"Zosia należała do wrażliwych istot, a Ireneusz sprawił jej wielką przykrość. Na dodatek w tak ważnym dla niej dniu. Biedaczka wybiegła od nas z płaczem. Miałam ochotę ukatrupić starego marudę! Przez całą noc nie spałam. I nagle narodził się we mnie bunt, jakiego nie poczułam przez czterdzieści pięć lat naszego małżeństwa...." Mirosława, 63 lata
– Nie mogę na to patrzeć! – zagrzmiał Ireneusz. – Co to w ogóle ma być?! Czy my ludem pierwotnym jesteśmy? Albo kryminalistami? Ciało trzeba szanować, a nie je oszpecać. Ani to higieniczne, ani ładne!
– Ale modne – odpowiedziała wnuczka, nie podnosząc wzroku na zagniewanego dziadka.
– Modne! – parsknął Ireneusz. – Moda ma to do siebie, że zanim się obejrzysz, przestaje być modna. I co wtedy zrobisz? Zostaniesz z tym tatuażem jak głupia.
Zobaczyłam drgający podbródek wnuczki. Jeszcze chwila, a Zosia by się rozpłakała.
– Irek! – nie wytrzymałam. – Dosyć tych dyskusji! Jedzcie, obiad stygnie.
– Odeszła mi cała ochota na ten obiad – oświadczył Ireneusz, odsuwając talerz. – Bo nie przypuszczałem, że doczekam chwili, w której moja wnuczka zrobi sobie cholerny tatuaż! Co za wstyd!
Nagle Zosia poderwała się z miejsca.
– Dziadku, nic nie poradzę na to, że cię zawiodłam. Ale powiem ci, że się nie spodziewałam.
– A to czego niby?! – Irek wziął się pod boki.
– Że taki zacofany jesteś! – wykrzyknęła i z poczerwieniałą twarzą wypadła z kuchni.
Po chwili trzasnęły drzwi.
– Mój Boże, czy ty raz w język nie mógłbyś się ugryźć? – Pokiwałam głową, patrząc z wyrzutem na męża. – To był jej urodzinowy obiad! A ona przyjechała tu taka szczęśliwa!
– Mówię, co myślę – odburknął Ireneusz.
– Zosia ma już osiemnaście lat, może decydować, co chce nosić na własnej skórze. Nawet jeśli jest to tatuaż!
– A co to ona w więzieniu siedziała, czy jak? Wstyd!
– Wiesz co... – Też podniosłam się z krzesła, ciskając sztućcami o stół. – Ona ma rację. Ty faktycznie jesteś zacofany. Tatuaż mu przeszkadza na dziewczęcym nadgarstku! Maleńkie serduszko! Jakby takie w kryminale robili! Wstyd to mi za ciebie, wiesz?!
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w sypialni, żeby zadzwonić do Zosi i przeprosić ją. Mieliśmy zjeść razem obiad z okazji jej osiemnastych urodzin, a dziadek wszystko zepsuł.
– Z niego jest ciężki przypadek, ale on cię kocha. I mu przejdzie. Wybacz staremu marudzie...
– Cieszyłam się z tego tatuażu, a on odebrał mi całą radość – rzuciła wnuczka.
– Wiem, wiem... Ale jeszcze będzie cię przepraszał. Dlatego nie myśl o tym teraz.
Łatwo było powiedzieć. Zosia należała do wrażliwych istot, a Ireneusz sprawił jej wielką przykrość. Na dodatek w dniu najważniejszych w życiu urodzin. Miałam ochotę go ukatrupić.
Nie odzywałam się do niego do wieczora.
– Nie bądź już naburmuszona. – Wtulił się we mnie, kiedy wyszedł spod prysznica.
– Daj mi spokój. – Odsunęłam się.
– No przestań, przecież w głębi duszy myślisz tak samo jak ja. Tatuaże to paskudztwo.
– Wcale tak nie uważam – zaprzeczyłam. – Tatuaż Zosi mi się podoba.
– Ale to nadal tatuaż! Mirka, błagam cię... Oszpeciła się dziewczyna tylko. Kogo ona teraz pozna? Ja w życiu bym nie chciał dziewczyny z tatuażem. I się cieszę, że ty żadnego nie masz.
– Bo jakbym miała, tobyś mnie nie zechciał na starcie – prychnęłam.
– A żebyś wiedziała. – Irek ziewnął, a po chwili usłyszałam ciche chrapanie.
Cały on! Niereformowalny stary dziad! Narobić bigosu i zasnąć jak gdyby nigdy nic! Ja natomiast zasnąć nie potrafiłam. Ta cała historia z tatuażem nie dawała mi spokoju...
Myślałam o tym, co mówił Ireneusz. Że tatuaże są paskudne i że nie chciałby mnie z tatuażem. I nagle narodził się we mnie bunt, jakiego nie poczułam przez czterdzieści pięć lat naszego małżeństwa. A w związku z tym nie zmrużyłam oka aż do rana, którego nie mogłam się doczekać. Kiedy Ireneusz poszedł do łazienki, zadzwoniłam do Zosi, żeby ją wtajemniczyć.
– Babciu, ty tak poważnie?
– Nigdy nie byłam poważniejsza.
– Ale to decyzja na całe życie...
– Którego niewiele mi zostało.
– Nie mów tak...
Roześmiałam się.
– Oddzwoń do mnie, jak będziesz coś wiedziała.
Zosia oddzwoniła kilka minut później.
– To może być już dziś. Jest miejsce o siedemnastej, bo ktoś wypadł z grafiku. Normalnie dwa tygodnie się czeka.
– Idealnie! – uznałam. – Dzisiaj mam brydża z koleżankami, więc go odwołam, a dziadkowi nic nie powiem.
– No dobra... Zapisz adres, babciu.
Irek niczego nie zwietrzył. Po prostu wyszłam na brydża jak co środę. Nawet nie podniósł wzroku znad gazety.
Studio tatuażu mieściło się w piwnicy kamienicy w centrum miasta. Kiedy wyrósł przed nami wielki, brodaty facet z tajemniczymi wzorami na twarzy, straciłam rezon.
– Która pani do dziarania? – zapytał facet, a ja nie bardzo zrozumiałam.
– Babcia. – Zosia popchnęła mnie w przód. Nie mogłam już uciec.
– Ale ty wejdziesz ze mną... – Ścisnęłam wnuczkę za rękę.
Wielki facet wcale się ze mnie nie śmiał. Wytłumaczył za to, co i jak, powiedział, jak dbać o świeży tatuaż. Wybrałyśmy z Zosią wzór, czyli mój znak zodiaku. Dwie połyskujące na szaro rybki. Miały powstać na nadgarstku, bo jak przekonali mnie Zosia z tatuatorem, w tym miejscu skóra najwolniej się starzeje.
Nawet nie bolało, ale i tak po niespełna godzinie zeszłam ze skórzanego fotela spocona z emocji. Zapłaciłam, wyszłyśmy.
Wyciągnęłam przed siebie rękę i przez folię podziwiałam wzorek.
– Ale są ładne, naprawdę... Tylko teraz tak myślę... – Spojrzałam na wnuczkę.
– Że dziadek cię zabije? – dokończyła. – Ja myślę o tym samym... Dlatego wejdę z tobą na górę.
– Kochana jesteś. – Przytuliłam ją.
– A ty jesteś najfajniejszą babcią na świecie.
Ireneusz siedział w kuchni nad kubkiem herbaty i gazetą. Kiedy nas zobaczył, podniósł się z miejsca.
– Wiecie co? – odezwał się. – Przemyślałem sobie to i owo. Nie jestem wcale zacofany, muszę się przyznać, że zareagowałem nieco zbyt nerwowo. Zosiu, ten twój tatuaż... Podoba mi się, bo jest twój. – Pocałował wnuczkę w głowę.
– A mój? – Pokazałam rybki i natychmiast pożałowałam, bo Ireneusz opadł na krzesło, ukrył twarz w dłoniach.
– Irek... – Podeszłam bliżej. – Proszę cię...
Podniósł wzrok. Płakał, ale ze śmiechu.
– No to mnie urządziłyście... Koncertowo, powiem wam. Dwie wytatuowane baby w moim domu? To musi być zły sen...
Jakiś czas był, ale w końcu Ireneusz się przyzwyczaił. A ja? Niczego nie żałuję. I nie mogę się doczekać lata, żeby pokazać światu swój śliczny tatuaż.