„Po rozwodzie moje życie legło w gruzach. Biedowałam na zapadłej wsi w chałupie pod lasem...”
Fot. 123 RF

„Po rozwodzie moje życie legło w gruzach. Biedowałam na zapadłej wsi w chałupie pod lasem...”

„Było zimno, wysiadł prąd, przez dziury w dachu hulał wiatr... Nie miałam pieniędzy, więc starałam się jak najwięcej prac renowacyjnych przeprowadzić sama, no ale nie wszystko się da... Słyszałam, że we wsi plotkują o miastowej, która straciła wszystko, łącznie z mężem”. Agnieszka, 37 lat 

Nasze cienie tańczyły na ścianach w chybotliwym świetle świec. W pokoju pachniało suszonymi jabłkami, kurzem i... grzanym winem z goździkami. Mogłam narzekać, ale jedno musiałam przyznać: mój nowy dom miał klimat. Nic to, że tynk spadał płatami na głowę, podłoga skrzypiała, a rury żyły swoim życiem, co wieczór dając koncert dzikich pisków... To było prawdziwe lokum z duszą.

Nim docenię duszę, muszę mieć dostęp do ciepłej wody – narzekałam przyjaciółkom, które przyjechały... Oficjalnie na andrzejki połączone z parapetówką. Ale przede wszystkim chyba po to, żeby mnie wesprzeć. Nie miałam ostatnio łatwo, to fakt. Najpierw dowiedziałam się, że mój mąż znalazł „swój ideał”. Nie zdążyłam się otrząsnąć po tej rewelacji, gdy dostałam pozew rozwodowy, a potem okazało się, że w ramach zapisów intercyzy muszę się wynieść z naszego pięknego domu z ogrodem w mieście. Z jedną torbą.

Jak andrzejki, to na całego!

– No to, Malwina, twoja kolej! – zawołała Ala, wręczając mi klucz i rondel z woskiem. – Jak andrzejki, to na całego!

Wzruszyłam ramionami, w głowie szumiało mi wypite winko... Hojnie chlusnęłam woskiem przez dziurę wiekowego klucza. Chwilę później Alicja wyciągnęła z wody przezroczystą bryłkę.

Jak babcię kocham, to jest serce! – zawołała Iza. – Przed tobą miłość!

– Oszalałaś... – mruknęłam. – Miłość jest przereklamowana!

Jednak każda kolejna wróżba potwierdzała fakt: wkrótce się zakocham. Mój wybranek już czeka za progiem, ma na imię Andrzej lub Antoni, jest wysoki, niebieskooki i pochodzi z daleka. Połączy nas... dom.

– O nie! Mam dość facetów! – warknęłam. – Zresztą kogo niby miałabym spotkać na tym zadupiu? Tu ledwo pięć domów stoi, a i tak żaden prosto!

Następnego dnia dziewczyny pojechały, a ja wróciłam do prozy życia. I jak na złość nie chciał się zjawić żaden Romeo, żeby mnie z niej wyrwać. Było zimno, wysiadł prąd, przez dziury w dachu hulał wiatr... Nie miałam pieniędzy, więc starałam się jak najwięcej prac renowacyjnych przeprowadzić sama, no ale nie wszystko się da... Słyszałam, że we wsi plotkują o miastowej, która straciła wszystko, łącznie z mężem, i teraz bieduje w chałupie pod lasem.

– Z dachem to stary mój pani pomoże – zlitowała się sklepowa, pani Jadzia. – Ale do reszty prac przydałby się pani fachowiec z prawdziwego zdarzenia...

– A zna pani takiego? – zapytałam.

– Znać nie znam, ale popytam...

Wróciłam na swoje włości. Mąż pani Jadzi faktycznie załatał co większe dziury w dachu, ale gdy kończył, wysiadł mi piec. Był początek grudnia. Temperatura w domu spadła poniżej tej na zewnątrz, ja dostałam akurat większe zlecenie. Siedziałam zakutana w kołdrę i z wściekłością waliłam w klawiaturę. Myślałam, że oszaleję. Na domiar złego pani Jadzia co rusz przysyłała mi jakiegoś życiowego niedojdę do pomocy. A to jeden miał może jakąś wiedzę w temacie, ale brakowało mu jednej ręki. A to drugi miał obie kończyny górne, za to rozumu jakby mu brakło, trzeci był ponoć świetny, ale... się nie zjawił, czwarty przyszedł, rozgrzebał robotę, a potem... dla kurażu opróżnił dwie butelki wódki i zniknął.

Nie ma się co dziwić, że kiedy zjawił się piąty, w pierwszym odruchu chciałam się go pozbyć.

– A pan skąd? Od pani Jadwigi?

– Nie, ja spod Lwowa – powiedział ze wschodnim zaśpiewem dryblas, przeczesując ręką czuprynę blond włosów. – Ja przyjechał niedawno, mieszkam u Kowolki, i ja widział, jak pani się tu męczy. A tak się składa, że szukam pracy i umiem naprawiać rzeczy...

– O! – odparłam zaskoczona. – No dobrze. Ale wie pan, nie mogę zapłacić za wiele...

– Najpierw zobaczymy, co jest do zrobienia – zaproponował, bez pardonu ładując się do środka. – No prawdziwy dom z duszą! – Mężczyzna gwizdnął z podziwem, rozglądając się po kątach.

– Ale bez ogrzewania – mruknęłam.

– A, to się da zrobić – odparł, po czym roztoczył przede mną wizję remontu... Heblowane deski na podłodze, odbudowany piec chlebowy, piękna łazienka...

– Ile to będzie kosztowało? – spytałam ponuro, gdy już skończył.

– O to się pani nie martwi – odparł. – To co, umowa stoi?

Spojrzał na mnie niebieskimi oczami i cóż... zgodziłam się.

Cała wieś teraz plotkuje

A nazajutrz się zaczęło. Andriej zjawił się późnym rankiem z wielką skrzynką narzędzi, deskami, radiem oraz wieloma innymi sprzętami niewiadomego użytku. Zaczął od... włączenia radia. A konkretnie płyty z muzyką klasyczną. Spojrzałam na niego zaskoczona, ale nic nie powiedziałam. Potem wziął się za piec i... za opowiadanie. Po godzinie wiedziałam już, że przyjechał do Polski, bo w jego rodzinnym mieście nie było pracy ani perspektyw, że ściągnął go tu znajomy do domu swoich rodziców... Że zawsze mieszkał w mieście, ale bardzo mu się ta wieś podoba. Straszna była z niego gaduła. Opowiadał o wszystkim, o ludziach, o wrażeniach z Polski, o jedzeniu, muzyce i różnicach kulturowych...

Na początku mi to przeszkadzało, ale po kilku dniach przyzwyczaiłam się do potoku słów ze wschodnim zaśpiewem. Wkrótce zauważyłam, że Andriej pracuje, hm... bardzo dokładnie. Z pietyzmem hebluje stare deski, trzy razy zastanawia się, jaki odcień farby wybrać... Podobało mi się to i... on też coraz bardziej mi się podobał.

Nie wiem, kiedy zaczęłam gotować dla nas obojga. Chyba po dyskusji o różnicach między kuchnią polską i ukraińską. Minęło pół roku, a remont posuwał się w iście żółwim tempie. Ale im dłużej to trwało, tym mniej mi przeszkadzało. Miłość przyszła jakoś tak niezauważenie, pomiędzy słowami... Gdzieś tam przez przypadek zetknęły się nasze ręce, potem Andriej przytulił mnie, gdy miałam gorszy dzień... Któregoś wieczoru został, potem przeniósł do mnie swoje rzeczy.

Od tamtej chwili minęły cztery lata. Remont nadal trwa. A wieś plotkuje o miastowej, co żyje na kocią łapę z Ukraińcem.

 

Czytaj więcej