"Mam tylko jedno postanowienie noworoczne. Jeśli go dotrzymam, wszystko się ułoży..."
Fot. 123 RF

"Mam tylko jedno postanowienie noworoczne. Jeśli go dotrzymam, wszystko się ułoży..."

"Sylwestrową noc spędziłam samotnie w domu, słuchając kłótni sąsiadów z dołu. Gdy zaczęło świtać, zrobiłam sobie mocnej kawy. Pomyślałam o mojej rodzinie, która chciała, bym ułożyła sobie życie według ich wzoru. I o sąsiadach, których miałam za ideał, a okazali się bardzo zwyczajni i jeszcze bardziej nieszczęśliwi niż ja. I o tym, że moje plany, zamiast moich marzeń, odzwierciedlały oczekiwania innych ludzi. Musiałam to zmienić..." Hania, 32 lata

Ledwo wtargałam na piąte piętro ciężką walizkę. Winda w budynku, i owszem, była. Ale nieznanym zrządzeniem losu kończyła swój bieg na piętrze czwartym. Wiadomo, biednemu wiatr zawsze w oczy. Weszłam do małego mieszkania, zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą. Rodzinne święta potrafią człowieka wykończyć... Zrzuciłam buty, płaszcz, wcisnęłam walizę w kąt i nalałam sobie koniaku. Miałam dość. Razem z mamą przygotowałam święta dla jedenastu osób i jednego psa (za to w pretensjach i bardzo wymagającego!). I to po miesiącu takiej harówy w robocie, że nie wiedziałam, jak się nazywam... Dlaczego?

Ciągle słyszałam, że przecież  jestem sama...

– Ty nie masz rodziny! To przyjedziesz wcześniej i razem szybko się uwiniemy – stwierdziła rodzicielka. Jasne... Bo wymagająca praca to nic wielkiego. Nie zasługuje na podziw fakt, że awansowałam i zostałam menadżerką sklepu. Ważne jest tylko to, czy mam męża i dzieci... A ja ich nie mam. O ile z karierą radzę sobie nieźle, o tyle moje życie prywatne przypomina ruinę. O czym moi najbliżsi przy każdej okazji skwapliwie mi przypominają...
– Jak będziesz miała dzieci, to sama zobaczysz, jak to jest – mówiła z wyższością moja bratowa. Sama urodziła trójkę.
– No, najpierw Hanula musiałaby znaleźć męża – dodała ciotka Michalina, siostra mego taty, całując w mordkę swojego oślinionego i wyjątkowo złośliwego mopsa.
Milczałam. Bo co mam im powiedzieć? Że to przygnębiające być trzydziestodwuletnią singielką? I że z dziką rozkoszą wyszłabym za mąż, a potem urodziła całą gromadę dzieci... Gdybym tylko trafiła na jakiegoś przyzwoitego i chętnego faceta. Ale na tym nie kończyły się moje męki.
– Dlaczego nie jesz? – pytała mama. – Ty na pewno źle się odżywiasz! Nie masz tam komu gotować i sama nie dojadasz!
– A w ogóle to nie jedz tyle, bo utyjesz i już nigdy nie znajdziesz męża – żartowała godzinę później moja siostra, tuląc się do swego świeżo poślubionego męża.
– Ciociu! Baw się z nami! – wrzeszczeli moi bratankowie, kiedy próbowałam schować się w kącie i poczytać książkę.
– O, wychodzisz? To weź na spacer Kacperka! – wciskała mi swoje najmłodsze dziecię bratowa, kiedy chyłkiem wymykałam się na „samotny” spacer...
– Możesz też zabrać Fafika! – dodawała ciotka. – Zobacz, jak się kruszyna cieszy! „I pomyśleć, że mogłam spędzić te święta razem z przyjaciółmi w górach!”, myślałam, pchając po wiejskich wertepach wózek z bratankiem i jednocześnie ciągnąc za sobą opornego mopsa z nadwagą. Ale nie, rodzina to świętość. No i kto pomoże mamie przygotować taką furę jedzenia...
Miałam dość. I w desperacji wpadłam na pomysł... Oznajmiłam, że wyjeżdżam wcześnie, bo koleżanka zaprosiła mnie na sylwestrową imprezę.
– O, to cudownie! – zawołała mama. – Może spotkasz tam jakiegoś miłego chłopca!
– Może. – Wzruszyłam ramionami. Choć wiedziałam, że nie spotkam. Bo nigdzie się nie wybierałam. Sylwestrowy wieczór zamierzałam spędzić sama.

Z zazdrością patrzyłam na swoich sąsiadów

W sylwestrowe przedpołudnie wybrałam się na zakupy. Krewetki, bagietka i wino... Wracając do domu, minęłam się w drzwiach z sąsiadami z dołu. I aż westchnęłam. Byli tacy... piękni. Ona – smukła, eteryczna blondynka mniej więcej w moim wieku, on – przystojny brunet ze zniewalającym uśmiechem. Często gdzieś wychodzili. Ona zawsze w cudnych sukienkach. On w garniaku, wpatrzony w nią jak w obrazek. Wsiadali razem do wypasionego auta i odjeżdżali w siną dal. A ja zostawałam i z zazdrością wyobrażałam sobie ich idealne życie... Ech, gdybym choć w połowie była taka jak oni, wszystko wyglądałoby całkiem inaczej. Westchnęłam raz jeszcze i ruszyłam na swoje piąte piętro bez windy. Ogarnęłam mieszkanie i wskoczyłam w dresiki. Kiedy krewetki z dużą ilością czosnku (a co, i tak nie zamierzałam się z nikim całować!) skwierczały na patelni, otworzyłam butelkę białego wina... Potem usiadłam z talerzem przed telewizorem i zaczęłam się zastanawiać...

Jak co roku zamierzałam zrobić postanowienia noworoczne

Tradycyjnie zamierzałam zrobić podsumowanie minionego roku i wyznaczyć sobie cele na nowy. Wyciągnęłam notes... Praca: awans 100% Finanse: zarobki 100%, oszczędności 40% (co w wolnym tłumaczeniu znaczyło, że w pracy wykonałam sto procent planu, zarabiam zadowalająco, ale za mało oszczędzam...). Sport: 20% (ponieważ w noworocznym postanowieniu, że zacznę uprawiać sport, wytrwałam do marca). Wzięłam duży łyk wina. Teraz czekała mnie trudniejsza część sprawozdania... Waga: hmm... No cóż, miałam schudnąć pięć kilo, a przytyłam dwa. Miłość: 0% (perspektywy: żadne?). Nalałam sobie kolejny kieliszek wina. Za oknem strzelały pierwsze fajerwerki. W telewizorze śpiewała Maryla Rodowicz.
No tak, teraz moje plany... 1. Schudnąć (teraz już 7 kilo). 2. Bardziej o siebie dbać (nowa fryzura albo wizyta u kosmetyczki?). Nie znosiłam chodzić do fryzjerek i nie przepadałam za zabiegami kosmetycznymi, ale może dzięki temu zbliżyłabym się choć trochę do ideału, czyli mojej sąsiadki? 3. Pielęgnować życie towarzyskie i częściej wychodzić do ludzi – bo jak inaczej mam spotkać faceta mojego życia? 4. Konto na portalu randkowym? 5. Język angielski – podszlifować. 6. Sport... Zdaje się, że przy tym punkcie zasnęłam.

Mam tylko jedno życzenie

Obudziło mnie bardzo głośne trzaśnięcie drzwiami. Potem walenie w nie.
– Wpuść mnie, ty gnoju! – wołała jakaś kobieta. – Bo zacznę krzyczeć! Potem nastąpiło kolejne trzaśnięcie drzwiami. Chyba ją wpuścił. Usłyszałam, jak ktoś otwiera balkon poniżej. Potem przez uchylone okno wleciało trochę papierosowego dymu.
– Spieprzyłeś mi życie... – usłyszałam głos kobiety. – Gdyby nie ty, mogłabym...
– Gówno byś mogła! Ja cię stworzyłem! Bez mojej kasy nadal tkwiłabyś w tej wynajmowanej norze na przedmieściach... – Może bym tkwiła... Ale przynajmniej byłabym wolna.
– Wiesz co, zawsze podejrzewałem, że jesteś idiotką! – parsknął.
– A ty impotentem – odparowała. – Nawet dziecka nie możesz mi dać...
– To idź do tego kutafona, z którym tańczyłaś – warknął. – Może on cię zechce! Usłyszałam rozpaczliwy płacz. Uchyliłam drzwi balkonu i wyjrzałam na zewnątrz. Głosy dobiegały... z dołu. Wychyliłam się delikatnie i... zobaczyłam moich idealnych sąsiadów. Moje wzorce z Sèvres! Moich kandydatów do Oskara... Kłótnia trwała prawie do rana. A ja siedziałam, piłam wino i słuchałam. Kiedy zaczęło świtać, zrobiłam sobie mocnej kawy. I wyrwałam kartkę z planami na nowy rok. Nagle wydały mi się zupełnie nieaktualne. Pomyślałam o mojej rodzinie, która parła do tego, bym ułożyła sobie życie według ich wzoru. I o państwie Idealnych, którzy okazali się bardzo zwyczajni i jeszcze bardziej nieszczęśliwi. I o tym, że moje plany, zamiast moich marzeń, odzwierciedlały oczekiwania, jakie wobec mnie mieli inni ludzie. Na nowej stronie w notesie napisałam jedno zdanie, obietnicę, jaką dałam sobie na ten nowy rok: Będę dobra dla siebie. „Czy mi się udało?”, zastanawiam się, siedząc ze swoim notesem w górskiej chacie. Minął kolejny rok. Święta spędziłam z przyjaciółmi w górskim domu, który odziedziczył po babci jeden z nich. Moja rodzina przyjęła to, o dziwo, spokojnie. Faceta swojego życia jeszcze nie spotkałam. Za to spotkałam siebie i swoje pragnienia. I zamiast za cudzymi oczekiwaniami, uczę się podążać za swoim własnym głosem. Cóż, mam wrażenie, że idzie mi coraz lepiej...

 

Czytaj więcej