samo jest z resztą przedmiotów... Ale za punkt honoru postawiłam sobie, że Ada zda maturę. Cisnęłam ją niemiłosiernie...
– Adusia nigdy zbyt bystra nie była – mówiła tylko jej mama. Dziwiło mnie jej podejście... Mimo to bardzo ją lubiłam, bo była naprawdę miła. I nieporadna, jak jej dzieci. Stawała się zupełnie bezradna, gdy psuł się kran albo telewizor, gdy trzeba było znaleźć fachowca do przeciekającego dachu czy napisać pismo do urzędu.
Zupełnie nie wiem, jak to się stało, ale właśnie ja zaczęłam zajmować się w domu wszystkimi praktycznymi rzeczami. Stając się przy tym częścią rodziny. I to jej centralną częścią.
– Zarządzaj sobie kochanie, zarządzaj – śmiał się Kamil, gdy brałam się do załatwiania czegokolwiek. Więc zarządzałam.
Wysłałam mojego chłopaka na kurs prawa jazdy, bo w całej rodzinie tylko ja prowadziłam samochód. Cztery razy oblał, ale w końcu zrobił prawko. Adę wyedukowałam tak, że zdała maturę i dostała się na studia. Przypilnowałam, żeby Kamil wreszcie skończył ASP (a szło mu to opornie) i znalazł pracę jako grafik. Tylko jednego nie umiałam „zarządzić”. Żeby mój ukochany wreszcie poprosił mnie o rękę. Bynajmniej nie siedziałam i nie czekałam na to, bo on prawdopodobnie nigdy by się nie domyślił... Mówiłam o tym wprost i to wiele razy.
– Ze ślubem poczekamy, aż z Kanady wróci mój ojciec – odpowiadał za każdym razem. Zgadzałam się, bo go kochałam. Właściwie co zmieniał ślub? I tak przecież bylibyśmy ze sobą...
Mijały lata. Ada po studiach wyjechała do pracy do Anglii i zanosiło się, że już do kraju nie wróci. Prowadziłam własną firmę, urodziłam dwoje dzieci. Wciąż mieszkaliśmy w domu rodzinnym Kamila, bo tak było wygodniej i nam, i matce mojego faceta. Dla nas plusem było, że w podbramkowej sytuacji zajmowała się wnukami, dla niej – koszty utrzymania domu były mniejsze. Właściwie cały ten dom i tak był na mojej głowie...
W ubiegłym roku, niespodziewanie dowiedzieliśmy się, że ojciec Kamila, pan Janek wraca do kraju. Trochę mnie ta informacja zaskoczyła. Ułożyłam sobie życie w tej rodzinie, właściwie byłam jej głową, dbałam o wszystko i wszystkich, i co? Teraz miałam odstąpić palmę pierwszeństwa jakiemuś obcemu facetowi? Ale okazało się, że nie musiałam się bać. Kiedy wrócił ojciec, rodzice Kamila kupili sobie mieszkanie, a nam odstąpili dom.
– To prezent ślubny od nich – powiedział mój chłopak.
– Oświadczasz mi się? – upewniłam się.
– Tak jest. Przecież ci obiecałem – dodał, przytulając mnie.
– Zaplanujesz teraz nasz ślub, kochanie? Zaplanowałam, a jakże...